[drugi z cyklu artykułów Afazja polska]
Za siedmioma górami, za siedmioma borami, na
brzegu rzeki, która wolno toczyła swe wody, leżało miasto. Nie było wielkie,
ale wystarczająco duże, by pomieścić we własnych murach ludzi różnych nacji,
żyjących obok siebie i z sobą — Polaków, Żydów, Rusinów. Nie było zamożne, ale
wystarczająco bogate, by jego mieszkańcy mogli się cieszyć, że przyszło im żyć
tu właśnie, nie gdzie indziej.
Lokacja, czyli wrastanie
Autorzy wydanego w roku 1890 warszawskiego Słownika geograficznego Królestwa Polskiego
i innych krajów słowiańskich piszą, że początki miasta wiążą się z osobą
księcia Ziemowita mazowieckiego, który w roku 1424 wydał w Bełzie przywilej
lokacyjny następującej treści [pisownia oryginalna]: „Pragnąc ażeby posiadłości
nasze większego nabrały wzrostu, postanowiliśmy założyć miasto Sokale, które
zakładając sprzedaliśmy w niem wójtostwo z 4 łanami gruntów, z łaźnią, z połową
jatek rzeźniczych, piekarskich i szewskich, uczciwemu mężowi Mik. Schonals,
mieszczaninowi krakowskiemu i jego prawym potomkom, za 150 grzywien. Tegoż
Schonalsa uposaża książę szóstym denarem z czynszu od łanów, a trzecim od
wszelkich osądzonych spraw, pozwala mu wystawić młyn na rzece Bug, zbudować
folusz, z czego połowę dochodu książę ma
pobierać; nadaje mu dom, 4 ogrody, browar i słodownią, pozwala polować na
sarny, zające, lisy i wiewiórki, łowić wszelkie ptactwo, oprócz sokołów, które
dla siebie zachowuje; kopać rudę w gruntach miejskich, zakładać kuźnice,
zastrzegając połowę dochodu dla siebie i swoich następców, pozwala nakoniec
utrzymywać rybaka do łowienia ryb w Bugu na własne stołowe potrzeby. Mieszczan
obdarza prawem magdeburskim, dozwala wrębu na opał i budowle, poławiać w rzece
ryby wędą i siecią, zabrania, aby w odległości mili dokoła nie znajdowały się
karczmy i ani jeden rzemieślnik”.
Po kilkakrotnym spustoszeniu miasta przez
Tatarów ponownie trzeba było wydać przywilej lokacyjny. Wśród przepisów
prawnych stworzonych dla mieszkańców Sokala na początku XVI w. na szczególną
uwagę zasługuje ten, w którym mowa jest o procedurze powoływaniu rajców
miejskich — dwaj z nich mają być „prawowierni”, a dwaj „ruskiego wyznania”.
„Śmierć drogo zapłacić”
2 sierpnia 1519 roku doszło pod Sokalem do bitwy
między „hufcami ruskiej szlachty”, liczącymi – jak podają źródła – pięć tysięcy
zbrojnych, a Tatarami, których miało być osiemdziesiąt tysięcy. Do tej
przegranej przez polskie wojska bitwy nawiązał Jan Kochanowski we fraszce Na Sokalskie mogiły: „Tuśmy się mężnie
przez ojczyznę bili / I na ostatek gardła położyli. / Nie masz przecz, gościu,
złez nad nami tracić, / Taką śmierć mógłbyś sam drogo zapłacić”. Cnoty
polskiego rycerza wysławiał w Pieśni o
Fridruszu, który pod Sokalem zabit… Mikołaj Sęp-Szarzyński. W usta bohatera
wiersza, Fryderyka Herburta, wkłada poeta i te słowa: „Bojaźń wyrodna w serce
me nie wchodzi, / Lecz, mogąc pomóc, żywiąc, umrzeć szkodzi, / Choć miejsce
wzywa, i dusza uczciwa / Krwią, ciałem, zbroją, sławę kupić chciwa. // Ale
jeszcze trwa ten targ: otwórz bronę, / Otwórz, już mię wstyd mur mieć za
obronę; / Niechaj przypłaci pohaniec zdradliwy, / Że tył mój widział, gdym
zbrojny i żywy”.
W połowie XVII w. dwukrotnie gościł w Sokalu
król Jan Kazimierz – po raz pierwszy, kiedy zdążał na odsiecz Zbaraża, po raz
drugi przed bitwą pod Beresteczkiem (w mieście i jego okolicach obozowało wtedy
ok 130 tys. zaciężnych). W czasie trwania konfederacji barskiej dwukrotnie
nakładano kontrybucję na mieszkańców Sokala.
W II Rzeczypospolitej
Wszystkie te fakty przytaczam, by uzmysłowić
sobie i czytelnikom, że Sokal międzywojenny nie był pierwszym lepszym punktem
na mapie, że zapisał się w pamięci kulturowej jako jedno z miejsc znaczących, a
wydarzenia historyczne, jakie zaszły w mieście i jego okolicach, już w wieku
XVI traktowane były jako fakty o charakterze wspólnototwórczym.
O Sokalu piszę także z innego względu – wywodzili
się stamtąd moi przodkowie po mieczu: prapradziadek Jan, trudniący się
stawianiem kominów fabrycznych, cegielnianych i gorzelnianych (rodzinny przekaz
mówi o jego udziale w budowie Politechniki Lwowskiej) oraz jego synowie —
Feliks, wywieziony podczas wojny na Syberię, Karol, Franciszek (mój
pradziadek), legionista Piłsudskiego Piotr i Kazimierz, żołnierz Korpusu
Ochrony Pogranicza, uznany za zaginionego podczas kampanii wrześniowej (wdowa
po nim zostanie zastrzelona przez Niemców, córka oddana będzie do przytułku).
W II Rzeczypospolitej Sokal był stolicą jednego
z powiatów województwa lwowskiego i liczył niewiele ponad dziesięć tysięcy
mieszkańców. Mieściły się tu szkoły i szpital powiatowy, sąd i kolegium
nauczycielskie, urzędowały władze powiatu. Jak pisał w książce Na
gruzach marzeń Janusz Pieczkowski: „niczym klamry spinały [Sokal] dwa mosty
drogowe. Na krańcu południowym most łączył miasto ze stacją kolejową i
gościńcem biegnącym od Lwowa. […] Na północnym krańcu miasta był drugi most,
który łączył z małą dzielnicą Zabuże i był przedłużeniem traktu biegnącego z
Hrubieszowa”. Szczególną sławą cieszył się wśród wiernych klasztor o.o. bernardynów,
położony na zachodnim brzegu rzeki. Pątnicy przybywający tu z najdalszych stron
modlili się przed cudownym obrazem Matki Bożej Pocieszenia, z którym związana
jest średniowieczna legenda o niewidomym malarzu, uzdrowionym podczas modlitwy
przed ikoną na Jasnej Górze. Obraz wystawiony w ołtarzu bernardyńskiego
kościoła miał być kopią Czarnej Madonny.
W pobliskiej Poturzycy, majątku należącym do
rodziny hrabiów Dzieduszyckich, gościem bywał gen. Władysław Anders oraz
oficerowie i żołnierze Samodzielnej Brygady Kawalerii z Brodów. W pałacu
hrabiowskim odbywały się bale, a na błoniach nadbużańskich urządzano zawody
hippiczne i manewry wojenne. Pieczkowski pisze, że jego rodzina została kiedyś
zaproszona do obejrzenia ćwiczeń wojskowych: „Oglądaliśmy pozorowane natarcie
spieszonych szwadronów, ogień artylerii prowadzony do wybranych celów i nawałę
ogniową. Na sygnał trąbki, ze skrzydła ruszyła szarża konna rozwiniętych
szwadronów. Był to porywający widok. Jeźdźcy, pochyleni nisko na karkach
idących w galopie koni, głuchy tętent kopyt i błysk uniesionych szabli. Szli
ławą jak huragan, jednym skokiem, nie załamując szyku przeszli nad szerokim
rowem i zniknęli za najbliższym laskiem”.
Jeszcze nie przyszła Wielka Zawierucha, jeszcze
nie zaczęli znikać ludzie, milknąć języki, jeszcze pojęcia nie zamieniły się
miejscami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz