Jaki
kształt winna by mieć idealna mowa wygłoszona nad trumnami
uczestników antykomunistycznego powstania, których mordowano w
stalinowskich więzieniach i katowniach? Każde jej słowo musiałoby
być zarazem dobitne, aby zapadło w pamięć żałobników, i lekkie
– lekkością właściwą słowom skrzydlatym, opierającym się
upływowi czasu, przechowywanym przez zbiorową pamięć. Musiałaby
przypominać słynną mowę marszałka Józefa Piłsudskiego
wygłoszoną nad trumną Juliusza Słowackiego 28 czerwca 1927 roku.
Żywi
znajomi
Piłsudski
oparł swoją orację na dialektycznym związku pojęć życia i
śmierci. „Gdy przed trumną stoję – rozpoczął – mówić
muszę o śmierci, o wszechwładnej pani wszystkiego, co żyje.
Wszystko, co żyje, umiera, a wszystko, co umiera, żyło przedtem.
Prawa śmierci są bezwzględne. Są, jak gdyby chciały stwierdzić
prawdę, że co z prochu powstało, w proch się obraca. Gdy kamień
na taflę spokojnej wody rzucamy, powstają kręgi, idące wszerz i
zamierające powoli. Tak żyją ludzie, gdy śmierci przepastne bramy
przekroczą; kręgi powoli zamierają i nikną, pozostawiając po
sobie pustotę, a nawet zapomnienie. […] Żyło ludzi mnóstwo i
wszyscy pomarli. Pokolenia za pokoleniami, żyjące codziennym
życiem, zwykłym lub niezwykłym, do wieczności przechodzą,
pozostawiając po sobie jeno ogólne wspomnienia. Wspomnienia, gdzie
imion nie ma i nie ma nazwisk. A jednak prawda życia ludzkiego daje
nam i inne zjawiska. Są ludzie i są prace ludzkie tak silne i tak
potężne, że śmierć przezwyciężają, że żyją i obcują
między nami”.
Słowackiego,
którego dzieło miało stać się jednym z fundamentów odrodzonej
Rzeczypospolitej, nazwał marszałek „naszym żywym znajomym”.
Dowodził, że wiele szczegółów z życia autora Genezis
z Ducha jest powszechnie
znanych, bo zostały „skądś wyciągnięte i rzucone przed oczy”.
Romantyczny poeta „żyje wśród nas i prawda śmierci okrutna,
prawda śmierci potężna nie istnieje dla niego. […] Słowacki
żyje dlatego, że umrzeć nie może. Zda się, jak gdyby bramy
śmierci przepastne za nim zamknęły się nieszczelnie. Dla
niektórych ludzi zostają one otwarte, tak że życie i śmierć się
nie rozdzielą” – wołał Piłsudski, a było to wołanie
człowieka, który nie tylko głęboko wierzy w prawdę, którą
wypowiada, ale ze wszystkich sił usiłuje zaszczepić ją
słuchaczom. Słuchacze mają ponieść ją dalej, mają przekazać
ją przyszłości.
Przetykając
własne zdania kryptocytatami ze Słowackiego, mówił marszałek o
szkieletach, co pozostają „żywe, przejrzyste, świeże i młode,
tak że płakać po nich nie umiałby nikt szczerze”, mówił, że
trumna poety idąca przez cały kraj nie jest żegnana, lecz witana,
a „żałobne dzwony nieżałobnie biją, lecz biją radością i
tryumfem”.
Wielka
oracja wygłoszona przez Piłsudskiego przy składaniu prochów
poety-wygańca na Wawelu mogłaby zostać – z nielicznymi zmianami
– powtórzona nad szczątkami Wyklętych. Za nimi również, wbrew
woli i działaniu komunistycznych władz, przepastne bramy śmierci
zamknęły się nieszczelnie. Ich prace tak silne były i potężne,
że mimo śmierci z rąk katów – śmierci mającej ich pohańbić
i zetrzeć na proch – pozostali przy życiu, by obcować z nami.
Ich szkielety, zjedzone przez czas, rozpuszczone w ciemnych nurtach
ziemi, stały się znakiem dla nas, którzy na zaświadczonej przez
nich prawdzie usiłujemy budować własną teraźniejszość.
Niezłomni żyją, bo nie mogą umrzeć. Śmierć się ich nie ima,
nicość nie ma do nich przystępu.
Sumienie
czasów
Nad
Łączką przesuwają się chmury. Cmentarne sosny muskają je ciemną
zielenią. Z ust urzędników i przedstawicieli władz płyną
okrągłe zdania, ale mimo najlepszych chęci przemawiających, w
słowa wypowiadane z namaszczeniem i powagą wpisana jest jakaś
elementarna niemożność – ta sama, o której w styczniu 1856
roku, kilka dni przed złożeniem do grobu ciała Adama Mickiewicza,
wspominał Cyprian Norwid: „Jest pogrzeb historyczny za dojrzeniem
sumienia czasów – i pogrzeb parafialny. Nie sądzę, abyśmy już
dojrzeli dosyć, aby pierwszy ś.p. Adamowi sumiennie urządzić
można było – lubo życzyłbym takiej błogo-zacności czasowi
naszemu”.
Obrzędy,
w których uczestniczymy, to bez wątpienia pochówek „parafialny”.
Usiłujemy je sobie przedstawić jako „pogrzeb historyczny”, ale
chyba wszyscy odczuwamy ich niewystarczalność.
Ciąg dalszy w książce Afazja polska 2 (Warszawa: wyd. "Sic!", 2016).
Ciąg dalszy w książce Afazja polska 2 (Warszawa: wyd. "Sic!", 2016).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz