gen. J. Olszyna-Wilczyński (źródło: Wikipedia) |
Zbryzgana
krwią rogatywka generała brygady Józefa Konstantego
Olszyny-Wilczyńskiego miała być publicznie pokazywana w Grodnie we
wrześniu 1939 roku. W
przypisie do trzeciego rozdziału wspomnień Grażyny Lipińskiej
znalazłem trudną do zweryfikowania informację o „mitingu”, na
który Sowieci spędzić mieli ludność okupowanego miasta, by
powiadomić ją o śmierci dowódcy Samodzielnej Grupy Operacyjnej
„Grodno”.
Tak
to musiało wyglądać w czasach wojen plemiennych – agresor, chcąc
ostatecznie zdławić opór przeciwnika, triumfalnie unosi w górę
święty totem tubylców, potrząsa nim, wreszcie rzuca na ziemię i
depce. W ten sposób dopełnia się dzieło symbolicznego poniżenia
pokonanych. Z gardeł nieokrzesanych wojowników dobywa się
tryumfalny ryk, który przechodzi w szczekliwy rechot, by zakończyć
się gremialnym śpiewem – hymnem zwycięstwa. Likwidatorzy dawnego
porządku, prawodawcy nowego świata wirują wokół ogniska. Totem
ląduje na stosie, liżą go języki ognia. Ludność tubylcza
rozchodzi się w ciszy, rozpływa w nocnym mroku, powraca do swoich
niewolniczych zatrudnień.
Akselbant
czy postronek?
O
czapce generalskiej nie ma ani słowa w relacji żony generała.
Alfreda Olszyna-Wilczyńska, która towarzyszyła mężowi w drodze
ku granicy polsko-litewskiej, wspomina jedynie o walizce i sznurze
generalskim. Jest tu jeszcze mowa o „rzeczach” dowódcy SGO
„Grodno” i o jakimś pudełku papierosów: „półprzytomna
chwyciłam walizkę, zaczęłam ją rozwiązywać i przerzucać
rzeczy męża, które pomieszane były z rzeczami adiutanta. Na
pudełku od papierosów i neseserze męża były krwawe plamy”.
Walizkę czy neseser przyniósł do stodoły, w której zamknięto
generałową (dołączyła do kilkunastu jeńców spędzonych tu,
zanim buick Józefa Konstantego Olszyny-Wilczyńskiego wyjechał z
Sopoćkiń), jeden z sowieckich sołdatów. Bagaż był związany
sznurem generalskim.
Nie
potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy to sam generał przewiązał
walizkę sznurem, czy uczynił to rosyjski czołgista. Kwestia do
rozstrzygnięcia: czy Olszyna-Wilczyński mógł podróżować w
mundurze galowym (chyba jedynie do takiego stroju zakładano ozdobne
sznury)? Jeśli tak, Sowieci musieliby mu zedrzeć sznur, aby związać
neseser. Ale po co by mieli wiązać? Może walizka otworzyła się,
a „rzeczy” wysypały ze środka (podczas pośpiesznego wkładania
ich z powrotem pudełko papierosów mogło wpaść w kałużę krwi
rosnącą wokół generalskiej głowy). Do pomyślenia jest również
odmienny przebieg wydarzeń. Walizka rzucona na ziemię otwiera się,
wysypują się z niej ubrania (wśród nich srebrzysty sznur) i inne
przedmioty. Sołdat chwyta pudełko papierosów, ma zakrwawioną
rękę, tą ręką wyjmuje sigarety dla siebie i kolegi (po ciężkiej
robocie dobrze jest zaciągnąć się dobrym tytoniem), zapala,
wkłada pudełko do walizki, próbuje ją zamknąć, ale nienajlepiej
mu to idzie, chwyta więc sznur i wiąże.
Akselbanty
(z języka niemieckiego: taśmy naramienne) zaczęto nosić w wojsku
polskim jeszcze w wieku siedemnastym. Szybko stały się znakami
wysokiej szarży. W II Rzeczypospolitej akselbant generalski składał
się z dwóch srebrnych „warkoczy” i, jak podaje wydany w PRL-u
Leksykon wiedzy wojskowej,
był traktowany jako „odznaka gotowości do spełnienia rozkazu”.
W
rękach bolszewickich sznur generalski Olszyny-Wilczyńskiego zmienił
się w zwykły powróz, w postronek do wiązania betów. W owej
semantycznej przemianie ujawniał się wojenny zamysł Stalina,
odsłaniał się sowiecki projekt „nowej” Polski, w której to,
co „pańskie”, „burżuazyjne” i „reakcyjne”, zostaje
unieważnione i zastąpione tym, co „rewolucyjne”, „ludowe” i
„postępowe”.
Generał
bez armii
Jak
się trafia do świata sowieckiego? Świat sowiecki przychodzi
nieproszony. Jednego dnia go nie ma, drugiego jest. Niczym fala
powodziowa lub trąba powietrzna, po przejściu których krajobraz
niby pozostaje ten sam, ale niemal wszystko się w nim zmienia.
Odwracają się znaki, porzucają swoje znaczenia. Ludzie zbędni
znikają, na ich miejsce przychodzą inni. Zapewniają, że teraz
będzie lepiej, że u nich „wsiego mnogo”, że ten tutaj kraj
zamieni się rychło w ziemię sprawiedliwości, w krainę mlekiem i
miodem płynącą. Nie możesz im nie wierzyć, bo wyparujesz,
wsiąkniesz w czarnoziem lub glinę, jak wyparował i wsiąkł były
polski generał Józef Konstanty Olszyna-Wilczyński. (Znikanie takie
dokonuje się również w sferze symbolicznej – po ludziach zapada
głuche milczenie, np. w ważnej pracy Wojsko Polskie 1939–1945,
wydanej w Warszawie pięć lat przed Okrągłym Stołem, brak
informacji na temat Zgrupowania „Grodno”, którego dowódcą był
właśnie Olszyna-Wilczyński).
Zanim
ta nowa rzeczywistość zapanuje niepodzielnie, fundamenty
dotychczasowego porządku zostają unieważnione. Tysiące ludzi,
również żołnierze, podoficerowie i dowódcy, zmieniają miejsca
pobytu, poszukując zasady organizującej, czegoś, czego można by
się uchwycić, co potwierdziłoby ważność ich funkcji i zasadność
działań, jakie podjęli. Żądają rozkazów, domagają się
jednoznacznych wytycznych. Jeśli słyszą coś, co nie zgadza się z
ich osobistym oglądem spraw, próbują protestować – dyskutują,
perswadują, podają argumenty.
7
września Olszyna-Wilczyński otrzymał rozkaz podporządkowania
Zgrupowania „Grodno” generałowi Młotowi-Fijałkowskiemu,
dowódcy Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” – ale do
Fijałkowskiego rozporządzenie Śmigłego-Rydza nie dotarło.
Następnego dnia do Grodna telefonował pułkownik Józef Jaklicz,
drugi zastępca szefa Sztabu Głównego polskiej armii. Przekazał
m.in. rozkaz ewakuacji wojska w kierunku południowym: „1)
Wszystkie władze administracyjne na wschód od linii Grodna, a więc
na całej Wileńszczyźnie, pozostają na miejscu. Pan generał z
całą swoją grupą »Grodno«,
pułkiem KOP broniącym Puszczy Augustowskiej i garnizonem Osowiec
wycofa się w ogólnym kierunku na Brześć... Proszę pana generała
o zrobienie wszystkiego co możliwe, aby uchwycić łączność z
gen. Młotem i łącznie z nim przeprowadzić tę akcję odwrotową...
[…] Pan marszałek zdecydował dodatkowo, że władze
aministracyjne z Grodna mogą się wycofać łącznie z panem
generałem”. Olszyna-Wilczyński był zaskoczony, nie spodziewał
się takiego kierunku ewakuacji, informował, że oddziałom przezeń
dowodzonym brak taborów i kuchni polowych. Kiedy tego samego dnia w
godzinach popołudniowych rozmawiał z podpułkownikiem Tadeuszem
Tabaczyńskim najdelikatniej jak to możliwe skomentował decyzję
Naczelnego Wodza dotyczącą odcinków obrony „Augustów” i
„Osowiec”: „tak – to smutne” – miał powiedzieć. O
siedemnastej ponownie telefonował Jaklicz – odwrót powinien
zostać przeprowadzony nie pieszo, ale przy użyciu składów
kolejowych. Rozpoczęto ewakuację. 9 września zmieniono jednak
decyzję – planowany „zwrot zaczepny” gen. Młota-Fijałkowskiego
miał otrzymać wsparcie odcinków „Osowiec” i „Wizna”. Z
oddziałami tymi nie było już komunikacji, trwał załadunek części
wojska do składów kolejowych. Niespójne okazały się rozkazy
dotyczące dowodzenia. Rozkaz o wyjeździe Olszyny-Wilczyńskiego
razem z ewakuowanymi jednostkami cofnięto – generał miał
pozostać w Grodnie.
11
września polecenie ewakuacji wszystkich większych oddziałów
wydano ponownie. Olszyna-Wilczyński nie chciał się na to zgodzić,
zażądał osobistej rozmowy ze Śmigłym-Rydzem. Marszałek rozwiał
jego wątpliwości: „Panie generale, rozkaz, który Pana tak
zadziwił, musi być przez Pana jak najszybciej wykonany. Wymaga tego
ogólna sytuacja strategiczna, której Pan nie zna. […] Wszystkie
oddziały z Grodna przedstawiające wartość bojową, organizacyjną
lub uzbrojeniową, jak również i całę uzbrojenie i zapasy
amunicji i umundurowania mają być odtransportowane. Zgrupowanie
»Augustów« i zgrupowanie »Osowiec«, jeżeli tylko możliwe,
winno być odtransportowane”. Olszyna-Wilczyński wraz ze swoim
sztabem powinien pozostać na miejscu. Po zakończeniu załadunku ma
się zameldować u generała Franciszka Kleeberga w Pińsku, gdzie
zostaną mu przekazane kolejne decyzje Naczelnego Wodza.
Głównodowodzący
Okręgu Korpusu „Grodno” stawał się w ten sposób wodzem bez
wojska.
Ciąg dalszy w książce Afazja polska 2 (Warszawa: wyd. "Sic!", 2016).
Lubię takie dokumenty
OdpowiedzUsuń