Uważne czytanie dat pod pieśniami z tomu 41 pozwoliło dość ściśle określić czas rzadko spotykanej erupcji mocy twórczych, jakiej doświadczył poeta z Prania. Szczyt owych możliwości przypadł na dni 17 i 18 lutego 2010. Na tej konstatacji mógłbym poprzestać, jednak krytycznoliteracka dociekliwość, a także zwyczajna ciekawość sprawiły, że postanowiłem otworzyć kalendarz i sprawdzić, czy dni te nie wyróżniały się czymś szczególnym. Decyzji nie żałuję, ponieważ to, co odkryłem, w sposób istotny wzbogaca perspektywę interpretacyjną, tym bardziej że znajduje potwierdzenie w samych tekstach. Otóż, zgodnie z kalendarzem liturgicznym, 17 lutego, kiedy to powstało sześć spośród czterdziestu jeden liryków składających się na nowy tom Kassa, obchodzone było święto zwane w tradycji katolickiej Środą Popielcową, rozpoczynające okres Wielkiego Postu. W czasie przygotowania do Wielkiej Nocy autor 41 napisał dwadzieścia jeden wierszy, które weszły do książki. Z uwagi na brak dat dziennych pod utworami powstałymi wcześniej, a poprawianymi i przerabianymi w roku 2010, możemy jedynie domyślać się, że część z nich otrzymała ostateczny kształt również w okresie wielkopostnym.
Określenie „pieśni postne” pojawia się w jednym z utworów. Z uwagi na jego znaczenie dla dalszych analiz, cytuję go w całości:
Alejo dębów wielonoga
W chrome konary uboga
W prześwicie świat kołuje
Gna ludzi, morduje.
Ty jesteś ludzka droga
Zaczynasz się i kończysz
Ponieś wprost prośbę
Niech Bóg ją podłączy
Do pieśni wytrawnych
Postnych i wysmukłych
Oddzieli od paradnych
Pysznych i jakże głupich.
Wiersz, zapisany w Popielec, nosi tytuł Pieśń pewna siebie i przynosi próbę sformułowania nowej poetyki, będąc zarazem przykładem praktycznej realizacji skromnego, ale wyrazistego programu poetyckiego. Jaka powinna być, według Kassa, „pieśń postna”? Po pierwsze, musi stanowić przeciwieństwo „pieśni paradnej i pysznej”, budować ją zatem trzeba na pokorze. Słowo „pokora” wydaje mi się kluczem do zrozumienia nowego rozdziału w twórczości prańskiego poety, jaki otwiera tom 41, rozdziału, w którym wyrażenie zachwytu nad wielością form świata widzialnego i miłości do tego, co stworzone, przestaje być naczelnym zadaniem twórczym. Fundamentalna akceptacja porządku rzeczywistości, wyrażana na rozmaite sposoby we wcześniejszych książkach, w 41 staje się podglebiem refleksji egzystencjalnych — poeta spogląda w innym kierunku, bardziej do wewnątrz niż na zewnątrz, jego uwaga koncentruje się w większym stopniu na indywidualnej, pojętej personalistycznie, drodze ludzkiego życia. Poprzez swoją formę wiersze współuczestniczą w konstruowaniu nowego modelu refleksji, skoncentrowanego na etycznym i religijnym wymiarze egzystowania w świecie i wśród ludzi. „Postność” poezji oznacza jej zgrzebność, nierozlewność, jest stronieniem od doraźnego efektu poetyckiego, charakteryzuje się zbliżeniem formy wiersza do ludowej pieśniowości i kantyczkowości (stąd tak wielkie znaczenie wyrazistego rymu i rytmu).
„Pieśni postne” z tomu 41 to także liryka konfesyjna, zbiór utworów podporządkowanych nadrzędnemu celowi, jakim jest przygotowanie się do celebracji święta Zmartwychwstania Pańskiego. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że Kass widzi drogę współczesnego człowieka jako wędrowanie w ciemności, mroku, z rzutującą na obraz świata i człowieka świadomością wszechobecności śmierci. A jednak ostatecznym punktem, do którego dąży pątnik w ziemskiej pielgrzymce, jest światłość, rzeczywistość przerastająca najśmielsze oczekiwania, oczyszczona z brudu i mroku, wyniesiona ponad codzienny znój, cierpienie i cichą, pokornie znoszoną, wytrwale i heroicznie przezwyciężaną, podszytą melancholią rozpacz, wynikającą z poczucia odłączenia. Odbiorca ciemnych wierszy Kassa odnosi wrażenie, że owa przepełniona smutkiem i tęsknotą nocna wędrówka to zarazem ruch przebiegający w porządku horyzontalnym i wertykalnym, jakby wchodzenie po wysokich, ciągnących się niemal w nieskończoność schodach, u których szczytu Ktoś powinien czekać. Poeta zawodzi:
Łkająca struno światła
Nie opuszczaj nas o ciemnej porze
Nie zostawiaj po tej stronie
Łkająca struno światła.
[…]
Spleciony warkoczu życia
Rośnij jeszcze, poza grób wrastaj
W łkającą strunę światła
Posiwiały warkoczu życia.
Pieśni stopni, pieśni pnąca
Opuść krtań, usta, uszy opuść
W kamień zejdź, a do światła dopuść
Pieśni pnąca, pieśni stopni.
(Pieśń łkająca)
„Pieśni stopni” to określenie stosowane do grupy psalmów od sto dwudziestego do sto trzydziestego czwartego, śpiewanych w trakcie najważniejszych żydowskich świąt przez pielgrzymów zdążających do Jerozolimy. Jak wyjaśnia S. Cécile, swoją treścią i formą odnosiły się one „do aktualnie trwającego pielgrzymowania”, zarazem zaś odsyłały „zarówno do przeszłości (powrót z wygnania opisanego jako wydobywanie się z przepaści, przywoływanie na drugim planie drogi z Egiptu), jak i do przyszłości (czasy mesjańskie, w których nastąpi zgromadzenie wszystkich rozproszonych)”. Być może struktura cyklu wiązała się z liturgią Święta Namiotów, kiedy modlący się pokonywali piętnaście stopni na dziedzińcu niewiast i Izraelitów, a każdy kolejny psalm odpowiadał jednemu stopniowi. W wymiarze symbolicznym wskazane psalmy miały uobecniać tajemnicę wędrówki duszy ku Bogu.
Wiersze z książki 41 skłonny byłbym traktować jako replikę psalmicznych Pieśni stopni, choćby dlatego że — na nieco innym poziomie i przy użyciu odmiennych środków — realizują wzór wpisany w dzieło autorów biblijnych. Wystarczy uważnie przeczytać utwory inicjalny i finalny, Podpowiedź dziesięciu pierwszych wersów i Kołysankę o 23.39, by przekonać się, że pierwszy z nich traktuje o początku ludzkiego życia, a drugi — co prawda, w sposób daleki od jednoznaczności — odsyła do jego końcówki, zamykając cały tom frazą: „wszystko […] jak dziecko zasnęło w Panu”. Równie istotnym argumentem przemawiającym za inspiracją biblijną jest forma wielu wierszy, którą można by określić jako modlitewną, litanijną, proszalną. Charakter liturgiczny lub quasi-liturgiczny mają Pieśń oddechu mojej żony, Pieśń grobu, Pieśń o rosie, Pieśń skoku, Pieśń pewna siebie, Pieśń odbitego, Pieśń sikorki kresu, Pieśń ognia i Pieśń łkająca. Ich „modlitewność” rozpoznać można dzięki dwóm charakterystycznym składnikom: inwokacjom i prośbom. Co ciekawe, w części z nich brakuje odniesienia do bóstwa, a adresatami błagań wznoszonych przez poetę są rośliny, zwierzęta, elementy krajobrazu etc.: „Gęste wody czerwcowe / Z pyłków drzew oliwkowe” (Pieśń grobu), „Aleja dębów wielonoga / W chrome konary uboga” (Pieśń pewna siebie), „Jaśmin zimowy / Łodyga jaśminu karmelowa” i „Karmnik brzozowy / Z sikorą, sójką, kowalikiem” (Pieśń sikorki kresu). W części spośród tych utworów zdarzają się pojedyncze określenia przywołujące kontekst modlitewny, zwroty występujące w liturgii kościelnej lub bezpośrednie odwołania do Boga:
Grudy ziemi marcowe
Spod zmarzliny wymodlone
Tyle dobrego, zabierzcie mnie całego.
[…]
Puszyste śniegi styczniowe
Z tropów zwierząt różańcowe
Tyle dobrego, w całun zawińcie całego.
(Pieśń grobu)
Brodo siwa, łąko krzywa
Matko litościwa
– pociemniały rosy krwiste.
(Pieśń o rosie)
Alejo dębów wielonoga
W chrome konary uboga
[…]
Ponieś wprost prośbę
Niech Bóg ją podłączy
Do pieśni wytrawnych
Postnych i wysmukłych
(Pieśń pewna siebie)
Odrębną kategorię stanowią Pieśń oddechu mojej żony i Pieśń odbitego. W pierwszym z wymienionych wierszy przetworzona i rozwinięta została modlitwa Aniele Boży, drugi zamykają apostrofy do Chrystusa.
W grupie utworów „modlitewnych” Pieśń odbitego stosunkowo najtrudniej poddaje się interpretacji:
Odwalcie ze mnie śnieg, całe śniegu rudy
Wydrążcie bliznę jak glistę z grudy,
A gdy ślad będzie, przyłóżcie sopel fioletu.
Zakryjcie mnie śniegiem lekkim i białym,
Puchem posypcie wcięte w nicość rany,
A gdy ropę odsączy, chuchnijcie fioletem.
Odwalcie łopaty, zasypcie bałwany,
Na stole ciasteczka, herbata, dżem morelowy,
Zlituj się nad epoką Chrystusie odśnieżony.
Znów pada śnieg, zaśnieży doliny i szczyty,
Znów będzie ciężki jak glina, brudny jak ołów,
Zlituj się nad nami Chrystusie od lodu odbity.
Kto mówi w tym wierszu? Co o nim wiemy? Strofy pierwsza i druga pozwalają się domyślać, że jest to ktoś przywalony „całymi śniegu rudami”, noszący blizny i poraniony (z ran sączy się ropa, którą trzeba odsączyć). Ostatni wers strofy trzeciej przynosi rozwiązanie zagadki — prawdopodobnie chodzi o Chrystusa, którego figura wydobywana jest spod śniegu. Błagalne zwroty „Zlituj się nad epoką Chrystusie odśnieżony” i „Zlituj się nad nami Chrystusie od lodu odbity” zdają się świadczyć o tym, że w strofie trzeciej i czwartej nastąpiła zmiana perspektywy i podmiotu mówiącego. Słowa te mogą być wypowiadane przez: 1. człowieka, który odśnieżył przydrożny krzyż i właśnie siada do posiłku („Na stole ciasteczka, herbata, dżem morelowy”), 2. postronnego obserwatora. „Epoka”, o której mowa w zakończeniu strofy trzeciej, jest epoką „bałwanów”, charakteryzującą się odejściem od wartości chrześcijańskich (możliwa podwójna, wynikająca z polisemiczności, interpretacja słowa „bałwan”: 1. postać ze śniegu, 2. posąg pogańskiego bożka). Śnieg w strofie czwartej „będzie ciężki jak glina, brudny jak ołów”. „Glina” wywołuje skojarzenie z opisem stworzenia człowieka zawartym w księdze Genesis oraz z sytuacją pogrzebu, kiedy to ciało ludzkie wraca do ziemi, której grudy opadają na wieko trumny. Lód i śnieg są zjawiskami charakterystycznymi dla pory zimowej, gdy zatrzymana zostaje wegetacja roślin, a zwierzęta zapadają w sen. Zima to figura snu i śmierci (Hypnos–Thanatos). Kolor fioletowy („przyłóżcie sopel fioletu”, „chuchnijcie fioletem”) oznacza skromność, pokorę, skruchę, pokutę, post. Odśnieżanie przydrożnej figury Ukrzyżowanego można traktować jako symboliczną prefigurację zmartwychwstania.
W analizowanym wierszu zbiegają się i przenikają najważniejsze motywy kształtujące warstwę znaczeniową nowego tomu Wojciecha Kassa, gdzie naczelnym tematem jest śmierć, której władztwu została poddana cała ludzka rzeczywistość. W ścisłym związku z zagadnieniem umierania, odchodzenia, znikania pozostają zimowa i nocna sceneria większości wierszy, motywy pogrzebu (Pieśń Wesołka, Pieśń grobu, Pieśń liny), cmentarza (Pieśń głosu), grobu (Pieśń grobu, Pieśń gwizdana, Piosenka dydaktyczna), grabarzy (Pieśń liny, Przyśpiewka ludowa), całunu (Pieśń powiększonego domu, Pieśń grobu), spoczywania w ziemi (Pieśń grobu). O swojej poezji autor 41 powiada, że „ponad grobem / Staje przeciw sobie” (Piosenka dydaktyczna), a w przepełnionej jakąś paradoksalną łagodnością i akceptacją Pieśni uciszenia pyta:
Kto tak czule patrzy,
Niewidzialnie mnie obejmuje?
Kto ma tę smutną radość
Głębokiego jak piwnica spojrzenia?
i wyznaje:
Dzisiaj mógłbym, naprawdę mógłbym
Spotkać Śmierć, dzisiaj mógłbym
Z nią odejść –
Liryki Kassa to pieśni trudnej zgody na odchodzenie, pieśni pokutne i pokorne, w których poszczególne obrazy i motywy wciąż powracają, mieszają się, są jak wołanie z głębokości, jak ciemna lamentacja przyzywająca światło, którego w tych wierszach znacznie mniej niż w utworach z wcześniejszych tomów. Niekiedy odnosi się wrażenie, że ich autorem jest ktoś o wiele starszy niż poeta z Prania piszący o sobie „idzie mi na czterdzieści sześć” (Pieśń uciszenia), ktoś, kto przygotowuje się do odejścia, do skoku („Kuleczko, orzechu, koralu, jagodo, głogu, / Na sznurek nanizane; kołyszcie do skoku” — Pieśń skoku), kto żegna się ze światem. Śmierć bywa tu również (a może przede wszystkim?) synonimem grzechu, zapoznania wartości, hołdowania niskiej pożądliwości (Pieśń naiwna).
Jednym z paradoksów tej poezji jest jednak przeświadczenie, które podzieliliby mistycy, że tylko ten, kto przeszedł przez noc, przetrzymał zimę, zmierzył się z własną martwotą, może prawdziwie dotknąć życia, doczekać świtu, radować się zmartwychwstaniem świata natury. Albowiem śmierć, jeśli zasługuje na to, by — jak dzieje się to w wierszu zamykającym tom — nazwać ją, eufemistycznie, „zaśnięciem w Panu” (kontekst teologiczny: zaśnięcie Najświętszej Maryi Panny, bezpośrednio poprzedzające wniebowzięcie), zyskuje dodatkowy wymiar — staje się równoznaczna z chrztem „w wodach Jordanu”. Jak przez bramę można się przez nią przedostać się na „drugą stronę”, do prawdziwego życia, do odzyskanego bożego dziecięctwa:
Teraz wszystko już zwolniło,
Dostało siedem pestek namysłu,
Na bok się przewróciło,
Nie śniąc podstępnego snu.
Więc wszystko się uspokoiło,
Dostało garść ziarenek miłości,
Na drugi bok się przewróciło,
Przymykając oczy od czułości.
Zatem wszystko się wymyśliło,
Obmyte zostało w wodach Jordanu,
Na trzeci bok się przewróciło,
Jak dziecko zasnęło w Panu.
Fragment szkicu krytycznoliterackiego, który ukaże się w kolejnym numerze "Toposu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz