Piaśnica, przed egzekucją (źródło: Wikipedia) |
W
raportach dotyczących spopielenia zwłok w piaśnickim lesie
powtarza się informacja o „plandekach” zawieszonych między
pniami drzew, powyżej palenisk. Owe „plandeki” były to zapewne
ogromne płachty jakiejś gęstej tkaniny, mające zatrzymać dym w
obrębie lasu, sprawić, że o robocie, jaka jest tu wykonywana, nie
dowie się nikt niepowołany.
Od
samego początku ludobójstwo dokonane w Piaśnicy było pomyślane w
ten sposób, by prawda o nim nie przedostała się do powszechnej
wiadomości. Wszystko, co tu się rozegrało, miało pozostać poza
świadomością i pamięcią Polaków. Kiedy jesienią 1939 roku
oddziały Selbstschutzu wykonały swoje zadanie, zostały rozwiązane
(większość zbrodniarzy rekrutujących się spośród miejscowej
ludności pochodzenia niemieckiego nigdy nie została osądzona –
kara spotkała jedynie niektórych spośród organizatorów i
nadzorców egzekucji). Berlińskie archiwa tej paramilitarnej
spłonęły w „niewyjaśnionych okolicznościach”.
„Miał
kostny”
W
części materiałów i dokumentów na temat ekshumacji powtarza się
określenie „miał kostny”. Zapoznając się ze źródłami,
zwracałem na nie uwagę, sądziłem jednak, że jest ono używane
jako synonim słowa „popiół”. Tymczasem w oficjalnym
komunikacie Instytutu Pamięci Narodowej zawierajacym informacje na
temat śledztw prowadzonych przez Oddziałową Komisję Badania
Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku natrafiłem na następujący ustęp:
„Wyżej
wspomniane śledztwo OKBZH w Gdańsku zostało podjęte z
zawieszenia. W jego ramach kontynuowane są czynności celem
ostatecznego ustalenia liczby i identyfikacji ofiar oraz wykrycia
wszystkich sprawców. Jest to bardzo trudne zadanie, co wynika z
faktu, iż Niemcy dokonywali egzekucji w terenie ustronnym, do
którego wstęp był wzbroniony pod groźbą śmierci, a później
dokładnie zacierali wszelkie ślady zbrodni. Między innymi w 1944
r. używając więźniów Stutthofu rozkopali mogiły i wydobyli
zwłoki, które spalili, a pozostałe kości zmielili”.
Zdanie
„pozostałe kości” odnosi się, jak wolno przypuszczać, do tych
fragmentów ludzkich szkieletów, które nie uległy spopieleniu.
Czyżby więc zadanie usunięcia śladów ludobójstwa, podjęte w
sierpniu 1944 roku, zostało wykonane z tak wielką pieczołowitością,
że nawet najdrobniejsze resztki zwłok, nawet ułomki kości i
kosteczek zmiażdżono? Czy takie właśnie było zamierzenie Niemców
– pozbawić ludzi życia, odebrać im tożsamość, na koniec zaś
obrócić ich ciała w proch, to znaczy: pozbawić je nawet pozoru
materialności? Jeśli tak, należałoby hitlerowskich zbrodniarzy
uznać za nihilistów doskonałych.
Czy
istnieją przesłanki pozwalające sądzić, że w Piaśnicy
rzeczywiście doszło do mielenia ludzkich szczątków? Czy można
takie wnioski wysnuć z innych działań podejmowanych przez Niemców
na ziemiach okupowanej Polski? I jeszcze – jak wygląda młynek do
mielenia kości? Obsługują go ludzie czy jest to maszyna pracująca
samodzielnie? Jakim paliwem się ją napędza? Jak przebiega proces
zamiany szkieletów na „miał kostny”?
Umysł
cofa się przed tymi pytaniami, kapituluje wyobraźnia.
Jedno
wiadomo bez żadnych wątpliwości – więźniów przywiezionych do
lasu piaśnickiego z obozu koncentracyjnego Stutthof
także uśmiercono, a ich ciała wydano na pastwę ognia. W ten
sposób domknęło się koło nicości – wymieszały się popioły,
proch dołączył do prochu.
Ciąg dalszy w książce Afazja polska 2 (Warszawa: wyd. "Sic!", 2016).
Czytam o piaśnickim lesie i nie mogę pojąć ogromu tej zbrodni, mimo, że przecież były miejsca gdzie z powodu Niemców zgineło nawet i więcej osób.
OdpowiedzUsuńPozwoliłem sobie zalinkować i odwołać się do Pana tekstu na blogu: https://bestiariusz.wordpress.com/2015/12/01/link-przemyslaw-dakowicz-o-zbrodni-wpiasnicy/
Jestem wdzięczny Panu za linki.
OdpowiedzUsuń