poniedziałek, 24 marca 2014

Pod trupią główką






[Artykuł z cyklu Afazja polska]



Rozpylają ciemne światło. Żarówki u powały, pomalowane na czarno. W każdym baraku takie same, prószące mrok na ciała w szeregach, spoczywające na ułożonych równo siennikach. Ciemność osiada na głowach, korpusach i kończynach, przeciska się przez szpary w deskach, stuka w okna, za którymi  noc panuje jeszcze niepodzielnie (niebawem skapituluje, zaskoczy ją Blitzkrieg świtu). Wstawać! Wstawać — krzyczą żarówki, czarne trupie główki umieszczone w belkowaniu bloków 45 i 46 w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, dokąd przywieziono z Wrocławia grupę krakowskich profesorów.
„Budzono nas rano o wpół do szóstej przez zaświecenie świateł — wspominał Jan Gwiazdomorski z Wydziału Prawa UJ. — Te »światła« to były bardzo słabe lampki elektryczne, w dodatku zamalowane czarną farbą. W Sachsenhausen obowiązywało oczywiście zaciemnienie. Tymczasem rolety na okna, zresztą zrobione z koców, były tylko w izbach dziennych, w umywalni i w ustępie; nie było ich natomiast w sypialniach. Lampy w sypialniach były tak słabe dlatego, aby mogły się świecić wieczorem i rano, pomimo że rolet w oknach nie było”.

Zaciemnienie

Zaciemnienie obowiązywało na wszystkich terenach, które znalazły się pod władztwem Adolfa Hitlera i tysiącletniej Rzeszy Niemieckiej. Zaciemnienie całkowite i definitywne, ciemność, którą niosły na tereny Rzeczypospolitej  — a w latach czterdziestych jeszcze dalej, na Wschód — oddziały w czarnych hełmach, którą rozpylały trupie główki z otoków esesmańskich czapek. Mrok ten nigdzie nie był jednak tak głęboki, jak w obozach koncentracyjnych i w obozach zagłady, organizowanych przez niemieckie władze zarówno w Niemczech, jak i w państwach okupowanych.
Stanisław Urbańczyk, wybitny językoznawca, dał w swojej książce Uniwersytet za kolczastym drutem następujący opis sachsenhauseńskiej scenerii: „Tuż za murem rósł wysoki sosnowy las. Czarny kolor sosen i jęczący ich szum pogłębiały przygnębiający ogólny nastrój obozu. Sosny nie pozwalały oku wybiec nigdzie dalej; gdzie nie spojrzało wszędzie czarne ulice, czarne baraki i czarne wierzchołki drzew”. Obrazy te współbrzmią z opisem pozostawionym przez Jana Gwiazdomorskiego: „Wszystkie ścieżki w obozie i plac apelowy wysypane są pyłem węglowym czy żużlem. Wskutek tego cały obóz spowity jest w tumanach brudnego kurzu, który podnosi się za każdym krokiem. Zwarty oddział więźniów maszerujących w obozie wlecze za sobą brunatny obłok niczym samochód na źle utrzymanej szosie. Ścieżki nie są profilowane, stanowią zwykłe płaszczyzny. Wskutek tego już po małym deszczu jest w obozie nieopisane błoto”.
Pył węglowy, żużel, brunatny obłok. Czerń ścieżek, czarne ściany baraków, jęk czarnych sosen okalających koncentracyjny obóz. Sceneria iście piekielna. Nie dziw, że we wspomnieniach pozostawionych przez tych, którzy przeżyli, powracać będą skojarzenia z Dantejskim Inferno.
Przez ciemność tamtego czasu, przez mrok Sachsenhausen musimy się teraz przebić, by ujrzeć choćby kilka epizodów wstępnej fazy życia obozowego — tak jak widzieli je przybysze z Krakowa.

Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)

http://www.ceneo.pl/Historia_i_literatura_faktu;szukaj-afazja+polska

 

sobota, 22 marca 2014

"Łączka" - Nagroda im. ks. J. Twardowskiego


Miło mi poinformować, że kapituła Nagrody im. ks. Jana Twardowskiego uznała Łączkę (wyd. "Arcana", Kraków 2013) za najlepszy tom poetycki roku 2013. Ze źródeł nieoficjalnych wiem, że decyzja jury była jednogłośna.

Pozostałe nominowane książki:

1. Adam Waga, Chromając, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013;
2. Teresa Tomsia, Co było, co jest, Biblioteka Telgte, Poznań 2013;
3. Bogdan Jaremin,  Tam i tu, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2013;
4. Mirosław Dzień, Linia, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2013;
5. Piotr Mitzner, i po kropce, Dom Wydawniczy tchu, Warszawa 2013;
6. Grzegorz Łatuszyński, Własną drogą, OW Agawa, Warszawa 2013.


Więcej informacji TUTAJ.

niedziela, 16 marca 2014

Ciemności kryją ziemię







 [artykuł z cyklu Afazja polska]




Kaplica katolicka w więzieniu na Montelupich. Ołtarz nakryty obrusem, otwarty mszał, kropidło zanurzone w misie z wodą święconą. Przy ścianach podłużne drewniane ławki. Naprzeciwko ołtarza, pod krótszą ze ścian, konfesjonał, nieco dalej stół. Podłoga brudna, zakurzona, podobnie jak okienne kraty. Okien nie można uchylać, chyba że chce się być zastrzelonym. W kaplicy 50-60 osób stojących, siedzących, przestępujących z nogi na nogę lub maszerujących. Wzrastający zaduch, zapach potu, dym z papierosów. Dwie-trzy godziny temu jeden z mężczyzn kupił kilka paczek tytoniu macedońskiego. Palacze ślinią bibułki, częstują się skrętami. Palą dużo. Nerwy, strach i niepewność robią swoje.

Sztuka punktualności

Jest 6 listopada. Dopiero pod wieczór strażnicy pozwalają wyjść do toalet. Później i to będzie zabronione — Niemcy postawią u stóp ołtarza ogromne wiadro na urynę i kał. Pot, dym, smród z prowizorycznego ustępu. Noc spędzą pokładłszy się, gdzie się da – na ławkach, na podłodze. Adam Krzyżanowski, sześćdziesięciosześcioletni kierownik Katedry Ekonomii Politycznej i Skarbowości będzie spał w konfesjonale. Sześćdziesięciu mężczyzn – to zaledwie część zatrzymanych, pozostali zamknięci są w innych pomieszczeniach. Profesorowie Uniwersytetu i trzy osoby przypadkowe — niejaki Jachimowicz, syn krakowskiego dentysty, aresztowany, kiedy wracał z lekcji muzyki, nauczyciel gimnazjalny Stanisław Majcher oraz Zygmunt Starachowicz, absolwent prawa, który chciał załatwić w dziekanacie ostatnie formalności związane z uzyskaniem dyplomu. Ten ostatni nieco później, po powrocie z obozu w Dachau, spisał swoje wspomnienia z pierwszych dni uwięzienia. Z tych wspomnień teraz korzystam.
„Ja byłem jak najlepszej myśli — relacjonuje Starachowicz — nęciła mnie nowość sytuacji, tym bardziej że przypuszczałem, że wobec nas zastosują taki sam »dowcip zwycięzców«, jaki, jak słyszałem, zastosowano raz względem ludzi pchających się w ogonku, a mianowicie wywieziono ich autami poza miasto i tam puszczono, stracili miejsce w ogonku, stracili szanse nabycia chleba czy też mleka, ale na drugi raz będą pamiętali, żeby się nie pchać. Myślałem więc, że i nas wywiozą gdzieś na Bielany i puszczą piechotą do domu. Martwiłem się jedynie tym, że nie będę punktualny — przecież umówiłem się na wpół do pierwszej. Moje skrupuły punktualnego człowieka szybko się rozwiały, tak jak od tej chwili rozwiewać się miało wszystko to, co sam lub wspólnie z innymi wymyśliłem, wszelkie nadzieje, rachuby czy rozumowania mające jako taką logikę”.

Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015) 
http://www.ceneo.pl/Historia_i_literatura_faktu;szukaj-afazja+polska

piątek, 14 marca 2014

Marek Rapnicki o "Łączce"




Z-łączeni


W tomiku Place zabaw ostatecznych (Sopot, 2011), zaraz na początku, znajduje się wiersz pt. Łazarz, pisany w Wielki Piątek 2010 roku, ledwie tydzień przed katastrofą smoleńską. Autor nie mógł wiedzieć… ale jednak opowiada o zmartwychwstaniu człowieka, właśnie wtedy, na progu wiosny:




dlaczego wszyscy zostawili go w spokoju

jak gdyby dopiero po wskrzeszeniu umarł na dobre

zapadł się pod ziemię

czy za jego sprawą chwała Pańska

nie miała zajaśnieć wśród ludzi

czy nie powinien stać się apostołem

dobrej nowiny obnosić ciało

martwe ciało

i mówić dotknijcie to już gniło

(…)



*

Przed dwoma może laty przykuło moją uwagę zdjęcie z wykopalisk na Powązkach: w wykopie młoda dziewczyna w kucki, w kusym podkoszulku, trzyma w dłoniach osłoniętych gumowymi rękawicami, czaszkę mężczyzny. W prawej dłoni pędzelek archeologa, w oczach – nieledwie czułość. Zacząłem pisać wiersz…


Gdyby to ode mnie zależało, książka, którą właśnie wydały ARCANA, miałaby taką właśnie okładkę. Bo tomik Łączka jest o tej dziewczynie, symbolu miłości i pamięci. Jest o ludziach, co nie zgodzili się na śmierć bohaterów, którzy zakatowani lub rozstrzelani przez rodzimych komunistycznych siepaczy, ubrani nierzadko w niemieckie mundury, wrzuceni bezładnie do dołu, przysypani wapnem, pozbawieni krzyża i tabliczki, przygnieceni późniejszymi pomnikami swoich oprawców – bezimienni – zamieszkiwali ciszę. Aż do chwili, kiedy nowa ekipa niezłomnych, zespół archeologów, studentów, patomorfologów i wolontariuszy pod wodzą prof. Krzysztofa Szwagrzyka z wrocławskiego IPN-u, rozpoczęła w 2012 roku wykopaliska w części Cmentarza Powązkowskiego zwanej Łączką. I oto stała się przed naszymi zdumionymi oczami ruchoma, rozpisana na tygodnie żmudnych badań w głębokich wykopach – współczesna p i e t à! Szczątki młodych mężczyzn, wiernych Ojczyźnie bardziej niż czemukolwiek innemu, zamęczonych przez bandytów w mundurach Imperium Zła, złączone ze sobą we wspólnym dole śmierci, jak kości mamutów, zmiecionych przez polodowcową powódź, powoli zaczęły oglądać światło dnia w czułych palcach młodych badaczy. Do dnia ogłoszenia wyników badań genetycznych (drugą listę nazwisk ujawniono w szczęśliwym dniu 22 sierpnia 2013) nie znaliśmy nazwisk.


W książce padają nazwiska. Ocalonych i ocalających. Ale jaką formę przyjąć, aby opowiedzieć o zmartwychwstaniu poprzez upór oraz pamięć, nie popadając w histerię ani patos, na ogół zgubne dla literatury? Przemysław Dakowicz wychodzi zwycięsko z batalii o formę dla tego naszego (bo przecież nie tylko autorskiego) triumfalnego lamentu. Wychodzi zwycięsko dzięki kilku czynnikom. Pierwszym z nich jest znakomita aparatura historiozoficzna, która pozwala rzucić polską hekatombę na szersze tło i ukazać ją w kontrze do portretu sprawców morderstw z lat 1948–1955, ale także tych, co „byli odwróceni” (np. Miłosz i Andrzejewski). Szeroki kontekst historyczny umożliwia, zwłaszcza młodemu czytelnikowi, zrozumienie, na jakich fundamentach zbudowano „nową Polskę”. Na fundamentach zdrady, kłamstwa, szyderstwa i przemocy. Czynnik drugi stanowi zdolność do użycia języka beznamiętnego, niemal kostycznego (kiedy się wszystko gotuje) i ściszonego (kiedy wszystko w nas wyje); w ten sposób niektóre utwory przypominają wiersze Zbigniewa Herberta, rzadziej Jarosława Marka Rymkiewicza (otwierające tomik Światło). Dykcja poety ewoluuje raz zbliżając się do psalmu, kiedy indziej do wiejskiej przyśpiewki. Pachnie ziemią. Sczerniałą koszulą, którą obejmuje korzeń. Książka otwiera się jak album, przechowywany dotychczas na strychu.


O kim ta książka? O kilku słynnych na równi z Grotem-Roweckim i Stanisławem Maczkiem oraz kilkunastu, których zapomniane pseudonimy poznajemy wspólnie po identyfikacji. Łącznie: mniej więcej jeden procent straconych! Wśród nich żołnierz-symbol i żołnierz-legenda, niepisany hetman polny koronny Żołnierzy Wyklętych z mojej rodzinnej Lubelszczyzny (jakże lubię ludzi z rocznika mojej Mamy!): mjr Hieronim Dekutowski, ps. Zapora, rodem z Dzikowa pod Tarnobrzegiem, cichociemny. Nie chciejmy wiedzieć, jakie miał śledztwo, a potem śmierć. Tak jak w wielu innych przypadkach, zaczęło się od pocałunku zdrady.


Defilada cieni i szkieletów ma miejsce po dziesięcioleciach i nie dziwi przywołanie postaci Waleriana Łukasińskiego, który w lochu spędził… czterdzieści sześć lat. A kto uznałby, że opisane horrendum odeszło w przeszłość, niech przeczyta, umieszczone w tomiku w ramach „formy bardziej pojemnej” trzy części prozy Droga. Jakże znajomo brzmią hasła radosnego pochodu, a najbardziej „Wybierz przyszłość”. Groteska? Nie do końca, jeśli zważyć, że temat wykopalisk ciał Żołnierzy Wyklętych podjęty został po bez mała dwudziestu latach „wolnej Polski”. Nasza abnegacja, brak zainteresowania szły w sukurs stalinowskim metodom naprawiania człowieka i historii.


Autor jawi się w Łączce jako niezłomny strażnik najświętszych prochów. Jest w tej roli wzruszający i wiarygodny. Zapowiada powrót podziemnej armii. Powrót pomiędzy nasze żebra. To my, właściciele naszych niepołamanych żeber i naszych niepodciętych strachem gardeł mamy wilczy… obowiązek unieść przesłanie odkopanej Łączki. Dorysować Freskowi Tysiąclecia brakujące sceny. Nie – wymyślone, lecz udokumentowane przez zespół Krzysztofa Szwagrzyka. Poecie wolno wiele, poecie wolno prawie wszystko; melduje więc autorowi wykopalisk o powrocie „rozdrobnionych ciał”:




(…)

Wyjawione.

Odliczone.

Obecne.



(Powrót




Czekając na szkielety gen. Fieldorfa „Nila” i rotmistrza Pileckiego czytajmy elegię Przemysława Dakowicza. Archeolog oddaje ciała, poeta zwraca głos!



*

Książkę Dakowicza umieszczam na półce obok starszego o trzy lata De profundis Wojciecha Wencla. Pasują do siebie kolorem. Formatem.

                                                                                                        Marek Rapnicki



[prwdr.: "Teologia Polityczna Co Miesiąc", nr 56]



fot. Jadwiga Rapnicka
Marek Rapnicki – ur. 28 XII 1955 r. w Lublinie; z wykształcenia archeolog (UMCS) i animator kultury (UW); poeta, publicysta, podróżnik; debiutował w roku 1979 w KUL-owskich „Spotkaniach”. Od 1980 w Raciborzu.
Opublikował m.in. Ość (1990), Pieśń winnego (1991), Terytorium powiernicze (2006) [wszystkie tomy – Wydawnictwo „Miniatura”, Kraków] i ostatnio dwujęzyczny tom polsko-czeski Barabasz i inne wiersze (Krnov, 2013) oraz książkę o Wiecznym Mieście Późna miłość. Rzym według Marka (Wydawnictwo „Kasper”, Kraków 2013).
Wieloletni dyrektor Raciborskiego Domu Kultury. W 2003 roku prowadził całoroczny interdyscyplinarny polsko-czeski projekt pod patronatem Czesława Miłosza PROWINCJA – MATECZNIK SŁOWA, zakończony dwiema publikacjami w jego redakcji U źródeł sensu. Leśmian – Hrabal – Schulz (materiały z sesji popularno-naukowej) oraz Od slova ke slovu (dwujęzyczna antologia poezji).
Od 2005 roku redaguje półrocznik literacko-kulturalny „Almanach Prowincjonalny”, którego 19. numer ukaże się w kwietniu.
Dni parzyste spędza w Smoleńsku, a nieparzyste na warszawskiej Łączce.

czwartek, 13 marca 2014

Spotkanie autorskie w Stacji Nowa Gdynia


Serdecznie zapraszam na spotkanie autorskie, podczas którego będę czytał wiersze z książek Teoria wiersza polskiego i Łączka. Poprowadzi je Piotr Grobliński.

CZAS: 15 marca 2014 (sobota), g. 12:00
MIEJSCE: Stacja Nowa Gdynia, ul. Sosnowa 1, na granicy Łodzi i Zgierza

JAK I CZYM DOJECHAĆ:
- tramwajami linii 16, 46 - należy wysiąść na przystanku Chełmy w Zgierzu (jeden przystanek za Helenówkiem).
- tramwajami linii 11, 16A - należy wysiąść na Helenówku i przejść ścieżką przez las.  


Mapa dojazdu TUTAJ.




poniedziałek, 10 marca 2014

Film ze spotkania z udziałem prof. Krzysztofa Szwagrzyka - "Łączka". Dialog literatury z historią


Film dokumentujący spotkanie "Łączka". Dialog literatury z historią, które odbyło się w łódzkim oddziale IPN 5 marca 2014. Autorem nagrania jest p. Arkadiusz Nowakowski ze stowarzyszenia 'Solidarni2010'.



sobota, 8 marca 2014

Polisa na życie






[artykuł z cyklu Afazja polska]



Życie jest największą wartością. Nie mamy niczego, co byłoby cenniejsze. Dlatego należy je chronić, uprawiać sport, dbać o formę fizyczną i psychiczną. Zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie — powiada doktor Bruno Müller, starszy specjalista od ubezpieczeń, i rekomendując polisę na preferencyjnych warunkach, poprawia okulary w srebrnych oprawkach.

Człowiek od ubezpieczeń

Badawcze spojrzenie stalowoszarych oczu. Twarz doktora Müllera rozjaśnia wystudiowany uśmiech.
Życie jest pełne niespodzianek. Zdarzają się w nim upadki i wzloty, wolty doprawdy najzupełniej fantastyczne — ktoś, kto stał na szczycie drabiny, nagle ląduje u jej podnóża, żebrak staje się księciem, książę żebrakiem. Proszę mi wierzyć, wiem, co mówię, niejedno przeżyłem.
Jest druga połowa lat 50. Brigitte Bardot, Marilyn Monroe, Grace Kelly. Mężczyźni wolą blondynki. Blondynki wykupują polisy.
Ubezpieczenie jest wyrazem społecznej solidarności. Człowiek w potrzebie nie może zostać sam. Dlatego już w starożytności uczestnicy karawan przewożących towary ze Wschodu umawiali się, że solidarnie poniosą koszty strat. Kiedy padał wielbłąd, jego właściciel nie musiał się martwić — mógł kupić nowe zwierzę dzięki zbiórce, którą urządzali towarzysze wyprawy. Tak, tak, polisy nie są wynalazkiem współczesności, nie wymyślono ich po to, by wyciągać od ludzi ostatni grosz, ale po to, byśmy nie musieli patrzeć w przyszłość z obawą.
Doktor Müller jest przekonujący. Mruży oczy i podtyka ci pod nos papiery. Podpisz i po sprawie. Życie jest największą wartością.



Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015) 

http://www.ceneo.pl/Historia_i_literatura_faktu;szukaj-afazja+polska