poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Mały traktat o znikaniu (1)





[artykuł z cyklu Afazja polska]



Grób Agamemnona, jeden z najsłynniejszych polskich wierszy politycznych, przyszedł mi na myśl, kiedy zastanawiałem się, co można by napisać, jak można by ocenić wydarzenia, które rozegrały nocą z 17 na 18 września 1939 roku na polsko-rumuńskim przejściu granicznym w Kutach.
Juliusz Słowacki mówi w Grobie Agamemnona o wstydzie, z jakim musiałby się zmierzyć, gdyby przyszło mu stanąć twarzą w twarz ze spartańskimi wojownikami Leonidasa, poległymi w wąwozie termopilskim. Zostają tu sobie przeciwstawione dwie bitwy starożytności, dwa miejsca symboliczne — Termopile i Cheronea: „Na koń! – Tu łożem suchego potoku, / [...] Lecę, a koń sie na powietrzu kładnie – / Jeśli napotka grób rycerzy – padnie. // Na Termopilach? – nie. Na Cheronei / Trzeba się memu załamać koniowi, / Bo jestem z kraju, gdzie widmo nadziei / Dla małowiernych serc podobne snowi. / Więc jeśli koń mój w biegu się przestraszy, / To tej mogiły – co równa jest – naszéj.
Przegrana Spartan w wąwozie termopilskim niemal natychmiast przeszła do legendy, stając się wydarzeniem symbolicznym; śmierć żołnierzy Leonidasa uznano za śmierć bohaterską, a klęskę militarną — za triumf wartości, za figurę całkowitego poświęcenia, wierności absolutnej. Dlatego, kiedy inwazja perska została powstrzymana, w Termopilach postawiono bohaterskim wojownikom ze Sparty pomnik, na którym wyryto następujące słowa: „Przechodniu, idź i powiedz Lacedemończykom, żeśmy tu wszyscy legli posłuszni ich prawom”. Bitwa pod Cheroneą stanowiła z kolei symboliczny kres niepodległości Greków, którzy ulegli mniej licznym siłom Filipa Macedońskiego.
W Grobie Agamemnona Słowacki przyrównuje Polaków do helotów, charakteryzuje ich jako niewolników, nie potrafili bowiem, jego zdaniem, skutecznie obronić własnej wolności. Po powstaniu listopadowym wojska polskie, bez wydania przeciwnikowi ostatecznej bitwy i bez oficjalnej kapitulacji, opuściły granice państwa, a niedawni żołnierze przemienili się w uciekinierów. O tym właśnie pisze poeta w dwunastej sekstynie swojego gorzkiego wiersza: „Bo jestem z kraju smutnego ilotów, / Z kraju – gdzie rozpacz nie sypie kurhanów, / Z kraju – gdzie zawsze po dniach nieszczęśliwych / Zostaje smutne pół - rycerzy - żywych”.

Kościec, którego ubywa

Zanim we wrześniu 1939 roku polskie władze stanęły przed perspektywą opuszczenia granic państwa, miał miejsce proces stopniowego zanikania zdolności rządzenia. Sukcesy wojsk niemieckich, stałe posuwanie się kolumn zmotoryzowanych w głąb Rzeczypospolitej sprawiało, że malał rzeczywisty wpływ władz centralnych na przebieg wojennych wydarzeń — kolejne regiony wypadały spod jurysdykcji rządu warszawskiego. Kontroli nad utraconymi ziemiami nie udało się odzyskać.
Jeśliby porównać organizm państwowy do ludzkiego ciała, można by się posłużyć następującą metaforą: we wrześniu 1939 roku Polska stopniowa traciła kościec, kolejne członki zbiorowego organizmu pozbywały się „rusztowania”, przez co nie mogły już dłużej spełniać swoich dotychczasowych funkcji — stawały się bezużyteczne dla prawidłowego działania całego mechanizmu państwowego. Straciwszy czucie w prawej ręce, Polska próbowała posługiwać się ręką lewą — jedna ręka przejmowała rolę drugiej, co oczywiście rodziło chaos, stawało się przyczyną nieporozumień i prowadziło do ostatecznej dysfunkcjonalizacji całego organizmu. Z Polski — dzień po dniu, godzina po godzinie — uciekało życie, a może raczej: zdolność decydowania o sobie, odpowiadania za swoje czyny. Właśnie o to chodziło agresorom — by pogrążonego w chaosie sąsiada ubezwłasnowolnić, by bezwolne i bezwładne ciało rozpiąć na nowym kośćcu.

Nauka znikania

To, co działo się z Polską w pierwszych dniach inwazji niemieckiej, musiało być dla uczestników wydarzeń, dla Polaków, którzy z przerażeniem obserwowali prędki marsz hitlerowskich oddziałów, niczym jakaś ciemna, niezrozumiała baśń. Baśń, w której zły czarodziej z zaciętą twarzą, z małym wąsikiem pod nieforemnym nosem, posługując się czarodziejską różdżką sprawia, że znikają kolejne elementy rzeczywistości, którą uważało się za stałą i niezmienną. Jeden ruch różdżki — znikają dworce i pociągi, drugi ruch różdżki — zatrzymane zostają telegraf i komunikacja telefoniczna, trzeci — znikają ludzie, setkami, tysiącami, znikają albo zmieniają się w nieruchome krwawe kadłuby. Nagle, w momencie trudnym do zauważenia, cały kraj, w którym się żyje, mieszka, pracuje — przemienia się w kraj inny, odmiennymi prawami się rządzący. Tych praw trzeba się nauczyć, trzeba się im poddać, by nie zniknąć definitywnie, by na zawsze nie wyparować z krajobrazu.
Choć bardzo chciałbym już teraz opowiedzieć o tym, co stało się w nocy z 17/18 września w Kutach, na moście przerzuconym przez Czeremosz, choć z chęcią wytłumaczyłbym, dlaczego otworzyłem te rozważania fragmentem wiersza Juliusza Słowackiego, muszę, przynajmniej na moment, skoncentrować uwagę na innym zagadnieniu. Myślę tu o wydarzeniach, jakie tamtą chwilę — tamten przejazd przez most graniczny, w ciemności, o północy — poprzedziły. Stały się one dla wszystkich uczestników tej gry, dla wszystkich aktorów tego przedstawienia reżyserowanego przez historię czymś, co najchętniej nazwałbym przyśpieszonym kursem znikania. Gdy wszystko się zaczynało, grali oni role napisane dla aktorów pierwszoplanowych — po zapadnięciu kurtyny spostrzegli, że tajemnicza siła przemieniła ich w statystów.

Wojna pozorów

Celem niniejszych notatek nie jest formułowanie oskarżeń wobec rządu Felicjana Sławoja Składkowskiego. Nie czas już na to, a i rola prokuratora nieszczególnie mi odpowiada. Jeśli miałbym na coś zwrócić uwagę, to na następującą prawidłowość regulującą proces znikania ludzi, obumierania formacji politycznych i odchodzenia w przeszłość idei: dokonuje się on w pełni jedynie wtedy, gdy ten, kto ma zniknąć, nie potrafi właściwie interpretować faktów, gdy nie dysponuje umiejętnością prawidłowego rozeznania znaków. Na progu II wojny światowej oba mocarstwa graniczące z Polską czyniły wszystko, by ich rzeczywiste zamiary nie wyszły na jaw, by pozostały w ukryciu. Tylko w ten sposób możliwe było ostateczne wyeliminowanie rządu II Rzeczypospolitej z międzynarodowej gry dyplomatycznej, pozbawienie go wpływu na bieg wydarzeń. Plan ów został zrealizowany.
Jeszcze 22 sierpnia, po ogłoszeniu informacji o niemiecko-sowieckim układzie o nieagresji Eugeniusz Kwiatkowski, wicepremier i minister skarbu, notował w swoim dzienniku: „W Prezydium Rady Ministrów odbyła się konferencja prasowa z referatem przedstawiciela Ministerstwa Spraw Zagranicznych [...]. Układ o nieagresji jest pełnym zaskoczeniem. »Dla nas jest to fakt bez znaczenia. Na pomoc Sowietów nie liczyliśmy nigdy. Akt ten ma przede wszystkim znaczenie demonstracyjne. Prawdopodobnie wywoła fermenty w Japonii, Italii, Hiszpanii, a nawet  i w samych Niemczech«”. Dzień później referował stanowisko marszałka Śmigłego-Rydza: „Nie lekceważy zapowiedzi [...] o układzie o nieagresji Niemcy-Sowiety. Demonstracja taka jest dla obu stron kosztowna ideologicznie. Trudno w tych warunkach sądzić, że dzieje się to bez głębszego celu. Poza momentem silnego zaskoczenia i deprymującego oddziałania na opinię Francji i Anglii na pewno ma Hitler na oku cel zastraszenia nas i ewentualnego przygotowania rozgrywki wojennej z nami.[...] Sowiety natomiast z punktu widzenia swego celu — osłabienia burżuazyjnej Europy i podsycenia konfliktu — postępują logicznie. Kto wie, czy nie będą zachęcać Niemiec do wystąpienia przeciwko Polsce.”
„Ewentualne przygotowanie rozgrywki wojennej”. „Kto wie, czy nie będą zachęcać Niemiec”. Słowa te mógł wypowiedzieć ktoś, kto nie miał pojęcia o istnieniu tajnego protokołu dołączonego do paktu Ribbentrop-Mołotow. Protokół ów, co dziś doskonale wiemy, rozstrzygał kwestię „stref interesów” obu totalitarnych mocarstw. W myśl założeń stojących u jego podstaw, lada chwila nastąpić miało „terytorialno-polityczne przekształcenie ziem należących do państwa polskiego”. Operacja ta, deklarowały to obie strony, winna się dokonać „na drodze przyjacielskiego porozumienia”.
Ciąg dalszy za tydzień.


[prwdr.: "GPC" z 26.04.2014]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz