[Artykuł z cyklu Afazja polska]
Rozpylają ciemne światło. Żarówki u
powały, pomalowane na czarno. W każdym baraku takie same, prószące mrok na
ciała w szeregach, spoczywające na ułożonych równo siennikach. Ciemność osiada
na głowach, korpusach i kończynach, przeciska się przez szpary w deskach, stuka
w okna, za którymi noc panuje jeszcze
niepodzielnie (niebawem skapituluje, zaskoczy ją Blitzkrieg świtu). Wstawać! Wstawać — krzyczą żarówki, czarne
trupie główki umieszczone w belkowaniu bloków 45 i 46 w obozie koncentracyjnym
Sachsenhausen, dokąd przywieziono z Wrocławia grupę krakowskich profesorów.
„Budzono nas rano o wpół do szóstej
przez zaświecenie świateł — wspominał Jan Gwiazdomorski z Wydziału Prawa UJ. —
Te »światła« to były bardzo słabe lampki elektryczne, w dodatku zamalowane
czarną farbą. W Sachsenhausen obowiązywało oczywiście zaciemnienie. Tymczasem
rolety na okna, zresztą zrobione z koców, były tylko w izbach dziennych, w
umywalni i w ustępie; nie było ich natomiast w sypialniach. Lampy w sypialniach
były tak słabe dlatego, aby mogły się świecić wieczorem i rano, pomimo że rolet
w oknach nie było”.
Zaciemnienie
Zaciemnienie obowiązywało na wszystkich
terenach, które znalazły się pod władztwem Adolfa Hitlera i tysiącletniej
Rzeszy Niemieckiej. Zaciemnienie całkowite i definitywne, ciemność, którą
niosły na tereny Rzeczypospolitej — a w
latach czterdziestych jeszcze dalej, na Wschód — oddziały w czarnych hełmach,
którą rozpylały trupie główki z otoków esesmańskich czapek. Mrok ten nigdzie nie
był jednak tak głęboki, jak w obozach koncentracyjnych i w obozach zagłady,
organizowanych przez niemieckie władze zarówno w Niemczech, jak i w państwach
okupowanych.
Stanisław Urbańczyk, wybitny
językoznawca, dał w swojej książce Uniwersytet
za kolczastym drutem następujący opis sachsenhauseńskiej scenerii: „Tuż za
murem rósł wysoki sosnowy las. Czarny kolor sosen i jęczący ich szum pogłębiały
przygnębiający ogólny nastrój obozu. Sosny nie pozwalały oku wybiec nigdzie
dalej; gdzie nie spojrzało wszędzie czarne ulice, czarne baraki i czarne
wierzchołki drzew”. Obrazy te współbrzmią z opisem pozostawionym przez Jana
Gwiazdomorskiego: „Wszystkie ścieżki w obozie i plac apelowy wysypane są pyłem
węglowym czy żużlem. Wskutek tego cały obóz spowity jest w tumanach brudnego
kurzu, który podnosi się za każdym krokiem. Zwarty oddział więźniów
maszerujących w obozie wlecze za sobą brunatny obłok niczym samochód na źle
utrzymanej szosie. Ścieżki nie są profilowane, stanowią zwykłe płaszczyzny.
Wskutek tego już po małym deszczu jest w obozie nieopisane błoto”.
Pył węglowy, żużel, brunatny obłok.
Czerń ścieżek, czarne ściany baraków, jęk czarnych sosen okalających
koncentracyjny obóz. Sceneria iście piekielna. Nie dziw, że we wspomnieniach
pozostawionych przez tych, którzy przeżyli, powracać będą skojarzenia z
Dantejskim Inferno.
Przez ciemność tamtego czasu, przez mrok
Sachsenhausen musimy się teraz przebić, by ujrzeć choćby kilka epizodów wstępnej
fazy życia obozowego — tak jak widzieli je przybysze z Krakowa.
Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)
Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz