piątek, 22 czerwca 2012

Twarze Narcyza. O "Wierszach [masowych] i innych" Krzysztofa Kuczkowskiego (1)


Fragment eseju opublikowanego w "Toposie" (2012, nr 3).



Wszystko zostało już opowiedziane; ale ponieważ nikt nie słucha, trzeba zawsze zaczynać od nowa.
(A. Gide, Traktat o Narcyzie)



Między Kuczkowskim a Owidiuszem

W Metamorfozach Owidiusza został przedstawiony jako syn Cefiza (Kefisosa) i Liriope. Kiedy się urodził, rodzice zapytali Tejrezjasza o jego przyszłość. Wieszczek miał im odpowiedzieć, że nowo narodzony dożyje późnych lat, „jeżeli sam siebie nie pozna”[1]. Kiedy dorósł, był tak urodziwy, że kochało się w nim wiele kobiet i nimf, lecz on, powiada antyczny poeta, „zimny był na miłość, głuchy na westchnienia”. Uczuciem zapałała doń również nimfa Echo, która „ni pierwsza mówić, ni milczeć nie umie”. Spostrzegła go w lesie, błądzącego między drzewami i dopóty powtarzała jego słowa, dopóki — zaintrygowany — nie zawołał: „Tu się zejdźmy”. Kiedy ujrzał ją twarzą w twarz, wykrzyknął: „Śmierć raczej […] niż Twoje uściski! Nigdy cię nie pokocham”. „Kocham” — odrzekła Echo, ale widząc jego wzgardę, zraniona i nieszczęśliwa „w las ucieka, twarz spłonioną kryje”. Nimfy zanoszą do bogów korną prośbę: niech on także zazna wzgardy i męki bezwzajemności. Ich modły docierają do uszu Afrodyty (lub Nemezis), ta zaś sprawia, że podczas polowania utrudzony młodzian nachyla się nad źródłem i zakochuje we własnym odbiciu. Czytamy u Owidiusza:

Pijąc, własnej piękności odbiciem się łudzi,
Kocha obraz bez ciała, w czczym się kocha cieniu.
Niewzruszony jak posąg, cały w zadumieniu,
Patrzy się, nachylony nad przejrzystą wodą.
Niebaczny, sam się swoją zachwyca urodą.
[…]                          
Podziwia wszystko, w czym sam godzien podziwienia,
Sam jest celem swych pochwał i swego pragnienia.
W jednej osobie razem i pali, i płonie.
Ileż razy wyciąga ku krynicy dłonie!
Widząc w wodnym zwierciadle cel swych życzeń bliski,
Czcze tylko zimnej wodzie przesyła uściski.
Nie pojmuje, co widzi, lecz widok go wzrusza,
Czarowną oczu złudą zapala się dusza.
Nieszczęsny, złudną marę gonisz w złej godzinie!
To, co widzisz, jest niczym. Odwróć się, a zginie.
Obraz, widziany w wodzie, twoim jest obrazem.
Nic własnego on nie ma, ożył z tobą razem,
Z tobą razem by zniknął, gdybyś odejść zdołał.

Ów młodzian, o którym opowiada autor Tristiów, to Νάρκισσοσ, Narcissus, Narcyz. Ten, który umarł z tęsknoty za samym sobą i nawet w styksowych wodach szukał własnego odbicia. W miejscu, gdzie rozstał się z życiem, w pobliżu krynicy, która nie mogła ugasić jego pragnienia, wyrósł niewielki „kwiat złoty, liśćmi uwieńczon białemi”. Linneusz nazwie go Narcissus poeticus („narcyz poetów”, „narcyz poetycki”), albowiem od czasów Owidiusza kwiat ów na trwałe zagości w literaturze europejskiej, podobnie jak nieszczęsny syn Kefisosa i Liriope z mitologicznej opowieści.
Mit o Narcyzie szczególnie intensywnie będzie wyzyskiwany na przełomie wieków XIX i XX, upodobają go sobie parnasiści i symboliści. Odwołania do starożytnej opowieści i jej twórcze przetworzenia pojawią się m.in. w twórczości Paula Valéry, André Gide’a i Rainera Marii Rilkego. Jeszcze popularniejszy okaże się motyw odbić, przeglądania się w zwierciadle (wody), które zwykle będzie równoznaczne z uzyskiwaniem samoświadomości[2]. W literaturze polskiej kanonicznym tekstem operującym symboliką akwatyczną interpretowaną epistemologicznie jest słynny wiersz lozański Nad wodą wielką i czystą… Adama Mickiewicza. Twórcy modernistyczni będą czerpać zarówno z tego rodzimego źródła, jak i z arsenału kultury Zachodu, zadłużając się przede wszystkim u poetów francuskiego symbolizmu.
Poeta współczesny świadom tak bogatej tradycji literackiej, jeśli decyduje się napisać wiersz podejmujący zespół owych niezwykle popularnych i, zdawałoby się, do cna wyeksploatowanych mitologicznych motywów, nie może nie zdawać sobie sprawy z trudności zadania, przed jakim staje. Bywa, że ryzyko się opłaca, czego świadectwo stanowi wiersz Narcissus poeticus z tomu Wiersze [masowe] i inne Krzysztofa Kuczkowskiego:
                                      
Na ganku chłopiec w sandałach z niedbale
opuszczonymi kolanówkami, przy ścieżce wbitej
aż po szopę w piaszczyste ciało ogrodu zielone
włócznie narcyzów, dziadek Franek cierpliwie
wykrawa robaki ze spadów klapsów i koszteli,
wokół studni bukszpan wieczniezielony, dalej

klatki po królikach, mieszkają w nich sterty
butów, wołają jeść, ale jeszcze można w nich
spryskiwać drzewa albo bielić wapnem pnie śliw i
jabłoni, z tego miejsca nie widać szosy z rzeźnikiem
herbu „Końska Mucha”, ani altany po przeciwległej
stronie ogrodu, nie słychać też hałaśliwego

Murzyna, psa sąsiadów, bańka ciszy
przepływa pomiędzy wysokopiennymi krzakami
agrestu i rozłożystymi koszami porzeczek białych
i czerwonych, omija rozpięte na żerdziach
pomidory i odbija się od pomarańczowych dyni,
teraz są jeszcze wielkości dziecięcej piąstki,

jesienią, kiedy zaczną być podobne do piłek
lekarskich i jak one ciężkie, opuszczą grządki
jako ostatnie, wtedy też w różnych częściach
ogrodu zapłoną małe ogniska ubrane w siwe kołpaki
dymu, będą żółknąć zdjęcia, pękać pnie drzew,
zapadną się szopa i altana, cynkowane wiadro

utopi się w studni, zardzewiały sierp spadnie
z gwoździa, zakryją go namioty łopianów
i rabarbaru, będą umierać ogrodnicy — dziadek,
ojciec, a ich synowie już nie będą umieli odnaleźć
drogi do ogrodu, będą patrzeć tęsknie na płoty
i na to co skrywają, w końcu ich oczy przestaną

widzieć, język przestanie nazywać, więc gdyby
nawet ujrzeli ten ogród, którego przecież zobaczyć
nie mogą, pewnie nie rozpoznaliby ani
chłopca w sandałach, ani mężczyzny na leżaku
z ostrym jak brzytwa kozikiem do nacinania i
szczepienia gałązek, ani Staruszki, pręgowanej

kotki, która nosiła na grzbiecie wszystkie
odcienie brązów i późnej czerwieni, nie będą umieli
napić się wody ze studni, w której za Niemca
dziadek Franek utopił swoją szablę, zresztą taka
woda wydobyta z ciemnego dna studni już
nie mogłaby im smakować, zresztą tej studni już

nie ma, a może nie ma i nieba, które mogłoby się
odbijać w martwym oku wody. A co jest?
Narcyz biały, drobny kwiatek, który na północy
nazywają lilią zielonoświątkową, jego zapach,
który jest istnieniem i język, który sam sobie
wybiera usta, żeby przez nie mówić.

Pozornie prosta historia, podszyta nostalgią kolejna (ileż ich w liryce!) opowieść o znikaniu ludzi i przedmiotów, o odmianie krajobrazów, o przemijaniu postaci świata… Jakże obfity zestaw rekwizytów mających odmalować przed oczami czytelnika idylliczny obraz utraconej przeszłości: ganek domu, szopa, ścieżka biegnąca przez ogród, dawno zapomniane nazwy owoców grusz i jabłoni, bielone wapnem pnie drzew, krzewy agrestu i porzeczek, gąszcze pomidorów i dynie. Owa sielska sceneria tonie w gęstym świetle dojrzałego lata, z wolna chylącego się ku jesieni, spowija ją milczenie znamionujące dosyt i uspokojenie. W tym świecie harmonii i pełni wszystko jest na swoim miejscu, nawet wysłużone buty w starych klatkach po królikach są tam, gdzie trzeba — choć „wołają jeść”, da się w nich jeszcze wykonywać pospolite prace ogrodowe. Jesień przychodzi tu niepostrzeżenie i jest  naturalnym dopełnieniem tamtej sytości, czasem zrozumiałego domykania się tego, co niebawem, prawem odwiecznego obrotu rzeczy, ponownie się otworzy. Przez chwilę jesteśmy tego pewni, ale oto — sceneria zmienia się jak w filmie, gdzie dzięki szybkiemu montażowi jeden obraz zostaje nałożony na drugi — proces jesiennego obumierania przybiera rozmiary bez mała apokaliptyczne. Żółkną nie tylko liście, ale i fotografie, pękają pnie drzew, altana i szopa znikają pod powierzchnią ziemi, a wszystko porasta krzewiąca się dziko roślinność. Ludzie umierają, a ich potomkowie, zgubiwszy się w obcej przestrzeni, nie potrafią odnaleźć powrotnej drogi do miejsca, które było centrum ich świata. Zresztą, nie rozpoznają owego centrum, ich świadomość stopniowo obumiera, a zdolność postrzegania i rozumienia ulega stępieniu.
Narcissus poeticus to także — a nawet: przede wszystkim — precyzyjnie skomponowana wypowiedź programowa, przemycająca pod przebraniem epickości najistotniejsze elementy właściwego Kuczkowskiemu, unikalnego rozumienia roli poezji i poety w świecie współczesnym. W tomie, który podzielony został na trzy części, zatytułowane kolejno: Przed (1 wiersz), Pomiędzy (18 wierszy), Po (1 wiersz), od tego tekstu wszystko się zaczyna, by na koniec w nim zyskać swoje zwieńczenie — bo Narcissus poeticus jest jak bujny ogród dzieciństwa, skąd rozchodzą się wszystkie ścieżki ludzkiego życia, a każda z nich, kiedy już przeprowadzi wędrowca przez siedem gór, siedem rzek i siedem mórz, zawraca ku swojemu początkowi i na powrót wiedzie ku centrum.

Chłopiec na ganku

To jak obrazek ze starej fotografii. Drewniany dom z gankiem porośniętym winną latoroślą. Chłopiec stoi oparty o jedną z kolumienek podtrzymujących czerwony daszek ganku i patrzy na ogród. Jeszcze jest bezpieczny, nie wie, że miejsce, gdzie stoi, to próg świata, że po jego przekroczeniu nic już nie będzie takie jak dawniej. Na razie pozostaje mieszkańcem ogrodu, doświadcza istnienia bezpośrednio, nie ogląda się wstecz ani nie próbuje rozszyfrować skomplikowanych splotów przyszłości. Jest tu i teraz, liczy się dlań jedynie to, co najbliższe, znane i udomowione. Ma komu ufać — ojciec i dziadek stanowią dwa fundamenty jego kosmosu, to na nich wspiera się symetryczna i sensowna konstrukcja życia. Uosabiają tradycję, stanowią rękojmię porządku, przedustawnego ładu, który każe widzieć rzeczywistość jako domenę działania sił przyjaznych człowiekowi, wspierających  go w jego działaniu dla dobra innych.
Malec w „niedbale opuszczonych kolanówkach” dotychczas nie próbował owoców z Drzewa Wiadomości — „dziadek Franek cierpliwie wykrawa robaki ze spadów klapsów i koszteli” — ale ów stan niewinności oznaczającej nieświadomość, wiemy to dobrze, nie potrwa długo. Prawda dorosłości objawi się chłopcu niespodziewanie, gdy jeszcze nie będzie gotów na jej przyjęcie, i zagarnie go całego, przesłoni jego wzrok i przytępi słuch. Będzie szukał. Będzie błądził. Tafla wody po wielekroć odbije jego oblicze, a on nie będzie mógł go dotknąć.
Życie ma w Wierszach [masowych] i innych przebieg procesualny, jest rozpięte między ogrodem dzieciństwa a ogrodem późnej dojrzałości, który w niczym nie przypomina Edenu rozświetlonego nadprzyrodzonym blaskiem. To ogród-świat późnej jesieni, nieodwołalnie ustępującej miejsca zimie, z chłodem miesięcy długich niczym wieczność. Mowa o nim w wierszu zamykającym tom, noszącym znamienny tytuł Śmierć Wielkie Małpy:

Liście jabłonek wirują jak maleńkie
karuzele, liście orzecha opadają pionowo.

Coraz ich więcej i więcej. Wrony
uszyte z błyszczącej podszewki lustrują

ogród. Nikogo nie kochają,
nikogo nie szanują, kraczą pięcioma

odcieniami granatu. Świat jest pełen
neurotyków. Zamkniętych na ogród.

Schodzący z ganku chłopiec musi wejść w tę obcą przestrzeń, gdzie dominują barwy szara (pnie drzew), czarna i granatowa (upierzenie wron) oraz ciemnobrązowa (liście orzecha), musi doświadczyć obumierania, bo śmierć jest „jądrem mitu Narcyza”[3].

Narcyz nasz współczesny

Czy mamy powód, by wątpić w to, że inicjalny wiersz książki Krzysztofa Kuczkowskiego stanowi przetworzenie Owidiuszowej historii, a jego korzenie tkwią w starym micie o synu Kefisosa i Liriope? Myślę, że nie. Mimo że postać młodzieńca zakochanego we własnym odbiciu nie pojawia się w całym tomie ani raz, wystarczająco wiele elementów wiersza Narcissus poeticus pasuje do mitologicznej układanki: 1. tytuł; 2. oczywiste pokrewieństwo łączące jedną z jego końcowych fraz z finalnym dystychem fragmentu trzeciej pieśni Przemian — u Owidiusza: „nusquam corpus erat; croceum pro corpore florem / inveniunt foliis medium cingentibus albis”, co w przekładzie filologicznym brzmiałoby mniej więcej tak: „nikogo nie było; w miejsce ciała znajdują kwiat o żółtym/złotym środku otoczonym białymi listkami”; u Kuczkowskiego: „studni już nie ma, a może nie ma i nieba […] A co jest? Narcyz biały”; 3. przetworzenie motywu wody-zwierciadła — w antycznym poemacie umierający młodzieniec po raz ostatni spogląda „in undam” (w falę, wodę, strugę); w wierszu współczesnego poety mowa o „martwym oku wody” — metafora ta bliższa jest może Owidiuszowemu obrazowi Narcyza podziwiającego własne odbicie „in Stygia aqua” — w nurcie Styksu, rzeki zmarłych.
Kim jest Narcyz z Wierszy [masowych] i innych? Najprościej byłoby rzec: późnym wnukiem tamtego, przedwcześnie postarzałym, o wiele bardziej doświadczonym, i jak tamten — wpatrzonym w lustro wody. Ogląda w nim własną twarz, to jest twarz świata.
Za największe nieszczęście, jakie go spotkało, uznać wypada postępującą ślepotę. Narcyz nie widzi, nie dostrzega, nie rozpoznaje. Jego oczy są jak oczy kobiety-lalki z wiersza Barbie — zamiast nich ma „srebrne kapsle”, „działa tylko na dotyk, nie reaguje na głos ani podczerwień”. Odmienił się jego smak — nie wierzy, że „woda z ciemnego dnia studni”, którą pili jego ojciec i dziadek, mogłaby ugasić jego pragnienie. Wyschły dlań dawne źródła. Jego świat jest zaludniony przez fantomy; to, co niegdyś stanowiło rękojmię istnienia, było elementem zakorzeniającym w rzeczywistości, widzialnej i dotykalnej, posiadającej swój kształt, fakturę, kontury, dziś znajduje się poza polem jego widzenia. Narcyz współczesny zbyt długo wpatrywał się sam w siebie, by potrafił dostrzec własną ślepotę, dlatego świat jego przeszłości utracił ontologiczne zakorzenienie: „studni już nie ma, a może nie ma i nieba”. Jest jak człowiek, który „w południe [stąpa] po omacku, jak niewidomy idzie w ciemności” (Pwt 28, 29).
W rajskim ogrodzie, o którym mówi Księga Genesis, Adam pozostawał u siebie, a Bóg dał mu władzę nad innymi stworzeniami. Pierwszym atrybutem owej władzy była możność nadania im imion: „Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki podniebne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się jak on je nazwie” (Gen 2, 19). W Rzeczy o wolności słowa Norwid tak przedstawi (i zarazem zinterpretuje) tę biblijną scenę:

Dziwnie wielki! Mojżesza stilus w jednym słowie,
Kreśli początek ludzkiej założony mowie —
„Oto (mówi) Przedwieczny przywiódł przed Człowieka:
Bydło, zwierzę i ptastwo powietrzne… i czeka,
Aby je wszystkie przezwał ICH imieniem własnym
Nie można być — doprawdy — kolosalniej jasnym…
Dwie albowiem przyczyny tu w działanie wchodzą,
Słowa się po sprawdzenie odnoszą, gdy rodzą.
Swoją zaś ścisłość mierzą natury obrazem:
Są z prawdy, ducha i są z litery razem.[4]

W wierszu Narcissus poeticus język ludzki jest martwy, „przestał nazywać”. Kuczkowski zna co prawda najważniejsze hasło sztuki nowoczesnej: „wyrazić niewyrażalne”[5], ale wie również, że przeświadczenie poetów o możności pochwycenia w sieć języka tego, co niepochwytne, okazało się jednym z największych złudzeń literatury przełomu XIX i XX wieku. Mimo to projekt, by tak rzec, tekstowo-światopoglądowy autora Tlenu chętnie traktowałbym jako wyraz kompromisu między świadomością modernistyczną a postmodernistyczną. Kuczkowski zdaje sobie sprawę, że ucieczka w tył jest niemożliwa, a zarazem wierzy w obecność źródłowego sensu. Perspektywa taka pozwala opisywać świat współczesny jednocześnie z pozycji uczestnika i obserwatora, a diagnoza sformułowana w Wierszach [masowych] i innych okazuje się być zarazem sprawozdaniem z własnej choroby.


[1] Wszystkie cytaty z Owidiusza za wydaniem: Publius Ovidius Naso, Przemiany, przeł. B. Kiciński, Warszawa 1933, s. 46–50. Pisownia zmodernizowana.
[2] Obecność tej figury w literaturze polskiego modernizmu przekonująco omawia Anna Czabanowska-Wróbel w artykule Odbicia i powtórzenia. Młodopolski „Traktat o Narcyzie”, w: Oblicza Narcyza: obecność autora w dziele, pod red. M. Cieśli-Korytowskiej, I. Puchalskiej i M. Siwiec, Kraków 2008.
[3] Tamże, s. 246.
[4] C. Norwid, Pisma wszystkie, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J. W. Gomulicki, t. 3, s. 573–574.
[5] I. Matuszewski, Słowacki i nowa sztuka (modernizm). Twórczość Słowackiego w świetle poglądów estetyki nowoczesnej. Studium krytyczno-porównawcze, wyd. IV, oprac. i wstęp S. Sandler, Warszawa 1965, s. 142.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz