poniedziałek, 31 lipca 2023

Na przełaj przez las. O „Śmierci pięknych saren” Oty Pavla (cz. 1)

  

[Obszerniejsza wersja eseju opublikowanego w programie teatralnym towarzyszącym spektaklowi Śmierć pięknych saren w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi.]

 

Latem 1967 roku Ota Pavel zapragnął umrzeć.

2 lipca przypadały jego trzydzieste siódme urodziny, a on miał już dość życia. Wybrał nawet miejsce własnej śmierci – Nowy Cmentarz Żydowski na praskich Olšanach, ten sam, na którym leżeli jego dziadkowie ze strony ojca, Malvina i Ferdynand Popperowie, oraz rodzice Franza Kafki i sam autor Procesu. Może nawet przygotował sznur, którym zamierzał się posłużyć. Chciał go zarzucić na gałąź drzewa ocieniającego kamienną płytę z  nazwiskami przodków. Napisał pożegnalne listy. W jednym z nich odradzał żonie wyprawę na miejsce zdarzenia, sugerował kontakt telefoniczny z zarządem cmentarza; „niech ktoś mnie zdejmie – instruował w przypływie trudnego do pojęcia czarnego humoru (a może raczej: w skrajnej desperacji i rozpaczy) – i weźmie sobie kawałek sznura na szczęście”[1].

Gdyby 30 czerwca 1967 roku lub któregoś z kolejnych dni Pavel rzeczywiście targnął się na własne życie, pozostałby w historii kultury czeskiej postacią marginalną – jako przedwcześnie zmarły zdolny reporter sportowy, autor dwóch popularnych książek, Dukla mezi mrakodrapy [Dukla pośród drapaczy chmur] i Plná bedna šampanského [Beczka pełna szampana], prezentujących najciekawsze wydarzenia i postaci czeskiego sportu z lat 50. i 60. Nie stałby się klasykiem literatury. Nie napisałby Śmierci pięknych saren oraz kilku innych istotnych tomów.

 

 

Dlaczego Pavel chciał odejść? W lutym 1964, podczas zimowej olimpiady w Insbrucku, doznał głębokiego kryzysu psychicznego – tuż przed planowanym odjazdem do Pragi odłączył się od grupy czechosłowackich dziennikarzy i zniknął. „Oszalałem [...] – opowiadał później tamte wydarzenia. – Zamroczyło mi mózg, jak gdyby mgła spłynęła z Alp. Spotkałem tam jednego pana i był to dla mnie diabeł jak się patrzy, miał kopyta, sierść i rogi, i stuletnie przeżarte próchnicą zęby. Potem poszedłem podpalić wiejskie zabudowania w górach nad Insbruckiem. Chciałem, by zajaśniało wielkie światło i rozproszyło mgłę. Kiedy wyprowadzałem krowy i ogiery z obory, żeby się nie spaliły, na miejsce dotarła austriacka policja. Zaobrączkowali mnie i sprowadzili na dół. Wymyślałem im, zrzuciłem buty i szedłem po śniegu boso niczym Chrystus, którego prowadzą na ukrzyżowanie[2].

Podobno dopiero po kilku dniach przypomniał sobie, jak się nazywa... Jakby utracił tożsamość i z mozołem musiał ją rekonstruować. Urodził się przecież jako Otto Popper, trzeci syn Lea i Hermíny (z domu Nefretovéj). Jego ojciec pochodził z rolniczej rodziny żydowskiej z miasteczka Buštěhrad; rodzice matki, Czeszki, mieszkali w nieodległej wsi Dubí. Trzy lata po narodzinach Oty w Niemczech do władzy doszedł Adolf Hitler, sześć lat później Niemcy zajęli Czechosłowację i przekształcili ją w Protektorat Czech i Moraw. Gdy najważniejsi urzędnicy III Rzeszy w willi na brzegu Wansee debatowali nad „ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej”, Ota miał niespełna dwanaście lat. To jego wiek i fakt, że został przez okupacyjne władze uznany za „żydowskiego mieszańca drugiego stopnia” (jüdischer Mischling zweiten Grades) uchroniły go przed niemieckim obozem koncentracyjnym lub obozem zagłady. Do Terezina trafili jego starsi bracia oraz ojciec (średni brat Jiří także do Auschwitz i Mauthausen). Na szczęście, przeżyli wojnę. Dziesięć lat po niej wszyscy członkowie rodziny zdecydują się na zmianę nazwiska Popper na Pavel.

Po igrzyskach olimpijskich w Austrii dotychczasowe życie Oty Pavla legło w gruzach. Zdiagnozowano u niego chorobę afektywną dwubiegunową, objawiającą się głębokimi stanami psychotycznymi, na przemian depresyjnymi i maniakalnymi. Towarzyszyły jej pewne elementy schizofrenii, przede wszystkim omamy i urojenia (w Insbrucku, na przykład, miał widzieć wysokich dostojników III Rzeszy – Bormanna, Himmlera i Hitlera). Utracił kontrolę nad swoimi relacjami ze światem, przestał panować nad codziennością, stał się osobą okresowo zależną od innych. Gdyby wtedy się poddał, milczenie i śmierć zwyciężyłyby literaturę i życie – ale chciał żyć i chciał pisać. Po latach prezentowania w swoich tekstach ludzi ponadprzeciętnych, przezwyciężających własne słabości i osiągających znaczące sukcesy w sporcie jego „najskrytszym pragnieniem było pisać „o normalnym życiu, marzyła mu się „książka z opowiadaniami o naszym tacie i naszej mamie (z listu do brata Hugona z marca 1967 roku)[3].


Psychiatra Pavel Grof ze szpitala na praskich Bohnicach nie tylko zaproponował Pavlovi eksperymentalną terapię węglanem litu, który miał wyhamować wahadło dwubiegunowej choroby, lecz także uświadomił mu wagę najprostszych psychicznych mechanizmów obronnych – powinien „mieć w życiu takie jasne miejsca
, do których mógłby się odwołać w chwilach głębokiej depresji, „by je lepiej przetrwać”[4]. Pavel odkrył, że „miejscem bezpiecznym” par excellence jest dlań przestrzeń (także czas i ludzie) dzieciństwa, przede wszystkim dolina rzeki Berounki, nad którą rodzina Popperów przed wojną zwykła spędzać wakacje. Był to pierwszy krok ku zmaterializowaniu się opowiadań z tomu Śmierć pięknych saren, który – zgodnie z pierwotnym zamysłem – miał się nazywać po prostu Mój tatuś.

Materią tych tekstów jest życie. Na poziomie pierwszym, „powierzchniowym”, mamy do czynienia z autentycznymi wydarzenia z biografii bliskich Oty Pavla, przede wszystkim jego ojca i matki. Na poziomie drugim, „głębokim”, jest to jednak archetypowa opowieść o każdej ludzkiej egzystencji. No, może nie każdej – bo swoiste „tło” (choć lepiej chyba byłoby rzec: zwornik, punkt centralny, omphalos) narracji stanowi tu Szoa, Zagłada europejskich Żydów. Jako najistotniejszy jawi się jednak wymiar trzeci: sam gest pisania, utrwalania, przechowywania w słowie tego, co minione, jest równoznaczny z opowiedzeniem się przeciwko zakusom śmierci, z symbolicznym przekreśleniem jej wyroków, z bezkompromisowym ruchem w stronę życia.

W jednym z listów do brata Pavel porównywał opowiadanie z reportażem: „Reportaż to opowiadanie prawdy [povídka pravdy], jakbyś szedł ścieżką przez las i nie było ci wolno, ba, jakby w ogóle nie istniała możliwość zejścia w lewo lub w prawo. A opowiadanie – to jakbyś się puścił przez ten las na przełaj. Więcej w tym wolności, więcej fantazji, lecz jest to także trudniejsze i piękniejsze”. W Śmierci pięknych saren pisarz trzyma się rzeczywistości, historii, faktów i zarazem je przekracza. Realność nie jest tu ostatecznym celem i sensem narracji, lecz jedynie (i aż) punktem wyjścia. A jaki jest cel i sens opowieści? Najbardziej zwięzłą odpowiedź sugeruje sam Ota Pavel: to prawda i piękno. Gorzka prawda i trudne piękno. Osiąga się je, paradoksalnie, stosując dwie zasady: „więcej wolności” i „więcej fantazji”. Fakt musi się niejako oderwać od własnych korzeni, unieść ponad uwikłania i ograniczenia konkretnego ludzkiego życia. W tym oderwaniu tkwi cały potencjał literackiego uogólnienia i uniwersalizacji, dzięki niemu czesko-żydowska rodzina Popperów z Buštěhradu zaczyna się jawić jako rodzina wzorcowa, pierwsza, jedyna, a jej członkowie stają się niejako reprezentantami całej „ludzkości.

Z identycznym rezultatem (choć osiągniętym w odmienny sposób, przy użyciu innych środków artystycznych) mamy do czynienia w opowiadaniach innego żydowskiego pisarza z tej części Europy, Brunona Schulza, skromnego nauczyciela prac ręcznych z galicyjskiego miasta Drohobycza, autora Sklepów cynamonowych i Sanatorium pod klepsydrą. „Istotą rzeczywistości jest sens – pisał Schulz. – Co nie ma sensu, nie jest dla nas rzeczywiste. Każdy fragment rzeczywistości żyje dzięki temu, że ma udział w jakimś sensie uniwersalnym”. Przekładając losy własnej rodziny na język literatury, Ota Pavel dążył do tego samego: chciał ukorzenić życie swoje i swoich bliskich, z całym jego pozornym chaosem i przypadkowością, w „jakimś sensie uniwersalnym”. „Pisanie […] było jego kuracją – stwierdza biograf Pavla Aleksander Kaczorowski. – Dzięki pracy nad Śmiercią pięknych saren (a pisał tę książkę przez kilkanaście miesięcy), zrozumiał, kim jest naprawdę. I kim nie jest”[5].

Ta literacka psychoterapia, w której pisarz był zarazem pacjentem i terapeutą, podjęta wkrótce po rujnującym osobowość głębokim epizodzie psychotycznym i pobycie w zamkniętej klinice psychiatrycznej, była desperacką próbą odbudowania własnego życia, odzyskania samego siebie, rekonstrukcji tożsamości. Oraz realizowanym krok po kroku programem powrotu do rzeczywistości, czyli do tego, czego można się uchwycić, dzięki czemu w labilną dwubiegunową codzienność wprowadzony zostaje czynnik stabilizujący.

Jak w każdej psychoterapii celem nadrzędnym jest tu poznanie, lecz na głębszym niż dotychczas poziomie. Chodzi nie tylko o odkrycie „wiązań” między poszczególnymi wydarzeniami, lecz przede wszystkim o zrozumienie „zasady” rządzącej „rzeczywistością”, o objęcie i zaakceptowanie życia we wszystkich jego przejawach – także o pogodzenie się z istnieniem zła, straty i śmierci. W tym poznawczym maksymalizmie Ota Pavel przypomina bohatera wiersza Bolesława Leśmiana otwierającego tom Łąka:

 

W zwiewnych nurtach kostrzewy, na leśnej polanie,

Gdzie się las upodobnia łące niespodzianie,

Leżą zwłoki wędrowca, zbędne sobie zwłoki.

Przewędrował świat cały z obłoków w obłoki,

Aż nagle w niecierpliwej zapragnął żałobie

Zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie.

 

„Opowiadanie – to jakbyś się puścił przez […] las na przełaj” – pisał Pavel do starszego brata Hugona. Bohater Leśmiana chce „zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie”, u początków jego poszukiwań jest pragnienie, które poeta nazywa „niecierpliwą żałobą”. Bo poznanie zawsze zostaje zaprawione goryczą, a osiągnięcie epistemologicznej i etycznej dojrzałości jest równoznaczne z wygnaniem z raju adolescencji – w zimny i ciemny świat. Za owo fundamentalne wtajemniczenie trzeba zapłacić wysoką cenę. Ota Pavel zrozumiał to i, koniec końców, zaakceptował – w jakimś sensie upodabniając się do tytułowego „topielca” z wiersza polskiego poety. „To, że oszalałem – przyznawał cztery lata po epizodzie w Insbrucku – przyniosło mi morze cierpienia [..], lecz także coś mi to dało. [...] [T]eraz widzę świat zupełnie inaczej niż wcześniej, głębiej, jakbym zaglądał pod powierzchnię”[6]

 

DRUGA CZĘŚĆ TEKSTU ==> CZYTAJ



[1] Cyt. za: A. Kaczorowski, Ota Pavel. Pod powierzchnią, Czarne, Wołowiec 2018, s. 206.

[2] Cyt. za: O. Pavel, Epilog do: Jak jsem potkal ryby, w: tenże, Fialový poustevník, Mladá fronta – Smena – Naše vojsko, Praha 1977, s. 164. Przekład mój – P. D.

[3] O. Pavel, Z korespondence, sestavil a k vydání připravil M. Ždímal, Primus, Praha 2000, s. 67. Przekład mój – P. D.

[4] Tamże, s. 74.

[5] A. Kaczorowski, Ota Pavel. Pod powierzchnią, dz. cyt., s. 236.

[6] O. Pavel, Z korespondence, dz. cyt., s. 33. Przekład mój – P. D.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz