środa, 7 grudnia 2016

Spotkanie autorskie - Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu


miejsce: Salon Adama Mickiewicza, Collegium Maius UAM, ul. Fredry 10, Poznań
czas: 7 grudnia 2016 r. (środa), g. 13:00

Spotkanie odbędzie się w ramach konferencji naukowej "Wiek XIX i tegocześni poeci". Sytuacja poezji polskiej w latach 1864-1894.

Serdecznie zapraszam.








piątek, 2 grudnia 2016

Rozmowa z Tomaszem Burkiem




W najnowszym numerze dwumiesięcznika literackiego "Topos" (2016, nr 5), poświęconego twórczości Tomasza Burka m.in. rozmowa z Autorem Dzieła niczyjego.

Fragment dialogu, zatytułowanego Płaszcz Putramenta i koniec świata, publikuję niżej. Zachęcam do lektury całości - "Topos" do nabycia w salonach sieci EMPiK.






Płaszcz Putramenta i koniec świata. Z Tomaszem Burkiem rozmawia Przemysław Dakowicz [fragment]

PRZEMYSŁAW DAKOWICZ: [...] zadajmy to pytanie wprost – skąd przyszedł Tomasz Burek, jakie są jego korzenie, z jakim bagażem doświadczeń i przemyśleń wszedł w polską kulturę? Mówiąc najkrócej: dom, dom rodzinny, podwójnie zakorzeniony w literaturze, za sprawą Pańskiego ojca, Wincentego Burka, pisarza, i za sprawą rodziny matki, która wywodziła się z Młodożeńców. Nie da się traktować rozłącznie okresu sandomierskiego i okresu warszawsko-podkowiańskiego.

TOMASZ BUREK: Nie, nie da się.

W okresie tzw. Polski Lubelskiej Pański ojciec nie przyjął zaproszenia od Jerzego Putramenta, nie zdecydował się na przyjazd do Lublina i współpracę z komunistami.

Odmówił na moich oczach.

Tak?

Jestem świadkiem tej sceny.

Wincenty Burek odmawia Putramentowi, zostaje na miejscu, nie zgłasza akcesu do tej „nowej rzeczywistości”. W czasie wojny działał w Batalionach Chłopskich, chodzi o aktywność edukacyjną, tuż po wojnie współorganizował struktury Stronnictwo Ludowego, znienawidzonej przez komunistów partii Mikołajczyka. W zasadzie nieustannie się narażał. W końcówce roku czterdziestego szóstego, tuż przed sfałszowanymi wyborami, zostaje aresztowany. To jest początek rodzinnego dramatu, rozpisanego na miesiące i lata. Czyli mówimy o świadomości Tomasza Burka, który wychodzi z domu nieprawomyślnego, ze świata, który komuniści najchętniej skazaliby na zagładę.
Tę scenę z Putramentem, który przyjeżdża z zaproszeniem z Lublina, gdzie jest tymczasowa stolica komunistycznej Polski, rzeczywiście Pan pamięta?

Pamiętam doskonale. Rosjanie weszli do Sandomierza w sierpniu. Wydawało się, że ruszą dalej, ale – jak wiadomo – ofensywa się zatrzymała. Uchwycili drugi brzeg Wisły, ale nie poszli w głąb. Rosjan się znało, widziało. Przychodzili do domu po wodę, siedzieli na podwórku, strzelali czasem na wiwat. Na szczęście, nie prowadzili żadnej akcji przeczesującej, policyjnej. Były to wojska czekające na dalszy krok, manewr, który zdarzył się dopiero w styczniu czterdziestego piątego. Niemcy cofnęli się o jakieś sześć-osiem kilometrów, ostrzeliwali pozycje sowieckie. Blisko naszego domu spłonął duży drewniany płot. Był groźny strzał w Bramę Opatowską, paliły się sandomierskie przedmieścia, pod ostrzał dostały się okoliczne wsie.

A kiedy przyjechał Putrament – między sierpniem 1944 a styczniem 1945?

Pojawił się w październiku, kiedy Rosjanie byli już w Sandomierzu, kiedy działała już Wojewódzka Rada Narodowa. Miała ona tymczasową siedzibę w Sandomierzu, bo Kielce nie zostały jeszcze zajęte.

Do Kielc Armia Czerwona weszła 15 stycznia. Przedstawiciele PKWN i KRN, później także tzw. Rządu Tymczasowego, jeździli po terenach zagarniętych przez Sowietów i oferowali pomoc pisarzom, ludziom kultury. Chcieli ich wszystkich ściągnąć do Lublina. Liczyły się, oczywiście, względy propagandowe, chodziło o jakąś centralizację, o przejęcie kontroli nad kulturą, o uzależnienie ludzi pióra od sowieckiego, komunistycznego rozdzielnika.

Tak.

To właśnie w takich okolicznościach sprowadzono do Lublina Jastruna i innych. Przybosia wzięto chyba wprost od orki – wszedł w skład Wojewódzkiej Rady Narodowej w Rzeszowie. A do Lublina przyjechał, zdaje się, we wrześniu czterdziestego czwartego.

Mówiłem szeroko o frontowym położeniu Sandomierza, ponieważ mieszkaliśmy blisko tych miejsc, które, gdyby Niemcy chcieli doszczętnie zniszczyć miasto, musiałyby się znaleźć pod ostrzałem. Mam na myśli katedrę, zamek etc. W Sandomierzu mieliśmy mojego wuja, a brata mojej mamy, księdza, prawnika, specjalizującego się w prawie kanonicznym, który po aresztowaniu księdza Rewery pełnił obowiązki proboszcza w parafii św. Józefa. Myśmy się u niego w kościele chronili, podobnie jak inni sandomierzanie oraz uciekinierzy z okolicznych wsi i miasteczek. Spaliśmy tam, w kościele, wiele takich nocy pamiętam. Ten wuj, który był bardzo uczynny, dał nam kwaterunek w Wikarówce. Właśnie tam odnalazł ojca Putrament. Było bardzo ciasno. W złą pogodę, gdy nie można było chodzić po ogródku, wszyscy siedzieli w środku. Choć w czterdziestym czwartym miałem sześć lat, dobrze pamiętam Putramenta – zwłaszcza że bardzo chciałem przymierzyć mundur.

Naprawdę?

Nie odróżniałem, oczywiście, munduru polskiego od polsko-sowieckiego. On był w jakimś takim płaszczu wojskowym. Postawili mnie na stołku i Putrament zarzucił mi na plecy swój płaszcz.

Tomasz Burek w płaszczu Putramenta! [śmiech]

Ojciec stanowczo powiedział, że wyjazdem z Sandomierza nie jest zainteresowany.