czwartek, 24 lipca 2014

Wielka Chłodnia




[artykuł z cyklu Afazja polska]

W pierwszych latach po wojnie jeszcze istniała. Przetrzebiona, zdziesiątkowana, wyniszczona — przetrwała w ludzkich sercach i umysłach. Polska. Przez sześć lat krwawej łaźni przechowali myśl o niej — nawet za drutami, nawet w bydlęcych wagonach, w więzieniach i katowniach. Projektowali jej przyszłą egzystencję — epokę, kiedy nie będzie już strachu, cierpienia i śmierci, kiedy będą mogli rządzić się sami, u siebie. W kraju odzyskanym, powstającym z kolan, podniesionym z ruiny. Chwytali za broń, oddawali życie; zdawało im się, że zmieniają rzeczywistość, że nadają światu żądany kształt. Ale historia nie miała dla nich dobrych wieści. Jeszcze zanim ustąpił stąd jeden okupant, fala wojsk ze Wschodu zalała kraj. Głośno mówiono o „wyzwoleniu”, deklarowano, ogłaszano manifesty. Samozwańcze rządy tymczasowe zapraszały do współpracy, odmieniały przez wszystkie przypadki słowa „demokracja” i „pluralizm”. Zaraz potem mówiły o potrzebie „jedności narodowej”. I jednoczyły. Wycinając, strzelając w potylice, wieszając.
Ciała wywożono nocą, wrzucano do płytkich dołów i naprędce zasypywano. Tajnym pochówkom towarzyszyła cisza. Na bezimiennych mogiłach nie pełgało światło świec. Czasem księżyc wychynął zza chmur, a wtedy płaszczyzny ziemi tonęły w trupiej poświacie. W półmroku żarzyły się ogniki papierosów.

Podmiana

Tadeusz Porayski, więzień Mokotowa, napisał w latach 50. wiersz, który do dziś jest jednym z najbardziej przejmujących świadectw zbrodni dokonanej przez komunistów na tych, którzy w latach tużpowojennych nie chcieli wyrzec się swojego marzenia o wolnej Polsce. W wierszu tym cmentarz na Służewie, pierwsza stołeczna nekropolia przyjmująca ciała Niezłomnych, porównany został do wąwozu termopilskiego: „Przechodniu, pochyl czoło, wstrzymaj krok na chwilę, / Tu każda grudka krwią męczeńską broczy. / To jest Służewiec, to są nasze Termopile, / Tu leżą ci co chcieli bój do końca toczyć. / Nie odprowadził nas tu kondukt pogrzebowy, / Nikt nie miał honorowej salwy ani wieńca. / W mokotowskim wiezieniu krótki strzał w tył głowy, / A potem mały kucyk wiózł nas do Służewca”.
Po największych hekatombach w historii pozostaje bolesna pamięć i słowa — nieliczne wspomnienia ocalonych i lament nad tymi, co odeszli. Opowieść o morderstwie i ofierze z trudem toruje sobie drogę do literatury i kultury, niełatwo jest bowiem mówić przez ściśnięte gardło. Ale wypowiedzenie prawdy o sowieckich zbrodniach dokonywanych na Polakach przez tych, którzy oddali się w służbę rosyjskiego imperializmu, natrafiło na szczególne przeszkody — przez cały okres istnienia tzw. Polski Ludowej był to temat tabuizowany. Każdy, kto odważył się naruszyć tajemnice Łączki i cmentarza przy Wałbrzyskiej na Służewie, podejmował najwyższe ryzyko. Nie dziw, że przez dziesięciolecia trwało w tej materii niemal doskonałe milczenie.
Potajemne grzebanie ciał więźniów zgładzonych na podstawie stalinowskich wyroków lub zakatowanych w trakcie przesłuchań było jednym z najbardziej ewidentnych przejawów strategii przyjętej przez komunistyczne władze. Strategia ta zasadzała się na przekonaniu, że Polakom da się narzucić zbrodniczy system jedynie wtedy, gdy podmieni się ich tożsamość, gdy na gruzach wielowiekowej wspólnoty stworzy się ersatz wspólnoty nowej, ufundowanej na strachu i skomplikowanym systemie zależności, gdzie władza decyduje o rozdziale korzyści między swoich zwolenników i sprzymierzeńców. Wygenerowanie nowej „elity” nie byłoby do pomyślenia, gdyby dawna, prawdziwa elita nie została usunięta. Musiała jednak zniknąć niezauważalnie, tak by rządzeni się nie zorientowali, by wciąż krzątali się jedynie wokół swoich codziennych zmartwień, bied i kłopotów.


Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)


http://www.ceneo.pl/Historia_i_literatura_faktu;szukaj-afazja+polska
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz