poniedziałek, 28 czerwca 2010

Złoty Środek Poezji, Kutno 2010

Festiwal "Złoty Środek Poezji" w Kutnie jest dziś jedną z najważniejszych imprez poetyckich w Polsce. 27 czerwca zakończyła się jego szósta edycja. Po raz drugi impreza miała swoją łódzką odsłonę.
Wśród gości zaproszonych w tym roku przez Artura Fryza, Aleksandrę Rzadkiewicz i Piotra Groblińskiego znaleźli się m.in.: Wojciech Banach, Marek Czuku, Dorota Filipczak, Piotr Gajda, Jarosław Jakubowski, Wojciech Kass, Izabela Kawczyńska, Wojciech Kądziela, Krzysztof Kuczkowski, Karol Maliszewski, Maciej Melecki, Jan Polkowski, Wiesław Przybyła, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Paweł Szydeł i Bohdan Zadura.
I nagrodę w konkursie na najlepszy debiut książkowy roku 2009 otrzymał Dawid Majer.
W ramach Złotego Środka Poezji odbyły się warsztaty poetyckie dla licealistów z powiatu kutnowskiego, które miałem przyjemność prowadzić.
Poniżej fotorelacja z Kutna.




















































sobota, 26 czerwca 2010

Spóźniony wiersz na Dzień Ojca


Plac Wolności

Znikasz za cokołem pomnika
a ja zmieniam się w dziecko
maleją mi stopy dłonie kurczą się ręce nogi
włosy wrastają w skórę twarzy
oblatuje mnie strach wołam
mamo! tato! córeczko!

nie ma drzew rzeki w kamiennych karbach
fedrują pod powierzchnią z dna studni
dzięki Bogu widać niebo
masz rowerek z czterema kółkami
mówisz nie martw się tato zaraz
wracam

lecz oto podzwaniają tramwaje
autobusy ruszają z przystanków
rozjeżdżasz się we wszystkich kierunkach
na cztery strony świata machasz rączką
z otwartych okien wykrzykujesz
pożegnania w dwunastu językach

ale ja byłem leniwy nie wkuwałem słówek
stoję skamieniały aż wychodzisz
z trzeciego planu jesteś starsza
nie widzę twojej twarzy pytam o coś
odwracasz się i zaczynasz biec

masz rowerek z czterema kółkami
biegnę za tobą coś mi tańczy przed oczami
słyszę twój śmiech i słowa nie martw się

jesteśmy wpisani w to samo koło
tatusiu.

12 maja 2010

sobota, 19 czerwca 2010

Rozmów o Miłoszu ciąg dalszy


Na pytanie o aktualność Miłosza, zadane w poprzednim poście, udzielono kilku interesujących odpowiedzi. Dziękuję wszystkim uczestnikom owej mini-dyskusji, szczególnie że znaleźli się wśród nich poeci urodzeni w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (Piotr Gajda, Artur Nowaczewski, Robert Rutkowski) oraz badacze literatury (Wiesław Przybyła, A. Nowaczewski). Wypowiedziała się także reprezentantka najmłodszego pokolenia świadomie czytających poezję, pani Aleksandra Pawłowska, studentka polonistyki UŁ. Głosy te pobieżnie zreferuję, po czym podejmę próbę sformułowania wniosków.

Nie ulega wątpliwości, że jest autor Trzech zim poetą powszechnie znanym. Większość spośród zabierających głos przyznała się do fascynacji jego twórczością. Szczególnie entuzjastyczne są opinie Wiesława i Artura. Pierwszy stwierdza: "zawsze uważałem go - obok Leśmiana i Iwaszkiewicza - za najważniejszego polskiego pisarza XX wieku" i jako najistotniejszą właściwość tej twórczości wymienia imponującą "rozległość poszukiwań" ideowych, filozoficznych, artystycznych, "nawet prozodyjno-metrycznych", podkreśla intelektualną niezależność poety, odwagę w podejmowaniu zagadnień dotychczas słabo obecnych w literaturze polskiej (sądzę, że ma tu na myśli m.in. wspomnianą przez Roberta Rutkowskiego Ziemię Ulro, za sprawą której zadomowili się u nas Swedenborg i Blake). Drugi z wymienionych autorów przyznaje, że dzieło Miłosza miało bezpośredni wpływ na jego poetykę (mowa o debiutanckim tomie Artura Nowaczewskiego Commodore 64, inspirowanym Miłoszowskim cyklem Świat. Poema naiwne), wyraża jednak pogląd, iż poezja Miłosza podsumowuje wiek dwudziesty, przez co może się jawić jako ostatecznie zamknięty rozdział historii literatury. Podobna konkluzja zdaje się stanowić podstawę głosów Wiesława Przybyły ("jeden z największych poetów XX stulecia") i Piotra Gajdy ("jeden z ostatnich twórców przywracających "słowu poetyckiemu [...] należną mu rangę"). Jak się zdaje, w obu przywoływanych opiniach zawarte jest imlpicite przekonanie o ściśle modernistycznym horyzoncie twórczości Noblisty, nie przystającym do współczesnego oglądu świata.

Robert Rutkowski wyznaje: "Miłosza czytuję niezwykle rzadko, zdecydowanie bardziej przemawia do mnie poezja Herberta czy Różewicza". I tu muszę ponownie postawić pytanie: dlaczego właśnie Różewicz i Herbert (jako "uczeń" autora Niepokoju?)? Zestawienie tych poetów wydaje mi się problematyczne, ale i frapujące.

W artykule Dzieci i wnuki Miłosza ("Dekada Literacka" 2009, nr 4) Marta Wyka wspomina, że autor Pieska przydrożnego wielokrotnie podkreślał własną umiejętność nieulegania "dezintegracji". Tymczasem właśnie świadomość wszechogarniającej dezintegracji, "płynności" (termin wprowadzony przez Zygmunta Baumana)charakteryzującej współczesność stanowi jeden z fundamentalnych wyróżników naszego, tzn. ludzi urodzonych w drugiej połowie XX wieku, modelu percypowania rzeczywistości.

Kolejną kwestią godną dyskusji jest aktualna orientacja polskiej poezji, z wciąż wyraźnym przechyłem "awangardowo-lingwistycznym". Gdyby zastosować do teraźniejszości klasyczny już (i zapewne nieaktualny) dwubiegunowy ogląd lirycznego uniwersum ("biegun Przybosia" i "biegun Miłosza") wprowadzony przez Jana Błońskiego, większość głośnych dziś nazwisk trzeba by zapisać po stronie autora Póki my żyjemy.

Na koniec pozostaje mi zadać kolejne pytanie - z nadzieją, że odpowiedzą na nie zarówno zaprzyjaźnieni z autorem bloga poeci, osoby piszące o literaturze, jak i tzw. szeregowi czytelnicy: Gdybyście Państwo mieli wskazać kilku klasyków powojennej liryki, którzy mają decydujący wpływ na Wasze rozumienie roli poezji i poety, jakie nazwiska wymienilibyście?

Proponuję PLEBISCYT. Każdemu z wymienionych twórców można przyznać od 0 do 10 punktów. Można także dopisywać nazwiska spoza listy (kolejność alfabetyczna):
1. Stanisław Barańczak
2. Miron Białoszewski
3. Julia Hartwig
4. Zbigniew Herbert
5. Czesław Miłosz
6. Julian Przyboś
7. Tadeusz Różewicz
8. Jarosław Marek Rymkiewicz
9. Wisława Szymborska
10. Adam Zagajewski

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Rozmowy o Miłoszu


Casus Czesława Miłosza pokazuje, jak przemożny wpływ na życie literackie może wywierać czynna obecność wybitnego poety. Kiedy autor Trzech zim żył, mieliśmy świadomość, że wyrasta ponad nas wszystkich, że jest jak wiekowy dąb, w którego cieniu chronią się pomniejsze drzewa, drzewka i krzaczki. Koncentrował na sobie uwagę, proponował tematy do dyskusji. Nawet kiedy wzbudzał kontrowersje i irytował swoją matuzalemową godnością, jego dzieło zmuszało do refleksji nad kształtem współczesności, stawiało przed oczy tradycję, przynaglało do określenia się wobec przeszłości. Gdy go zabrakło, zdawało się, że w polskiej literaturze powstała wyrwa nie do zasypania. Tymczasem, niemal niezauważalnie, rozpoczął się, zrozumiały i naturalny, proces zapoznawania Miłoszowego dziedzictwa. Trzeba było przyjąć do wiadomości, że w panteonie wielkich postaci dwudziestowiecznej poezji kolejny pomnik zastygł w bezruchu, że nie zejdzie już do nas z cokołu jak Komandor, kamienny gość z dramatu Tirso de Moliny.

W czwartym numerze "Dekady Literackiej" z roku 2009 wydrukowana została rozmowa redakcyjna Jednym kopnięciem strącony w limbo? O recepcji twórczości Czesława Miłosza w latach 2004-2009. Przeczytałem ją jakiś czas temu z zainteresowaniem, zastanawiając się, czy słuszne jest przebijające z wypowiedzi dyskutantów przeświadczenie o faktycznej nieobecności Miłosza zarówno w dyskursie historycznoliterackim ostatnich lat, jak i w poetyckich propozycjach młodych twórców. Wszystko wskazuje na to, iż rzeczywiście mamy do czynienia ze stanem swoistej recepcyjnej "hibernacji" Miłosza. Jego poetycki idiom przestał być produktywny, dla wyrażenia własnych pokoleniowych problemów młodzi poeci wybierają inne języki.

A jednak wielu z nas (nawet ci, którzy - jak piszący te słowa - zajmują się literaturą od niedawna) może powtórzyć za Jerzym Illgiem: "jesteśmy niezwykle uprzywilejowanym pokoleniem - jak ci, co kiedyś wspominali kolacje u Mickiewicza, myśmy mieli okazję obcować nie z papierem, nie z książką, lecz z żywym człowiekiem". Mimo że nigdy nie zetknąłem się z Miłoszem twarzą w twarz, podpisuję się pod zdaniem wypowiedzianym przez redaktora "Znaku". W biografii czytelniczej moich rówieśników, tzw. roczników siedemdziesiątych, autor Na brzegu rzeki był nie literackim tetrykiem, powtarzającym wciąż te same anegdoty dziadkiem, na którego z lekceważeniem macha się ręką, ale poetyckim Bogiem Ojcem albo - jeśli kto woli - litewskim Perkunem, bogiem niebios i ognia. W nim się przeglądaliśmy, jego dłoni poszukiwaliśmy, kiedy przyszło nam na myśl postawić w poezji pierwsze własne kroki.

Żegnaliśmy go z żalem. Bolały nas towarzyszące pogrzebowi awantury. Jeszcze dotkliwsza była świadomość, że - jak się domyślaliśmy - wbrew woli odchodzącego, jego nazwisko zawłaszczyła jedna opcja ideowa. Miłoszowi założono nieforemną i krzywą maskę ideologiczną, wyrządzając krzywdę jego dziełu.

Słowa Poety żyją w pamięci wielu z nas i nadal wydają owoce.

Ci, którzy nie posiadali dokładniejszej wiedzy o ostatnich latach Miłosza, mogą dziś sięgnąć po książeczkę Agnieszki Kosińskiej, jego osobistej sekretarki, kustosza Miłoszowskiego mieszkania i archiwum w Krakowie. Lektura tego tomiku zajęła mi jeden wieczór i dostarczyła satysfakcji obcowania z człowiekiem bliskim i dobrze znanym, a dzięki relacjom Kosińskiej niemal dotykalnym w jego fizyczności. Rozmowy o Miłoszu, wydane przez "Świat Książki", polecam Państwa życzliwej uwadze.

Poniżej kilka cytatów.


"Był to człowiek nastawiony na twórczość i na minimalne straty energii, ale znowu człowiek, który jest zainteresowany naprawdę wszystkim: od filmów przyrodniczych po politykę. To, że on nie zabierał głosu w tabloidach, w telewizji, to nie znaczy, że wszystkiego nie śledził, po prostu nie czuł potrzeby albo odmawiał.. Czasem godził się na wywiad, no to potem darł włosy z głowy, mówiąc: >>Po co ja się dałem namówić?! Głupi byłem!<<."


[O przygotowywaniu wykładu:] "Więc najpierw dyktowanie, redagowanie. Redagowanie w tej fazie polegało na tym, że ja czytałam fragmenty, on myślał, poprawiał. Potem znów czytaliśmy, nanosiliśmy poprawki, potem odkładał. Po kilku dniach do tekstu się wracało. Kazał go czytać, drobne poprawki znowu, a następnie przygotowanie do czytania. [...] Kilka dni siedział na krześle i trzymając w ręce ten tekst, uczył się go czytać. A jak mu się przerwała płynność, to jeszcze raz. I trwało to kilka dni [...]!"

"No więc on siedział i trzymał kartki, niezbyt długo, gdyż mdlały mu ręce."

"[...] zawsze miał w swoim biurku schowany marcepan w czekoladzie, w każdym miejscu. I Carol śledziła te marcepany i trochę wykradała, bo nie wolno mu było jeść tyle słodyczy."

"Arogancki młody chłopiec - zawsze, ponieważ chłopcem pozostał do końca. Tak żywej chłopięcości w wydaniu starca nie widziałam [...]."

[O ostatnich tygodniach:] "To była faktycznie ars bene moriendi - sztuka dobrego umierania. Bardzo spokojny, bardzo pewny siebie, bardzo godny proces kończenia ziemskich interesów, odłączania głowy od reszty, woli od głowy, nie chaotycznie, nerwowo i neurotycznie, absolutnie nie. Trwało to od początku 2004 roku. Wszyscy w domu wiedzieliśmy, że umiera, że chce umrzeć i że to ma tak wyglądać. Powiedział mi, że kończy już dyktowanie. Że w ogóle kończy wszelkie zatrudnienia literackie, korespondencje, sprawy z wydawcami, że zostawia to mnie. Jemu żeby dać już spokój."

"Godzinami, na jego życzenie, ale też naturalnie, trzymałam go za rękę, siedząc przy jego łóżku. Rzadko prosił: >>A Niech no Pani wybierze coś do czytania<<. [...] Na szczęście w >>Twórczości<< ukazały się dzienniki Iwaszkiewicza [...]; Różewicza nowe wiersze. [...] Często było tak, że czytałam, a on zasypiał, przestawałam czytać, żeby go nie zbudzić tym czytaniem - wtedy właśnie się budził. No to ja znowu. Co było wtedy ważne, co z tego, co czytałam, słyszał? Czy chodziło o melodię mojego czytania, czy o znaczenie?"

Pytanie do Czytelników: czy sądzicie Państwo, że dziedzictwo autora To jest dzisiaj żywe, a Miłoszowski idiom poetycki produktywny? 

ZOBACZ TAKŻE:
Rozmów o Miłoszu ciąg dalszy

wtorek, 1 czerwca 2010

Wracając do Eliota



Wśród twórców, którzy mieli decydujący wpływ na moje rozumienie funkcji poezji i literatury w ogóle, jedno z miejsc najbardziej poczesnych zajmuje Thomas Stearns Eliot. Ziemię jałową, Wydrążonych ludzi, Cztery kwartety i pomniejsze dzieła poetyckie Eliota czytałem po raz pierwszy jako dziewiętnastolatek, niewiele z nich rozumiejąc, przeczuwając jednak, że za tajemniczą fasadą obrazów, cytatów i nawiązań kryje się wizja świata zaskakująco bliska tej, która kształtowała się w mojej głowie. To prawda, że twórczość owa, z jej - mogącym dziś uchodzić za balast - modernistycznym sztafażem, jest już zamkniętym rozdziałem historii literatury. Nie znaczy to jednak, by Eliotowskie źródło ostatecznie wyschło.

W ostatnich dniach z przyjemnością wróciłem do esejów autora Mordu w katedrze, aby po raz kolejny stwierdzić, że odkryte przed laty ideowe pokrewieństwo wciąż jest faktem o kapitalnym znaczeniu w mojej czytelniczej biografii.

Poniżej znajdziecie Państwo kilka ustępów z wygłoszonego w roku 1961 odczytu Eliota pt. O krytyku krytycznie, które przykuły moją uwagę. Sądzę, że mogą stanowić istotny kontekst również dla współczesnych rozważań o roli i zadaniach krytyki literackiej. Cyt. za: T. S. Eliot, Kto to jest klasyk i inne eseje, przeł. M. Heydel, M. Niemojowska, H. Pręczkowska, M. Żurowski, Kraków 1998.


"[...] czytelników, nawet czytelników dojrzałych, pociąga pisarz, który jest całkowicie pewny siebie." (s. 11)


"Poeta nieprześcigniony, taki jak Szekspir, prawie że nie może mieć wpływu na nikogo, można go tylko naśladować: różnica zaś pomiędzy wpływem a naśladownictwem polega na tym, że wpływ może zapładniać, podczas gdy naśladownictwo, nawet nieświadome zawsze wyjaławia." (s. 14)


"[...] krytyka literacka jest instynktowną działalnością cywilizowanego umysłu." (s. 15)


"[...] moje własne teoretyzowanie było pochodną moich upodobań i to, co w nim jest przekonywające, wywodzi się bezpośrednio z przeżyć, jakich mi dostarczali ci pisarze, którzy wywarli głęboki wpływ na moją własną działalność literacką." (s. 16)


"Jednym z zadań krytyka jest pomóc wykształconej publiczności swego czasu w rozpoznaniu jej związków z jakimś poetą czy z jakimś rodzajem poezji albo też z jakąś dobą poetycką, tą właśnie a nie inną." (s. 17)


"Zaproponowałem również twierdzenie, iż niepodobna odgrodzić krytyki literackiej od krytyki podejmowanej z innych stanowisk i że nie można wyłączyć z niej całkowicie osądów moralnych, religijnych i społecznych. Twierdzenie, że wyłączyć je można i że wartość literacką można wyważyć w całkowitym oderwaniu, to złudne przekonanie tych samych ludzi, którzy wierzą, że do publikacji książki wystarczy całkowicie jej wartość literacka, nawet wtedy, kiedy książka jest godna potępienia ze względów moralnych." (s. 22)


"W innych rodzajach krytyki historyk, filozof, moralista, socjolog i językoznawca mogą wziąć górę; jeżeli jednak krytyka literacka ma być czysto literacka, jestem przekonany, że wypowiedzi krytyczne artystów piszących o swojej własnej sztuce cechuje większa żarliwość, że są bardziej przekonywające nawet wówczas, gdy ich wiedza o przedmiocie jest znacznie węższa." (s. 22)