poniedziałek, 23 sierpnia 2021

"Separatka" - więzienny wiersz Jana Zahradníčka

 [źródło: „Topos” 2021, nr 2, s. 58–59]

 



Jan Zahradníček

 

Separatka

 

Mam sąsiadów po prawej i sąsiadów po lewej. 

Jak również pod nogami i nad głową. Tak blisko

a cóż za przepaści między nami tych stropów, tych ścian.

 

Jesteśmy każdy sam.

Kropla z huczącej rzeki wszechrzeczy.

A gdy do siebie stukamy,

jest to stukanie górników zasypanych setki metrów po ziemią.

 

Są to sygnały z Marsa.

Nigdy się nie widzieliśmy, nie ustaliliśmy znaków ani klucza,

według którego by się deszyfrować dało te wzajemne depesze.

Zostaje więc jedynie domysł, że tam za ścianą czeka

takie samo ja,

podobny kłąb desperackiej nadziei

miotającej się między przeszłością a przyszłością

między drzwiami a oknem, które kratą swą krzyżuje nas.

 

Nie wiemy gdzie. Nie wiemy dokąd.

Tylko szczekanie psów w oddali, bzyczenie much pociesza nas,

że nie zostaliśmy deportowani na którąś z pozostałych planet,

żeśmy nie na Marsie ani na Księżycu,

żeśmy na Ziemi wciąż.

 

Jest w tym nadzieja powrotu.

 

Jest w tym drobina pocieszenia,

bo gdy minie świt słońce wstępuje tak samo do wszystkich cel.

A potem przez całe przedpołudnie

jego złota ikona przesuwa się z powagą jak w liturgii

z kąta w kąt

po tych pustych ścianach

po tych ubogich więziennych meblach.

 

To ziemia z nami tak obraca się. To w niezmierzonej dali na Kaukaz

z Himalajów południe się z wolna przesunęło

i wszędzie tam miliony więźniów śpiewają mu swą dumkę.

A potem przekraczając wielkie rzeki Wschodu

zbliża się ku innym górskim pasmom, ku innym rzekom

 

ku nam.

 

Tymczasem zaś

na drugim końcu świata

koń północy,

jak gdyby ścigał słońce odchodzące,

ugania się po prerii od Oceanu Atlantyckiego po Ocean Spokojny

i we wszystkich miastach między Bostonem a San Francisco

po kolei

opuszczają żaluzje, opuszczają strudzone powieki.

I obie Ameryki jak okręty ze śpiącymi przez ciemność płyną

światła Eliasza na masztach Kordylierów,

na masztach Andów.

 

Na ziemi więc jesteśmy wciąż, lecz przecie jakby poza nią.

Nie wiemy nic o elektrycznych iskrach przeskakujących

między narodami Wschodu a narodami Zachodu. Pukamy do siebie,

jedynie po to by się nawzajem upewnić,

że należymy do tych dwóch miliardów wygnanych synów Ewy.

A z obu stron świata rozdartego jak zasłona świątynna

niewysłowiony lament w nas rozrasta się po ciemność ust

i Bóg go słyszy.

 

 

[z tomu Dom Strach]

z języka czeskiego przełożył Przemysław Dakowicz

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz