O Pastuszku Chełmońskiego Jarosława Marka Rymkiewicza
Jarosław
Marek Rymkiewicz jest poetą.
W
ostatnich latach, kiedy ukazywały się kolejne tomy jego
„teatralogii polskiej”, kiedy zabierał głos na arenie
publicznej, formułując sądy dotyczące współczesnej
polityki, trochę o tym zapomnieliśmy. Co to znaczy: być poetą?
Nie mam pewności, czy wiem, czy potrafiłbym na tak postawione
pytanie udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. Jednak gdy słucham
wypowiedzi profesora Rymkiewicza, kiedy czytam wywiady, których tu i
ówdzie udziela (rzekłbym, że stanowią one w twórczości autora
Reytana osobny gatunek literacki — nikt nie potrafi mówić
tak, jak Rymkiewicz), kiedy zagłębiam się w jego kolejne eseje
historyczne, tłumaczące nam, kim jesteśmy i kim powinniśmy się
stać, wszędzie widzę i słyszę poetę. Ten poeta coś istotnego
mówi mi o samej poezji, o roli, jaką chciałaby, jaką powinna
dzisiaj spełniać. Bo poezja — taką myśl znajduję u źródeł
całej aktywności „późnego” Rymkiewicza — jest ruchem
świadomości, jest stanem umysłu, który nie pozwala godzić się
na to, co niedoskonałe i kulawe, na to, co podłe, czy choćby
moralnie podejrzane. Uściślając: poezja to, według autora Zachodu
słońca w Milanówku, wyraz i świadectwo ruchu świadomości
zorientowanej etycznie, poszukującej — w chaotycznym świecie, w
świecie migotliwym — punktów oparcia, znaków mogących
ukierunkować nasz marsz ku czemuś, ku czemu warto maszerować,
wypatrującej porządku, a to znaczy: porządkującej,
hierarchizującej, nadającej sens.