![]() |
Josef Zumr prezentuje książkę z dedykacją Hrabala, maj 2023 roku [fot. P. Dakowicz] |
PIĘKNA EPOKA
Z Josefem Zumrem o Hrabalu i „libeńskich sympozjach” rozmawiają Przemysław Dakowicz i Miloš Doležal
Przemysław Dakowicz: Proszę pozwolić, panie profesorze, że zaczniemy od historii, którą pana żona opowiedziała w książce przygotowanej przez przyjaciół Hrabala na jego 75. urodziny[1]. Opowieść dotyczy pańskiego ojca. O ile się nie mylę, dorastał pan w Taborze, mieście oddalonym o przeszło siedemdziesiąt kilometrów od Pragi.
Josef Zumr: Owszem, mieszkałem tam od dziesiątego roku życia.
PD: W tekście Libeńskie sympozja pani Jiřina Zumrová wspomina o wydarzeniu z czasów II wojny światowej. W okolicy wsi Tučapy pod Taborem zestrzelono samolot. Opowiadał pan o tym Hrabalowi przy jakiejś okazji. Jak to było?
JZ: Długo jeszcze mieliśmy jakieś rzeczy, które ojciec wymontował z tego niemieckiego samolotu. Zestrzelili go Amerykanie. No i oczywiście zanim służby wrak odnalazły, zrobili to ludzie z okolicy i co się dało odkręcić czy wyrwać, odkręcili i wyrwali.
PD: Pan o tym Hrabalowi opowiedział i on to później wykorzystał w Pociągach pod specjalnym nadzorem. Od pierwszej strony, od drugiego akapitu mamy przetworzenie tamtej opowieści. Oto niewielki fragment: „Wydeptaną w śniegu ścieżką, która prowadziła już do tych czarnych szczątków, szedł mój ojciec, niósł jakiś srebrny instrument muzyczny i uśmiechając się, potrząsał srebrnymi kiszeczkami – jakimiś rurkami. Tak, były to rurki z samolotu, przewody, którymi płynęła benzyna. Dopiero wieczorem w domu zrozumiałem, dlaczego tatuś tak bardzo cieszył się z tej zdobyczy. Pociął je na równe kawałki, wyczyścił, po czym obok tych sześćdziesięciu lśniących rurek położył swój wieczny ołówek z wysuwanym grafitem”[2].
JZ: Mój tata był majsterkowiczem amatorem. Odkręcił czy odciął ze strąconego samolotu takie aluminiowe rurki, od benzyny lub od czegoś podobnego, i przyniósł je do domu, a ja zrobiłem z nich czterobarwną kredkę, w której dało się wymieniać rysiki. Słowem – została nam pamiątka. Hrabalowi bardzo się to podobało, pożyczał sobie ode mnie tę kredkę, traktował ją jako coś w rodzaju wojennego suweniru.
PD: Hrabal przeprowadził się do praskiej dzielnicy Libeň w październiku 1950 roku. Trzy lata wcześniej pan zdał maturę i zapisał się na studia. Jak każdy, kto poruszał się po centrum Pragi, widział pan, na początku roku 1948, tak zwany Zwycięski Luty, przejęcie władzy przez czechosłowackich komunistów.
JZ: No tak, jesienią 1947 roku zacząłem studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Karola.
PD: Jak tamten lutowy przewrót wyglądał? Jak reagowali ludzie?
JZ: Można powiedzieć, że było ludno i ruchliwie. Chodziliśmy po mieście w pochodach i wykrzykiwaliśmy różne hasła, zanim nie wkroczyła policja i nie rozgoniła nas. Były wówczas wykłady u nas na wydziale, dyskusje, w których uczestniczył profesor Kolman[3]. Wypowiadał się bardzo ostro. Był Czechem, który wyemigrował do Rosji, w czasie pierwszej wojny światowej przez pewien czas służył tam w czeskiej armii, ale przeszedł do bolszewików i został już w Rosji, wykładał na rosyjskich uczelniach. Po II wojnie światowej, w roku czterdziestym piątym lub czterdziestym szóstym nasi funkcjonariusze partyjni powołali go do Pragi, na Uniwersytet Karola. Byłem na kilku jego wykładach. Sale były nabite, ludzie siedzieli na podłodze i słuchali, co Kolman ma do powiedzenia. To była w ogóle bardzo dynamiczna epoka, ścierali się ze sobą socjalni demokraci i narodowi socjaliści[4], odgrywało się to na naszym Wydziale Filozoficznym. Kolman wygłaszał wykłady również dla lekarzy, był bardzo popularny, chociaż trochę już zapomniał ojczysty język, mieszał czeski z rosyjskim. Przed laty ukończył Wydział Matematyczny na praskim uniwersytecie. Po wojnie zbyt długo się nie utrzymał – był człowiekiem bardzo wymagającym i krytycznym, może nie dałoby się go nazwać politykiem, ale wiele rzeczy mu się nie podobało, krytykował je, a to znaczyło, że krytykuje także i ówczesną czeską partię komunistyczną, której był członkiem.
PD: A dlaczego pan i pana
żona wybraliście na miejsce zamieszkania praską Libeň? Dlaczego domek przy ulicy Na Hrázi, tej samej, przy której od kilku lat
mieszkał Bohumil Hrabal.
JZ: No, to był zupełny przypadek. Mieliśmy problem z mieszkaniem. Było już dwoje dzieci, starszą córkę wzięła do siebie do Taboru babcia, co tydzień tam jeździliśmy. Gdy urodziła się druga córka, po prostu brakowało miejsca w tym naszym jednym pokoju, który nam przydzielono w jakimś rozparcelowanym mieszkaniu, bliżej śródmieścia[5].
PD: Trafiliście państwo na jakieś ogłoszenie w prasie czy gdzieś indziej…
JZ: Pisaliśmy podania o cokolwiek, nie wyłączając hausbootów, łodzi, na których dałoby się mieszkać – ale nawet tego nie dało się załatwić. Sprawami kwaterunku zajmowały się komitety narodowe. Oczywiście chodziliśmy do działu mieszkaniowego żebrać, aby coś nam przydzielili, ale zawsze wyglądało to tak samo: „No tak, państwo macie dzieci, ale przed chwilą była pani, która ma ich czworo i również jej nic nie moglibyśmy zaoferować”… Rozpuściliśmy wici najszerzej jak się dało, no i w pewnym momencie stało się tak, że po urlopie u rodziców wróciliśmy do Pragi i tam czekał na nas stos listów z odpowiedziami na te nasze zapytania i podania. I na górze tego stosu był list od jakiejś starszej pani z informacją, że chce sprzedać domek na Libni. Że jej mąż był taksówkarzem i kiedy przeszedł na emeryturę, kupili sobie domek przy ulicy Na Hrázi, ale ten pan niedawno zmarł. Że kiedy tam mieszkali, przeprowadzili jakieś naprawy, na przykład wymienili okna. Ta pani sama nie może tam mieszkać, chętnie zamieni domek na samodzielny pokój albo coś podobnego. Myśmy mieli jeden pokój w sublokatorskim mieszkaniu – większe mieszkania urzędy zabrały właścicielom i poszczególne pokoje przydzieliły pojedynczym lokatorom, ludziom, którzy, jak my, pisali do urzędów podania o jakikolwiek dach nad głową. Taki był właśnie nasz przypadek, w Karlínie w budynku postawionym bezpośrednio przed wojną mieliśmy w trzypokojowym mieszkaniu jeden pokój z łazienką wspólną dla wszystkich.
No więc zaraz pobiegłem zobaczyć ten domek, było to niedaleko od nas, może jakiś kilometr. Ta pani chciała w zamian tylko jeden pokój, jeśli to możliwe w jakiejś nowszej kamienicy, nie radziła już sobie, dom wymagał dalszych remontów, to było ponad jej siły. Ten sublokatorski pokój w Karlínie jej się spodobał, zaraz doszliśmy do porozumienia, ustaliliśmy że domek bierzemy. Jakieś pieniądze odkładaliśmy wtedy na auto, to także nadzorował jakiś urząd, składało się wiele podań. Wzięliśmy te pieniądze odłożone na samochód, pożyczyliśmy coś jeszcze od znajomych, od rodziny, zawarliśmy tę umowę kupna. No i niedługo już mieszkaliśmy na Libni, w domeczku, który wymagał co prawda jakichś dalszych remontów, ale najważniejsze było, by po prostu mieć dach nad głową.
PD: Pamięta pan okoliczności pierwszego spotkania z Bohumilem Hrabalem?
JZ: Przed oknami naszego libeńskiego domku był ogródek. Dłubałem w nim, bo w tym czasie dość często bywałem w domu. Hrabal przechodził obok z siatką z zakupami. Parę kroków od nas była główna ulica.
PD: Wówczas aleja Armii Czerwonej, dziś ulica Zenkla.
JZ: Tam były sklepy i on przechodził obok nas z tą siatką. Od razu zwróciłem na niego uwagę, wyglądał mi na intelektualistę. No więc nawiązaliśmy kontakt, wdaliśmy się w rozmowę i odkryliśmy, że mamy wspólne zainteresowania. Później on się zatrzymywał parę razy dziennie, gdy tylko było coś nowego do omówienia. Przestał już pracować w teatrze, żona mu powiedziała, że może się poświęcić literaturze, że ona go utrzyma.
PD: Państwo
przeprowadziliście się na Libeň
jesienią pięćdziesiątego ósmego roku. Gdyście zaczęli rozmawiać, Hrabal
pracował jeszcze w składnicy makulatury przy ulicy Spalenéj.
JZ: Wydaje mi się, że jakoś dwa lub trzy miesiące wcześniej, zanim się poznaliśmy, przestał pracować w Surowcach Wtórnych. Później był jeszcze zatrudniony jako pomocnik w teatrze na Libni[6].
PD: W teatrze Stanislava Kostki Neumanna.
Miloš Doležal[7]: Dziś jest to teatr Pod Palmovkou.
JZ: Należał do grupy pracowników, którzy przygotowywali scenę. Był tu całkiem w swoim żywiole, podobała się mu ta praca. Przede wszystkim jednak chciał się wreszcie na dobre zająć pisaniem, każda praca etatowa była w tym przeszkodą, również teatr.
PD: Hrabalowie mieszkali o kilka kroków od was, pod numerem 24.
JZ: To było o trzy, cztery budynki dalej. W podwórku domu numer 24 przysposobił sobie na mieszkanie dawną kuźnię czy coś w tym rodzaju. Pod tym samym numerem, ale w tym lepszym budynku, bliżej ulicy, mieszkali jacyś znajomi Eliški. Hrabal miał umiejętność radzenia sobie w najrozmaitszych sytuacjach, no więc zajęli w podwórku także jakąś dawną pralnię, była to taka jednopiętrowa przybudówka. Na górze mieszkała jakaś starsza pani, Hrabalowie na parterze, tam był urządzony pokój i jakby kuchnia, ale pozostałe „wygody” były w podwórku…
MD: Ubikacja i łazienka…
JZ: Jako łazienka służyła pralnia. Była tam woda…
PD: I, to pamiętam z lektury książek Wesela w domu i Vita nuova, jakieś drewniane akcesoria, balia czy wanna…
JZ: To był taki niski budynek, który służył jako pralnia dla całej tej przedniej części budynku. I tam, w podwórzu, na dachu tej pralni Hrabal zawsze stawiał stolik z podciętymi nogami i tam pisał na maszynie[8].
PD: Widywał go pan na tym dachu?
JZ: Tak, tak. Spotykaliśmy się parę razy dziennie, na dachu więc też go widywałem. Co niedzielę jeździł do rodziców do Nymburka, funkcjonowała jeszcze stacja kolejowa Praga-Libeň.
MD: Dworzec był tuż obok.
JZ: Dwieście metrów od naszego domku. Było bezpośrednie połączenie z Nymburkiem. więc kiedy wracając stamtąd wysiedli z żoną na tak zwanym dolnym dworcu Praga-Libeň, zanim doszli do domu, zazwyczaj zatrzymywali się u nas. Piliśmy coś i rozmawialiśmy. Hrabal zwykle opowiadał o tym, nad czym akurat myślał, co planował napisać – zawsze orientowaliśmy się więc w jego bieżącej pracy literackiej, z wyprzedzeniem wiedzieliśmy, co to będzie.
MD: Czyli Hrabal sprawdzał na panu i pana żonie, czy te opowieści działają?
JZ: Kiedy miał dobry nastrój, zaczynał opowiadać to, co później mieliśmy okazję przeczytać – od razu miał, można by rzec, korektę. Przedstawiał jakieś wydarzenia, już je jakoś przerabiając, stylizując, nadawał temu jakiś artystyczny kształt. Jego żona ciężko to znosiła, wiedziała po prostu, że w rzeczywistości wszystko wyglądało inaczej, niż on to przedstawia, często go strofowała: „Pleciesz androny, Boganie, było zupełnie inaczej”. Interesowała ją prawdziwa historia, na której była oparta jego narracja, przede wszystkim tego się trzymała. [...]
[spisał, z języka czeskiego przełożył i przypisami opatrzył P. Dakowicz]
PEŁEN TEKST W BIEŻĄCYM NUMERZE „TYGLA KULTURY“ – do kupienia TUTAJ.
[1] Chodzi o książkę Hrabaliana: sborník prací k 75. narozeninám Bohumila Hrabala, sestavili Milan Jankovič a Josef Zumr, Prostor, Praha 1990. Pierwotnie ukazała się ona w roku 1989 w samizdatowej oficynie Pražská imaginace Václava Kadleca. Wchodzący w jej skład tekst Jiřiny Zumrovéj nosi tytuł Libeňská symposia (Libeńskie sympozja).
Jiřina Zumrová (1928–2021) – żona Josefa Zumra; tłumaczka z języka rosyjskiego, długoletnia redaktorka, także zastępczyni redaktora naczelnego, w wydawnictwie Oden, odpowiedzialna między innymi za jedną z najbardziej prestiżowych czechosłowackich serii wydawniczych Světová četba, w której ukazywały się najważniejsze dzieła autorów krajowych i zagranicznych. Wchodziła w skład rady redakcyjnej Pism zebranych Bohumila Hrabala.
[2] Cyt. za: B. Hrabal, Pociągi pod specjalnym nadzorem, przeł. Andrzej Czcibor-Piotrowski, Agora, Warszawa 2011, s. 6.
[3] Arnošt Kolman (1892–1979) – matematyk i filozof komunistyczny, ideolog marksizmu, obywatel ZSRS, członek sowieckich organów partyjnych i państwowych. Uczestnik I wojny światowej, najpierw po stronie austro-węgierskiej, następnie jako czerwonoarmista. Ze Związku Sowieckiego do Czechosłowacji wracał dwukrotnie – w pierwszych latach po II wojnie światowej (wydalony z kraju po gwałtownej, formułowanej z pozycji marksistowsko-leninowskich, krytyce polityki Gottwalda) i pod koniec szóstej dekady XX wieku (w latach 1959–1962 był dyrektorem Instytutu Filozofii Czechosłowackiej Akademii Nauk). Pod koniec życia wystąpił z partii komunistycznej. Koleje swojego życia przedstawił w napisanej po rosyjsku książce Zaślepione pokolenie. Pamiętniki starego bolszewika (czeskie tłumaczenie: Zaslepená generace: paměti starého bolševika, přeložil Vladimír Tošek, Host, Brno 2021).
[4] Mowa o przedstawicielach dwóch lewicowych ugrupowań politycznych – Socjaldemokracji Czechosłowackiej (Československá sociální demokracie) oraz, niemającej nic wspólnego z niemiecką NSDAP, Czechosłowackiej Partii Narodowo-Socjalistycznej (Československá strana národně socialistická).
[5] Zumrowie mieszkali wówczas przy ulicy Tháma na praskim Karlínie.
[6] Hrabal odszedł z Surowców Wtórnych w lutym 1959 roku, a już dwa dni później rozpoczął pracę w teatrze S. K. Neumanna. Tę ostatnią w swoim życiu pracę etatową zakończył w grudniu 1961 roku. Miał wówczas niemal czterdzieści osiem lat. Od tego momentu oficjalnie uprawiał zawód pisarza.
[7] Miloš Doležal – ur. 1970 w Ledčy nad Sázavą; poeta, eseista, badacz historii; długoletni dziennikarz Czeskiego Radia; laureat najważniejszych czeskich nagród literackich, Magnesia Litera (książka roku 2022) i Nagrody czeskiego PEN Klubu „Vlastní cestou”; autor przeszło trzydziestu tomów poetyckich i eseistycznych. Ostatnio wydał książki Tady nikdo není, jen já. Židovské příběhy z Vysočiny a přilehlých krajů (2023) oraz Česká litanie (2024). Po polsku wyszły m.in. Gmina (przeł. Jerzy Kędzierski) i Jakby nam już dzisiaj przyszło umrzeć. Dramat życia, kapłaństwa i męczeńskiej śmierci czyhoskiego proboszcza ks. Josefa Toufara (przeł. Andrzej Babuchowski), Jazda na szkle po oszcanym zboczu (przeł. Zofia Bałdyga). W roku 2025 w Państwowym Instytucie Wydawniczym ukazał się wybór jego wierszy Zatopione miasto w przekładzie Przemysława Dakowicza.
[8] Hrabal nie nazywa tego budynku pralnią. W scenach przedstawiających siedzenie na dachu i podążanie z maszyną do pisania za słońcem posługuje się czeskim słowem „kůlnička” (szopka). Zob. polskie tłumaczenie: B. Hrabal, Wesela w domu. Czytadełko dla dziewcząt, przeł. Piotr Godlewski, Czuły barbarzyńca, Warszawa 2010, s. 58.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz