13
grudnia w łódzkim Teatrze Nowym odbyła się uroczystość
wieńcząca festiwal „Puls Literatury” – do wiadomości
publicznej podano nazwisko laureata Nagrody im. Juliana Tuwima.
Został nim Jarosław Marek Rymkiewicz, poeta, prozaik, eseista,
tłumacz i badacz literatury. Uroczystość zakończyła się
awanturą.
Odtwarzam
przebieg wydarzeń na podstawie opisu zamieszczonego w nieocenionej,
trzymającej rękę na pulsie „Gazecie Wyborczej”. Artykuł,
którego autorką jest Izabella Adamczewska, otwierają następujące
akapity:
– Mój
mąż przewraca się dzisiaj w grobie. Julian Tuwim też – mówiła
zbulwersowana Sława Lisiecka, żona zmarłego niedawno Zdzisława
Jaskuły, po ogłoszeniu nazwiska tegorocznego laureata Nagrody
Literackiej im. Juliana Tuwima. Kiedy wyczytano nazwisko Jarosława
Marka Rymkiewicza, oklaski zagłuszyły gwizdy i buczenie.
W
niedzielę ogłoszono laureata łódzkiej nagrody literackiej,
reaktywowanej w 2013 roku przez Dom Literatury i Stowarzyszenia
Pisarzy Polskich, przyznawanej za całokształt twórczości. [...]
Wybór prawicowego pisarza, piewcy Jarosława Kaczyńskiego, poety,
dla którego „nacjonalista” to synonim „rodaka”, wywołał
burzę.
Tu
konieczne słowo wyjaśnienia. Podczas procesu, jaki Rymkiewiczowi
wytoczyła (za nazwanie twórców i redaktorów tej gazety „duchowymi
spadkobiercami Róży Luksemburg”) spółka Agora, wydawca „Gazety
Wyborczej”, poeta mówił o pierwotnym, osiemnasto- i
dziewiętnastowiecznym rozumieniu słowa „nacjonalista”, które
było określeniem nienacechowanym negatywnie, oznaczało bowiem
„rodaka”, przedstawiciela określonego narodu, człowieka
pochodzącego z tej samej nacji.
Wiersz-dowód,
wiersz-argument
Sława
Lisiecka, która wyszła na scenę, by oprotestować werdykt jury
Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima, jako jeden z koronnych
dowodów przeciwko Rymkiewiczowi przytoczyła fragmenty wiersza Poema
o nagrody odrzuceniu.
Dziennikarka „Wyborczej” daje tylko jeden wers: „na zdrajców
czekają warszawskie latarnie”. Ten sam wers, w wersji nieznacznie
skróconej („Na zdrajców czekają latarnie”), posłużył jako
tytuł nagłówka, stał się więc – zgodnie z decyzją autorki
tekstu – czymś w rodzaju emblematu twórczości poetyckiej autora
Zachodu słońca w
Milanówku.
„Utwór”,
w sposób oczywisty nawiązujący do faktu manifestacyjnego
nieprzyjęcia przez Jarosława Marka Rymkiewicza Nagrody Literackiej
m. st. Warszawy (za całokształt twórczości), warto może
zacytować in
extenso:
Poema
o nagrody odrzuceniu
Nagroda to zatruta. Odrzucam ją dumnie
Niechaj zdrajcy Ojczyzny przyjmują srebrniki
Judaszowe. Już wolę być zamknięty w trumnie
Niż od niewiasty, która smoleńskie pomniki
Zbezcześciła, brać złoto. Lubo lepiej śpiewać
Pieśń do boju, Polaków do męstwa zagrzewać.
O wolność śpiewam dla mej Ojczyzny zmęczonej
Przez zaborców łupionej, przez szubrawców lżonej.
Jak dawni męczennicy, wygnańcy, prorocy
Ciosy najcięższe przyjmę – dodają mi mocy!
Lutnię trącam, a Naród się do Wieszcza garnie.
W Milanówku wykarmion, rządzę na Parnasie.
Nagrodą: wieczna sława, niebo w pełnej krasie
A na zdrajców czekają warszawskie latarnie…
Kto komunę podstępną zwalczał już za młodu,
Klątwę rzuca carycy stołecznego grodu.
Nie na darmo mnie zwano „Wolności Królewicz”
– Więc plwam na odznaczenia Hanny Waltz-Gronkiewicz!
Nagroda to zatruta. Odrzucam ją dumnie
Niechaj zdrajcy Ojczyzny przyjmują srebrniki
Judaszowe. Już wolę być zamknięty w trumnie
Niż od niewiasty, która smoleńskie pomniki
Zbezcześciła, brać złoto. Lubo lepiej śpiewać
Pieśń do boju, Polaków do męstwa zagrzewać.
O wolność śpiewam dla mej Ojczyzny zmęczonej
Przez zaborców łupionej, przez szubrawców lżonej.
Jak dawni męczennicy, wygnańcy, prorocy
Ciosy najcięższe przyjmę – dodają mi mocy!
Lutnię trącam, a Naród się do Wieszcza garnie.
W Milanówku wykarmion, rządzę na Parnasie.
Nagrodą: wieczna sława, niebo w pełnej krasie
A na zdrajców czekają warszawskie latarnie…
Kto komunę podstępną zwalczał już za młodu,
Klątwę rzuca carycy stołecznego grodu.
Nie na darmo mnie zwano „Wolności Królewicz”
– Więc plwam na odznaczenia Hanny Waltz-Gronkiewicz!
Nieprawda
emblematyczna
Trzeba
przyznać, że nie jest to „poema” najwyższych lotów. Fundament
wiersza stanowi stylizacja, by tak rzec, barokowo-romantyczna. Jest
tu kilka archaizmów („poema”, „niewiasta”, „lubo”,
„wykarmion”, „plwam”), szyk inwersyjny, są (prawda: dość
malownicze) przerzutnie. Jest trzynastozgłoskowiec, miara, którą
Jarosław Marek Rymkiewicz szczególnie sobie upodobał. Jest
stroficzna różnorodność – najpierw sekstyna (choć bardziej
stosowny byłby tu wers jedenasto- lub ośmiozgłoskowy), potem
strofy czterowersowe, o zróżnicowanym układzie rymów (aabb, cddc,
eeff). Wszystko to ma jednak podpierać i uprawomocniać myśl dość
błahą i, powiedzmy to wprost, samodurną. Podmiot wiersza to
zakochany w sobie pseudo-wieszcz, mieszkaniec „Parnasu”, ktoś,
kto spogląda na rzeczywistość przez pryzmat
martyrologiczno-tyrtejskich kalek kulturowych. Mało tego – wzywa
(choć nie wprost) do krwawej rozprawy ze „zdrajcami Ojczyzny”,
ujawniając swoją prawdziwą twarz – wykrzywioną fizys
rewolucjonisty i rezuna.
Wszystko
to idealnie zgodne z wizerunkiem Rymkiewicza, jaki funkcjonuje w
kręgach uważających poetę z Milanówka za niebezpiecznego
szaleńca. Właśnie dlatego, jak sądzę, uwaga Sławy Lisieckiej
skoncentrowała się na przytoczonym wyżej wierszu. Bo przecie ktoś,
kto TAK przemawia, kto z TAKĄ butą i pychą pcha się na piedestał
– sam obnaża własne niskie motywacje, sam wystawia sobie
świadectwo umysłowego ubóstwa. Człowiek kulturalny nie ma wyjścia
– musi protestować, ogłaszać (głośno, by wszyscy usłyszeli)
votum separatum.
I koniecznie – cytować. By czytelnicy gazet wiedzieli, z kim mają
do czynienia. By urywek o „warszawskich latarniach” czekających
na „zdrajców” utkwił im w głowach i strzegł ich przed
błędnymi ścieżkami anty-kultury.
Kłopot
w tym, że autorem inkryminowanego wiersza nie jest Rymkiewicz.
Napisał go przed kilkoma miesiącami i opublikował w swoim
felietonie na portalu Tomasza Lisa – Wojciech Sadurski. Felieton
opatrzono „barokowym” tytułem Tylko
u mnie: nowy wiersz Jarosława Marka Rymkiewicza. Już
ten tytuł powinien wzbudzić czujność łódzkiej tłumaczki. Ale
nie wzbudził. Czy można było potraktować poważnie mistyfikację
Sadurskiego, jeśli przeczytało się uważnie zdania wprowadzające
– nadzwyczaj subtelnie – w materię felietonu? Warszawą,
Polską, no i prawie całą Europą wstrząsnęła wieść o tym, że
poeta Jarosław Marek Rymkiewicz odmówił przyjęcia kolejnej
nagrody poetyckiej –
pisał felietonista. – [W]
uzupełnieniu
powyższego oświadczenia
[przedstawiającego powody odrzucenia warszawskiej nagrody],
niezbyt przecież lotnego, Poeta dopisał również aneks mową
wiązaną, nazwany „Poema o Nagrody Odrzuceniu”. Udało mi się
dotrzeć do tego, jeszcze nieopublikowanego nigdzie indziej poematu.)
„Poemat” jest oczywistym quasi-apokryfem, przemycającym nie
myśli Rymkiewicza, ale poglądy i oceny profesora nauk prawnych,
Wojciecha Sadurskiego.
Tabuizatorzy
U
źródeł spektakularnego gestu sprzeciwu z 13 grudnia 2015 roku
stoją więc nie, jak można by sądzić, rzetelny namysł
analityczno-interpretacyjny i krytyczna ocena faktów literackich,
lecz idiosynkrazje i aprioryczne sądy, wzmocnione – doprawdy,
nazbyt prostymi – tezami z wierszowanej mistyfikacji Sadurskiego.
Przypadkowe hierarchie, powierzchowność, blaga i święte oburzenie
– jakże to częste zjawisko na naszej kulturalno-politycznej
agorze...
Bogu
dzięki, że w jury Nagrody Tuwima znalazła się osoba formatu
Leszka Engelkinga, który w swojej laudacji nazwał J. M. Rymkiewicza
Klasykiem,
który jest oryginalny, zwolennikiem powtórzeń, który jest
niepowtarzalny,
i
powiedział m.in.: takich
książek, jak dzieła eseisty z Milanówka [...]
wcześniej w literaturze polskiej i nie tylko polskiej nie było.
Engelking, świetny badacz kultury, tłumacz i poeta, wie – równie
dobrze, jak Jarosław Marek Rymkiewicz – że refleksja
historiozoficzna i namysł nad polityką znajdują niekiedy swoje
odzwierciedlenie w literaturze (bo pisarz, podobnie jak inni ludzie
zanurzony jest w czasie, to znaczy: dokonuje wyborów, ma prawo do
prezentowania własnych sądów i przekonań), ale w swoich
najgłębszych pokładach literatura daleko wykracza poza politykę i
historię. (Jeśli kto wątpi, niech raz jeszcze przeczyta
Rymkiewiczowskie Rozmowy
polskie latem roku 1983,
niech zajrzy do esejów Juliusz
Słowacki pyta o godzinę czy
Kinderszenen,
niech przewertuje tomy poetyckie
Pastuszek Chełmońskiego i
Koniec
lata w zdziczałym ogrodzie.
Albo którąkolwiek z licznych książek autora z Milanówka.)
Przed
przyjęciem prawdy o rzeczywistej randze dzieła Jarosława Marka
Rymkiewicza wzbraniają się ci, którzy fakt uhonorowania pisarza
oprotestowali. Wśród nich pewien łódzki poeta i prozaik średniego
pokolenia, który na scenę Teatru Nowego wyszedł w stroju
zaskakującym w swej adekwatnej jednoznaczności – w błazeńskiej
czapce, z wieńcem z główek czosnku na piersi – oraz autorka
książek-manifestów, specjalistka od Tabu
i
Obciachu,
bohaterka niedawnego głośnego skandalu erotyczno-pożyczkowego z
udziałem Ignacego Karpowicza, jakże nieoczekiwanie skłonna do
tabuizowania i wykluczania.
OdpowiedzUsuńDakowicz - jak zawsze - szlachetny, żarliwy,olśniewający!
Proszę koniecznie opublikować ten tekst ,choćby w GPC!
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWygląda to super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń