Chcąc zrozumieć, kim jest i po co zjawił
się na świecie, człowiek na różne sposoby tłumaczył sobie własne położenie. Od
kiedy zaczął analizować i interpretować rzeczywistość, najmocniej zajmowało go
zagadnienie czasu — pytał więc o początek i koniec, tzn. o porządek i sens
tego, co mu się przydarza. Wśród koncepcji czasu, jakie stworzył, dwie
zasługują na szczególną uwagę.
Pierwszą z nich wyobraża linia prosta,
biegnąca od punktu inicjalnego do punktu finalnego. Jest to konstrukcja
skończona, w której da się wyróżnić odrębne fazy — fazę wczesną, fazę pośrednią
i fazę końcową. Ktoś, kto postrzega czas jako linię, wierzy, że przeznaczeniem
ludzkości jest rozwój i doskonalenie się. Dlaczego? Bo poruszając się wzdłuż
linii tylko raz możemy znaleźć się w danym punkcie; idąc dalej, na zawsze
pozostawiamy za sobą punkty, w których już byliśmy. Droga, jaką musimy przejść,
jest drogą od–do. Choć pokonujemy ją z mozołem, widzimy — lub przynajmniej
możemy zdefiniować i wyobrazić sobie — jej cel. Dotarcie do celu oznacza
osiągnięcie doskonałości, jest równoznaczne z ostatecznym domknięciem, z
zakończeniem procesu rozwoju. Czas okazuje się wtedy niepotrzebny — znika więc,
kończy się. Następuje koniec świata, koniec jego czasowych form i czasowego
porządku.
Druga z koncepcji mówi o kolistości
czasu. Poruszamy się nieustannie po obwodzie Wielkiego Koła, wciąż na nowo
powtarzając nasze doświadczenia i gesty, jak w liturgii odnawiając dawne sensy,
przywracając wydarzeniom ich pierwotną wartość i dawne znaczenie. Koło czasu to
konstrukcja zamknięta i doskonała, tzn. taka, która więzi — człowiek tkwi w jej
wnętrzu jak Jonasz w brzuchu wielkiej ryby. Nie ma ucieczki z kolistego czasu,
chyba że w sen, bo jednostajny rytm repetycji usypia nas i stopniowo pozbawia
świadomości.
Głowa, której nie ma
O ludzkich wyobrażeniach na temat czasu
myślałem podczas lektury nowych wierszy Jarosława Marka Rymkiewicza z wydanego
przed kilkoma dniami tomu Pastuszek
Chełmońskiego.
Jest to książka tajemnicza i niepokojąca
— jeden z tych tomów, które, głęboko w to wierzę, zdolne są zmienić nasze
dotychczasowe postrzeganie samych siebie i przemodelować wspólnotową
świadomość, zmuszając nas do postawienia sobie pytań o charakterze
fundamentalnym. „Kim jesteście? Kim jesteśmy?” — woła autor Reytana — „Ile w was (w nas) śmierci?
Ile życia? Czy wolicie (wolimy) spać w grobie, czy też zechcecie (zechcemy) przebudzić się do życia?
A jeśli powstaniecie (powstaniemy) z martwych, czy znajdziecie (znajdziemy) w
sobie dość siły, by »uderzyć duchem«, by przemóc waszą (naszą) wewnętrzną,
duchową martwotę?”. Z tymi i z wieloma innymi pytaniami konfrontuje nas
Rymkiewicz, wystawiając naszą zbiorową twarz na widok publiczny i każąc nam
spojrzeć w lustro, przejrzeć się w czymś, co z braku lepszego określenia,
nazwijmy tutaj zwierciadłem przeszłości.
To, co pokazuje szklana tafla, jest
pustym miejscem po głowie, bo trup stojący przed lustrem został zdekapitowany.
„Da Bóg – to się odnajdzie głowa” — czytamy w wierszu Upiór. Jednak nie ten wiersz najbardziej mnie teraz interesuje.
Ponieważ nie mam odpowiednio wiele miejsca, by przyjrzeć się całej książce,
ograniczę się do pobieżnej, wstępnej lektury dwóch wybranych utworów z Pastuszka Chełmońskiego — Jaśminów i Dzikiego zapachu majowego.
Wojna pamięci z
zapomnieniem
Dziki
zapach majowy został
napisany w maju 2010, Jaśminy zaś w
czerwcu 2011 roku. Łączy te wiersze sceneria ogrodu i sposób, w jaki
przedstawiona została przyroda (wywiera ona na wpływ na człowieka, oddziałując
na jego zmysły). Jaśminy: „W czerwcu
wszędzie kwitną jaśminy / Tu przy płocie a tam przy domu / I to nie ma żadnej
przyczyny / Jeśli ma to nieznaną nikomu // Krąży koło uplecione z kwiatów /
Wielkie koło czarnych os i trzmieli / To w zaświaty a to znów z zaświatów / Słodki
zapach trumny i pościeli / [...] Słodki zapach czarnej zgnilizny”. Podobnie w
wierszu z maja 2010: „Dziki zapach majowy / Bije kotom do głowy // I mnie się w
głowie kręci”. Obezwładniony wonią kwiatów, człowiek poddaje się temu, co
pierwotne, niezakorzenione w kulturze i w historii, dostaje się we władanie sił
natury — traci pamięć i zdolność postrzegania rzeczywistości zgodnie z
porządkiem przyczynowo-skutkowym: „I mnie się w głowie kręci / Pozbywam się
pamięci // Z głębi mózgu wyjęty / Wchodzę pomiędzy mięty // Pomiędzy dwie
leszczyny / Gdzie nic nie ma przyczyny” (Dziki
zapach majowy). W obu wierszach powtarza się motyw sklerozy — zapomnienia
definitywnego, niemożliwego do przezwyciężenia, ograniczającego postrzeganie do
tego, co najbliższe i najbardziej pierwotne, bo związane z biologiczną stroną
ludzkiego życia: „Z czaszki z mózgu z myślenia / Wchodzę w ciemność istnienia
// Tam gdzie kwitną mimozy / W środku mojej sklerozy” (Dziki zapach majowy); „Nie ma ręki która szarpie powrozy / Wielkie
koło czarnej niepamięci / Czarne trzmiele w środku sklerozy / I mój mózg w tym
kole sie kręci” (Jaśminy).
Na odrębną grupę motywów pojawiających
się w przywołanych wierszach składają się wszystkie obrazy związane z fizjologią,
umieraniem i grzebaniem ciał. Wprowadzają one charakterystyczne dla poezji
autora Pastuszka Chełmońskiego elementy
groteski i specyficznej, somatyczno-metafizycznej makabry oraz dysonans między serio a buffo, między wielością form pleniącej się bujnie przyrody a tkwiącą
w samym jej centrum zapowiedzią rozkładu i śmierci. W Jaśminach mowa jest o „słodkim zapachu trumny i pościeli” oraz o
„słodkim zapachu czarnej zgnilizny”, w Dzikim
zapachu majowym o „czarnej krwi na dnie misy” i o potrzebie „godziwego
pochówku”. Takim, ufundowanym na barokowej coincidentia
oppositorum, sposobem
konstruowania obrazu świata i życia ludzkiego posługuje się profesor Rymkiewicz,
aby uświadomić czytelnikowi głęboki rozziew między przestrzenią natury a domeną
historii. Bo cytowane wiersze leżą w bliskim sąsiedztwie utworów w sposób
jednoznaczny odnoszących się do tragedii z roku 2010, do — jak się okazuje:
niezakończonego — koszmaru naszych dziejów. Ciało krwawiące i ciało gnijące
woła do nas, przypomina (nawet jeśli jego wołanie zagłuszają dźwięki świata
owadziego i zwierzęcego, „dziki zapach majowy”, eksplozja form i kolorów) o
umieraniu i rozkładzie. Świadomość, która odróżnia nas od zwierząt, każe nam
porzucić postrzeganie czysto biologiczne — nawet jeśli wykazujemy przyrodzoną
skłonność do ulegania złudzeniu, że możliwe jest trwanie poza historią.
Nie dla nas Wielkie Koło powrotów —
zdaje się mówić autor Zachodu słońca w
Milanówku. Nam, ludziom, dany jest czas linearny, a to znaczy: konieczność pielęgnowania
pamięci, poszukiwania przyczyn i przewidywania skutków wszystkiego, co wydarza
się w czasie.
Kwestionariusz afatyka
Wiersze profesora Rymkiewicza mówią coś
niezwykle istotnego o mechanizmach współkształtujących polską tożsamość po roku
1989. Tożsamość tę jakiś czas temu opatrzyłem epitetem „afatyczna”, charakteryzuje
ją bowiem niedopełnienie, fragmentaryczność i niechęć do jednoznacznej artykulacji
podstawowych prawd dotyczących naszego tu
i teraz. Nasze milczenie o nas samych, nasza ucieczka od własnej
przeszłości w migotliwą teraźniejszość i fałszywą, bo zbudowaną na błędnych
przesłankach, wizję przyszłości — wszystko to oznacza, że nie potrafimy
określić miejsca, w którym się znajdujemy. Nie wiemy po prostu, czy i jakie
łączą nas więzi. Przypominamy grupę wolnych elektronów, które swobodnie wirują
w przestrzeni. Droga, którą pokonujemy, nie może mieć porządku linearnego, nie
może przebiegać od–do, ponieważ jej początek ginie we mgle zapomnienia, a cel
pozostaje nieokreślony.
Rymkiewiczowska koncepcja kultury jako
nieprzerwanej rozmowy współczesnych Polaków z Wielkimi Duchami przeszłości
wyrasta z pragnienia restytucji dawnego porządku, odzyskania świadomości
dotyczącej miejsca jednostki w organizmie wspólnotowym. Jesteśmy narodem —
powiada autor Pastuszka Chełmońskiego —
w takim stopniu, w jakim zachowaliśmy zdolność kontaktowania się z naszą
tradycją. W poezji Rymkiewicza związek ten jest nie tylko zachowany, ale
zyskuje swoją doskonałą realizację.
Problem staje się widoczny, kiedy zadamy
sobie następujące pytanie: czy jesteśmy w stanie ten szczodry gest Poety —
Poety, który wie i potrafi, który rozumie, na czym polega wspólnota — przełożyć
na codzienne praktykowanie narodowej kultury; czy mamy dziś w sobie
wystarczająco wiele umiejętności i konsekwencji, by przezwyciężyć afazję, tzn.
czy jako zbiorowość możemy powrócić do języka przodków, z wpisanym weń zespołem
obrazów, przekonań i wartości? Bo jeśli nie potrafimy, to Pastuszka Chełmońskiego potraktujemy jako zbiór prostych, naiwnych
rymowanek — podczas gdy w rzeczywistości jest to wielowymiarowy, wyposażony w cały
system znaczeń ukrytych, traktat o polskości XXI wieku.
Próba jaskółki
Z jaskółczego gniazda wypadło
nieopierzone pisklę. Kiedy rodzice pisklęcia odkryli, że gniazdo jest puste,
podnieśli rwetes. Wreszcie dostrzegli truchło swego dziecka na ziemi i nie
wierząc w to, co widzą, unieśli je pod chmury na własnych skrzydłach, myśląc,
że lot je ocuci, roznieci w nim życie. Ale kiedy upuścili trupka, ponownie
uderzył on w ziemię. Wielki i pełen rozpaczy był lament jaskółek.
Pan zna tę parabolę, Panie Profesorze.
Jest ona wyjęta z dzieła, do którego czyni Pan aluzję w jednym ze swoich
wierszy. Tego rodzaju aluzji, nawiązań i ukrytych dialogów z tradycją jest w
tomie Pastuszek Chełmońskiego całe
mnóstwo. W innym miejscu i w innym czasie napiszę o nich więcej. Postaram się
wtedy wskazać ich sens dosłowny oraz duchowy (alegoryczny, moralny i
anagogiczny). Teraz powiem tylko tyle, ile trzeba.
Pan także, podobnie jak ten, kto
historię o jaskółkach opowiedział, nie wierzy w śmierć ojczyzny. Dlatego śpiewa
Pan swoje ciemne pieśni, dlatego bierze nas Pan na spytki i wystawia na próbę,
unosi pod chmury i upuszcza w powietrze, żądając odpowiedzi, czy jesteśmy żywi,
czy martwi. Jeżeli żywi — polecimy.
Bardzo chciałbym odpowiedzieć
jednoznacznie, ale obawiam się, że nie byłoby to zgodne z prawdą. Bo chyba
dzisiaj jest z nami wszystkimi tak, że jesteśmy w połowie żywi, a w połowie
martwi. I Polska, nasza Polska z obciętą głową, z czaszką pełną pokrzyw, nasza
Polska targana przez Furie, Polska z dziurą w potylicy — także Ona jest w
połowie żywa, a w połowie martwa.
Da Bóg — to się odnajdzie głowa.
Da Bóg — polecimy.
[artykuł z cyklu Afazja polska; prwdr.: "GPC", 12.04.2014]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz