[artykuł z cyklu Afazja polska]
Arena obozu Sachsenhausen, dokąd
przywieziono profesorów aresztowanych w ramach Sonderaktion Krakau, do
złudzenia przypomina scenę symultaniczną, „inscenizację równoczesną” ze
średniowiecznych misteriów, składającą się z wielu odrębnych punktów/miejsc gry
aktorskiej, które w nauce o teatrze nazywa się mansjonami.
Spectaculum,
które będziemy oglądać, wędrując od mansjonu do mansjonu, od sceny do sceny, od
zdarzenia do zdarzenia, ujawnia, jak sądzę, wiele specyficznych cech niemieckiej
kultury, właściwego Niemcom postrzegania i rozumienia języka scenicznego. Jak
pisze Nicoll, „lubowali się [oni] w grotesce, koszmarnych scenach z diabłami,
skłonni byli do antysemityzmu, bawiła ich swego rodzaju prymitywna satyra
realistyczna”. Słowa te, choć stanowią fragment charakterystyki niemieckich
widowisk epoki średniowiecza, doskonale stosują się także do historii, którą
chcę tutaj opowiedzieć.
Mansjon 1. POBUDKA
Scena tonie w mroku. Jest jeszcze
całkiem ciemno — to przecież zima 1939/1940. O piątej trzydzieści zostają
zaświecone czarne żarówki, z których sączy się stłumione światło. Przez ciała na siennikach przechodzi dreszcz.
Są tacy, którzy mają zwyczaj wstawać wcześnie, by uniknąć tłoku w umywalni. Ich
koce są już złożone, a oni sami gotowi do ablucji. Mają na sobie spodnie i
bluzy, w izbie dziennej wkładają buty, ale tylko na chwilę, bo przed wejściem
do umywalni trzeba się rozebrać. Pozostali leżą jeszcze przez kilka chwil. Na
ostatku podnoszą się z sienników członkowie „klubu późnomyjców”. W środkowej
części baraku, gdzie mieszczą się ubikacja i „łazienka”, jest całkiem zimno,
niemal tak jak na zewnątrz. Wody w kranach — w obawie, by nie zamarzła — nie
zakręca się na noc. Na podłodze umywalni skostniałe ciała tych, których z powodu
dręczącej ich biegunki usunięto z sali zbiorowej. Pośrodku pomieszczenia dwie
fontanny z pokostowanej blachy, mające kształt ogromnych miednic. Woda
tryskająca z chromowanych walców ma temperaturę kilku stopni Celsjusza. Przy
kranach tłum więźniów kulących się z zimna, bosych, nagich, prychających.
Zostawiamy ich za sobą, by po przejściu
kilku kroków stanąć przed kolejną sceną.
Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz