Na obrady jury konkursu poetyckiego im. Cypriana Norwida przyszło nam się wybierać w czasie wyjątkowym. Od sześciu dni trwała żałoba narodowa, rzesze warsza-wiaków przesuwały się w milczeniu przed Pałacem Prezydenckim, programy telewizyjne i radiowe wypełniały relacje o smoleńskiej katastrofie. Chyba wszyscy mieliśmy wrażenie, że oto stoimy w jednym z węzłowych punktów życia narodu, że odtąd zawsze będziemy patrzeć na najnowszą historię Polski jako na całość dwudzielną, składającą się z tego, co wydarzyło się przed powtórną tragedią katyńską - i po niej.
Kiedy wysiadłem z pociągu Łódź-Warszawa, była godzina dziewiąta rano, 17 kwietnia 2010, sobota. W pruszkowskiej Bibliotece im. Henryka Sienkiewicza mieliśmy się spotkać o dwunastej, pomyślałem więc, że nic nie stoi na przeszkodzie, bym wybrał się na Krakowskie Przedmieście. Maszerowałem przez ciche ulice stolicy, mijałem nielicznych przechodniów. Im bardziej zbliżałem się do Nowego Światu, tym więcej ludzi spotykałem. Niemal wszyscy szli w tym samym kierunku. W okolicach Pałacu Staszica urywała się kolejka tych, którzy od wielu godzin czekali na możliwość złożenia ostatniego hołdu zmarłym tragicznie Marii i Lechowi Kaczyńskim. Przyglądałem się wszystkiemu z mocnym wewnętrznym przekonaniem, iż uczestniczę w chwili wyjątkowej, o której po wielu latach będę opowiadał wnukom. Szczęśliwie nie zabrałem ze sobą aparatu fotograficznego, mogłem cały zanurzyć się w gęstym nurcie czasu, co stanął w miejscu. Miałem głębokie poczucie, że wszyscy, którzyśmy się tam znaleźli, trwamy w nadzwyczajnym przyjaznym współobjęciu i że zarazem jakaś trudna do zdefiniowania i opisania siła obejmuje nas wszystkich z zewnątrz, czyni nas jednością w odmiennościach, zespala i unosi ponad nasze biedy i niedostatki.
Od kilku dni prześladowało mnie pytanie, co miałby nam do powiedzenia Norwid, ten przenikliwy analityk i interpretator narodowej rzeczywistości, gdyby znalazł się pośród nas. Czy umacniałby nas w bólu? Przestrzegał i napominał? A może ukazywałby nam nasze małości i wady, byśmy je w tym szczególnym momencie jeszcze wyraźniej dostrzegli? Wertowałem w myśli kolejne tomy jego dzieł i od czasu do czasu natrafiałem na sformułowania i sądy niemal idealnie przystające do bolesnej teraźniejszości.
Myśl pierwsza. Historia się nie skończyła. To tylko nam wydawało się, że możemy funkcjonować poza jej obrębem, że już nas nie dotyczy, że możemy odłożyć ją do lamusa, narodowego pamiątek kościoła. Norwid odezwał się do mnie słowami wiersza Socjalizm:
Kiedy wysiadłem z pociągu Łódź-Warszawa, była godzina dziewiąta rano, 17 kwietnia 2010, sobota. W pruszkowskiej Bibliotece im. Henryka Sienkiewicza mieliśmy się spotkać o dwunastej, pomyślałem więc, że nic nie stoi na przeszkodzie, bym wybrał się na Krakowskie Przedmieście. Maszerowałem przez ciche ulice stolicy, mijałem nielicznych przechodniów. Im bardziej zbliżałem się do Nowego Światu, tym więcej ludzi spotykałem. Niemal wszyscy szli w tym samym kierunku. W okolicach Pałacu Staszica urywała się kolejka tych, którzy od wielu godzin czekali na możliwość złożenia ostatniego hołdu zmarłym tragicznie Marii i Lechowi Kaczyńskim. Przyglądałem się wszystkiemu z mocnym wewnętrznym przekonaniem, iż uczestniczę w chwili wyjątkowej, o której po wielu latach będę opowiadał wnukom. Szczęśliwie nie zabrałem ze sobą aparatu fotograficznego, mogłem cały zanurzyć się w gęstym nurcie czasu, co stanął w miejscu. Miałem głębokie poczucie, że wszyscy, którzyśmy się tam znaleźli, trwamy w nadzwyczajnym przyjaznym współobjęciu i że zarazem jakaś trudna do zdefiniowania i opisania siła obejmuje nas wszystkich z zewnątrz, czyni nas jednością w odmiennościach, zespala i unosi ponad nasze biedy i niedostatki.
Od kilku dni prześladowało mnie pytanie, co miałby nam do powiedzenia Norwid, ten przenikliwy analityk i interpretator narodowej rzeczywistości, gdyby znalazł się pośród nas. Czy umacniałby nas w bólu? Przestrzegał i napominał? A może ukazywałby nam nasze małości i wady, byśmy je w tym szczególnym momencie jeszcze wyraźniej dostrzegli? Wertowałem w myśli kolejne tomy jego dzieł i od czasu do czasu natrafiałem na sformułowania i sądy niemal idealnie przystające do bolesnej teraźniejszości.
Myśl pierwsza. Historia się nie skończyła. To tylko nam wydawało się, że możemy funkcjonować poza jej obrębem, że już nas nie dotyczy, że możemy odłożyć ją do lamusa, narodowego pamiątek kościoła. Norwid odezwał się do mnie słowami wiersza Socjalizm:
1
Ludzie, choć kształtem ras napiętnowani,
Z wykrzywianymi różną mową wargi,
Głoszą: że oto źli już i wybrani,
Że już hosanna tylko, albo skargi...
- Że Pyton-stary zrzucon do otchłani:
Grosz? - że symbolem już; harmonią?... - targi!
2
Och! nie skończona jeszcze Dziejów praca -
Jak bryły w górę ciągnięcie ramieniem;
Umknij - a już ci znów na piersi wraca,
Przysiądź - a głowę zetrze ci brzemieniem...
- O! nie skończona jeszcze Dziejów praca,
Nie-prze-palony jeszcze glob, Sumieniem!
Myśl druga, (zbyt?) gorzka. Jesteśmy zdolni do jedności, objawiamy swoją lepszą twarz jedynie w chwilach zagrożenia, tragedii, umiemy celebrować cierpienie, ale wciąż nie potrafimy budować: "Wszystko, co patriotyzmu i historycznego dotyczy uczucia, tak wielkie i wielmożne jest w narodzie tym, iż zaiste kapelusz zdejmam przed ulicznikiem warszawskim - ale - ale wszystko to, czego nie od patriotyzmu, czego nie od narodowego, ale od społecznego uczucia wymaga się, to jest tak początkujące, małe i prawie nikczemne, że strach wspominać o tym!" (list Norwida do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej, listopad 1862).
Myśl trzecia, wywołana niesnaskami związanymi z pochówkiem Pary Prezydenckiej. Czyżbyśmy nadal - jako naród i społeczeństwo - nie potrafili wyprawić "pogrzebu historycznego za dojrzeniem sumienia czasów" (list Norwida do Józefa Bohdana Zaleskiego, styczeń 1856)? Czyżby nas wciąż nie było stać na jedność w obliczu trumien? Czyżbyśmy byli trwale niezdolni "sylabizować interes własnej godności" (list Norwida do Teofila Lenartowicza, styczeń 1856) - również wobec tych wszystkich, którzy w dniach tragedii ze współczuciem nam się przyglądają?
Nie chodzi tu wcale o to, by porzucić wszelkie różnice, spory, by raz na zawsze zakończyć dialog i we wszystkim się zgadzać. Autor Harmonii uczy przecież:
Myśl trzecia, wywołana niesnaskami związanymi z pochówkiem Pary Prezydenckiej. Czyżbyśmy nadal - jako naród i społeczeństwo - nie potrafili wyprawić "pogrzebu historycznego za dojrzeniem sumienia czasów" (list Norwida do Józefa Bohdana Zaleskiego, styczeń 1856)? Czyżby nas wciąż nie było stać na jedność w obliczu trumien? Czyżbyśmy byli trwale niezdolni "sylabizować interes własnej godności" (list Norwida do Teofila Lenartowicza, styczeń 1856) - również wobec tych wszystkich, którzy w dniach tragedii ze współczuciem nam się przyglądają?
Nie chodzi tu wcale o to, by porzucić wszelkie różnice, spory, by raz na zawsze zakończyć dialog i we wszystkim się zgadzać. Autor Harmonii uczy przecież:
I nerwów gra, i współ-zachwycenie,
I tożsamość humoru -
Łączą ludzi bez sporu:
Lecz bez walki nie łączy sumienie!
*
Uczestnictwo w - by powtórzyć ukute w mediach sformułowanie - "narodowych rekolekcjach" wielu z nas, czytelników literatury wieku XIX, uzmysłowiło, jak zadziwiająco aktualne jest przesłanie Cypriana Norwida, jak bardzo produktywny mógłby być proponowany przez wielkiego poetę i myśliciela idiom poetycki, model intelektualnego, uważnego i krytycznego uczestniczenia piszących w życiu zbiorowości.
W poezji po roku 1989 wzór Norwidowski wydaje się jednak wzorem martwym, dziedzictwo autora Rzeczy o wolności słowa jawi się jako nieproduktywne. Zapewne wynika to po części z nieznajomości jego dzieła, po części zaś z trudu, jaki czytelnik współczesny musi sobie zadać, by Norwida zrozumieć. "Norwidowskie" wiersze napisane na konkurs stanowią na ogół mechaniczne przetworzenie fraz z najsłynniejszych, znajdujących się w kanonie szkolnym, utworów dziewiętnastowiecznego twórcy. Słusznie zauważa autor jednego z tekstów, których nie nagrodziliśmy:
W poezji po roku 1989 wzór Norwidowski wydaje się jednak wzorem martwym, dziedzictwo autora Rzeczy o wolności słowa jawi się jako nieproduktywne. Zapewne wynika to po części z nieznajomości jego dzieła, po części zaś z trudu, jaki czytelnik współczesny musi sobie zadać, by Norwida zrozumieć. "Norwidowskie" wiersze napisane na konkurs stanowią na ogół mechaniczne przetworzenie fraz z najsłynniejszych, znajdujących się w kanonie szkolnym, utworów dziewiętnastowiecznego twórcy. Słusznie zauważa autor jednego z tekstów, których nie nagrodziliśmy:
Ogłoszono konkurs
wierszy o poecie.
I przyznajcie szczerze
mało o Nim wiecie.
Dopóki Norwid nie stanie się na powrót poetą czytanym, dopóki nawiązania do jego twórczości będą oparte na nadesłanym na pruszkowski konkurs ironicznym Przepisie na wiersz o Norwidzie: "Koniecznie potrzebne: konkurs i tomik poezji bohatera. / Ilustrowane dzieje literatury polskiej, możesz zastąpić wikipedią.pl. / Kartka i ołówek. / Krótkie rozpoznanie bohatera (strona 56). / Zdjęcie. / Pamiętaj obraz lepiej trafia do odbiorcy. / Na stronie 58 rysunki. / Pasja Chrystusa dla odbiorców religijnych. / Rzeźba dla miłośników modnego 3D. / Teraz przypieprz. / Dużo smutku, samotności, tęsknoty i biedy", dopóty dzieło autora Vade-mecum pozostanie martwym i zimnym pomnikiem przeszłości.
Na szczęście, w konkursowych zestawach było także nieco wierszy dobrych, pozwalających sądzić, że czas obecności Norwida nie minął bezpowrotnie. Najlepsze z nich zostaną zaprezentowane w tomie pokonkursowym.
-------------Na szczęście, w konkursowych zestawach było także nieco wierszy dobrych, pozwalających sądzić, że czas obecności Norwida nie minął bezpowrotnie. Najlepsze z nich zostaną zaprezentowane w tomie pokonkursowym.
Tekst ukaże się jako posłowie do zbioru wierszy nagrodzonych w VIII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. C. K. Norwida
"Czyżbyśmy nadal - jako naród i społeczeństwo - nie potrafili wyprawić "pogrzebu historycznego za dojrzeniem sumienia czasów".
OdpowiedzUsuńWielcy Polacy (Korfanty, Witos, Dmowski) leżą skromnie w rodzinnych grobowcach.