Strefa
alegorii
Moment
wejścia w obręb parku miejskiego, który do dziś nosi dawną nazwę
Ogrodu Saskiego, oznacza stopniowe wygłuszanie odgłosów miasta, w
słoneczny niedzielny poranek powoli budzącego się do życia. W
cieniu drzew ustawiono tu kamienne figury. Przechodzę obok nich w
milczeniu, wpatrując się w zarys Grobu Nieznanego Żołnierza. W
grudniu 1944 roku, kiedy Niemcy dopalali Warszawę, podmuch
eksplozji, która zniszczyła Pałac Saski, pozrywał rzeźby z
postumentów. Frunęły w powietrzu, jakby wykonano je ze styropaniu
lub z papier-mâché,
koziołkowały, traciły głowy i ręce, atrybuty wypadały im z rąk.
Gdy podniesiono je z upadku, trudno było rozpoznać, kto jest kim i
jaką prawdę miał przekazać odwiedzającym Ogród. Części rzeźb
nie zidentyfikowano, poustawiano je na niewłaściwych cokołach,
obecnie przemawiają więc dziwnym, nie do końca zrozumiałym
językiem.
Gdyby
wsłuchać się w ich głosy, co by nam powiedziały?
„Arytmetyka”
jest kopią dawnego pomnika, wykonaną po wojnie na podstawie
dostępnej dokumentacji. Prezentuje się jako młoda niewiasta w
sukni, której prawy rękaw opada, odsłaniając część ramienia. W
jednej ręce dzierży rysik, drugą oparła na księdze. Będzie
pisać. Być może – dla lepszego utrwalenia – zapisze formułę,
jaką wyryto na jej szacie: „Par et impar”, co znaczy: „Równe
i nierówne”. Pierwsza z rzeźb poucza mnie zatem mniej więcej
tak: „Idealne równanie arytmetyczne powstaje, gdy poszczególne
elementy dodane do siebie lub od siebie odjęte dają ten sam wynik.
Liczy się tylko precyzja obliczenia”. I dodaje: „Sprawdzaj i
porównuj. Zestawiaj, aby uniknąć błędu”.
Postać
stojąca na postumencie z napisem „Prawda” dawniej nosiła
włoskie imię „Ammaestramento”, to znaczy: „Pouczenie”.
Słownik współczesnego języka włoskiego podaje kilka znaczeń
dodatkowych – nauka, przestroga, uczenie, wychowywanie. Zgodnie z
zasadami zawartymi w słynnej
Ikonologii
Cesare
Ripy Ammaestramento należy przedstawiać jako czcigodną, pełną
powagi postać męską o wspaniałym wyglądzie, trzymającą w ręku
lusterko, wokół którego umieszczony jest napis: „Inspice, cautus
eris”, co można przełożyć na polski w następujący sposób:
„Przyglądaj się, a upewniony będziesz”. Ten młody mężczyzna,
któremu po wojnie – wbrew zaleceniom Ripy – wciśnięto w dłoń
księgę, napomina mnie: „Bacz, bądź uważny, obserwuj –
zostaniesz nagrodzony wiedzą, twoje wątpliwości znikną, objawi ci
się prawda”.
Dzisiejsza
Geografia nosiła niegdyś miano Sprawiedliwości. Wtedy trzymała w
dłoni kątomierz, dziś w miejsce kątomierza wstawiono lusterko
(nie to samo, które jeszcze w trakcie powstania należało do
Ammaestramento – tamto, zanim na dobre odeszli, stłukli Niemcy).
Sprawiedliwość, zamiast mierzyć i ważyć, wpatruje się teraz we
własne odbicie. Ta znacząca zmiana to sprawka
dziewiętnastowiecznych konserwatorów. Jakby przewidzieli, co się
tu będzie działo w połowie wieku dwudziestego i później. Jakby
objawiła im się rzeczywistość dwóch okupacji, niemieckiej i
sowieckiej. Konserwatorzy sprzed dwóch stuleci uznali widać, że
roztrząsanie skomplikowanej kwestii odpowiedzialności za czyny i
słowa nienajlepiej służy rzeźbom i ludziom. Świadomie lub
nieświadomie postawili przed nami także zadanie z zakresu
geopolityki prawa, przymusili nas do zapytywania o związek między
miejscem na mapie, jakie zajmuje dana zbiorowość, a stopniem
moralnej presji, której zostaje poddana. Bo sprawiedliwość lub jej
brak wiele mają wspólnego z geografią.
Kiedy
więc wychodzę z cienia drzew posadzonych na miejscu dawnego Ogrodu
Saskiego, brzmią mi w głowie trzy przykazania. Przyglądaj się.
Sprawdzaj i porównuj. Domagaj się jednoznacznych odpowiedzi.
Strefa
zamknięta
Dwadzieścia
minut przez rozpoczęciem nabożeństwa żałobnego plac nie jest
wypełniony nawet w jednej piątej. W odległości kilkudziesięciu,
może stu metrów od papieskiego krzyża ustawiono żeliwne barierki.
Są w nich dwie śluzy obsadzone przez ochroniarzy i przedstawicieli
organizatora uroczystości – Rady Ochrony Pamięci Walk i
Męczeństwa. Dwie kolejki o nieregularnych brzegach wolno posuwają
się do przodu. Ludzie z flagami, starcy w mundurach, z opaskami
Polski Walczącej na rękawach marynarek. Przy bramkach sprawdzane są
zaproszenia – wpuszcza się urzędników, VIP-ów i rodziny
Wyklętych. Dziewięćdziesięcioletni zażywny pan, który na
Powązkach okaże się członkiem jednego z akowskich pocztów
sztandarowych, podchodzi do bramki, lecz zostaje zatrzymany przez
ochroniarza o grubym karku. Pada pytanie o zaproszenie, po czym
mężczyzna, który dokumentem nie dysponuje, zostaje, w nie do końca
grzecznych słowach, odesłany na koniec kolejki. Kiedy wejdą
wszystkie osoby zaproszone, będziemy wpuszczać pozostałych –
wyjaśnia kobieta z identyfikatorem na szyi. Kombatant próbuje
jeszcze tłumaczyć, kim jest, dlaczego się tu znalazł, co robił
przed siedemdziesięciu laty, ale wygolony cerber nie słucha. Żuje
gumę.
Ciąg dalszy w książce Afazja polska 2 (Warszawa: wyd. "Sic!", 2016).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz