[artykuł z cyklu Afazja polska]
Rysunek Artura Grottgera Ludzie czy szakale? z powstałego w latach 1866-1867 cyklu Wojna przedstawia krajobraz po bitwie.
Na pierwszym planie porzucone strzelba i hełm, nieco dalej półnagi trup
żołnierza — odkryty tors z wyraźnie zaznaczoną linią żeber, oczy zamknięte,
lewa ręka spoczywająca bezwładnie na ziemi pobojowiska. Dalszy plan wypełniają
trzy ludzkie postacie pochylone nad ciałem innego zabitego. Stojąca po prawej
kobieta usiłuje zerwać but ze stopy zmarłego. Druga z postaci (nie wiem:
mężczyzna czy kobieta) przyklęka nad ciałem i, zapewne, mocuje się z górną
częścią munduru. Trzecia to barczysty mężczyzna w kapeluszu. Głowa pochylona,
twarz ukryta w cieniu. O tej grupie Maria Konopnicka napisze: „Nie! To nie były
szakale... To — ludzie! / Cisi i szybcy, z worami zgrzebnemi, / Zdzierali trupy
z odzieży do naga, / Piersi im gniotąc i szarpiąc po ziemi...” (Z teki Artura Grottgera: Wojna).
Po prawej stronie rysunku młodzieniec i dziewica
(malarz i wiodący go geniusz, wyobrażeni na sposób klasyczny), oboje w bogato
drapowanych szatach. Ich spojrzenia zwrócone w różne strony, ale wyrażające
podobne emocje — przerażenie i gorycz. Jakby właśnie posiedli najboleśniejszą
wiedzę o ludzkiej naturze, o przyrodzonym okrucieństwie człowieka, o jego żądzy
posiadania i obojętności wobec cierpienia innych.
Zdziczenie obyczajów
Do dzieła dziewiętnastowiecznego malarza i
rysownika odwoła się w relacji z wydarzeń pierwszych wojennych tygodni jeden z
mnichów, o. Marian Łukasik lub o. Telesfor Gabryl, którzy jesienią 1939 roku prowadzili
kronikę klasztoru bernardynów w Sokalu: „Uważają ludzie, że co klasztorne, to
ich jest. Biorą wszystko! Ziemniaki na polu kopią dla siebie — ciągną gałęzie —
potem zajeżdżają z furami na podwórze (tak zrobił pewien rzeźnik z miasta) i
biorą ze strychu siano! Milicja [sowiecka] przysłała pismo, aby jej wydać
buhaja (rasowego rozpłodnika) i jałówkę. I darmo zabrali! [...] Epizod ciekawy!
Przyjechał na pięknej bułance młody człowiek (mówili, że to dawny nasz woźnica).
Objechał podwórze — zbadał strychy — zajechał do ogrodu »nowicjackiego«, gdzie
złożono stertę koniczyny. Zagroził: »Czemu nie powiedzieliśmy, że mamy
koniczynę«, po czym przyjechał z furami i zabrał wszystką. Wiele epizodów
podobnych zdarzyło się! Grottger — namalował: »Ludzie, czy...?!« Okazuje się,
czym są ludzie. Na razie — groźne widoki!”.
Małe problemy prowincji: siano, koniczyna,
ziemniaki. Wojenne rozprzężenie jeszcze nie zapanowało niepodzielnie. Jeszcze
da się patrzeć na rzeczywistość przez pryzmat porządku sprzed wojny. Jeszcze
ludziom wyrwanym z trybów bezpiecznej i zrozumiałej codzienności wydaje się, że wszystko wróci do normy.
To szczególna zdolność lub przypadłość ludzkiego
umysłu: w procesie historycznym zawsze trwa on w tym, co obecne, a jeśli
odwołuje się do spraw minionych, interesują go jedynie zdarzenia „dopiero co”
przeżyte (pamięć przechowuje je jako część teraźniejszości, jako jej początek).
Człowiek adaptuje się do nowych, nawet najbardziej niesprzyjających warunków,
bazując na doświadczeniu, jakie zdobył. Na jego życie składa się „dziś” i
„wczoraj”. Przyszłość jest niewyobrażalna, a jeśli umysł próbuje ją jakoś
upostaciować, komponuje całość z elementów dostępnych (z teraźniejszości i
najbliższej przeszłości) — dlatego nie ogarnia rozmiarów apokalipsy, odsuwa od
siebie myśl o definitywnym krachu dotychczasowego świata; dlatego martwi się
kopaniem ziemniaków, wywożeniem siana i rabowaniem koniczyny.
Karta dziejów
Wszystko, co wiem o wydarzeniach rozgrywających
się w Sokalu we wrześniu i w październiku 1939 roku, pochodzi z trzech źródeł:
z kroniki klasztoru bernardynów, ze wspomnień Janusza Pieczkowskiego Na gruzach marzeń i ze strzępów
rodzinnych opowieści. Tam, gdzie w narracji powstają luki, działać musi imaginacja.
Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)
Pełny tekst w książce Afazja polska (wyd. "Sic!", Warszawa 2015)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz