poniedziałek, 16 listopada 2015

"Obcowanie" - przemówienia podczas uroczystości wręczenia wyróżnienia w konkursie o Nagrodę Mackiewicza


Laudacja Dr. Tomasza Burka.



Przemówienie wyróżnionego.



Tekst przemówienia:


W ubiegłą niedzielę, o wpół do dwunastej wieczorem, niejaki Vincent van Gogh, artysta malarz, z pochodzenia Holender, zjawił się w domu publicznym nr 1, przywołał niejaką Rachel, wręczył jej swoje ucho mówiąc: »Strzeż go pilnie«, po czym znikł. Policja powiadomiona o tym fakcie, którego sprawcą mógł być jedynie człowiek chory umysłowo, udała się nazajutrz do domu tego osobnika, gdzie go znalazła leżącego na łóżku i nie dającego prawie żadnych znaków życia. Nieszczęsny człowiek został natychmiast przewieziony do szpitala.”

Komunikat tej treści wydrukowała pod koniec roku 1888 roku jedna z gazet wychodzących we francuskim mieście Arles. Obciętemu uchu van Gogha poświęciłem nieco uwagi w jednym z tekstów z wyróżnionej przez Kapitułę Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza książki Obcowanie. Manifesty i eseje. Uznałem, że owe tragikomiczne wydarzenia, do których doszło w nocy z 23 na 24 grudnia 1888, są emblematyczne dla całej współczesnej kultury. Były kaznodzieja, niedoszły pastor, człowiek, który miał zadatki na świętego i męczennika, przedzierzgnął się w świętego i męczennika sztuki, porzucając religię i metafizykę dla, ryzykownych i nader rzadko wieńczonych sukcesem, prób poszukiwania doskonałości artystycznej. Obcięte ucho van Gogha przez jakiś czas było przechowywane w gabinecie Feliksa Reya, początkującego psychiatry, który opiekował się szalonym malarzem, aż pewnego dnia – pod nieobecność doktora – słój został otwarty, a jego zawartość trafiła do klozetu. W eseju Wieczność i żar napisałem: „ucho dryfujące w słoju doktora Feliksa Reya, a potem spływające rurami w ciemność ziemi, to fragment naszego własnego ciała”. Jak rozumiem owo zdanie?

Co najmniej od końca XIX stulecia kultura tworzona w obrębie tej formacji, którą zwykliśmy nazywać cywilizacją śródziemnomorską, jest kulturą okaleczoną. Odrywa się od swoich korzeni, traci kontakt z wartościami, które stanowiły podstawę jej rozwoju i wzrostu. Skutkiem tego procesu jest szaleństwo sztuki. Współczesna sztuka i literatura to dwie wariatki biegnące – z rozwianym siwym włosem – w stronę przepaści. Ktoś, kto szuka dziś własnego miejsca w literaturze, nie może o tym zapominać. Właśnie dlatego staram się rozumieć wszelką twórczość przede wszystkim jako pracę świadomości. Współczesny artysta ma obowiązek zdać sprawę ze swoich relacji ze zmierzchającą cywilizacją śródziemnomorską, musi wyznaczyć i opisać własne miejsce w świecie „schizofrenicznej nowoczesności”. Może podjąć wysiłek odbudowy tego, co uległo zniszczeniu, lub okazać się destruktorem.

Czy z tego kryzysu aksjologicznego i semantycznego, w którym wszyscy się pogrążamy, jest jakieś wyjście? Gdzie szukać ocalenia?

Zanim spróbuję udzielić odpowiedzi na pytania, które stanowią oś konstrukcyjną tomu Obcowanie, powinienem dodać, że pisarz polski jest szczególnie predestynowany do zajmowania się tymi kwestiami, reprezentuje bowiem zbiorowość doświadczającą kulturowego kryzysu niejako podwójnie, w dwóch wymiarach – w obrębie tego, co uniwersalne, i tego, co partykularne.

Do dobrego tonu należy w tym szacownym gronie odwoływanie się do twórczości i myśli patrona nagrody. Chciałbym przywołać krótki fragment jednego z mniej obszernych tekstów Józefa Mackiewicza, ustęp z napisanego w październiku 1944 roku szkicu Optymizm nie zastąpi nam Polski, który od lat tkwi jak cierń w, by tak rzec, żywej tkance mojej refleksji nad Polską po roku 1989. Mackiewicz pisał tuż po upadku Powstania Warszawskiego:

Wszelkie przesłanki o konieczności utrzymania substancji polskiej, polskiego stanu posiadania narodowego, przymusowej kapitulacji obliczonej na »przetrzymanie« aż do zmiany okoliczności międzynarodowych, itp. rozumowania, wypływają z nieznajomości tej techniki rządzenia sowieckiego, tego mechanizmu, który niszczy podległe mu substancje narodowe zarówno środkami mechanicznymi, jak w o wiele większym stopniu chemicznymi, gnoi je od wewnątrz, rozkłada w przeciągu krótkiego czasu, przeistacza w bezwolną, beznarodową masę, której nie poczucie narodowe jest wspólną cechą, a tylko wspólny język.”

Od chwili, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się polityczno-historiozoficznymi rozważaniami autora Kontry, zastanawiam się nad tym, w jakim stopniu komunizm „zniszczył”, „zgnoił od wewnątrz” i „rozłożył” naszą kulturę. Na własną miarę próbuję mierzyć się z tym pytaniem w cyklu esejów Afazja polska.

Jedno wiem na pewno – naruszenie wewnętrznej spoistości wspólnoty, o którym pisał Mackiewicz, sprzęgło się z ogólnym kryzysem kultury europejskiej. Ktoś, kto pochodzi z Polski i zajmuje się sprawami literatury, zostaje skonfrontowany z doświadczeniem podwójnego wydziedziczenia, podwójnej bezdomności. Ktoś taki poszukuje przytuliska w dwóch wymiarach, usiłuje odbudować dwa domy naraz. Czy ma szansę sprostać wyzwaniu? Wierzę, że tak.

Od początku swego istnienia kultura opiera się na dialogu – jest sferą interakcji, przestrzenią „bycia razem”, strefą wzajemnego udzielania sobie głosu przez uczestników Wielkiej Rozmowy. Ta rozmowa toczy się również ponad czasem i przestrzenią. Nazwałem ją „obcowaniem”, w przekonaniu, że owo paradoksalne słowo dobrze ujmuje ten rodzaj między-osobowej łączności, która niweluje obcość i staje się fundamentem trwania cywilizacji.

Jeśli kultura współczesny ma jeszcze siłę, by przezwyciężyć własne kalectwo, jeśli chce wyjść z domu wariatów, powinna wsłuchiwać się w głosy przeszłości, powinna gadać z tradycją, powinna nieustannie poszukiwać „tkanki łącznej”.

Tak rozumianej kulturze zawsze chciałem służyć, również wtedy, gdy pisałem eseje, które złożyły się na książkę Obcowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz