sobota, 29 maja 2021

Na Wysoczynie [część trzecia]: Kaliště, Humpolec, Polná

 

 

Na Wysoczynie [część pierwsza]: Světlá nad Sázavou, Lipnice nad Sázavou, Dolní Město ==> KLIKNIJ i CZYTAJ

Na Wysoczynie [część druga]: Pejškovna, Zahrádka, Želiv ==> KLIKNIJ i CZYTAJ

 


[pierwodruk: "Topos" 2020, nr 3]

 

Kościół, cmentarz, gospoda

Życie wysoczyńskich wsi i miasteczek koncentruje się nieodmiennie wokół dwóch ośrodków – kościoła i gospody. W kościele mieszkańcy tej krainy przez wieki upewniali się, że ich niełatwe życie, wypełnione ciężką pracą fizyczną, przede wszystkim pracą na roli, jest zakorzenione i umocowane w rzeczywistości wyższej, niematerialnej i nie-ludzkiej, wykraczającej poza perspektywę pojedynczego losu, poza sferę jednostkowych dramatów i radości, że ma sens głębszy niż kufel piwa wypity w wiejskiej gospodzie. Z kolei gospoda była im potrzebna przede wszystkim do tego, by celebrować spotkanie, aby z kimś innym wymienić doświadczenia, by przejrzeć się w zwierciadle cudzego życia i zrozumieć, że wobec wielkiej i małej historii wszyscy jesteśmy równi, tak samo bezradni i słabi. Stwierdziwszy porównywalność i powtarzalność ludzkich spraw, nasłuchawszy się opowieści o czyjejś biedzie i czyimś szczęściu, podjąwszy próbę opowiedzenia własnego nieistotnego życia,  mieszkaniec wysoczyńskiej wsi lub miasteczka zyskiwał perspektywę bez mała uniwersalną, docierała do niego owa podstawowa prawda: to, co wydarza się mnie, wydarza się innym, od wieków, od zawsze, w dramatach i w absurdach mojego życia jestem tak samo ludzki, jak sąsiad przy stole, jak nasi ojcowie, dziadowie i pradziadowie.

Opowieść o przeszłości Wysoczyny musi więc być opowieścią o tym, co działo się w kościołach i gospodach oraz w ich bezpośrednim otoczeniu. Pojmuję to najpełniej w wiosce Kaliště, miejscu narodzin Gustava Mahlera. Świątynię od szynku dzieli tu nie więcej niż sto metrów. Ojciec przyszłego kompozytora, Bernard Mahler, prowadził gospodę i Gustav przyszedł na świat w tym samym budynku, w którym mieszkańców wsi karmiono i pojono. Nie inaczej było z Josefem Toufarem – do jego rodziny należała gospoda w oddalonej o pięćdziesiąt kilometrów wsi Arnolec. Z kolei Bohumil Hrabal całe dzieciństwo i młodość mieszkał w browarach, w których zatrudniony był jego ojczym Francin. Genialny kompozytor zamykający w muzyce epokę romantyzmu i otwierający nowoczesność, katolicki ksiądz zamęczony przez komunistów, najsłynniejszy powojenny pisarz czeski – wszyscy oni wychodzą z podobnie skonstruowanej przestrzeni, mającej wpływ na postrzeganie i interpretowanie świata oraz ludzkich spraw.

czwartek, 27 maja 2021

Na Wysoczynie [część druga]: Pejškovna, Zahrádka, Želiv

 

Na Wysoczynie [część pierwsza]: Světlá nad Sázavou, Lipnice nad Sázavou, Dolní Město ==> KLIKNIJ i CZYTAJ 

Na Wysoczynie [część trzecia]: Kaliště, Humpolec, Polná ==> KLIKNIJ i CZYTAJ

 

[pierwodruk: "Topos" 2020, nr 3]

 

Pejškovna

Dopiero następnego dnia, kiedy wstało słońce, mogłem się dobrze przyjrzeć sadybie Doležalów, do której dotarliśmy około północy. O miejscu tym wiele słyszałem. Nazwano je Pejškovna – aby zachować pamięć o poprzednich właścicielach. Centrum Pejškovny stanowi murowana chata z zespołem dawnych zabudowań gospodarczych, dziś od czasu do czasu służących jako przestrzeń kultury, przede wszystkim literackiej i teatralnej, albowiem gospodarze, Miloš i Jana, są ludźmi czynnymi, twórczymi i otwartymi na innych. Poza budynkami sad jabłoniowy, pompa, bo tak wysoko nie sięga przecież sieć wodociągowa, ulokowany pod ścianą chaty składzik drewna, którym w razie potrzeby pali się w starym kuchennym piecu, wreszcie niespodziewana płaszczyzna pośrodku łąki opadającej skośnie ku lasowi, z metalową bramką, która w sposób jednoznaczny daje do zrozumienia, że stoimy na miniaturowym boisku do piłki nożnej, gdzie w najlepszych chwilach, gdy Pejškovna wypełnia się ludzkim tłumem, bywają rozgrywane mecze, to znaczy: spotkania w pełnym znaczeniu tego słowa towarzyskie.


Budynki są stare, ściany z wysoczyńskiego kamienia, grube, bielone lub malowane na błękitno, ciemnobrązowe deski drewnianych nadbudówek przechowują pamięć wszystkich wiatrów i deszczów, wszystkich tropikalnych upałów i śnieżnych zamieci z ostatnich kilkudziesięciu lat. Wnętrza domowe pełne są pamiątek, zdjęć, listów, plakatów i – przede wszystkim – książek. Wielkoformatowymi fotografiami i zadrukowanymi płachtami barwnego papieru, zawierającymi informacje o organizowanych tutaj, na Pejškovnie, oraz w okolicznych miastach i miasteczkach czytaniach wierszy, wieczorach autorskich, spektaklach i koncertach, obwieszone są wewnętrzne ściany ogromnej szopy.  Na drewnianych drzwiach innego z bocznych budynków, obok anonsu zapowiadającego odbyte dawno temu spotkanie z twórczością Zdeňka Matěja Kuděja, duży plakat z uroczystego pochówku prochów admirała Józefa Unruga i jego żony Zofii na cmentarzu wojskowym w Gdyni.

wtorek, 25 maja 2021

Na Wysoczynie [część pierwsza]: Světlá nad Sázavou, Lipnice nad Sázavou, Dolní Město

 

[pierwodruk: "Topos" 2020, nr 3]

 

 

A potem wsiadłem w pociąg i z Nymburka pojechałem do Světlej nad Sazawą.

 

U Haška w Lipnicy

Już kilka dni wcześniej Miloš Doležal uświadomił mi, że przyjeżdżam niemal dokładnie w 99. rocznicę przybycia na Wysoczynę Jaroslava Haška, który w Lipnicy nad Sazawą układał drugą część Przygód dobrego wojaka Szwejka i tutaj, nie ukończywszy czterdziestu lat (ani powieściowego dzieła swego życia), wyzionął ducha. Obejrzana w internecie fotografia z pamiątkową tablicą, wmurowaną przez potomnych w boczną ścianę dworca kolejowego w Světlej, stanowiła dla mnie jedyny punkt orientacyjny. O Světlej nic więcej nie wiedziałem – była czymś niemal niematerialnym, białą plamą czekającą na wypełnienie.

 


Hašek miał tu przyjechać w walonkach, które służyły mu jako domowe bambosze. Wyszedł z dzbankiem po poranne piwo, ale na ulicy wdał się w rozmowę z malarzem Jaroslavem Panušką, który właśnie ruszał na Wysoczynę. Dzbanek musiał się rozłączyć z walonkami – niewypite piwo czekało na barowym kontuarze, pisarz zaś wsiadł do pociągu, który 25. sierpnia 1921 roku o godzinie 12:37 wtoczył się na peron w Světlej. Panuška i Hašek (wciąż w bamboszach) drogę do Lipnicy przebyli pieszo, zatrzymując się w każdej z napotkanych gospód. Miloš, który właśnie zajechał przed dworzec swoją škodą, zapewne kazałby mi wypić piwo w pierwszej z nich, mieszczącej się niegdyś na parterze przydworcowego hotelu U Košků – i ja ów powitalny toast, właśnie w takich okolicznościach, spełniłbym z najwyższą radością. Niestety, hotel od lat nie działa, a budynek stojący naprzeciwko dworca z roku na rok coraz bardziej niszczeje.

 


W Czechach, szczególnie zaś na Wysoczynie, nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przejechawszy siedem kilometrów w kierunku południowym, spoczęliśmy przy stole w miejscu jeszcze stosowniejszym – w lipnickiej gospodzie U české korůny, tam, gdzie Hašek dyktował Klimentovi Štěpánkovi kolejne rozdziały Szwejka i wszystkie pomniejsze humoreski, gdzie w ostatnich kilkunastu miesiącach swojego krótkiego życia wciąż przesiadywał, a nawet (póki nie wyremontował domu kupionego od jednego z mieszkańców Lipnicy) mieszkał.