sobota, 30 lipca 2011

Recenzja "Placów zabaw ostatecznych" w "Latarni Morskiej"

Fragment recenzji ze strony internetowej magazynu "Latarnia Morska".

Mój Boże, tak się składa, że na temat ostatnio wydanego tomu Przemysława Dakowicza Place zabaw ostatecznych nie wypowie się ani prof. Jan Błoński, ani prof. Władysław Tatarkiewicz (on szczególnie miałby dużo do powiedzenia), ani prof. Artur Sandauer, ani… nie będę dalej ciągnęła tej listy świetnych, przebywających już w innym wymiarze. Nie mam też aspiracji do stawania w jednym rzędzie z krytykami literackimi tej miary, co profesorowie: Piotr Śliwiński, Marta Wyka, Marian Stala, czy Jerzy Jarzębski. Znam swoje miejsce w szeregu. Nie jestem wyrocznią. [...]
Przemysław Dakowicz przywołuje motyw liny rozpiętej nad Doliną Cedronu, po której według mahometan trzeba będzie przejść w dniu sądu ostatecznego. Nie mogę sobie wyobrazić tego przejścia. Trudna jest droga po stalowej linie na Górę Oliwną. Strach potęgują słowa: gnijąc będziesz czekał archanielskich trąb / zagrają ci rury wydechowe / plastikowe stadionowe tuby / tutki z papieru / (…) / żerdź którą dzierżysz w dłoni / nie da ci równowagi / idź trzeba dokądś iść / życie bez celu nie ma sensu. Czy kiedyś uda się przezwyciężyć niepewność. Ciągle to Kierkegaarda albo – albo. I ta męczarnia wielokrotności wyboru. To albo – albo, to najgorsze, co mogło się człowiekowi przytrafić.
Co najgorsze, nigdy nie zdołam dogonić pewności i prawdy. Żadnego obiektywizmu. Prawdą jest moją prawdą. Zresztą każdy kołysze i pieści swoją. Piękne momenty, chwile oddechu mieszają się z lękiem, trwogą. Każda smuga na niebie ciągnąca się za samolotem wrzyna się w stopy i ostrzega: jeszcze tu jesteś, jeszcze nie odpływasz / na place zabaw ostatecznych… A kiedy? No, właśnie, kiedy? Są tacy, którzy potrafią z fusów kawy przepowiedzieć, widzą jasno przeszłość i przyszłość w różnego rodzaju kartach, nie ma dla nich żadnych tajemnic, wszystko jak na dłoni. Niektórzy uzdrawiają. Co prawda nie byłam świadkiem, jak w osiemdziesiątym piątym na stadionie narodowym / w Chorzowie Clive Harris przekazywał / energię, ale do mojego miasta też przyjechał. Widziałam z okna ogromną, chromą kolejkę ciągnącą się przez Traugutta, Pamiątkową do Kościoła Zmartwychwstańców. Może w kościele nie kłamał. [...]
Tymczasem mów za niego – Vigiliusa Haufniensisa – Łódzki Stróżu. Ciągnij opowieść rodem z Jutlandii albo Ikei. Wejście w posiadanie majątku nie uspokoi sumienia, nie złagodzi konfliktów, tragedii, nie zniesie przemocy w rodzinie. Powtarzaj, dodawaj, pisz, mów własnym głosem, bo przecież ktoś / musi mówić. Inaczej wszyscy będziemy / martwi.
Mów dalej, bo pięknie mówisz.

… spadałem nie mogłem powstrzymać 
grawitacji przyciągała mnie materia 
szukałem pneumy pleromy światełka w tunelu 
punktu orientacyjnego punktu oparcia 
pomyślałem jesteś na zjeżdżalni 
na placu zabaw ciesz się pędem 
póki nie uderzysz w ziemię pomyślałem 
co za bagno a wtedy przyszła mi do głowy 
pewna idea namacałem w ciemności 
własne włosy i mocno pociągnąłem 
w górę.

Ja jeszcze nie spadam, będę poszukiwała.

Jolanta Szwarc

1 komentarz:

  1. Przem,

    myślę, ze to pierwsza z wielu. niemniej tej pierwszej serdecznie gratuluję:)

    pg

    OdpowiedzUsuń