Z-łączeni
W tomiku Place zabaw ostatecznych
(Sopot, 2011), zaraz na początku, znajduje się wiersz pt. Łazarz, pisany
w Wielki Piątek 2010 roku, ledwie tydzień przed katastrofą smoleńską. Autor nie
mógł wiedzieć… ale jednak opowiada o zmartwychwstaniu człowieka, właśnie wtedy,
na progu wiosny:
dlaczego wszyscy zostawili go w
spokoju
jak gdyby dopiero po wskrzeszeniu
umarł na dobre
zapadł się pod ziemię
czy za jego sprawą chwała Pańska
nie miała zajaśnieć wśród ludzi
czy nie powinien stać się apostołem
dobrej nowiny obnosić ciało
martwe ciało
i mówić dotknijcie to już gniło
(…)
*
Przed dwoma może laty przykuło moją
uwagę zdjęcie z wykopalisk na Powązkach: w wykopie młoda dziewczyna w kucki, w
kusym podkoszulku, trzyma w dłoniach osłoniętych gumowymi rękawicami, czaszkę
mężczyzny. W prawej dłoni pędzelek archeologa, w oczach – nieledwie czułość.
Zacząłem pisać wiersz…
Gdyby to ode mnie zależało, książka,
którą właśnie wydały ARCANA, miałaby taką właśnie okładkę. Bo tomik Łączka
jest o tej dziewczynie, symbolu miłości i pamięci. Jest o ludziach, co nie
zgodzili się na śmierć bohaterów, którzy zakatowani lub rozstrzelani przez
rodzimych komunistycznych siepaczy, ubrani nierzadko w niemieckie mundury,
wrzuceni bezładnie do dołu, przysypani wapnem, pozbawieni krzyża i tabliczki,
przygnieceni późniejszymi pomnikami swoich oprawców – bezimienni – zamieszkiwali
ciszę. Aż do chwili, kiedy nowa ekipa niezłomnych, zespół archeologów,
studentów, patomorfologów i wolontariuszy pod wodzą prof. Krzysztofa Szwagrzyka
z wrocławskiego IPN-u, rozpoczęła w 2012 roku wykopaliska w części Cmentarza
Powązkowskiego zwanej Łączką. I oto stała się przed naszymi zdumionymi oczami
ruchoma, rozpisana na tygodnie żmudnych badań w głębokich wykopach –
współczesna p i e t à! Szczątki młodych mężczyzn, wiernych Ojczyźnie bardziej
niż czemukolwiek innemu, zamęczonych przez bandytów w mundurach Imperium Zła,
złączone ze sobą we wspólnym dole śmierci, jak kości mamutów, zmiecionych przez
polodowcową powódź, powoli zaczęły oglądać światło dnia w czułych palcach
młodych badaczy. Do dnia ogłoszenia wyników badań genetycznych (drugą listę
nazwisk ujawniono w szczęśliwym dniu 22 sierpnia 2013) nie znaliśmy nazwisk.
W książce padają nazwiska. Ocalonych
i ocalających. Ale jaką formę przyjąć, aby opowiedzieć o zmartwychwstaniu
poprzez upór oraz pamięć, nie popadając w histerię ani patos, na ogół zgubne
dla literatury? Przemysław Dakowicz wychodzi zwycięsko z batalii o formę dla
tego naszego (bo przecież nie tylko autorskiego) triumfalnego lamentu. Wychodzi
zwycięsko dzięki kilku czynnikom. Pierwszym z nich jest znakomita aparatura
historiozoficzna, która pozwala rzucić polską hekatombę na szersze tło i ukazać
ją w kontrze do portretu sprawców morderstw z lat 1948–1955, ale także tych, co
„byli odwróceni” (np. Miłosz i Andrzejewski). Szeroki kontekst historyczny
umożliwia, zwłaszcza młodemu czytelnikowi, zrozumienie, na jakich fundamentach
zbudowano „nową Polskę”. Na fundamentach zdrady, kłamstwa, szyderstwa i
przemocy. Czynnik drugi stanowi zdolność do użycia języka beznamiętnego, niemal
kostycznego (kiedy się wszystko gotuje) i ściszonego (kiedy wszystko w nas
wyje); w ten sposób niektóre utwory przypominają wiersze Zbigniewa Herberta,
rzadziej Jarosława Marka Rymkiewicza (otwierające tomik Światło). Dykcja poety ewoluuje raz zbliżając się do psalmu, kiedy
indziej do wiejskiej przyśpiewki. Pachnie ziemią. Sczerniałą koszulą, którą
obejmuje korzeń. Książka otwiera się jak album, przechowywany dotychczas na
strychu.
O kim ta książka? O kilku słynnych na
równi z Grotem-Roweckim i Stanisławem Maczkiem oraz kilkunastu, których
zapomniane pseudonimy poznajemy wspólnie po identyfikacji. Łącznie: mniej
więcej jeden procent straconych! Wśród nich żołnierz-symbol i żołnierz-legenda,
niepisany hetman polny koronny Żołnierzy Wyklętych z mojej rodzinnej
Lubelszczyzny (jakże lubię ludzi z rocznika mojej Mamy!): mjr Hieronim
Dekutowski, ps. Zapora, rodem z Dzikowa pod Tarnobrzegiem, cichociemny. Nie
chciejmy wiedzieć, jakie miał śledztwo, a potem śmierć. Tak jak w wielu innych
przypadkach, zaczęło się od pocałunku zdrady.
Defilada cieni i szkieletów ma
miejsce po dziesięcioleciach i nie dziwi przywołanie postaci Waleriana
Łukasińskiego, który w lochu spędził… czterdzieści sześć lat. A kto uznałby, że
opisane horrendum odeszło w przeszłość, niech przeczyta, umieszczone w tomiku w
ramach „formy bardziej pojemnej” trzy części prozy Droga. Jakże znajomo brzmią hasła radosnego pochodu, a najbardziej
„Wybierz przyszłość”. Groteska? Nie do końca, jeśli zważyć, że temat wykopalisk
ciał Żołnierzy Wyklętych podjęty został po bez mała dwudziestu latach „wolnej
Polski”. Nasza abnegacja, brak zainteresowania szły w sukurs stalinowskim
metodom naprawiania człowieka i historii.
Autor jawi się w Łączce jako niezłomny strażnik najświętszych prochów. Jest w tej
roli wzruszający i wiarygodny. Zapowiada powrót podziemnej armii. Powrót
pomiędzy nasze żebra. To my, właściciele naszych niepołamanych żeber i naszych
niepodciętych strachem gardeł mamy wilczy… obowiązek unieść przesłanie
odkopanej Łączki. Dorysować Freskowi Tysiąclecia brakujące sceny. Nie –
wymyślone, lecz udokumentowane przez zespół Krzysztofa Szwagrzyka. Poecie wolno
wiele, poecie wolno prawie wszystko; melduje więc autorowi wykopalisk o
powrocie „rozdrobnionych ciał”:
(…)
Wyjawione.
Odliczone.
Obecne.
(Powrót)
Czekając na szkielety gen. Fieldorfa
„Nila” i rotmistrza Pileckiego czytajmy elegię Przemysława Dakowicza. Archeolog
oddaje ciała, poeta zwraca głos!
*
Książkę Dakowicza umieszczam na półce
obok starszego o trzy lata De profundis
Wojciecha Wencla. Pasują do siebie kolorem. Formatem.
Marek Rapnicki
[prwdr.: "Teologia Polityczna Co Miesiąc", nr 56]
fot. Jadwiga Rapnicka |
Marek
Rapnicki – ur. 28 XII 1955 r. w Lublinie; z wykształcenia
archeolog (UMCS) i animator kultury (UW); poeta, publicysta,
podróżnik; debiutował w roku 1979 w KUL-owskich „Spotkaniach”.
Od 1980 w Raciborzu.
Opublikował
m.in. Ość
(1990), Pieśń
winnego (1991),
Terytorium powiernicze
(2006) [wszystkie tomy – Wydawnictwo „Miniatura”, Kraków] i
ostatnio dwujęzyczny tom polsko-czeski Barabasz
i inne wiersze
(Krnov, 2013) oraz książkę o Wiecznym Mieście Późna
miłość. Rzym według Marka
(Wydawnictwo „Kasper”, Kraków 2013).
Wieloletni
dyrektor Raciborskiego Domu Kultury. W 2003 roku prowadził
całoroczny interdyscyplinarny polsko-czeski projekt pod patronatem
Czesława Miłosza PROWINCJA – MATECZNIK SŁOWA, zakończony
dwiema publikacjami w jego redakcji U
źródeł sensu. Leśmian – Hrabal – Schulz
(materiały z sesji popularno-naukowej) oraz Od
slova ke slovu
(dwujęzyczna antologia poezji).
Od
2005 roku redaguje półrocznik literacko-kulturalny „Almanach
Prowincjonalny”, którego 19. numer ukaże się w kwietniu.
Dni
parzyste spędza w Smoleńsku, a nieparzyste na warszawskiej Łączce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz