[mowa wygłoszona 21 października 2014 r.
w Książnicy Podlaskiej w Białymstoku]
Ekscelencjo,
Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie, Szanowni Panie i Panowie
Jurorzy, Łaskawi Państwo! Poezja jest darem – nawiedza poetę i
opuszcza go, kiedy zechce. Zadanie piszącego polega na uważnym
wsłuchiwaniu się w głos, który nie z niego pochodzi, który –
jestem o tym głęboko przekonany – należy do bytów większych i
doskonalszych niż on sam. „Przez ciebie płynie strumień
piękności, ale ty nie jesteś pięknością” – pisał przed
niemal dwoma wiekami Zygmunt Krasiński. Współczesność inną daje
naukę poecie. Mówi mu: „Nie jesteś pięknością, nie poszukuj
więc piękności”. Tych, co wezwania nie posłuchają, wystawia na
pośmiewisko, naznacza ich piętnem anachroniczności. Pozostałych
wzywa do zabawy, zabawy językiem. „Tylko język wam pozostał –
przekonuje – język, który sam dla siebie jest celem, który w
sobie się zaczyna i w sobie znajduje swój koniec”.
Współczesność
zaprasza poetów na bal, podobny do balu, który, po uchwaleniu
drugiego rozbioru Polski, wydał w Grodnie jeden z targowiczan. W
Historii mego wieku i ludzi, z którymi żyłem Franciszek
Karpiński wspomina: „Zaraz po podpisaniu traktatu tego, ponieważ
ten sejm był pod konfederacją targowicką, Puławski, tejże
konfederacji zastępca-marszałek, dał bal z tańcami [...] na
Horodnicy, gdzie miał tymczasowe mieszkanie. O ścianę sali, gdzie
całą noc tańcowano, ja nocowałem. Oni tam śpiewali i tańcowali,
a ja to słysząc – płakałem”. Poeta, który dziś pragnie
pozostać wierny bytom większym i doskonalszym niż on sam, musi,
jak Karpiński, wytrwać za ścianą, w zamknięciu, w odosobnieniu,
wsłuchując się w odgłosy owej hucznej zabawy. Jego zadanie polega
– jak sądzę – na dawaniu świadectwa. Rysując obraz
współczesnej świadomości, tworząc poezję świadomości, nie
ucieknie przed płaczem. Bo poezja jest dziś także opowiadaniem
własnej bezdomności, własnego żalu i bezradności. Poeta to
bezdomny, który poszukuje kwatery, który chciałby na powrót
zamieszkać w świecie, zadomowić się w nim. Jest kimś, kto domaga
się ojczyzny (tej doczesnej i tej wiecznej), kto pracuje, by
utraconą ojczyznę odzyskać.
Prowadzą
go głosy. Jeśli potrafi ich słuchać, jeśli jest gotów się im
podporządkować, przestaje go dręczyć samotność, opuszczają go
żal i przygnębienie. Jego nagrodą jest uczestnictwo w Rozmowie, w
wielkiej, niesłychanej Rozmowie przeszłości z teraźniejszością.
Z tej Rozmowy, z tego Dialogu może się dowiedzieć , kim jest, skąd
przychodzi i jaki jest cel jego błądzenia.
Ekscelencjo,
Najdostojniejszy Księże Arcybiskupie, Szanowni Panie i Panowie
Jurorzy, Łaskawi Państwo! Pragnę wyrazić moją głęboką
wdzięczność za przyznanie mi zaszczytnej Nagrody im. Franciszka
Karpińskiego, którego pieśni Kiedy ranne wstają zorze i
Wszystkie nasze dzienne sprawy słyszałem jako dziecko z ust
moich babć. Słowa tych pieśni i towarzyszącą im melodię
przechowuję w pamięci jako jedno z pierwszych dotknięć prawdziwej
poezji. Nagrodę pragnę traktować jako wyraz naszego wspólnego
przeświadczenia, że literatura ma za zadanie ocalać pamięć,
stawiać pytania najprostsze i najbardziej fundamentalne, zapowiadać
rzeczywistość, w której słowa nie będą nam już potrzebne,
staniemy bowiem w obliczu Słowa pierwszego i jedynego.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńArcypięknie poetycko o duszy romantyka; mogłem się bowiem przejrzeć w pana mowie niczym w owym wyśnionym lustrze duszy. A więc czyż nie w sui generis kamieniu filozoficznym poetów?
OdpowiedzUsuńOto co uzupełnia pana dicta, wyczerpując już chyba do szczętu zagadnienie:
"Tęsknym echem, żołnierzu, odbijają się kroki twoje w tajniach ludu, jak echo odbija się w lesie. Jak echo w mrokach lasu – zamierają. Lecz ty sam jesteś ludem i krew twoja w lud wsiąka. Na wystygłych kałużach krwi, w dziewiczych tajniach wyrastają cudne legendy, jakich jeszcze Polska nie miała. Budzą się w duszach sny o pióropuszu sławy... Bo tylko poezja polska nie opuści cię, nie zdradzi i nie znieważy, żołnierzu! Ona jedna nie zlęknie się twych snów i twoich czynów. Gdyby nawet sprawa twoja była przegraną – ona ci wiary dochowa. Ujrzy i spamięta dnie twe i noce, mękę, wysiłek, trud i skon. Złoży ona twą głowę, stłuczoną sołdackimi kolbami, na wezgłowiu z najcudowniejszych wierszy, które dla ciebie jednego wyjmie po latach z przepychu prastarej mowy. Nakryje twój nagi trup bez złotego pasa i czerwonego kontusza – gdy go lud łódzki z pospólnego dołu wielokroć wykopie, żeby mu dać sosnową trumnę, to jedno, co lud dać może – płaszczem dostojeństwa utkanym z najcudowniejszych barw sztuki. W twoje ręce skostniałe i dopiero w śmierci bezsilne włoży złoty swój sen, sen tylu pokoleń młodzieży, sen o rycerskiej szpadzie." - Żeromski
Ostatnio duchy przodków miały swe święto, więc wzywam! aby nie zapomniały o panu - swoim wiernym skryptorze. Serdecznie pozdrawiam!