wtorek, 30 listopada 2010

Biedny Pan Strix


Po lekturze Jaspersa i w trakcie przedzierania się przez listy Vincenta van Gogha do brata (niezwykła, z niczym nieporównywalna lektura!) pomyślałem sobie, że może warto by przypomnieć tekst, który napisałem siedem lat temu, po zapoznaniu się ze Strinbergowskim Inferno. Dziś krytycznie patrzę na ową próbę poematu, sądzę jednak, że dość dobrze oddaje ona moje ówczesne, zapewne nieco koślawe i jednostronne, rozumienie Strindberga, stanowiąc istotny przyczynek do teraźniejszej refleksji na temat "czynnika schizofrenicznego" we współczesnej kulturze. 
Właśnie dlatego ośmielam się do tego tekstu powrócić.

Biedny pan Strix 

(fragmenty) 

                                      Krzysztofowi Kuczkowskiemu


Jeżeli chce się pokazać człowieka,
należy to zrobić za pomocą
idealnie przedstawionej 
konkretnej egzystencji.
                                                                                     Søren Kierkegaard

Drogi Doktorze! Ja chcę, 
ja chcę być szalonym.
                                                                                   Strindberg do Nietzschego


a jednak szaleństwo może być bramą prawdy
i nie wolno nam lekceważyć żadnego ze świadectw

świat owładniętego przez demona
to prawa strona tkaniny
gdzie wszystko ze wszystkim się łączy

przekonują o tym wyznania Strindberga
słowa człowieka który jak wielu przed nim
dostrzegł rządzące rzeczywistością prawo analogii

rzeczą każdego z nas jest odczytać znaki
nie zgubić drogi w korytarzach błędnika

*

21 stycznia 1896 roku autor Inferna zamieszkał
w Hotelu Orfila przy ulicy d’Assas w Paryżu
szukał tam wytchnienia i samotności

miał nadzieję że w tym budynku przypominającym klasztor
będzie czuł się bezpiecznie
(już wtedy cierpiał na manię prześladowczą)

siedząc przy biurku widział za oknem
„zachwycający pejzaż w tym miejscu nieoczekiwany”

rozdział w którym znalazłem te informacje nosi tytuł Czyściec
ale potem Strindberg nazwie swoje doświadczenia
przejściem przez Swedenborgiańskie
piekło ekskrementów

wszędzie dostrzegał wychodki
i ludzi załatwiających
swoje nieczyste potrzeby:

„klozet mieści się w zaułku
tuż pod moim oknem
wciąż słyszę szczęk
podnoszonej i spuszczanej klapy

dwa owalne okienka naprzeciwko
należą do dwóch wygódek

sto okienek w głębi doliny
zdradza obecność
stu klozetów
na tyłach ciągu czynszowych kamienic”

u Strindberga naturalna skłonność
do satyry i krytyki urządzenia świata
przerodziła się w stan chorobowy

doświadczamy czasem
podobnych uczuć
cywilizacja współczesna
to w pewnym stopniu
zorganizowane zamykanie człowieka
w wychodku

*

a oto znaczący opis ostatniej wizyty
w kawiarni Brasserie des Lilas
(1 lipca 1896):

„do stołu nakryto mi
pomiędzy śmietnikiem a wychodkami

młody chłopak wciąż chodzi
do ustępu za mymi plecami

prostytutki pootwierały okna
i sypie się nam na głowy grad sprośności

służące schodzą do śmietnika
i opróżniają wiadra z odpadkami”

jaką karierę zrobiły
w literaturze i sztuce
odpadki śmieci wysypiska

Tadeusz Różewicz fotografuje się na tle
śmietników z koszami na odpadki w ręku
i zamieszcza te zdjęcia w tomie wierszy
„poeta śmietników [powiada]
jest bliżej prawdy
niż poeta chmur
śmietniki są pełne
życia niespodzianek”

Mickiewicz w Smyrnie
wolał przypatrywać się
„kupie gnoju i śmieciska”
niż zwiedzać Grotę Homera

„gnój śmiecie pomyje kości
potłuczone czerepy
kawał podeszwy starego pantofla
pierza trochę”
to mu się podobało

*

Strix nieustannie zmieniał adresy

już w Sztokholmie nigdzie
dłużej nie zagrzał miejsca

zresztą nie tylko on

swoją pierwszą żonę
Siri von Essen poznał w mieszkaniu
które przez laty zajmowała jego rodzina
(psychoanalitycy interpretując historię
trójkąta Strindberg-Siri-Wrangel
chętnie przywołują pojęcie kompleksu Edypa)

po latach odkrył
że gdzie odbyło się jego wesele
mieści się lupanar
(zresztą w dom publiczny
zamienił swoje prywatne życie
ale o tym później)

zatem już w Sztokholmie
a potem cała galeria miast i krajów
i nigdzie nie czuł się jak u siebie

chyba tylko na Kymmendö
wśród przyrody sztokholmskich szkierów
to był biblijny Eden
świat-ogród

potem w Paryżu
uciekał z hotelu do hotelu
przed elektrykami
Przybyszewskiego i Dagny Juel

ale nie chcę się tu zajmować
stanami paranoidalnymi i lękowymi
chodzi mi tylko o coś
co już dawno stwierdzili
mądrzejsi ode mnie

głos żaden z Tomi nie dałby się słyszeć
gdyby od wieków nie byli tułaczami
z krwawiącą stopą
na drogach wysypanych tłuczniem
z kamieniołomów pod obcym niebem

*

jak wiele uwagi poświęcamy
małym rzeczom tego świata

Strix jak każdy
marzył o nieśmiertelności
dlatego pozbawił się życia
zamienił je w piekło twórczości
do tego stopnia że pisarską wyobraźnię
należy uznać za główną sprawczynię
jego cierpienia

a cierpiał dużo i dotkliwie
i wątpię czy nawet na łożu śmierci
poznał prawdziwy ciężar mąk
które traktował jako rozkosze
wyższego rzędu
dostępne jedynie wybranym

czy nie jest cierpieniem
nieumiejętność przyjmowania życia
takim jak je dano
i ciągłe wynoszenie go
na wyższy poziom abstrakcji
gdzie rzeczywistość nie jest już sobą
a człowiek-demiurg to bełkoczący
szaleniec w rozchełstanej koszuli

bo więcej waży jeden zwykły dzień
niż lekkość wielu dobrych mądrych strof

a Strindberg
(on był wszechstronnie utalentowany)
kiedy literatura zaczęła go nużyć
zamyślił obalić współczesną mu chemię

podnietę znalazł w pismach Haeckla
który to Haeckel głosił jedność świata
monizm i twierdził że wszystko pochodzi
z jednej wszystkiemu wspólnej pramatertii

chciał (S.) udowodnić że siarka
nie jest pierwiastkiem zawiera węgiel
i twierdził (z uporem Strindberga) że
udało mu się to uczynić
podobnie jak wytworzyć złoto

oprócz szacunku okultystów
i alchemików z których jeden
wspierał go finansowo do końca życia
zyskał uznanie w oczach kilku
naukowców francuskich gdyż
wielu z nas przeczuwa (czy roi?)
jedność harmonię porządek i ład

*

„ezoteryczny übermensch”
tak w liście do Hedlunda
pisze o jednym ze swoich wcieleń

jest przekonany o wyjątkowości
własnego oglądu świata
oto on artysta i uczony
obdarzony zdolnością rozumienia
musi objaśniać innych

ale ta wiedza na nic
bo jak przełożyć iluminację
doświadczenie dostępne tylko jemu

niełatwo uwierzyć
w świat
gdzie kartka wyłowiona z rynsztoka
to posłanniczka tajemnicy
poduszki przybierają kształty
starogreckich rzeźb
a z duchami walczy się
za plecami wywijając nożem

co tu normalne i prawdziwe
nie nam dochodzić
bezpieczniej przytaknąć Kępińskiemu
uznać język Strixa za objaw „rozluźnienia łuku
napięcia emocjonalnego” (termin Beringera)
a „przydawanie słowom i pojęciom
szczególnego symbolicznego znaczenia”
traktować jako „zewnętrzny przejaw
urojeniowego myślenia”

tylko dlaczego psychiatrzy
porównują schizofrenię z wieszczeniem
a chorego z delficką pytią
objawiającą wolę boga
językiem ciemnym
jak pisma Heraklita

*

opis własnego stanu psychicznego
odnalazł Strix u Buddy Północy
Swedenborga

devastatio spustoszenie
wewnętrzna śmierć
chaos myśli i uczuć
wrażenie że jest się ofiarą
wydaną na pożarcie nieprzyjaciołom
wokół spustoszonego roi się od nich

jeśli odkryje on
że nie dzieje się to bez przyczyny
że tylko poprzez śmierć
zyskuje się nowe życie
devastatio stanie się dlań
bramą zbawienia
przestrogą daną od Boga

droga wiary
zaczyna się
w punkcie zwanym
rozpacz
wiedzie
przez ciemność

światłość w ciemności
świeci

powierz się nocy
płyń przez chmurne bezgwiezdne niebo
zaufaj rozpaczy

spustoszeniec
to człowiek wybrany
Pan ma w nim upodobanie

ale Strindberg
popadł w pychę manię wielkości
zdawało mu się że jest
niczym Ukrzyżowany

Kyrie
nie dozwól mi
bym oddalił się od braci
uwierzył że zostałem wybrany
przed innymi
Christe eleison

*

malował też całkiem zręcznie
a jak czytam jego obrazy dopiero dzisiaj
mają szansę zostać należycie docenione

ale

to może zupełnie nie ma znaczenia
i pisząc to wystawiam się na ciosy

ale
nie potrafił żyć

jego małżeństwa
były stąpaniem po kruchym lodzie
każdą z żon skrzywdził
i porzucił
a dzieci pozbawił ojca

ale to może nieważne

bo pozostawił nam
byśmy nie umarli z głodu
kilkadziesiąt opasłych tomów
z których na język polski
przetłumaczono zaledwie
5% (?)

bo zreformował i unowocześnił
teatr i dramat
jako jeden z pierwszych
wprowadzając treści podświadome
wizyjność etc.

i do dziś czytamy go
choć już od dawna nie żyje
z wypiekami na twarzach
(a zwłaszcza słynną skandalizującą
Spowiedź szaleńca)


[cyt. za: P. Dakowicz, Albo-albo, Sopot 2006]

wtorek, 16 listopada 2010

Nowoczesność schizofreniczna (1)


Książka Karla Jaspersa przeleżała na półce kilka lat. Kupiłem ją w czasie, na który przypadło apogeum mojej fascynacji postacią Augusta Strindberga, bezpośrednio po lekturze Inferno, uznanego przez Jana Balbierza za powieść autobiograficzną[1] (sądzę, że lepiej byłoby tu mówić o pewnym specyficznym rodzaju literatury sylwicznej, łączącej cechy pamiętnika, dziennika intymnego, być może także powieści). W latach 2005-2006 wszystkie refleksje na temat szwedzkiego pisarza zamknąłem w poemacie Biedny pan Strix, który trafił do tomiku Albo-Albo. Przygoda ze Strinbergiem wydawała się zamknięta. Po książkę Jaspersa sięgnąłem w następstwie lektury grupy tekstów poświęconych fenomenowi współczesnych opętań, przede wszystkim pod wpływem antropologicznej interpretacji słynnego przypadku Anneliese Michel, dokonanej przez amerykańską badaczkę Felicitas D. Goodman. Pomyślałem sobie, że dobrze będzie przyjrzeć się zagadnieniu wykraczających poza zwyczajność wglądów w „transcendencję” z perspektywy psychiatryczno-filozoficznej. Zdawało mi się, że nazwisko autora stanowi wystarczającą rękojmię spojrzenia dalekiego od scjentystycznej jednoznaczności, poszukującego odpowiedzi istotnych, uwzględniającego szeroko pojętą problematykę egzystencjalną, bez popadania w prostacki współczesny racjonalizm, spychający najistotniejsze doświadczenia związane ze sferą duchowości poza margines zainteresowań nauki. Po zakończeniu lektury mogę chyba powiedzieć, że na Jaspersie się nie zawiodłem, choć niektóre spośród jego rozpoznań traktuję jako dyskusyjne, domagające się uzupełnień, rozszerzeń i korekt.
Rzeczona książka nosi tytuł Strindberg i Van Gogh. Próba analizy patograficznej z porównawczym przywołaniem Swedenborga i Hölderlina i pisana jest z perspektywy psychiatry dysponującego wieloletnim doświadczeniem klinicznym. Sposób analizowania zjawiska schizofrenii i jego wpływu na twórczość artystyczną nie ogranicza się tu jednak do metody ściśle medycznej, choć nie sposób nie zauważyć, że pozostałe perspektywy (filozoficzna, religijna) zostały upodrzędnione wobec owej płaszczyzny naczelnej.
Nie będę tutaj szczegółowo relacjonował przebiegu choroby każdego z bohaterów książki, skoncentruję się raczej na wnioskach płynących z analiz Jaspersa i spróbuję je zastosować do refleksji na temat kultury przełomu XX i XXI wieku.
Niemiecki psychiatra i filozof napisał swoją monografię w końcu lat czterdziestych minionego stulecia, tuż po drugiej wojnie światowej, zdając sobie sprawę — czego świadectwo stanowią nader liczne fragmenty wywodu — że schizofreniczny (sc. patologiczny, zaburzony) sposób postrzegania rzeczywistości zaskakująco dobrze współgra z podstawowymi zjawiskami rodzącej się kultury nowoczesnej, rozumianej jako formacja odrębna, wyrastająca z doświadczenia zagłady dotychczasowego porządku.
W przedmowie do książki Jaspers stwierdzał:

Filozofia nie ma dziedziny przedmiotowej, którą by się specyficznie zajmowała, z pewnością jednak badania przedmiotowe są filozoficzne wtedy, gdy w sposób świadomy docierają do granic i początków naszego jestestwa. Niniejsza praca […] powstała, powodowana pytaniami o granice zrozumiałości życia i dzieła człowieka. Cała faktyczność, także faktyczne jestestwo duchowe, zawiera taki moment niezrozumiałości[2].

Duża część kultury przełomu wieków wyrasta z przekonania o niemożności odnalezienia źródłowego sensu tego, co Jaspers nazywa „naszym jestestwem”. Sądzę, że pytanie o „moment niezrozumiałości”, o granice poznania, o rolę pierwiastka „duchowego” wciąż pozostaje pytaniem doniosłym, domagającym się odpowiedzi adekwatnej dla doświadczenia współczesności. Trzeba je zadawać — nawet jeśli ma się świadomość, że koncepcja wiążąca, porządkująca, scalająca nigdy nie zostanie zrealizowana ostatecznie.


[1] Zob. J. Balbierz, Nowy kosmos. Strindberg, nauka i znaki, Gdańsk 2008, s. 7.
[2] K. Jaspers, Strindberg i Van Gogh. Próba analizy patograficznej z porównawczym przywołaniem Swedenborga i Hölderlina, przeł. R. Reszke, Warszawa 2006, s. 5.

czwartek, 11 listopada 2010

O poezji patriotycznej w Radiu Łódź

źródło: IUVENUM POLONIA

Zapraszam do słuchania audycji Radia Łódź poświęconej dawnej i nowej poezji patriotycznej. W rozmowie w radiowym studiu wezmą udział dr hab. Arkadiusz Morawiec, dr Przemysław Owczarek i niżej podpisany. Audycję poprowadzi red. Joanna Sikorzanka. Początek 11 listopada o godzinie 19:10.

Audycja dostępna w internecie: RADIO ŁÓDŹ.

środa, 10 listopada 2010

"Wytrawna, postna i wysmukła". Burek, Matywiecki i Smolka o poezji Wojciecha Kassa


W "Tygodniku Literackim", cyklicznej audycji nadawanej przez radiową Dwójkę, o tomie 41 Wojciecha Kassa rozmawiali Iwona Smolka, Tomasz Burek i Piotr Matywiecki.

41 zgodnie uznano za najlepszą książkę prańskiego poety. Najważniejsze spostrzeżenia recenzentów można by streścić w następujących słowach: Kassowi przestaje  wystarczać poezja "horyzontalna", idąca przez świat i zagarniająca wszystko, co spotyka na swojej drodze; jego nowe wiersze wyrastają z potrzeby poezji "wertykalnej", z wpisanym w nią pragnieniem sensu. W twórczości autora Gwiazdy Głóg dokonuje się proces swoistej ascetyzacji - w efekcie powstają wiersze "wytrawne, postne i wysmukłe".
Zastanawiając się nad źródłem nadzwyczajnej poetyckiej inspiracji, z której zrodziły się Kassowe pieśni, Tomasz Burek odwołał się do formuły interpretacyjnej zaproponowanej przeze mnie w szkicu Pieśni, czyli stopnie ("Topos" 2010, nr 4, s. 53-76).

Audycji można wysłuchać tutaj.


środa, 3 listopada 2010

Recenzja "Helikonu i okolic" we "Frazie"


Na łamach pisma literacko-artystycznego "Fraza" ukazała się właśnie recenzja Helikonu i okolic. Jej autorem jest Artur Nowaczewski, poeta i historyk literatury z Gdyni, adiunkt w Zakładzie Antropologii Literatury i Krytyki Artystycznej Uniwersytetu Gdańskiego. Ponieważ w niektórych miastach trudno jest zdobyć "Frazę", zdecydowałem się umieścić tekst w niniejszym poście.



Więcej niż notatki. O debiucie krytycznoliterackim Przemysława Dakowicza

Podtytuł książki Przemysława Dakowicza - "notatki o o poezji współczesnej" - nie do końca odpowiada zawartości tomu. Składające na tom szkice dalekie są od doraźności i pokazują solidne historycznoliterackie przygotowanie i erudycję autora. Obiektem zainteresowania łódzkiego badacza jest twórczość Czesława Miłosza, Tadeusza Różewicza, Julii Hartwig, Jarosława Marka Rymkiewicza, Krzysztofa Kuczkowskiego, Wojciecha Kassa. Z jednej strony zatem omawia on poezję, której poświęcono już wiele miejsca (Miłosz, Różewicz), z drugiej jako jeden z pierwszych przeprowadza szczegółową analizę dokonań poetów jeszcze stosunkowo słabo obecnych w świadomości dzisiejszego odbiorcy (Kuczkowski, Kass). Dakowicz jest czytelnikiem uważnym, który posiada już wyrobioną własną, przemyślaną strategię lektury. Autora Helikonu najbardziej interesują te utwory, które kierują uwagę w stronę niewyrażalnego bądź te, które odnoszą się do symptomów kryzysu kultury, nie stara się dominować nad interpretowanymi tekstami, ale sam chce się od nich czegoś istotnego nauczyć, dlatego lektura jego książki stanowi zaproszenie do wspólnej wspinaczki po ukryte w nich sensy.
 Pierwszy szkic Różewicz i Bonhoeffer, zdecydowanie najlepszy w książce, pokazuje potencjał sposobu lektury przyjętej przez Dakowicza. Jest on charakterytyczny dla części młodych twórców, dla których autor Płaskorzeźby jest patronem religijnych poszukiwań. Dla czytelników starszej generacji wydać to się może w pierwszej chwili dość zaskakujące, ale dla autorów koło trzydziestki "inicjacja w Różewicza" dokonywała się już po zbiorze Płaskorzeźba, dla nich Różewicz to przede wszystkim Różewicz późny - ten z lat dziewięćdziesiątych i z przełomu wieków.  (takie odczytanie Różewicza jest chociażby charakterystyczne dla Tadeusza Dąbrowskiego). Odkrywcze we wspomnianym szkicu jest znalezienie licznych pararel między przemyśleniami Bonhoeffera i Różewicza. Świadkowie tej samej epoki, stawali przed tymi samymi dylematami. W starości Różewicz niespodziewanie zbliżył się do myśli ewangelickiego pastora, który przewidywał nadejście "czasów bezreligijnych" i stawiał odważne pytanie czym stanie się "bezreligijne chrześcijaństwo". Różewicz, który odszedł od wiary w latach wojennych właśnie Boenhoffera wybrał jako tego, kto na chwilę przyjmuje dla niego status nauczyciela i mistrza:

zacznij od początku
zacznij jeszcze raz mówił do mnie
naukę chodzenia
naukę pisania czytania
myślenia

trzeba się z tym zgodzić
że Bóg odszedł z tego świata
nie umarł!
trzeba się z tym zgodzić
że jest się dorosłym
że trzeba żyć
bez Ojca

Właśnie na opozycji między dzieciństwem i dorosłością buduje Dakowicz swoją interpretację. Wiara mieściłaby się po stronie dzieciństwa, o takiej wierze pisał zresztą Różewicz wielokrotnie. Novum staje się przymierze starości i dzieciństwa - koncepcja starości jako dojrzałego powrotu (nie zdziecinnienia!) zdaje się przyświecać staremu poecie. Wydaje się jednak, że powrót ten ma wymiar nie tylko światopoglądowy, oparty na powiązaniu dzieciństwa i wiary, ale również artystyczny - dzieciństwa i poezji. Właśnie podobny status dziecka i poety staje się nicią przewodnią szkiców, które poświęca Dakowicz innym poetom. Sam tytuł tytuł znakomitego zbioru Krzysztofa Kuczkowskiego Dajmy się jak dzieci prowadzić nicości naprowadza nas na ten trop. Kuczkowski podobnie zdaje się czytać Różewicza, co młody łódzki krytyk - i jego wiersze są udaną realizacją tego zmierzenia się z dylematami, jakie podsuwa nam późna poezja autora Niepokoju. Kolejnym punktem stycznym staje się ustosunkowanie Różewicza i Kuczkowskiego do popkultury. W zupełnie inny sposób dzieciństwo jest obecne w twórczości Wojciecha Kassa. Poeta z Prania, ekstatycznie odnoszący się do wszelkich przejawów życia, rozbuchany stylistycznie, zdaje się być bliżej innego omawianego w zbiorze starego mistrza - Czesława Miłosza. Wyłania się więc dialog, którzy toczą między sobą omawiani przez Dakowicza poeci: Różewicz-Miłosz, Kuczkowski-Kass, ale także: Kuczkowski polemizujący z Różewiczem i Kass czerpiący z Miłosza. Wspólnota tekstów interpretowanych przez autora Helikonu nie jest więc przypadkowa.
 Mniej ciekawe wydają się fragmenty książki poświęcone Czesławowi Miłoszowi, zwłaszcza jeśli je zestawić ze świetnymi interpretacjami Różewicza. Wiele wszak już pisano o sytuacji poety-wygnańca i motywach heraklitejskich poezji autora Ocalenia i wielu odkryć spodziewać tu się nie należy. Także - nie do końca dla mnie jasny z tych samych względów wydaje się zamysł włączenia do zbioru tekstu o pierwszym zbiorze poezji Różewicza. Tekstom o Julii Hartwig i Jarosławie Marku Rymkiewiczu jako jedynym w książce byłbym skłonny przydać miano notatki - ponieważ poświęcone im zostały pojedyncze recenzje i ich świat poetycki jest słabiej przez Dakowicza spenetrowany. Niemniej zgodzić się należy z Wojciechem Kudybą, że Helikon i okolice nie jest rodzajem kalejdoskopu, zbiorem rozproszonych recenzji. Dzieje się tak dlatego, że Dakowicza interesuje obecna w interpretowanych wierszach sfera transcendencji. Krytyk chcący się odnieść do tej sfery stoi przed niezwykle trudnym zadaniem. Dzisiejsze metodologie literaturoznawcze idą obecnie bowiem w innym kierunku, koncentrują się na metalirackości tekstów zamiast stawiać im ważne, egzystencjalne pytania. To dobrze, że Przemysław Dakowicz ma odwagę te pytania stawiać. Helikon i okolice jest również świadectwem dylematów, przed jakimi stają dzisiaj młodzi naukowcy parający się krytyką literacką. Współczesne literaturoznastwo nakłada na krytyka szereg ograniczeń - ciężko jest dzisiaj, tak jak niegdyś to robił z powodzeniem Kazimierz Wyka, występować jednocześnie jako historyk literatury i krytyk, rzecznik nowości. Wielu młodych badaczy koncentruje się na dziełach uznanych mistrzów, co jest zajęciem bardziej bezpiecznym niż próba współkreowania życia literackiego i stawiania na nowe, nie namaszczone jeszcze nazwiska. Dorobek krytycznoliteracki często jest lekceważony przez akademików i odwrotnie, prace akademickie nieraz dalekie są od krwiobiegu najnowszej poezji, nie dostrzegają jej bogactwa. Z tego powodu książka Przemysława Dakowicza łącząca te dwa obszary działalności autora - stanowi coraz już rzadszą próbę scalenia tych dwóch coraz bardziej oddalających się od siebie światów. Nie ukrywam, że takie podejście do literatury najnowszej jest mi bliskie, dlatego będę uważnie śledził dalszą drogę Dakowicza, zarówno jako historyka literatury, jak i krytyka.