środa, 21 września 2011

VI FP w Sopocie


11 X WTOREK 


godz. 12.30 UL. BOH. MONTE CASSINO
Otwarcie plenerowej wystawy fotografii Miłosz w Sopocie ze zbiorów Wojciecha Kassa.



12 X  ŚRODA


godz. 12.00  SKWER IM. CZESŁAWA MIŁOSZA
Odsłonięcie „Kamienia Miłosza” wg projektu Adama Dawczak-Dębickiego z udziałem Prezydenta Sopotu, dra Jacka Karnowskiego. Wiersze Cz. Miłosza czytać będą Anna Kociarz i Krzysztof Gordon, na saksofonie zagra Wojciech Staroniewicz.


godz. 13.00 DWOREK SIERAKOWSKICH
Sesja literacka pt. Miłosz i wieczna chwila.
Udział wezmą (sesja): dr Przemysław Dakowicz, Miłosz i Swedenborg, dr hab. Wojciech Kudyba, Miłosz wobec duchowości Wschodu, Sergiusz Sterna-Wachowiak, Ciemna strona Bóstwa, prof. Zofia Zarębianka, Epifanie Czesława Miłosza.
Dyskusję z udziałem autorów wystąpień oraz autorów książek o Czesławie Miłoszu, Barbary Gruszki-Zych, Zbigniewa Fałtynowicza i Wojciecha Kassa poprowadzi Wojciech Kudyba.


godz. 17.00 DWOREK SIERAKOWSKICH
Haiku Miłosza wernisaż wystawy prac Andrzeja Dudzińskiego z udziałem Autora. Haiku czytać będą Anna Kociarz i Krzysztof Gordon.


godz. 18.30 DWOREK SIERAKOWSKICH
Premiera w „Teatrze przy stole”, Koncert na rożek, bęben i violę (rzecz o Czesławie Miłoszu) Jarosława Jakubowskiego. Czytać będą: Marta Kalmus-Jankowska, Piotr Jankowski, Krzysztof Gordon i Ryszard Ronczewski. Przed spektaklem z autorem sztuki rozmawia Małgorzata Jarmułowicz. Opieka reż.: Krzysztof Gordon.


godz. 21.30 DWOREK SIERAKOWSKICH
Koncert pt. Huśtaweczka. Piosenki Artura Fryza.
Wykonawcy: Maciej Maciejewski – śpiew, Dawid Rudnicki – fortepian, inst. klawiszowe, Piotr Domagała – gitara, Artur Fryz – autor, słowo pomiędzy dźwiękami, kierownik artystyczny.



13 X  CZWARTEK


godz. 10.00 I LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE im. Marii Curie Skłodowskiej, ul. Książąt Pomorskich 16/18
1. czytanie wierszy: Patryk Dziczek, Polowanie na malinowy śnieg, Marcin Skrzypczak – śpiew, gitara (poezja śpiewana).


godz. 12.00 II LICEUM OGÓLNOKSZTAŁCĄCE, al. Niepodległości 751
2. czytanie wierszy: Maciej Kotłowski, Noc kumania, Marcin Skrzypczak – śpiew, gitara (poezja śpiewana). Prowadzenie: Patryk Dziczek.


godz. 18.00 SOPOCKA BIBLIOTEKA
3. czytanie wierszy: Przemysław Dakowicz, Place zabaw ostatecznych, Zbigniew Jankowski, Zaraz przyjdzie. Prowadzenie: red. Wacław Tkaczuk.


godz. 21.00  DWOREK SIERAKOWSKICH
II Otwarty Turniej Jednego Wiersza o statuetkę „Młodego Byrona”.



14 X  PIĄTEK


godz. 17.00 SPÓŁDZIELNIA LITERACKA
4. czytanie wierszy: Szymon Babuchowski, Rozkład jazdy, Adrian Gleń, Da. Teksty wierszowane. Prowadzenie: Artur Nowaczewski.


godz. 19.00 DWOREK SIERAKOWSKICH
5. czytanie w ramach cyklu „Wiersze na piętrze”: Tadeusz Dziewanowski, Siedemnaście tysięcy małpich ogonów, Bogusława Latawiec, Gdyby czas był ziemią. Prowadzenie: Wojciech Gawłowski.


godz. 20.15 Przemarsz poetycki, gwarny i kolorowy, trasą: DWOREK SIERAKOWSKICH – MONCIAK – PLAC PRZYJACIÓŁ SOPOTU z udziałem m.in. THE TRAIN JAZZ THEATER of gp WARS (Piotr Wiesław Rudzki, Piotr Rudnicki – saksofon altowy, Bartosz Wojdak – werbel i instrumenty perkusyjne, Beata Brzozowska i Jan Dorniak).


godz. 20.30  PLAC PRZYJACIÓŁ SOPOTU
Videoperformance Haiku Miłosz. Wykonawcy: Rafał Hanzl (video), Roman Puchowski (gitary, głos).


godz. 22.00  DWOREK SIERAKOWSKICH
VIDEO POEZJA – otwarty konkurs na utwór audiowizualny. Ogłoszenie wyników i prezentacja prac laureatów Konkursu.



15 X  SOBOTA


godz. 15.00  DWOREK SIERAKOWSKICH
6. czytanie: Malte Rainera Marii Rilkego w nowym przekładzie Piotra Wiktora Lorkowskiego. Prowadzenie: Wojciech Kudyba.


godz. 16.00  DWOREK SIERAKOWSKICH
7. czytanie: wspólne czytanie wierszy laureatów i jurorów VIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego. Prowadzenie: red. Wacław Tkaczuk.


godz. 18.00  TEATR ATELIER
- Pochwała poezji. Wystąpienie prof. Edwarda Balcerzana.
- VIII Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Rainera Marii Rilkego.  Ogłoszenie werdyktu przez przewodniczącego Jury, red. Wacława Tkaczuka, i prezentacja wierszy laureatów (Anna Kociarz, Krzysztof Gordon).
- Program poetycko-muzyczny Mam tylko siebie do obrony, (wiersze Tadeusza Dąbrowskiego, Przemysława Dakowicza, Konrada Góry, Krzysztofa Karaska, Wojciecha Kassa, Grzegorza Kociuby, Krzysztofa Kuczkowskiego, Wojciecha Kudyby, Piotra Macierzyńskiego, Jana Polkowskiego, Tomasza Różyckiego, Marcina Świetlickiego, Wojciecha Wencla, Mariusza Więcka oraz Czesława Miłosza).
Wybór tekstów: Wojciech Kass. Reżyseria: Irena Jun.
Występują: Irena Jun, Sebastian Świerszcz, Dariusz Wnuk, Lidia Sadowa oraz Mariusz Mario Jeka (klarnet) i Radosław Labakhua (trąbka).
Konferansjer: Piotr Wiesław Rudzki.


Organizatorzy: Urząd Miasta Sopotu, Dwumiesięcznik Literacki „Topos”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu.
Partner: Bałtycka Agencja Artystyczna BART.Patronat medialny: Polskie Radio 2, Radio Gdańsk, „Gazeta Wyborcza”, Trójmiasto.pl, Infomusic.

środa, 7 września 2011

Poezja pytań granicznych. O "Lunaparku nieśmiertelności" Wojciecha Gawłowskiego (2)


Fragment szkicu krytycznoliterackiego opublikowanego w najnowszym numerze "Toposu".



Widzenia 

Autor Zapachu gasnącej świecy jest uważnym obserwatorem fenomenów świata widzialnego. Ma przy tym rzadki dar dostrzegania w tym, co pospolite, znikome, pozornie niewarte uwagi, przebłysków rzeczywistości wyższej, wykraczającej poza porządek przyrodzony. W jego twórczości każdy drobiazg może zostać podniesiony do rangi uniwersalnego znaku, kierującego uwagę odbiorcy ku utajonej strukturze istnienia. Część spośród wierszy rejestrujących owe chwile olśnienia, kiedy na moment podnosi się zasłona, a poeta staje się rewelatorem prawd fundamentalnych, opatruje Gawłowski znaczącym tytułem Widzenie.
Czym jest „widzenie”? Niespodziewanym wglądem w istotę świata? Dotknięciem tajemnicy, która zaraz skryje się na powrót za rekwizytami codzienności? Snem na jawie, otwierającym na to, co nadzwyczaj niechętnie udziela się percepcji?

Na czerni dachu wróble
doskonalą owalny kształt
chlebowej skórki

Gdy odlatują spłoszone
owal galaktyki
otacza nas

Wnętrze chleba
łaknące
nigdy nas nie syte
(Widzenie I)

Działanie wyobraźni Gawłowskiego porównałbym najchętniej do działania cyrkla, którego ramiona, maksymalnie od siebie odchylone, to dwa człony poetyckiego zestawienia (tego, co znikome z tym, co ogromne; tego, co niepozorne, z tym, co potężne; tego, co przyziemne, z tym, co kosmiczne). Poeta pamięta, że tylko wtedy, gdy stworzy się dystans między ramionami cyrkla, można narysować okrąg, zatoczyć koło metafory. Dlatego z upodobaniem, by tak rzec, bawi się potencjometrem, bez ostrzeżenia przechodząc od skali mikro do skali makro, od szczegółu do uogólnienia, od ułomka chleba do niezmierzonych przestrzeni kosmosu. Swoista wizyjność tej twórczości realizuje się właśnie poprzez momentalne niwelowanie dystansu między porządkami doskonale niewspółmiernymi, dzięki czemu najzwyczajniejsze zdarzenie może zostać wyniesione na wyżyny symbolu, „owalny kształt chlebowej skórki” zastąpiony „owalem galaktyki”. W efekcie oba obrazy nakładają się na siebie, ulegając dwuwektorowemu upodobnieniu: skończoność i nieskończoność — powiada bowiem Gawłowski — zawierają się w sobie, nie tyle stają się, co po prostu tożsame. Tego rodzaju  obrazowanie spotykamy w cytowanym Widzeniu I, w wychodzącym od pozornie banalnych, „pocztówkowych” spostrzeżeń wierszu Widokówka z Sopotu oraz w urzekającym prostotą refleksyjnym liryku Przedwiośnie, traktującym o nierozerwalnym splocie śmierci i narodzin:

Na grobowej rabatce
ptasie gniazdko.

Tam uwite
czy przywiane
z pobliskiego drzewa?

Znicz skwierczy
cisza kwili
mokre niebo i ziemia.

Wicie
wianie
tchnienie.

Nieobjęte przestrzenie.

Pytania (i odpowiedzi) graniczne

Zauważalna w Lunaparku nieśmiertelności skłonność poety do stawiania obok siebie przedmiotów, pojęć, obrazów przeciwstawnych, do operowania kontrastem oraz akcentowania dychotomicznej struktury rzeczywistości ma jeszcze jeden istotny skutek. Przestrzenią, na którą zostaje skierowana uwaga odbiorcy, okazuje się  strefa graniczna, linia oddzielająca od siebie odmienne pola semantyczne (spełniająca zarazem funkcję mostu, łącznika, będąca miejscem mediatyzacji)[1]. Wojciech Gawłowski jest poetą pogranicza, a podmiot jego wierszy to nader często po prostu „homo religiosus — ktoś, kto zdaje sobie sprawę z działania myśli i wyobraźni, zarazem jednak chce pozostać otwarty na znaki tego, co istnieje niezależnie od naszych władz poznawczych”[2]. W najnowszym tomie predylekcja autora Błędnika równowagi do postrzegania rzeczywistości ziemskiej sub specie aeternitatis ujawnia się wyjątkowo często, co dostarcza kolejnego pretekstu dla opisywania tej twórczości jako dzieła o wyraźnej orientacji metafizycznej czy religijnej[3]. Gawłowski nie jest jednak poetą konfesyjnym, nie rości sobie  prawa do formułowania odpowiedzi jednoznacznych — siatkę pojęć i wyobrażeń wpisanych w te wiersze można by nazwać co najwyżej autorską krypto-teologią.
Tekstem bodaj najdalej wychylonym ku pojmowanej po chrześcijańsku transcendencji jest Widzenie V, w którym czytamy między innymi:

[…]
Międzymilczenie! O wiązana mowo
Swe pęta kładziesz na Wcielone Słowo

Iskra co tli się we wnętrzu języka
Lont krwi ku sercu pełgający w ciszy

Biały prześwit opłatka sączy jasność dnia
Tak Odkupienie spełnia się i trwa.

W otwierającym wiersz stwierdzeniu: „Pokalane i nie-pokalane / Są życia chwile” zawarł poeta całą paradoksalność chrześcijańskiej soteriologii. Nadnaturalna, boska jasność („biały prześwit opłatka”) ogarnia wszystkie wymiary egzystencji ludzkiej, podnosząc je i nasycając sensem. W godzinie świtu spełnia się, pierwotna i ostateczna, komunia światów widzialnego i niewidzialnego, wymiarów człowieczego i Bożego. Czynność zapisywania wiersza to próba uchwycenia owej tajemnicy; dodajmy: próba bezowocna, nieodmiennie sąsiadująca z milczeniem, bo prawd tego rodzaju ostatecznie nie da się wyrazić w języku. Pozostaje po nich szczelina zarastająca słowami („blizna rękopisu karta”, po której „pisze […] ostry rysik światła”), wspomnienie iluminacji, krótkiej chwili epifanii, doświadczenia doskonalej jedności ze światem.
Jednym z najbardziej, by tak rzec, dotkliwych utworów z tomu Lunapark nieśmiertelności jest tekst Pracownia Pytań Granicznych. Dobrze widoczne są w nim wszystkie istotne składowe osobnej dykcji Wojciecha Gawłowskiego — od skłonności do angażowania się w dyskusje, których podglebie stanowią rzeczywiste wydarzenia z przestrzeni publicznej (zauważalna publicystyczność części wierszy), po umiejętność formułowania skrótowych i celnych poetycko refleksji metafizycznych czy etycznych:

Ślad
po wiszącym krzyżu
znika w bieli
malowanej ściany.

Teolog apostata
jest solą
w każdym oku.

Lustrzana kula motocyklowego kasku
zamyka w sobie obraz
Parady Równości.

Pustostan nieba.

Źrenica nicości
jasna
niezmącona.

9 marca 2007 roku wybitny teolog ks. Tomasz Węcławski przesłał do Katolickiej Agencji Informacyjnej Oświadczenie dotyczące zamknięcia działalności kapłańskiej, w którym stwierdzał: „Po wieloletnim i gruntownym zastanowieniu doszedłem do przekonania, że z racji sumienia nie powinienem już w moim działaniu reprezentować instytucji i wspólnoty kościelnej. Zakończyłem i zamknąłem moją działalność kapłańską. Zamierzam działać publicznie wyłącznie na moją własną odpowiedzialność”[4]. Dziewięć miesięcy później, w obecności proboszcza własnej parafii i dwóch świadków, Węcławski dokonał oficjalnego aktu apostazji, a 30 kwietnia następnego roku zmienił nazwisko. Pracuje w stworzonej przez siebie Pracowni Pytań Granicznych na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu jako prof. Tomasz Polak. W wierszu Gawłowskiego pojawia się — na prawach aluzji — jeszcze jeden epizod z życia byłego księdza, szeroko komentowany przez media: w listopadzie 2009 roku ulicami Poznania przeszedł tzw. Marsz Równości; w grupie dwustu pięćdziesięciu manifestantów (niosących transparenty z hasłami „Stop cyklofobii!”, „Równe obowiązki = równe prawa”, „Homofobia — to się leczy”)  znalazł się prof. Tomasz Polak, ubrany — podobnie jak jego żona Beata — w czarny strój motocyklisty.
Dlaczego autor Zapachu gasnącej świecy poświęcił wiersz Węcławskiemu/Polakowi? Najprostsza odpowiedź brzmiałaby następująco: oto konserwatywny pisarz  piętnuje odstępstwo od wiary katolickiej, wskazując banalną alternatywę: Bóg – nicość, sens – absurd, religia – nihilizm. Sądzę, że takie postawienie sprawy byłoby jednak daleko posuniętą symplifikacją. Nawet jeśli w cytowanym utworze wyczuwalna jest gorzka ironia, nie została ona wymierzona w konkretną osobę, odnosi się natomiast do fundamentalnego zagadnienia jednostkowej tożsamości. W Pracowni Pytań Granicznych — o ile interpretować ów wiersz w kontekście utworów takich jak Widzenie V czy Wnętrze  Gawłowski więcej mówi o sobie, o własnym postrzeganiu świata i człowieka, niźli o kimkolwiek i czymkolwiek innym.
W artykule Spór o Jezusa. Spór o realność, opublikowanym na stronach Pracowni Pytań Granicznych, Tomasz Węcławski/Polak przekonuje, że chrześcijaństwo wykrzywiło prawdę o nauczycielu z Nazaretu, przykrawając Jego obraz do potrzeb własnej interpretacji. Konstatacja ta prowadzi do tezy o „odchodzeniu od realności wewnątrz religijnych obrazów świata”. Innymi słowy — religia chrześcijańska jest odpowiedzialna za tworzenie fałszywej świadomości jej wyznawców. Są oni skłonni bronić własnej — sztucznie skonstruowanej — tożsamości nawet za cenę rezygnacji z prób dotarcia do tego, co realne („świadome lub nieświadome zafałszowanie — pisze Polak — broni czyjejś własnej tożsamości, uznawanej tym samym za coś ważniejszego niż realność, z którą tożsamość ta miałaby się konfrontować”). Wiara stanowi, wedle tej koncepcji, jedyną rękojmię psycho-religijnej  koherencji jednostkowego obrazu rzeczywistości. Gdyby fundament ów został człowiekowi odjęty, stanąłby on wobec konieczności zmierzenia się z własną niewiedzą i bezradnością.
W ramach tak zarysowanego sporu ostrowski poeta opowiedziałby się zapewne za „tożsamością”, nie pojmując jej jednak jako zaprzeczenie „realności”, ale jako wartość konstytuowaną przez to, co w najwyższym stopniu realne. Człowiekowi żywej wiary nie jest potrzebne racjonalne uzasadnienia tego, w co wierzy — dlatego właśnie Gawłowski może wyrzec z naciskiem: „Są jeszcze słowa / Rzeczywiste / z wnętrza ciszy, snu, cierpienia / i sensu” (Przypis do dyskusji przy kawiarnianym stoliku klubu „Nowy Impuls”). Z przekonania o istnieniu ponadmaterialnego porządku świata wyrasta jego wiara w „iskrę co tli się we wnętrzu języka” (Widzenie V), w to, że „pod drżącymi powiekami / nieznajoma ręka wertuje z wprawą / rękopisy snu” (Przyjaciołom ze Stuttgarter Schriftstellerhaus).
Z okazji inauguracji roku akademickiego 2001/2002 w UAM ks. Tomasz Węcławski wygłosił wykład na temat współczesnej duchowości. Mówił wtedy (zastrzegając, że jego słów „nie należy brać […] zbyt dosłownie”):

świat, którym się zajmujemy, staje się coraz lżejszy, że w stosunku do naszych dawniejszych o nim wyobrażeń dematerializuje się przynajmniej w tym sensie, że wszystko, co jest nam potrzebne, abyśmy sobie z tym światem radzili, sprowadza się do coraz sprawniejszego, coraz gęstszego i coraz lepiej sterowalnego zapisu informacji. (Informację rozumiem tutaj jako szereg najprostszych rozstrzygnięć między „tak” i „nie”, opisujących na poziomie elementarnym przestrzeń wszystkich dostępnych możliwości). W tym sensie jest ona kwintesencją rzeczy i zdarzeń.[5]

Na wizję świata, który „dematerializuje się”, „staje się coraz lżejszy”, Wojciech Gawłowski odpowiada Wierszem na nowe tysiąclecie, zamykającym jego najnowszą książkę. Utwór ten, napisany w Wielki Piątek roku 2010, jest komentarzem do tekstu Tadeusza Różewicz [*** Dostojewski mówił…] ze zbioru Wyjście. Różewiczowskie słowa: „bez Jezusa / nasza mała ziemia / jest pozbawiona wagi”[6] Gawłowski kwituje stwierdzeniem: „Bez tego wiersza / poezja polska / byłaby pozbawiona ciężaru”, opowiadając się tym samym po stronie niejednoznaczności i egzystencjalnej powagi wiary, przeciwko uroszczeniom rozumu, który we współczesnej nauce chciałby znaleźć odpowiedź na wszystkie graniczne pytania ludzkości.


[1] „Ulubioną porą bohatera analizowanych liryków jest przedświt”  – pisał o wierszach sprzed Lunaparku nieśmiertelności Wojciech Kudyba („Łaska światłocienia”. Liryka Wojciecha Gawłowskiego, „Topos” 2008, nr 4, s. 69). Przedświt, czyli czas  między nocą i dniem – trzeba by dodać. Takich „miejsc pomiędzy” jest w najnowszym tomie Gawłowskiego więcej – rozdzielają one (i łączą) ziemię i niebo, naturę i kulturę, doświadczenie i refleksję, życie i literaturę.
[2] W. Kudyba, dz. cyt., s. 71.
[3] Jednoznaczną wykładnię metafizyczną poezji Wojciecha Gawłowskiego daje w przywoływanym szkicu Wojciech Kudyba. Do podobnych wniosków dochodzą pozostali interpretatorzy tej twórczości: „»poeta niedzielny« jest metafizykiem »w milczeniu stawiającym czoła wyzwaniom schyłku wieku i tysiąclecia«, z czego wnioskować możemy, że poetą jest kiedy milczy i kiedy milczenie zapisuje, że jest poetą ciszy i trwania. A także, że jest poetą-świadkiem, tzn. tym, który świadczy, i tym, który doświadcza […] Oczywiście, język rzeczywistości jest też językiem rzeczy, a rzeczy bywają znakami, za pomocą których mówi do nas inna rzeczywistość, inny czas upomina się o uwagę” (Poezja późnej godziny, w: W. Gawłowski, Prowincja Ostrów Miasta, Ostrów Wielkopolski 2008, s. 94–95); „Gawłowski w najlepszych wierszach ukaże pełnię eschatologicznego dramatu, w którym brzydota czy trywialność codzienności, prowincja świata, a nawet zło i śmierć wyrywają się z więzów materii i — zawsze konkretne, imienne, zmysłowe, niepowtarzalne — dążą ku duchowej apokatastazie. Przejmująca prawda zda się i tutaj zasadzać na szukaniu jedni. A w każdym razie na przeczuciu, że duch i materia nie są przeciwieństwami; że ich opozycja nie definiuje ich istoty” (S. Sterna-Wachowiak, Zwierzątko sumienia i muzyka wnętrza (Posłowie), w: W. Gawłowski, Głosy, obrazy i sny, Poznań 2003, s. 61).
[4] W ostatnich akapitach oświadczenia wyjaśniał: „O wszystkich istotnych decyzjach, które podejmuję, i o tych, które podejmę w przyszłości, chcę teraz powiedzieć tylko jedno, najważniejsze: moje decyzje są i mam nadzieję będą także w przyszłości takie, że z każdą z nich mogę w każdej chwili umrzeć bez lęku. To jest moja wolność. Nie boję się śmierci. Swoją osobistą prawdę przemyślałem gruntownie. Wybrałem uczciwie, bo w prawdzie wobec własnego sumienia. Dzisiaj jestem gotowy na śmierć - bez lęku. Nie, jakobym nie miał dla kogo i dla czego żyć - bo oczywiście mam, i to tym bardziej, im bardziej świadomie wybieram. Mówię o prawdzie mojego wyboru. Tak wybieram, jestem z tym wyborem gotów dzisiaj umrzeć bez lęku i pragnę, by taka powaga wszystkich moich istotnych wyborów trwała do godziny mojej śmierci”.
[5] Ks. T. Węcławski, Pytanie o ducha XXI stulecia, Poznań 2002, s. 6.
[6] T. Różewicz, Wyjście, Wrocław 2004, s. 22.

wtorek, 6 września 2011

Poezja pytań granicznych. O "Lunaparku nieśmiertelności" Wojciecha Gawłowskiego


Fragment szkicu krytycznoliterackiego opublikowanego w najnowszym numerze "Toposu".


Ufundowana na elementarnej sprzeczności tytułowa metafora skrótowo ujmuje zasadnicze treści wpisane w tom ostrowskiego poety — rzeczownik „lunapark”, oznaczający miejsce zabaw masowych, przestrzeń, w której roześmiany tłum oddaje się chwilowym przyjemnościom, zestawiono z rzeczownikiem „nieśmiertelność”, ewokującym treści eschatologiczne. Momentalność i tymczasowość sąsiadują tu z wiecznością, to, co przemijalne z tym, co trwa, mgnienie z nieskończonością. Śmierć i życie współistnieją w owej metaforze na prawach paradoksu, zarazem utwierdzając się i znosząc, podobnie jak znosiły się i utwierdzały w swojej odmienności słowa z tytułu debiutanckiej książki Gawłowskiego — Błędnik równowagi. Poezja, powiada autor Zmiennej losowej, dzieje się bowiem między słowami, na skrzyżowaniu sensów, ujawnia w oksymoronicznej migotliwości języka, w szczelinie, przez którą sączy się strumień mowy.
Nowy zbiór wierszy Gawłowskiego podzielony został na cztery części: Dziennik snów, Przyjazne prądy, Na wizji, Lunapark nieśmiertelności. Jedynie pierwszą z nich cechuje tematyczna (poniekąd także formalna) jednorodność. W pozostałych trzech uderza wielostylowość i poetycka polifoniczność — natrafiamy tu zarówno na teksty ulotne, okolicznościowe, będące dopiskami do rozmów z przyjaciółmi, humorystycznymi i ironicznymi „donosami rzeczywistości”, jak i na refleksyjne liryki najwyższej próby, zaskakujące lapidarnością i celnością pointy, podnoszące z pozoru nieistotne wypadki codziennego życia do rangi wydarzeń o fundamentalnym znaczeniu egzystencjalnym, w których dostrzec można przebłysk tego, co wieczne, istniejące poza czasem, niepodległe śmierci i rozkładowi. Utworom z tej drugiej grupy chciałbym poświęcić uwagę w niniejszym omówieniu.
To, co, jak sądzę, szczególnie wartościowe w poezji autora Zapachu gasnącej świecy, dochodzi do głosu w dwóch odrębnych zespołach nowych wierszy — można by je nazwać, zgodnie z propozycją samego poety, lirycznymi snami i widzeniami, przy czym do tych ostatnich zaliczyłbym nie tylko pięć numerowanych utworów otwierających trzecią część tomu, ale także wszystkie wiersze, w których refleksja poetycka poczyna się od obserwacji świata dostępnego zmysłom i dąży ku filozoficznemu lub eschatologicznemu uogólnieniu. W liryce Gawłowskiego bliskie, znajome i dotykalne nadspodziewanie często odsyła do tego, co zakryte, odległe i niepochwytne.

Mowa snu

Jedno z mott umieszczonych w Lunaparku nieśmiertelności, wzięte z Dziennika Sándora Máraiego, głosi: „Możliwe, że sny »tłumaczą na obrazy« pojęcia nieznanego nam prajęzyka”. Inicjalna część tomu Wojciecha Gawłowskiego wypełniona jest poetyckimi zapisami snów — sugerują to nie tylko tytuły całego cyklu i poszczególnych utworów (np. Widzenie we śnie, Sen – noc z 1 na 2 grudnia 2008 roku, Sen, Sen świąteczny, Sen Noworoczny), ale także sygnatury temporalne pod poszczególnymi wierszami (np. wiersz *** [Księżyc zaszedł za chmurę…] — „5 rano, 12 lutego 2008”, Wnętrze — „noc z 29 na 30 sierpnia 2009”, Sen — „noc z 18 na 19 listopada 2007 roku”).
Jan Błoński pisał przed laty:

Mało co równie zaprzątało ludzkość jak sen. Mało co równie błahego, powiadali nieraz filozofowie. Arystoteles nie wykluczał, że istnieją sny wieszcze; podejrzewał jednak, że marzeniami nocy rządzi częściej niestrawność niż bogowie. Tomasz podobnie: Boża wszechmoc może objawić się we śnie — jak wszędzie. Ale powiedzenie: „sen mara Bóg wiara” całkiem poprawnie wyraża stosunek teologów do pouczeń snu. Śpiącego w piecu chlebowym Kartezjusza nawiedził sen, gdzie zobaczył siebie kulejącego, świątynię, melon, piorun i deszcz iskier, wreszcie nieznanego mężczyznę, który okazał mu księgę wierszy ze słowami „Est et non”. Tej nauki nie zlekceważył: przeczuł, że zapowiada zwieńczenie filozoficznego trudu i osiągnięcie wewnętrznej harmonii. Kiedy jednak zadomowił się ostatecznie w tym, co postrzegamy clare et distincte, przestał zajmować się swymi nocnymi wędrówkami. Locke i sensualiści uznali sen za śmietnik wrażeń i nie bardzo się nim zajmowali. Kant przykazał sobie w dzienniczku, aby „wystrzegać się złych snów”.[1]

Gawłowski nie obawia się snów i nie wystrzega się ich, przeciwnie — z upodobaniem je rejestruje, by następnie poddać literackiej obróbce, jakby był przekonany, że zasługują na starożytne miano oneiromata, że są snami symbolicznymi, proroczymi, zawierającymi jakieś istotne przesłanie[2]. Czy to jednak do pomyślenia, by po Freudzie, który ostatecznie unieważnił rojenia romantyków i symbolistów o rządzącym rzeczywistością powszechnym prawie analogii, pisarz współczesny wierzył jeszcze w nadnaturalne pochodzenie snu? Jeśli w nielinearnej, symultanicznej, alogicznej strukturze marzenia sennego poszukuje wzorca konstrukcyjnego dla języka poezji — czy nie należałoby oskarżyć go o naiwność, ignorancję lub wtórność?
Autor Przypisów do przepowiedni zbyt dobrze zdaje sobie sprawę z czyhających tu na niewprawnego majstra pułapek, by można go było posądzić o artystyczną prostoduszność. Byśmy nie mieli co do tego wątpliwości, cykl utworów „onirycznych” opatrzony został przezeń znaczącym tytułem — Dziennik snów. Trudno podejrzewać, by ten, kto poprzedza własne wiersze epigrafem z Malarmégo („Niech pan nigdy nie pyta, co to jest? Zawsze niech pan pyta, co to oznacza?”), nie był świadom roli, jaką w rozwoju dziewiętnastowiecznego symbolizmu odegrało dzieło Emanuela Swedenborga — nauczyciela Williama Blake’a, Ralpha Waldo Emersona, Charlesa Baudelaire’a i innych, twórcy teorii korespondencji, autora słynnego Dziennika snów, w którym zapisał i poddał interpretacji własne marzenia senne z okresu przełomu mistycznego. Jeśli mimo to poetyckie sny Wojciecha Gawłowskiego stanowią wyraz przekonań bliższych tradycyjnemu, dualistycznemu myśleniu o rzeczywistości, nie sposób nie traktować ich jako wyraźnej i jednoznacznej wskazówki o charakterze ideowo-światopoglądowym.
Strategia transponowania materii sennej na materię tekstu realizuje się u ostrowskiego poety na dwa sposoby[3]. Po pierwsze, sen staje się tu tematem wypowiedzi: „Drżenie, śnienie, lęk nagły, świtu masyw biały / Pokój przebudzenia, grzbiety książek i regały / Światło snu odbite wędruje przez słowa” (Widzenie we śnie), „snu ciepłe wnętrze // jest sklepieniem nad głową” (Wnętrze), „Cicho syczy snu rozdwojony język” (Sen). Po drugie, sen zostaje wyzyskany jako model wizji poetyckiej, tzn. struktura i dynamika marzenia sennego jest imitowana środkami językowymi, za sprawą których pozawerbalna wizja „przemienia się w fikcjonalną konstrukcję literacką, uformowaną całkowicie w poetyckiej materii utworu i poddaną prawom sztuki pisarskiej”[4]. Mówiąc prościej — treść, rytm i porządek obrazów  poeta oddaje za pomocą słów, dokonując karkołomnego przekładu sensów zawartych w marzeniu sennym na język liryki.
Dziennik snów i cały tom otwiera wiersz bez tytułu:

Księżyc zaszedł za chmurę
trwa festiwal nieba
kwiat lipy i jabłoni
matka w dłoniach rozciera

pnie drzew ścięte jasne
wersy snu przebudzenia
czerń prószy świt wstaje
zza korony korzenia

Wyliczmy obrazy budujące tkankę utworu: 1. księżyc zachodzący za chmurę, 2. nocne niebo, 3. matka rozcierająca kwiaty w dłoniach, 3. ścięte drzewa (pnie i korzenie), 4. prószenie czerni (mrok), 5. świt. Zachodzą między nimi relacje podobieństwa/tożsamości i odmienności/odrębności, dzięki którym poszczególne elementy konstytuujące symboliczną wymowę wiersza można podzielić na dwie grupy:

+
jasne/żywe
ciemne/martwe

księżyc
kwiaty
dłonie matki
świt


chmura
ścięte drzewa

prósząca czerń



Trudno rozstrzygnąć, czy poszczególne sceny/obrazy (np. matka rozcierająca kwiaty, ścięcie drzew) następują po sobie, czy też są równoczesne, niedookreślone pozostają związki przyczynowo-skutkowe i logiczne. Intuicyjnie wiążemy obraz kwiatów lipy i jabłoni z życiem (drzewa kwitnące), zaś obraz ściętych pni ze śmiercią (drzewa martwe). Zgodnie z regułami rządzącymi marzeniem sennym, kręgi znaczeń pozytywnych i negatywnych nachodzą na siebie, by ostatecznie objawić swoją semantyczną identyczność, co dobrze ilustrują dwa ostatnie wersy, szczególnie zaś finalna, oksymoroniczna metafora — relację logiczną między „koroną” drzewa a jego „korzeniami” można by określić jako doskonałą tożsamość (podobieństwo kształtu; brzmieniowa i optyczna przylegalność wyrazów „korona” i „korzeń”), zarazem zaś jako doskonałe przeciwieństwo (kierunek wzrastania).
Być może najistotniejsza jest jednak druga linijka drugiej strofy („wers snu przebudzenia”), niwelująca czytelnicze złudzenie pozostawania we wnętrzu snu. Rzeczowniki „przebudzenie” i „wers” przenoszą zarazem w samo centrum (1) jawy i (2) czynności zapisywania snu, która nie byłaby do pomyślenie bez uprzedniej wymiany porządku obrazu na porządek werbalny. Nie wolno przy tym zapomnieć, że mamy tu do czynienia z metaforą dwuczłonową („wers snu”–„wers przebudzenia”), odnoszącą się jednocześnie do dwóch odrębnych języków (snu/obrazu – jawy/słowa). Okazuje się ostatecznie, że centralnym tematem wiersza jest w równym stopniu koincydencja przeciwieństw (życia i śmierci, światła i mroku), rozumiana jako ukryty fundament rzeczywistości, co problem adekwatnego przekładu z języka na język (tekstowość jako niedoskonały ekwiwalent obrazowości).
Zabieg polegający na podwojeniu perspektywy (sen widziany 1. od wewnątrz, niejako „śniący się” na nowo w trakcie każdorazowej lektury wiersza i 2. z zewnątrz, z czasowego dystansu, który pojawia się w chwili przebudzenia) powtarza się niemal we wszystkich utworach pierwszej części tomu. W Śnie świątecznym owa dwutorowość realizuje się dzięki wprowadzeniu osobowych form czasowników kolejno w czasie teraźniejszym i przyszłym. W wierszu Sen czasowa jednorodność zostaje zachowana, a iluzję naoczności burzy pytanie o podmiot/sprawcę sennego marzenia. W Widzeniu we śnie i w Śnie Noworocznym wprost mówi się o powrocie do jawy, natomiast w utworze Sen – noc z 1 na 2 grudnia 2008 pojawiają się „widzowie snu”, będący jednocześnie jego „aktorami”. Z najdalej posuniętą —  i w najwyższym stopniu produktywną poetycko — niejednoznacznością mamy do czynienia w pierwszych kilkunastu wersach znakomitego liryku Wnętrze:

Chleby, krągłe kołacze
wśród gałęzi drzew, krzewów
Nie wiadomo: dar z nieba
czy dar składany niebu?

Ludzie siedzą na murku
na rozgrzanych kamieniach
plac zalany jest słońcem
sen jest cieniem wspomnienia

Szepczą liście i wargi
szmer w gałęziach zamiera
ciszy niemej rytuał
mowę ludziom odbiera

Pozostaje milczenie
słońce topi powietrze
ścichły listki i wargi
[…]

Oniryczną rzeczywistość współtworzą obrazy: bochnów chleba wśród gałęzi drzew i krzewów, ludzi siedzących na murku, placu skąpanego w promieniach słońca, szelestu liści i szmeru rozmów („szepczą liście i wargi”), które niespodziewanie przechodzą w milczenie — ludzi i przyrody. Cisza okazuje się tu w równym stopniu materią marzenia sennego, co figurą elementarnej niemożności? niekonieczności? wysłowienia. „Pozostaje milczenie” — powiada podmiot wiersza, a stwierdzenie to dobiega do nas niejako z oddali, spoza kadru, z przestrzeni zewnętrznej wobec scenerii snu. Owa bezgłośność, owo zamilknięcie wydaje się być konsekwencją nagłego, wymykającego się słowom doświadczenia epifanicznego, które poeta próbuje oddać za pomocą zdania opartego na podwójnej tautologii: „ciszy niemej rytuał mowę ludziom odbiera”. Oto — paradoksalnie — sen, do którego język chciałby przylegać, ujawnia swoją niewyrażalność za pośrednictwem słów (mówimy o tym, że coś nie daje się wypowiedzieć)! Milczenie staje się wymowne. Wymowa odwzorowuje milczenie. Odrębne sfery (sfera obrazu i sfera języka) ukazują się jako janusowe oblicze jedności — chleb, o którym nie wiadomo, czy pochodzi z „nieba”, czy też o „niebo” woła, jest chlebem komunii. I właśnie o komunię tu idzie, o harmonię sfer, o współwystępowanie, wzajemne znoszenie się opozycji. Obraz senny i jego słowny ekwiwalent tłumaczą, że wszystko łączy się ze wszystkim. Albowiem śnienie to przebywanie we wnętrzu, w centrum, w sercu świątyni:

[…]
chleba, snu ciepłe wnętrze

jest sklepieniem nad głową
puls krwi łuki  rozpina
serce kołacze w piersi
dzwonem śpiewa świątynia
 (Wnętrze)

W twórczości Gawłowskiego każda próba poetyckiego odwzorowania marzenia sennego jest równoznaczna z poszukiwaniem ukrytego znaczenia obrazów zsyłanych przez nieświadomość. Poeta przypomina poławiacza pereł zanurzającego się głębinę, by płód ciemności wydobyć na światło dzienne. Ale świt unieważnia logikę snów, rozbija ich aporetyczną spójność — trawi je „biały płomień jawy” (Przyjaciołom ze Stuttgarter Schriftstellerhaus). Mimo wszystko poeta zdaje się wierzyć w istnienie tajemnego związku „między istotą a rzeczą” (Z Williama Blake’a). Przeglądające się w sobie słowa „sen” i „sens” —  ich paronomastyczne zestawienie spotykamy w ostatnim wersie programowego wiersza dedykowanego Kornelii Ćwiklak — zdają się kierować ku przeczuwanej i wyczekiwanej jedni:

Drży powietrze ciekłe i powieka
W środku źrenic światło się rozszczepia

Tęczujące snu fraktalne wnętrza
W uchu igielnym jaśnieje kometa

Szmerem, szeptem, lekkim drżeniem rzęs
Słowo, ciało, sen po kres i sens.
(O naturze snów)


[1] J. Błoński, Ja, wędrujący sen, „Teksty” 1973, nr 2, s. 1.
[2] Zob. tamże, s. 2 oraz A. Sobolewska, Jak sen jest zrobiony? Poetycka materia snu, w: Oniryczne tematy i konwencje w literaturze polskiej XX wieku, praca zbiorowa pod red. I. Glatzel, J. Smulskiego i A. Sobolewskiej, Toruń 1999, s. 11.
[3] W poniższej analizie opieram się na ustaleniach Aleksandry Okopień-Sławińskiej przedstawionych w szkicu Sny i poetyka, „Teksty” 1973, nr 2.
[4] Tamże, s. 11.