piątek, 9 lipca 2010

Zwłoka na Zdrowiu

Wyciągnąłem kopertę ze Zwłoką ze skrzynki pocztowej, schowałem ją do plecaka z napojami i biszkoptami, a potem pojechaliśmy z Zuzią na jej ulubiony plac zabaw w dzielnicy Zdrowie. Dla nieznających Łodzi małe wyjaśnienie: jest to najbardziej zielone miejsce w całym mieście. Ogródek jordanowski, w którym przesiadujemy, otaczają wysokie drzewa, jest cicho, sennie, prawie jak na wsi. Dzieci wspinają się na drewniane palisady, włażą na stare opony, zjeżdżają ze zjeżdżalni, huśtają się na huśtawkach i kręcą na karuzelach. Najmłodsze z cierpliwością wartą lepszej sprawy przekopują piaskownice. Zwykle staram się wybrać ławkę stojącą w cieniu. Z plecaka dobywam książki. Próbuję czytać. Nie jest to sztuka łatwa, co i rusz trzeba coś podawać - to kompocik, to cukierka,to herbatniczka lub kanapkę. Czasem jednak się udaje. Właśnie tak było dzisiaj. Zatonąłem po uszy w... Zwłoce Piotra Gajdy.
Gajda jest autorem szeroko komentowanego i dostrzeżonego przez wielu krytyków tomu Hostel. Niewiele brakowało, by książka ta otrzymała nominację do nagrody Nike. Niestety, sekretarz nagrody przespał jeden rok i z powodów regulaminowych sprawa upadła. Nie zmienia to faktu, że do chwili kiedy została wydana Zwłoka, był Gajda jednym z najciekawszych debiutantów ostatnich lat. Druga książka umocni, jak sądzę, jego pozycję na giełdzie literackiej, wnosi bowiem do tej twórczości nowe tony, stanowi przekonujące świadectwo eksploracji nowych terenów, utwierdzając czytelnika w przekonaniu, iż autor dysponuje głosem w pełni niepodległym, oryginalną dykcją i wyobraźnią zdolną kreować świat niepodobny do żadnego innego, ukazywany z perspektywy klaustrofobiczno-neurotycznej, a mimo to otwarty na język i obraz głęboko zakorzenione w tym, co minione, a co zwykliśmy nazywać tradycją kultury śródziemnomorskiej.
Poniżej kilka notatek na marginesach wierszy Gajdy, które poczyniłem podczas dzisiejszej wyprawy na plac zabaw na łódzkim Zdrowiu. 

1. Świat Gajdy jawi się jako pogorzelisko, śmietnik, na którym właśnie dopalają się ostatnie odpadki. Poeta zbiera je i ogląda pod światło. Najchętniej wybiera światło księżycowe, ciemny, matowy blask, dochodzący zza chmur przelatujących po nocnym niebie.
2. Wiersze ze Zwłoki niemal bezwyjątkowo traktują o śmierci. Nie chodzi tu jedynie o obumieranie ludzkiego ciała, odchodzenie osób, przedmiotów i ludzi, ale nade wszystko o śmierć pamięci (kulturowej) i śmierć sensu. Tomaszowski twórca płynie pod prąd zanieczyszczonej ściekami rzeki słów i obrazów, w mętnej wodzie potrąca niesione falą przedmioty. Utwory z nowego tomu to, przeprowadzona z żelazną artystyczną konsekwencją, inwentaryzacja owych dotknięć i potrąceń.
3. Obrazowanie jest niezwykle dynamiczne, to ciąg widzeń (zwidów?), które nieustannie się mieszają, nachodzą na siebie, nawzajem przesłaniają. Mortualna wyobraźnia Gajdy cierpi na ADHD, lubi szybki montaż, wizję totalną, wszechogarniającą. Pierwsze wrażenie: te wiersze są jak worki, w które pośpiesznie wrzucono to, co akurat były pod ręką. Ale ich zawartość w jakiś niewytłumaczalny sposób porządkuje się, hierarchizuje, układa w konstrukcję, którą można próbować zrozumieć, pojąć, odczytać.
4. Świat Gajdy jest dychotomicznie przełamany na pół, przy czym stronę lewą, ciemną, martwą, widać znacznie wyraźniej niż tę drugą, po której światło i życie. Poezja to przedzieranie się, mozolne i raczej bezowocne, z lewa na prawo, poszukiwanie śladów tego, co tam, w tym, co tu, odczytywanie palimpsestu, łamanie szyfru nie do złamania:

Mówiłem, a mój głos zmieniał barwę, jakbym trzymał
w ustach farbkę. Patrzyłem na lamperię. Na smugę cienia
ukrytą we wnęce, w martwej mątwie.

Sięgałem do światła po nasiona, drobne okruszki ze zbitych
żarówek, i noc przynosiła żniwo. Nie mogłem krzyczeć,
bo struny nie miały ani grama obcego stopu, zrobione
z tego samego srebra, co kamień, który spadł na dach
z księżyca. Szedłem wzdłuż linii narysowanej kredą.

Z każdym krokiem cegły w murze puchły jak czerwone
mięso na słońcu. Przeciskałem się przez szczeliny, węższe 
od przełyku zarzynanej nutrii. Gruz był ruchomy, ale wierzyłem
wodzie w płucach, dźwiękom w fali.
                                                       (Ruiny)

5. Myślenie Gajdy można uznać za myślenie dyskursywne, zdążające do wniosku, pointy, podsumowania. Ale zamiast argumentów otrzymujemy obrazy, niezwykle plastyczne, niemal namacalne, jakby działy się tuż przed oczami obserwatora. Cały wysiłek odbiorcy polega na tym, by zrozumieć ich rytm, odkryć zasadę rządzącą ich przemiennością. Tę zasadę byłbym skłonny nazwać ekspresjonizmem asocjacyjnym (metafory i porównania eksplodują na naszych oczach).
6. Obrazy dość często bywają łączone łańcuchowo, tzn. część struktury semantycznej danego obrazu zazębia się z częścią struktury obrazów poprzedzającego go i następującego po nim. Część wierszy sprawia wrażenie coraz bardziej zaciskających się i rozrastających węzłów - nie do rozcięcia nawet mieczem Aleksandra. Zdarzają się teksty zbudowane na jednym obrazie (symbolu), którego polisemantyczne echo niejako otwiera tekst na niewyrażalne:

Odbita w śniegu samotność -

zając schwytany daleko w lesie we wnyki,
po którego nikt nie przyszedł.
                                             (Szreń)

7. Niezwykła rola tytułów, które są jak enigmy do łamania szyfru wierszy.
8. Okruchy symboli chrześcijańskich rozsiane w utworach ze Zwłoki, odniesienia do Nowego i Starego Testamentu. Zwłoki poety są zwłokami chrześcijanina, poruszającego się chaotycznie wśród rudymentów wiary, usiłującego rozpoznać znaki, które straciły na znaczeniu, aplikującego współczesnej logorei opowieści z Księgi Genesis, Księgi Wyjścia i Ewangelii (Schizma, Raj utracony, Łazarz, Morze Czerwone, Iskry, Oparzelina).

Rację miał Tomasz Cieślak, kiedy pisał, że trzeba te wiersze czytać powoli. 
Powoli i po wielekroć. 
Nie można nie dodać, że ogródek jordanowski nie jest szczególnie odpowiednim miejscem na tę lekturę.

A co Państwo sądzicie o Zwłoce Piotra Gajdy?

1 komentarz:

  1. Przemku, piękna i mądra analiza, zgadzam się z każdym Twym osądem "Zwłoki" i z każdym dostrzeżeniem "rozkładającego się" w "Zwłoce" poetyckiego "ścierwa". Czytając to, co notowałeś w obecności Zuzi (he, he, znam te chwile zadumy na placach zabaw), równie mocno myślałem o wierszach Piotra Gajdy, jak i o drogach duszy krytyka. To zawsze mnie ciekawiło i wielokrotnie rozmawiałem o tym z Robertem Rutkowskim - jak podejść do wierszy, które widzi się po raz pierwszy, jak nie palnąć gafy, jak powiedzieć coś sprawiedliwego o tomiku, żeby nie zaklajstrować się w krytyczno-polonistycznym ego, ex definitione wybujałym. Inna sprawa - co oceniać? Tak zwaną problematykę, tematykę, "krąg zainteresowań" poety, jego obsesje itp.? A może - co chyba mi bliskie - porzucić referowanie tematologii i zająć się artystyczną robotą, badać prozodię, kpić z poetyckich kalek, obśmiewać pseudoawangardowe przerzutnie, chwalić strzałopióre zbitki, zachwycać się metaforyką itp.? Dlatego szczególnie celne wydają mi się punkty 3, 5 i 6 z Twej recenzji. A tomik Gajdy? Jest po prostu znakomity. Napiszę więcej, kiedy wybiorę się z moim Adasiem do parku. Preferuję park im. 3 Maja. Jest bliżej domku.

    OdpowiedzUsuń