środa, 25 czerwca 2014

Amarantowi





[artykuł z cyklu Afazja polska]



Zielona. Jedna z najdłuższych ulic Lwowa, meandrująca niczym rzeka. Początek u zbiegu Piłsudskiego i Jabłonowskich, koniec u Rogatki Sichowskiej.
Wzdłuż Zielonej maszerują tamtego smutnego dnia, 22 września 1939 roku, mężczyźni w granatowych mundurach, lwowscy policjanci; rozbrojeni, lecz niepogodzeni z myślą o kapitulacji. Idą do niewoli, niepewni, jaki los ich czeka. W uszach dudnią im słowa podziękowania, jakie do mieszkańców Lwowa wystosował generał Langner. Dowódca obrony pisał o bohaterskim znoszeniu niemieckich nalotów i oblężenia, o radzeniu sobie bez wody i bez światła, o zniszczeniach, jakim uległa architektoniczna tkanka miasta, o pożarach, o ofierze krwi i śmierci setek ludzi. Informował, iż obrona była prowadzona „wbrew pogróżkom nieprzyjaciela, że zburzy miasto doszczętnie”. Decyzję o jej zakończeniu podjął, kiedy pod Lwowem pojawiły się wojska sowieckie: „Nie kazano nam walczyć z nimi — wyjaśniał — nie pozostawało nic innego prócz układów z nimi o oddanie miasta. Oznajmiając Wam tę wieść żałobną, dziękuję Wam w imieniu Wojska Polskiego za to, coście zdziałali i coście znieśli, i wyrażam wiarę, że Lwów zawsze wierny, bohaterski, polski Lwów przetrwa tę straszną próbę niezłomnie, że pozostanie polskim na wieki”.

Na pohybel!

Po południu załoga Policji Państwowej otrzymała rozkaz złożenia broni. Funkcjonariusze mieli do wyboru udać się do domów lub oddać się dobrowolnie w niewolę Sowietom. Tę drugą decyzję podjęli przede wszystkim ci, którzy przybyli do Lwowa jako uciekinierzy z Polski centralnej i zachodniej.
Broń składano na dziedzińcu Komendy Wojewódzkiej przy ulicy Sapiehy 1. Niszczono tajne dokumenty. Przed budynkiem Armia Czerwona wystawiła liczne posterunki. Mimo to nie udało się ustrzec siedziby policji przed szturmem ludności. „Do poszczególnych biur i magazynów — wspominał Eugeniusz Lipka, posterunkowy służby śledczej — wdarł się element przestępczy, składający się z przestępców kryminalnych, nacjonalistów ukraińskich, komunistów, Żydów, którzy po prostu zaczęli rabować to wszystko, co pozostało, nie tylko jakieś akty czy materiały z magazynów, czy też broń i amunicję, ale nawet urządzenia i przybory biurowe, jak maszyny do pisania, aparaty telefoniczne, fotograficzne, teczki na akty, na papiery itp. Stojące tam sowieckie posterunki ochronne wcale na to nie reagowały”.
Kiedy zastępy granatowych opuściły Komendę Wojewódzką i ruszyły w kierunku punktu zbornego wyznaczonego przez Rosjan, zostały ostrzelane z broni palnej. Stało się to jeszcze na ulicy Sapiehy, w pobliżu Gródeckiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz