piątek, 18 grudnia 2015

Bezradność śmiertelnej ręki (4)



Kładę w tym miejscu kilka urywków, które nie zmieściły się w opowieści. Zamierzałem je do czegoś dokleić, ale nie dokleiłem – bo inne sceny lepiej przystawały do całości, bo narracja ponaglała, domagała się dalszego ciągu, nie chciała stać w miejscu. Niech zaświadczają o ogromnej, niepojętej mnogości fenomenów czekających na innych opowiadaczy, domagających się ujawnienia, a pominiętych milczeniem.

Jezioro łabędzie i „narodowe osobliwości”

Ostatnie dni września 1939 roku, Moskwa. Na widowni teatru „Bolszoj” zasiada minister spraw zagranicznych III Rzeszy, Joachim von Ribbentrop. Przyleciał, by zakończyć negocjacje dotyczące podziału wojennych zdobyczy. Podczas przerwy w rozmowach dano mu obejrzeć Jezioro łąbędzie. Słucha więc, patrzy – i nie pamięta, jak bardzo zaskoczyły go zmiany proponowane przez Sowietów: po pierwsze – pełna likwidacja państwa polskiego, po drugie – oddanie ZSRS całej Litwy, w zamian za tereny Polski środkowej, które, według wstępnych ustaleń, miały się znaleźć po wschodniej stronie niemiecko-rosyjskiej granicy.
Traktat między Rzeszą a Związkiem Sowieckim podpisano 28 września. Po powrocie do kraju Ribbentrop będzie przedstawiał efekty swojej podróży jako sukces. W swoich zapiskach Goebbels oskarży go o brak realizmu. „Patrzy […] przez różowe okulary – napisze o Ribbentropie. – Tak, jakby bolszewizm był jedną z odmian narodowego socjalizmu. Teraz wszystko to, co wcześniej było zbrodnią, widzi się na różowo. Występuję przeciwko. My, naziści, musimy zawsze być ekstremistami, w pochwałach i naganach. Tu mniej byłoby więcej”. Albert Forster, gauleiter Gdańska, wyrazi pogląd, że minister spraw zagranicznych, czuł się wśród rosyjskich komunistów jak „wśród starych partyjnych towarzyszy”. Czy stwierdzenie to trafnie oddawało prawdę – trudno rozstrzygnąć.
Jedno nie ulega wątpliwości – w wyniku wrześniowych rozmów Niemcy i Rosjanie podpisali układ o przyjaźni i granicy między ZSRS i III Rzeszą, w którym mowa była m.in. o „przywróceniu pokoju i ładu na tym terytorium [Polski] i zapewnieniu żyjącym tam narodom pokojowego współistnienia, odpowiadającego ich osobliwościom narodowym”, o uznaniu granicy niemiecko-sowieckiej za „ostateczną”, o „niezbędnej przebudowie państwowej” zagarniętych terenów oraz o uczynieniu „wyżej wymienionej przebudowy […] niezawodnym fundamentem dalszego rozwijania przyjacielskich stosunków”.
Do traktatu dołączone zostały trzy tajne protokoły, z których ostatni odnosił się do Polaków. Obie strony deklarowały wolę bezwzględnego tępienia na zajętych przez siebie obszarach wszelkiej „agitacji polskiej dotyczącej terytorium drugiej strony”, likwidowania „wszystkich źródeł takiej agitacji”, a także wzajemnego informowania się „o środkach podejmowanych w tym celu”.
Kiedy Ribbentrop siedzi w fotelu wyściełanym pluszem, nie myśli jednak o traktatach i tajnych protokołach. Zajmuje go jedynie primabalerina Pawłowa, której władcy tego świata kazali tańczyć do wtóru surmom wojennym. W tej jednej chwili może grać rolę amatora sztuki baletowej, człowieka wysokiej kultury i wielbiciela ponadczasowego piękna.
Odetta i Zygfryd rzucają się ze skały. Przemija postać świata. Jego Ekscelencja Joachim von Ribbentrop bije brawo.

Hitler w Warszawie

Die Fahne hoch! Die Reihen fest geschlossen! / SA marschiert mit ruhig festem Schritt. / Kam'raden, die Rotfront und Reaktion erschossen, / Marschier'n im Geist in unser'n Reihen mit”. „Chorągiew wznieś! Szeregi mocno zwarte! / SA to marsz: spokojny, równy krok. / A rozstrzelani przez komunę i reakcję / Są pośród nas, i dumny jest nasz wzrok”. Słowa Horsta Wessela, „męczennika” ruchu nazistowskiego, brzmią na Okęciu. Jest 5 października 1939 roku, kilka chwil wcześniej wylądował tu samolot z Adolfem Hitlerem. Następnego dnia warszawskie gazety poinformują: „Wczoraj przed południem odbyła się […] wielka rewia wojsk niemieckich. W związku z tym ruch na mieście, w szczególności na linii Nowy Świat-Aleje Ujazdowskie, w Al. Jerozolimskich, w ul. Marszałkowskiej jako też na przyległych odcinkach ulic poprzecznych był wstrzymany – częściowo już od godz. 8 rano, całkowicie zaś od pół do 10-ej. Ograniczenia te trwały do godz. 1-ej, a na niektórych ulicach do 3-ej po południu”.
Choć w oficjalnym ogłoszeniu zabrakło słów o wizycie dyktatora, wiedziało o niej polskie podziemie, które podjęło próbę przeprowadzenia zamachu – niestety, nie udało się zdetonować ładunków wybuchowych. Niemcy wprowadzili nadzwyczajne środki bezpieczeństwa – zamknięto całe ulice, ludność z kamienic stojących wzdłuż trasy przejazdu trzymano pod kluczem. Po opustoszałym środmieściu poruszało się auto wyposażone w megafon, z którego usłyszeć można było następujący komunikat (zachowuję oryginalny kształt językowy): „Odtąd panowie cywile schodzą do bram. Nie wolno wychodzić na ulicę, podchodzić do okien, gdyż będzie strzelano”.


Ciąg dalszy w książce Afazja polska 2 (Warszawa: wyd. "Sic!", 2016).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz