środa, 11 czerwca 2014

Sojusznicy



[artykuł z cyklu Afazja polska]



W sierpniu 1939 roku profesor Hugo Steinhaus, współtwórca „lwowskiej szkoły matematycznej”, wypoczywał w Jaremczu nad Prutem. W pierwszej połowie września przeniósł się do pensjonatu państwa Kossaków w Tatarowie. Nie śpieszył się z powrotem do Lwowa, spodziewał się bowiem, że miasto będzie bombardowane. Przez moment rozważał z rodziną emigrację, ostatecznie jednak zdecydował się pozostać w kraju. „Wszystko szło na Węgry — wspominał. — Widziałem żołnierzy jadących na tankach, którzy klęli na wszystko, że tanków nie oddadzą Węgrom. Słyszałem po lasach strzały samobójcze tych, którzy nie mogli przeboleć klęski. Oficerowie jechali często z żonami w autach, nieraz wieźli ze sobą futra, dywany, nawet palmy, nawet kanarki. Patrzano na nich z oburzeniem. Ale zwykli żołnierze i podoficerowie żałowali tylko jednego: że już nie mogą się bić. Byli jak grenadierzy z pieśni Heinego. Moralna ich postawa wywoływała mój podziw”.

Świat na opak

Przywołuję pamiętnikarskie zapiski wybitnego matematyka, miał on bowiem niezwykły dar łączenia spostrzegawczości, uwagi dla niepozornego, acz znaczącego szczegółu, z umiejętnością syntetyzowania — drobne fakty nawzajem się tu oświetlają, objaśniają i uzupełniają, tworząc konstrukcję logiczną i przejrzystą. Kapitalny (i w najwyższym stopniu przygnębiający) jest u Steinhausa opis pierwszych dni po klęsce wrześniowej —  ujęta w kilku zaledwie akapitach relacja z przejmowania funkcji dotychczasowych struktur państwowych przez samozwańcze komitety ukraińskie, żydowskie i sowieckie. Czytelnik współczesny zostaje przeniesiony w samo centrum rzeczywistości labilnej, pozbawionej wyraźnych konturów, bez mała karnawałowej (z właściwym dla karnawału zaburzeniem hierarchii, odwróceniem obowiązującego porządku świata).
Po pierwsze więc — oddziały sowieckie nie śpieszą się, czynią wszystko co możliwe, by nie doszło do bezpośredniego kontaktu między nimi a oddziałami polskimi zdążającymi ku granicy. Po wtóre — kiedy znikają ostatni polscy policjanci, chłopi przywdziewają stroje w narodowych barwach ukraińskich. Po trzecie — uboga ludność żydowska opanowuje siedzibę gminy i wywiesiwszy czerwoną flagę okupuje budynek. Trwa walka o to, do kogo będzie odtąd należeć władza. Gdy w szabas Żydzi pozostawiają budynek bez eskorty, natychmiast zajmują go „chłopi ruscy”. „Siedzieli tam na stołach i ławach; cóż kiedy nie umieli »urzędować«. Wobec tego dopuścili kilku Żydów na »urzędników«. Z Kołomyi przyjechał jakiś działacz wojskowy, [...] w imieniu Sowietów kazał zdjąć barwy ukraińskie”. Któregoś z żydowskich zwolenników komunizmu, w II Rzeczypospolitej przez kilka lat więzionego za działalność agenturalną na rzecz obcego państwa, Steinhaus charakteryzuje z właściwą sobie dobrotliwą ironią: „Jeden z nich, nędzarz, z zawodu przyszczypkarz (bo trudno go było nazwać szewcem), [...] zawołał na zebraniu: »Ja dziesięć lat czekałem na ten dzień«. [...] Nasz przyszczypkarz odwiedził nas parę razy, z karabinem na ramieniu i czerwoną opaską. Kazał nam oddać broń”.
We wrześniu 1939 pobocza dróg wiodących na południe, ku granicom z Węgrami i Rumunią, przypominają brzeg rzeki po opadnięciu wielkiej powodziowej fali. Piętrzą się na nich przedmioty, które wycofujące się wojsko i tłumy uciekinierów porzuciły jako niepotrzebny, bezużyteczny balast. Ów krajobraz po wielkim exodusie stanowi w opowiadaniu Steinhausa tło dla rodzącego się „nowego porządku”, widomy znak dokonującej się — również w sferze materialnej — przemiany świata. Ludzie porzucają swoją własność, rzeczy tracą swoich właścicieli. Tym, co ocaleli, przez dłuższy czas żyć przyjdzie pośród odpadków i trupów, na cmentarzu i na śmietnisku zarazem.
Pociąg, którym profesor powróci do Lwowa, tylko pod pewnymi względami będzie przypominał środek lokomocji z czasów pokoju: „Na każdej stacji wskakiwały na stopnie wagonów ruskie podrostki, częściowo dla bezpłatnej podróży, a więcej dla okazji kradzieży walizek i toreb nagromadzonych w wagonach. Szyby były oczywiście wybite — jest to zdaje się stałe zjawisko towarzyszące we wschodniej Europie wszelkiej zmianie reżimu”. Skład nie dojedzie do zburzonego dworca głównego, zostanie zatrzymany na Persenkówce, skąd rodzina Steinhausów będzie przedzierać się dorożką czy wózkiem przez lwowskie ulice — „słupy telefoniczne obalone przez tanki, trupy końskie, splątane druty i podziurawiony od kul tynk na domach, szyby wybite”. Pierwsi żołnierze rosyjscy, jakich zobaczą, skojarzą się im z szarańczą — „wszyscy mieli brunatne szynele, bezmyślne twarze, byli brudni i nie zwracali uwagi na nikogo”.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz