[Artykuł z cyklu Afazja polska]
Przynajmniej od kiedy wymyślił teatr,
człowiek jest skłonny wyobrażać sobie życie na podobieństwo przedstawienia, a
świat widzieć w kategoriach ogromnej sceny, na której, we wciąż zmieniających
się dekoracjach, ludzkie postaci grają przypisane im role. Może zresztą jest
zgoła przeciwnie: teatr powstał, bo w świadomości ludzi zakorzeniło się i trwało
głębokie przekonanie, że nic, co nas spotyka, nie dzieje się bez wiedzy sił
wyższych, niejako reżyserujących nasze gesty, planujących nasze decyzje,
stawiających nas w sytuacjach nowych i niespodziewanych — po to, by wystawić
nas, aktorów, na próbę, sprawdzić nasze reakcje, zmierzyć naszą wytrwałość,
wierność i konsekwencję...
„Łątki w mieszku”
Już starożytni Grecy zdawali się być
przekonani o wrodzonej złośliwości bogów. Jednostka — tak twierdzili — nic nie
zdziała, jeśli bóstwo opowie się przeciwko niej. Spójrzcie, jak wierzga przeciw
Losowi potężny król Edyp, jak próbują uciec przed wyrokiem wyroczni jego
rodzice, Lajos i Jokasta; jakież żałosne, jakże daremne są ich usiłowania! A
człowiek średniowiecza? Ponieważ przyswoił sobie chrześcijańskiej wizję świata,
obmyśla moralitety, wynajduje alegorię, postrzega życie jako nieprzerwane
zmaganie dwóch sił, jako psychomachię, walkę duszy, czyli rozgrywający się w
perspektywie wiecznej spór, który na scenie doczesności toczą ze sobą zastępy
Światła i Ciemności. Spójrz, człowieku, mówią sztuka i literatura wieków
średnich, jak bardzo jesteś kruchy, jak wielka jest twoja odpowiedzialność. I
pytają: którą drogę wybierzesz, powiedz, którą?
Twórca polskiego języka literackiego,
największy poeta Słowiańszczyzny w wieku XVI przyrównuje ludzi do kukiełek z
jarmarcznego przedstawienia: „Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy, / Fraszki
to wszytko, cokolwiek czyniemy; / Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy, /
Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy. / Zacność, uroda, moc, pieniądze,
sława, / Wszystko to minie jako polna trawa; / Naśmiawszy się nam i naszym
porządkom, / Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom”.
Jesteśmy „łątkami”, marionetkami,
którymi ktoś większy od nas powoduje, które przestawia i których używa, by na
koniec zakrzyknąć: przedstawienie skończone! W ten sposób rozumują nie tylko
bogobojni mieszkańcy Hellady, wierzący w Ananke, matkę Mojr, pogląd taki wyraża
nie tylko Mistrz z Czarnolasu. Jest to po prostu przyrodzona ludzka skłonność —
kiedy coś dzieje się nie po naszej myśli, kiedy zmuszeni jesteśmy ulec
konieczności, bezrozumnej sile lub przemocy, wszyscy uciekamy się do starego
toposu theatrum mundi. Życie to teatr
— powiadamy — w którym każdy z nas, choćby buntował się i wierzgał, ma do zagrania swoją własną rolę.
Przenośne dekoracje
W rozdziale siódmym Wspomnień z Sachsenhausen Jana Gwiazdomorskiego, a ściślej: w podrozdziale
drugim, zatytułowanym Baraki i ich
urządzenie, znaleźć można passus, o którym skłonni jesteśmy myśleć, że
odnosi się do problemu konstrukcji obozowego „bloku”. W istocie mówi on o czymś
zupełnie innym.
Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)
Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz