niedziela, 10 lipca 2022

Dorastanie do Apokalipsy. Notatki na marginesie "Planety Piołun" Oksany Zabużko (1)

 

Notatka pierwsza: NIEWIDZIALNI

Czy nie zdawało się nam, że Ukraina jest za siódmą górą i siódmą rzeką? Czy nie istniała dla nas co najwyżej połowicznie – jakby oddzielał nas szeroki pas gęstej mgły, w której brodząc, traci się orientację i poczucie rzeczywistości? Od czasu do czasu ta mgła się rozwiewała i wtedy widzieliśmy niebiesko-żółte flagi na placach odległych miast, czuliśmy swąd palonych opon, słyszeliśmy dalekie echa wystrzałów. Czasem jeździli tam nasi politycy, ministrowie i prezydenci. Rozmowy, jakie prowadzili, raz były bardziej udane, kiedy indziej ograniczały się do zdawkowej wymiany nic nieznaczących uprzejmości. Spieraliśmy się o bolesną przeszłość. Wychodziliśmy z rozbieżnych punktów i nie osiągaliśmy wspólnego celu. Były chwile, gdy nasi reprezentanci rozumieli doniosłość chwili – zapewniali o swoim poparciu dla idei wolności, widywano ich w pierwszych szeregach manifestacji maszerujących Chreszczatykiem.

Wysłannicy Ukrainy zjawiali się u nas i mieszkali między nami. Prawie ich nie dostrzegaliśmy – jakby w swojej historycznej i egzystencjalnej odmienności pozostawali dla nas niewidzialni.

O tego rodzaju „niewidzialności” pisze Oksana Zabużko w słowie Do polskiego czytelnika. Wspomina rok 2014 i jedną ze swoich wizyt w Warszawie. Uświadomiła sobie wówczas prawdę, którą u nas bodaj najdoskonalej wyraził Cyprian Kamil Norwid w wierszu Przeszłość: „Przeszłość jest to dziś, tylko cokolwiek dalej”.

W maju 2014 roku podczas spaceru po warszawskim Starym Mieście ukraińska pisarka trafiła na skwer, na którym ustawiono wielkoformatowe reprodukcje fotografii Willema van de Polla przedstawiające Warszawę z roku 1934. Pierwszą z tablic opatrzono napisem: „To był ostatni taki rok”. Lektura tej frazy podziałała na Zabużko ogłuszająco: „jakoś nagle, jasno i nieodwołalnie zrozumiałam, że to nie jest o «wtedy», tylko o «teraz» […]. Że świat zmienia się, przekraczając jakąś fatalną granicę, właśnie tutaj, teraz, natychmiast. I przeszedł mnie dreszcz. I szłam Nowym Światem, i drżałam z powodu tego odkrycia: że wszyscy ci ludzie wokół mnie jeszcze nic nie wiedzą”. Tamtą różnicę między sobą a niczego nieświadomymi warszawiakami porównuje eseistka do infekcji „wszczepionej w krew” – jest nią „nowa wojna światowa”. Przed ośmiu laty ukraińscy artyści i intelektualiści wiedzieli to, co dziś powoli dociera do świadomości ludzi Zachodu… Wtedy ich wiedzą niemal nikt nie był zainteresowany, nawet w Polsce:

Było piękne, słoneczne popołudnie, koło katedry Świętego Jana uliczni muzykanci grali jakąś przyjemną melodię, wokół śmiali się zakochani, nawoływali turyści, przemykały na rolkach nastolatki z lodami – a ja patrzyłam na ten miły, przytulny, nieskończenie domowy świat stołecznego śródmieścia jak przez ścianę łez: na Donbasie rosyjscy najemnicy już wyłapywali ludzi na ulicach i rozcinali im brzuchy za ukraińską flagę […] 

                                                                                                                                                                          (PP 7)

Jako jedyny znak, że nie pozostaje dla Polaków całkiem „niewidzialna”, potraktowała Oksana Zabużko prośbę staruszki z warszawskiej ulicy o „parę groszy” – ale nie miała polskich pieniędzy. Jej walutą była (już wtedy) gorzka wiedza o „nowym świecie”, którego zarysy majaczyły na horyzoncie – świecie wojny, przemocy i śmierci – oraz o przemianie, jaką będzie musiała (któryż to raz) przejść ta część Europy, w której wszyscy żyjemy.

 

Dalszy ciąg tekstu w papierowym wydaniu miesięcznika "Twórczość".

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz