wtorek, 7 lipca 2015

Świecznik w głowie


Grodno, rok 1939
Chodźmy bronić cmentarza – umarli przyjmą nas potem życzliwie do siebie”.

Zdanie, które powraca. Zdanie domagające się zrozumienia, zadające pytania, wołające o odpowiedź. Wynotowane z tomu wspomnień z lat II wojny światowej. Fragment relacji z obrony Grodna we wrześniu 1939 roku.

Trzy, cztery dni po wejściu Sowietów w granice II Rzeczypospolitej. Nauczycielki miejscowego Zespołu Szkół Zawodowych, przedzierzgnięte w pielęgniarki, przeszukują miasto w poszukiwaniu rannych, przenoszą ich do szpitali i punktów ambulatoryjnych. Grażyna Lipińska (Jeśli zapomnę o nich..., Paryż 1988): „Za Nowym Zamkiem spotykamy grupę mężczyzn z karabinami. Pytają, gdzie jest najgoręcej. – Chyba od strony cmentarza – odpowiadamy. – Chodźmy bronić cmentarza – śmieją się – umarli przyjmą nas potem życzliwie do siebie. Zabierają od nas naboje, opatrunki, butelki z benzyną i pomykają dalej”.


Dwa światy


Nad Łodzią wielkie słońce lipca. Przez otwarte okno wchodzą głosy miasta – szum samochodów, pisk hamulców (to autobus zatrzymał się obok naszej bramy), trzaśnięcie drzwi od klatki schodowej i głos dziecka, malca z pierwszego piętra, którego ojciec odwozi do żłobka czy przedszkola, strzępy rozmowy z oficyny po drugiej stronie podwórza, w tle nawoływanie ptaków, nielicznych w tej części Śródmieścia. Życie w miarę uporządkowane, ze swoimi porannymi i wieczornymi rytuałami, ze swoją spokojną monotonią.

Jak przymierzyć je do życia ludzi z tamtego Grodna, tamtej Warszawy, tamtych Wilna i Lwowa? Czy istnieją punkty styczne? A może łączność między nimi a nami to jedynie uroszczenie umysłu, gra rozgorączkowanej wyobraźni? Gdzie oni są? Czy chcą od nas czegoś, czegoś się od nas domagają? I kto komu jest potrzebny – my im czy oni nam?

Gdyby zastosować kryterium racjonalności, należałoby uznać, że ci, co przeminęli, trwają jedynie dzięki naszemu wspomnieniu, że to my, żywi, udzielamy im życia. Czy jest tak, jak w jednym z piękniejszych fragmentów Pieśni Wajdeloty z Mickiewiczowskiego Konrada Wallenroda?

Często przeszłości głosu nie dosłyszę!
Lecz dotąd iskry młodego zapału
Tlą w głębi piersi, nieraz ogień wzniecą,
Duszę ożywią i pamięć oświecą.
Pamięć naówczas, jak lampa z kryształu,
Ubrana pędzlem w malowne obrazy,
Chociaż ją zaćmi pył i liczne skazy,
Jeżeli świecznik postawisz w jej serce,
Jeszcze świeżością barwy znęci oczy,
Jeszcze na ścianach pałacu roztoczy
Kraśne, acz nieco przyćmione obrazy.


Metafora organizująca cały przewód myślowy (wzniecanie ognia, oświecanie pamięci) jest tu, jak zazwyczaj u Mickiewicza, konkretna i precyzyjna – aby ożywić przeszłość, przywrócić jej istnienie, postawić trzeba w centrum pamięci, przyrównanej do „lampy z kryształu”, płonący „świecznik”. Zastanawiające, że niemal identyczny obraz pojawia się w rozprawie O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym Maurycego Mochnackiego, który stwierdza, że pamięć zbiorową przyrównać można do nici „wiążącej […] pojęcia, […] całe szeregi rozumowań i wszystkie imaginacji obrazy” oraz do „żarzącego się świecznika w głowie naszej”. Jeśli ów „świecznik rozumu” zgaśnie, „rozum dostaje zawrotu i jest na kształt okrętu bez żeglarza wśród burzy. Działanie jego wątleje, nareszcie niemoc z ochromieniem przywodzą go ku obłąkaniu”.

Zbiorowość – uczą nas romantyczni pisarze – wpadnie w obłęd, ulegnie wewnętrznej dezintegracji, oszaleje, gdy pozbawi się ją pamięci, odetnie od jej własnej przeszłości.


Ciąg dalszy w książce Afazja polska 2 (Warszawa: wyd. "Sic!", 2016).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz