W najnowszym numerze "Toposu" opublikowany został esej Teresy Rudowicz, w którym znalazło się kilka uwag o wierszach z tomu Place zabaw ostatecznych. Autorka wyraziła zgodę na udostępnienie tekstu czytelnikom niniejszego bloga.
To,
co zwiemy początkiem, często bywa kresem.
O linoskoczkach, wędrówce i
mecie w wierszach Dakowicza, Eliota i Sikorskiego
„Tylko ludzie bez wyobraźni muszą
wymyślać wszystko od początku. Prawdziwego artystę poznajemy po tym, jak potrafi
on spożytkować to, co zaanektował – a anektuje on wszystko”. Zacytowana myśl
Oskara Wilde’a wydała mi się właściwą próbą wprowadzenia w poezję trzech,
zupełnie różnych autorów, których łączy sposób, w jaki potrafili spożytkować
to, co zaanektowali. Każdy z nich pisze szeroko, poszukuje i spina mostem
bardzo odległe lądy. Tworzy tak, że każde zetknięcie ze słowem zostawia rozchodzące
się fale, coraz dalej i dalej. Dajesz się unosić, płyniesz, choć nigdy nie
wiesz, do jakiego brzegu, po jakie skarby ukryte.
Thomas Eliot, Cezary Sikorski, Przemysław
Dakowicz – poetycki wielogłos, brzmiący unisono, zadziwiająco blisko, jakby
jeden drugiemu podawał pałeczkę w poetyckiej sztafecie. Gęsta od symboli,
kontekstów, nawiązań i znaczeń poezja Eliota jest źródłem inspiracji wielu
pokoleń poetów. Zachwyca i fascynuje. Cezary Sikorski skłania się wprawdzie nie
ku niej, lecz ku Elegiom duinejskim
Rainera Marii Rilkego. Czyni z nich fundament do budowy własnej, oryginalnej
opowieści. I choć wyimek Z elegii V,
noszący podtytuł: o linoskoczkach, powinnam
zakorzenić właśnie tam, pójdę do poezji Eliota. Czy słusznie? Nie wiem.
W namiocie cyrkowym trwa przedstawienie –
„Madame Lamort zwija i rozwija ziemskie drogi / wstążki bez końca, falbany,
kwiaty.”[1]
Kolorowy świat cyrku, pełen iluzji, sztuczek, służy zabawie. Arena żyje,
pulsuje, skrzy się, przebarwia. A ona – Pani Śmierć – „wciąż ustawia postacie w
cyrku”[2],
zmienia dekoracje, maski. Pojawiają się przed nami przerysowane, komiczne. Cyrk
to przecież idealne miejsce dla wszelkich wybryków natury, wszelkich
niedoskonałości, inności, skrzywień. Jest więc „starzec zmarszczony jak
grzybnia. Chciałby / trzymać rytm lecz tkwi w zbyt luźnej skórze, która /
kiedyś mieściła dwóch mężczyzn”[3].
Jest młodzieniec „cały z muskułów i prostych skojarzeń – syn karku i mniszki”[4].
Wokół areny my – „róża widzów w kapeluszach losu”[5].
Bawimy się, śmiejemy, klaszczemy, jakbyśmy nie zdawali sobie sprawy, że
uczestniczymy w przedstawieniu, zmieniamy się wraz z dekoracjami. Jak płatki
róży kwitniemy, by zwiędnąć, więdniemy, by znów zakwitnąć. Kapelusze na naszych
głowach „pełne wstęg, kokard, sztucznych kwiatów”[6],
fałszywe, piękne i złudne są „w stałej ofercie Madame Lamort”[7],
jakby w kiczu i tanich błyskotkach krył się klucz do nieśmiertelności.
Róża widzów rozkwitająca wokół areny
wiedzie mnie wprost do poematów Eliota z cyklu Cztery kwartety. W Burt
Norton, trawestując myśl Koheleta, a za nim św. Augustyna, prowadzi nas
Eliot do ogrodu różanego – miejsca zmysłowej, naturalnej piękności. „Czas
przeszły i obecny czas / Oba obecne są chyba w przyszłości, / A przyszłość jest
zawarta w przeszłym czasie. / Jeśli czas cały jest nie do odkupienia. / To, co
być mogło, jest abstrakcją, / Stale trwającą możliwością / Tylko w świecie
rozważań. / To, co być mogło i to, co było, / Jeden wskazują cel, co zawsze
jest obecny. / Dudni w pamięci echo kroków / Wzdłuż korytarza, którym nie
przeszliśmy, / Do furtki, której nigdy nie otworzyliśmy, / Do różanego ogrodu” [8].
Teraźniejszość,
przeszłość i przyszłość, jak chce autor Wyznań,
istnieją o tyle, o ile w umyśle człowieka istnieją oczekiwanie, uwaga i
pamięć. Ona ocala trwanie, a trwanie jest „życiem pamięci”. Co zapamiętane, trwa.
Popiół
spalonych róż pojawia się na rękawie starca w czwartej części Czterech kwartetów pt. Little Gidding. W końcówce tego poematu
języki ognia tworzą kształt przypominający różę. Kwiat, będący symbolem miłości
i życia, łączy się z ogniem, symbolizującym wieczność i miłość, ale także
namiętność, żądze, ogień piekielny wreszcie. „To, co zwiemy początkiem, często
bywa kresem,/ A dojście do kresu oznacza początek”[9] –
pisze Eliot. Zjednoczenie róży i ognia oznacza koniec i początek (Ouroboros),
nieustanną przemianę bytów, pełnię, jest to „ stan całkowitej prostoty/
(Kosztujący nie mniej niż wszystko)”[10].
Wysoko
w górze, pod dachem cyrkowego namiotu, rozpostarta jest lina. Tam spotykają się
akrobaci – linoskoczkowie. W eseju O
poezji, obrazie i ekfrazie, stanowiącym posłowie tomu Wyimki z Elegii duinejskich R. M. Rilkego, Sikorski przywołuje obraz
Pabla Picassa pt. Rodzina linoskoczków. Pisze:
„Picasso rozrzuca postacie i izoluje je od siebie tak, iż bez sprzeciwu
akceptujemy to, że są razem, ale żadna z nich nie patrzy na inną. Gdzieś u
szczytu namiotu cyrkowego ich oczy i dłonie muszą przecież nieustannie śledzić
się, dotykać i mocno zwierać, bo od tego zależy życie i przeżycie, ale nie w
tej chwili, którą dokumentuje Picasso, kiedy ważna jest ich monadyczna
odrębność. Jakby chciał powiedzieć, że maluje nie ich, lecz nas, wyabstrahowanych
z codziennej krzątaniny, ukazanych w nierealnej przestrzeni poza czasem, nas –
aktorów, którzy mogą zagrać Wszystko, lecz którzy najlepiej grają Nic”[11].
Tam,
pod kopułą cyrkowego namiotu, rozgrywa się właściwe przedstawienie. A przejście
po linie każdy z nas musi odbyć samodzielnie.
Motyw
liny, po której w dniu Sądu Ostatecznego będzie musiał przejść każdy
zmartwychwstały pojawia się we wszystkich trzech religiach. Rilke, a wraz z nim
Sikorski, rozpinają ją nad areną świata jako cyrku. Przemysław Dakowicz,
zainspirowany eschatologicznymi wyobrażeniami mahometan mieszkających w
Palestynie, rozpina ją między kamienną kolumną na placu świątynnym w
Jerozolimie a Górą Oliwną.
Poniżej
jest Dolina Cedronu (arabskie Wadi an-Nar) – jedno z najstarszych cmentarzysk
na świecie, na którym spoczywają obok siebie wyznawcy Jahwe, Allacha i Jezusa.
Homo viator – pchany wciąż do przodu – często
balansuje na krawędzi, tańczy na linie. Jak w Poemacie echolalicznym. Idź. To niezwykły wiersz, inspirowany
poezją Eliota. Pobrzmiewają tu echa Wydrążonych
ludzi, Ziemi jałowej, poematu ogólnoludzkiego, ponadczasowego,
nawiązującego do tradycji orfickiej.
Idź
– to nakaz, wewnętrzny głos, imperatyw, siła, coś, co dokona się niezależnie od
naszej woli. I choć „nić wżyna się w podeszwę stopy”[12], choć czasem tracimy równowagę,
przejście jest koniecznością, jedyną drogą, wspólną wszystkim żyjącym.
Co
w dole? U Eliota – ziemia jałowa, martwa kraina, pusta dolina gwiazd
umierających, u Dakowicza – rzędy pogruchotanych kamieni, zatarte napisy,
imiona, u Sikorskiego – okrągła cyrkowa
arena. I my „ róża widzów w kapeluszach losu”[13] –
my, „wydrążeni ludzie, wypchani ludzie, wspólnie się wahające głowy napchane
słomą”[14] niezdolni do działania, pełni rozczarowań,
obaw, lęków, puści wewnętrznie.
Czy rację ma Dante pisząc w Pieśni III Piekła:
„Mistrzu – spytałem – skąd ten chór boleści,
Kto ów lud taką snadź rozpaczą zdjęty?
On rzekł: - Męczarnię takiej podłej treści,
Znoszą w tym miejscu te dusze mizerne,
Które bez hańby żyły i bez cześci,
Są zaś wmieszane między owe bierne
Rzesze aniołów, które samolubne
Żyły, ni wrogie Bogu, ni też wierne.
Niebo ich nie chce, gdyż niosłyby zgubę
Jego piękności; piekło je wyklucza,
Gdyżby z nich gorsi mogli zyskać chlubę.”[15]
Okrągła
cyrkowa arena to stale obecny w literaturze motyw koła – boska wieczność jako
okrąg o nieskończonym obwodzie, w który wpisane są nasze losy. „Na tym ostatnim
placu spotkań/ po omacku szukamy”[16]. Czego szukamy? Myśli, czynu, słowa? Nie
przypadkiem książka Dakowicza nosi tytuł Place
zabaw ostatecznych, nie przypadkiem też powtarza poeta biblijną prawdę – „Masz uszy / słuchaj”.
Słuchaj
– „głosów nocy bębny dudnią i kwilą kościane piszczałki / śpiewa humus bulgoce
guano / a tyś jest czółenko / osnowa / i wątek”[17].
Dakowicz
sprawnie żongluje motywami, buduje piętra znaczeń, świadomie łącząc kolejnymi
mostami bardzo odległe lądy: głos wołającego, tańczącą Salome, opętaną
Anneliese Michel i zahibernowane ciało Disneya. Masz uszy? Słuchaj – „głos /
jeszcze bełkoce / znika / pod powierzchnią // przyłóż dłoń do ucha// może / coś
tam / usłyszysz”[18].
O
świecie wewnątrz pisze Sikorski w wyimku Z
elegii VI: „Być tutaj jest wspaniale. Nawet ty o tym wiesz,/ dziewczyno,
gdy owrzodziała i pozbawiona/ wszystkiego błąkasz się niczym śmieć po
najgorszych/ zaułkach miasta”[19]. Świat
zewnętrzny kolorowy i migotliwy oferuje nam tak wiele wygód, przyjemności,
prostych i łatwych rozwiązań.
Owo
JA, nasze własne, tak proste do znalezienia, jest prawie niemożliwe.
Czegokolwiek się nie chwycisz, TU jesteś tylko raz. Wybieraj – GPS -y, gabinety
transgresji, selektywne kasowanie pamięci, uzdrawiające seanse, wróżki, karty
tarota, magię, próby wychodzenia poza. „Kimś innym, kimś innym chciałbyś być, opuścić / to ciało, cielsko,
duszę, duszyczkę, siedzieć na innych / kanapach, jeść nie tego schabowego z
inną kapustą / na większym talerzu, patrzeć na inne krajobrazy”[20].
Możesz
wspinać się po stopniach pokory, wędrować na swoją górę Karmel. „Nie powiększaj
ciemności, jest wystarczająco ciemna”[21] – powtarza Dakowicz za świętym Janem od
Krzyża. Ciemność/noc – kategoria teologiczna – wynik odniesienia naszego życia
do Boga, jest jednocześnie kategorią psychologiczną, określającą uczuciową
oschłość i duchową pustkę.
Przemysław Dakowicz bliski jest pierwotnemu
chrześcijaństwu, regułom świętych Bernarda i Benedykta, naśladowaniu Chrystusa. Upodobnienie się do Jezusa
cichego i pokornego serca jest fundamentem duchowości chrześcijańskiej. Religia
chrześcijańska, za którą opowiada się poeta, uległa zniekształceniu,
zdeformowaniu, a może – jak chciał Nietzsche – Bóg umarł, a jego miejsce zajęły
dyżurne bożki. Człowiek współczesny przestał odczuwać obecność Boga, przeniósł go w
sferę abstrakcji, stworzył nowe wartości służące łatwemu, wygodnemu życiu,
opartemu na przyjemnościach.
„Może i chciałby widzieć na własne oczy spotkać się z kimś na szczycie drabiny”[22]. Może i chciałby, ale zamknięty w
cywilizacyjnej pułapce szuka po omacku, często chaotycznie, albo nie szuka
wcale, a kolejni szaleńcy wykrzykują Gott ist tot. „Zrywając z wiarą chrześcijańską
– rzecze Nietzsche – traci się tym samym prawo do chrześcijańskiego morału.
Chrześcijaństwo jest systemem, jest obmyślonym, całkowitym poglądem na rzeczy.
Wytrącając zeń pojęcie zasadnicze, wiarę w Boga, obala się tym samym całość i
nie pozostaje nic istotnego.”[23]
Nawet
śmierć zdaje się nas nie dotyczyć. Gdzieś „obok anonsów Kliniki Paznokcia / i
Fryzjera Zwierząt Futerkowych”[24] pojawia się ogłoszenie: „Na podstawie
fotografii i daty urodzenia / przewiduję termin i szczegółowo charakteryzuję /
okoliczności zgonu”[25]. Przygotujmy się jakoś. Niech przyjdzie
bez zaskoczenia. „Dobra. Bardzo dobra jest śmierć, która stoi / za plecami,
klepie cię po ramieniu / i za każdym razem zanim się obejrzysz / wkłada inną
twarz”[26].
W
wyimku Z elegii VII – o świecie wewnątrz
Sikorski stawia świat zewnętrzny –potrzebny do życia, budowania, tworzenia – w opozycji do wnętrza. Tam i tylko tam
każe szukać fundamentalnych, ogólnoludzkich wartości – prawdy, dobra i piękna.
Nawet na przekór, a może przede wszystkim na przekór, rzeczywistości
zewnętrznej. Jedynie wewnątrz „dostrzec można, jak wraz z krwią płynie przez
żyły własna obecność”[27].
Drugą stroną ruchu człowieka wzwyż jest
ruch w głąb. Nie „otworzymy się” na prześwit prawdy, nie uchylimy furtki w nieskończoność,
jeśli nie zejdziemy w głąb siebie. Do pełni człowieczeństwa, do rdzenia. „Bo
nawet szczęście przemienić // trzeba w sobie, by je zobaczyć” – konstatuje
Sikorski. I dodaje: „nie ma świata
innego niż wewnątrz”[28].
A tu? „[M]iasto nad łańcuchem gór/ Pęka i
zrasta się, i rozpryskuje w fioletowym powietrzu/ Walące się wieże/ Jeruzalem,
Ateny, Aleksandria/ Wiedeń Londyn/ Nierzeczywiste”[29].
Wieczni wędrowcy poruszamy się po okręgu, nasza opowieść
nie ma początku ani końca. Miasto przechodzi w miasto, wczoraj w jutro, historia
znaczy kolejne miejsca, zaułki, ulice, place, kolumny i wieże. „Nie ma innego
świata niż wewnątrz”. To tylko płótno rozpięte na stelażu. Obraz, który
wcześniej musieliśmy zobaczyć w sobie. Strzelistość katedr i czysty dźwięk
muzyki Beethovena, śpiewne frazy Eliota, wyobrażoną na płótnie rodzinę
linoskoczków. Wszystko.
„Pełno ciebie w tobie w tobie ale jakby
nikogo nie było” parafrazuje Dakowicz Jana z Czarnolasu, by dodać: „patrzysz w
lustro widzisz chłopa wielkiego jak dąb/ i myślisz jestem który jestem czasem
watro przyjrzeć się/ uważniej (…) by móc od nowa uczyć się świata/ na wyrywki
nazywać rzeczy pierwsze wodę wino chleb”[30].
Świat to przede wszystkim
nasz prywatny mikrokosmos, stwarzany wciąż od nowa z rzeczy ważnych, takich jak
klejenie latawca. Wszak „na początku była listewka / długa prosta / lekka jak
oddech”[31]. Ojciec – nauczyciel świata – „rozwijał
linkę furkotała mu w rękach / wołaliśmy tato tato / zaciskaliśmy dłonie na jego
dłoni”[32], jeszcze nieświadomi przemijania,
odejścia, utraty. Szybka zmiana masek w teatrum
mundi i oto syn – dziś ojciec – stwarza
świat dla córki, nazywa, objaśnia domy, śnieg, samochody, ludzi. Już
wie, że w każdej chwili kryje się wieczność i każda wieczność jest chwilą, a
nasze tu i teraz zmienne jak
rzeczywistość „za szybą, na trzynastym piętrze wieżowca”[33].
Jesteśmy pomiędzy słowami i rzeczami.
Nazywając uczestniczymy w akcie stwarzania. „Wędrowiec znosi z góry w dolinę//
nie to, o czym nie można powiedzieć, lecz słowo”[34]
– dowodzi Sikorski w wyimku Z elegii
dziewiątej – o słowach i rzeczach. „Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu” –
zdaje się powtarzać za Miłoszem, przemijasz i jesteś nietrwały jak one, ale
masz świadomość przemijania i mowę, która, jako jedyna, może Cię ocalić. Może
więc „jesteśmy tutaj tylko po to, by mówić: dom, drzewo, // most, studnia,
okno. Lub wyżej: wieża / kolumna…Lecz mówić tak, jak samym / rzeczom nigdy by
się nie marzyło”[35].
Jesteśmy – mówi Eliot – pomiędzy ideą i
rzeczywistością, między poczęciem i narodzeniem, między pragnieniem i miłosnym
spazmem, „krążymy wokół kaktusa i kolczastej figi”[36].
Kaktus jest symbolem męskich narządów płciowych, figa żeńskich. Pierwiastek
męski i żeński, niebo i ziemia, animus i anima, zjednoczenie, pełnia,
doskonałość, spełnienie. Może właśnie w pierwotnych instynktach jesteśmy
najbardziej sobą? Erotyzm, popęd – czysto zwierzęcy, po
witkacowsku „rozhulany”, wymagania ciała, które choć często „dyktują” warunki,
ustanawiają prawdę wbrew zakłamaniu wszelkich form myślenia, ukrywających
ludzką naturę. Jeśli dodamy do tego wieczne rozdwojenie, niepewność i wszystkie
lęki związane z naszym TU BYCIEM nie zdziwią słowa Sikorskiego: „trudno nam
zapytać: / połykać czy smakować?/ Zmieniać się czy być sobą? / Czy spieszyć
się? Czy zwlekać?”[37].
Nie
ma dobrej odpowiedzi i nie ma właściwej decyzji. Stojąc na rozdrożu, zawsze w
jakiś sposób tęsknimy za wyborami, których nie podjęliśmy. Jakiekolwiek by one
jednak nie były wszyscy, samodzielnie i samotnie, bez przygotowania i treningu,
przejdziemy po linie.
Ostatnie
słowo niech należy do Eliota, który w eseju Poezja
i dramat napisał: „Albowiem jest ostatecznym zadaniem sztuki, żeby przez
narzucenie jakiegoś wiarygodnego ładu zwyczajnej rzeczywistości pobudzić nas do
odnalezienia jakiegoś ładu wewnątrz rzeczywistego świata i wywołać w nas
pogodę, ciszę i ducha pojednania; po czym zostawić nas jak Wergiliusz zostawił
Dantego, abyśmy podążali ku krainie, gdzie już nam ten przewodnik nie pomoże”[38].
[1] C. Sikorski, Z elegii piątej – o linoskoczkach, [w:] Wyimki z Elegii duinejskich R.M. Rilkego, Szczecin 2011, s. 43.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Tamże.
[5] Tamże.
[6] Tamże.
[7] Tamże.
[8] T.S. Eliot, Burt Norton, [w:] Szepty
nieśmiertelności. Poezje wybrane, przeł. Krzysztof Boczkowski, Kraków
2001, s. 141.
[9] Tenże, Little Gidding, [w:] Szepty
nieśmiertelności…, s.168.
[10] Tamże, s.169.
[11] C.Sikorski, O poezji, obrazie i ekfrazie, [w:] Wyimki z Elegii…, s. 87
[12] P. Dakowicz, Idź. Poemat echolaliczny, [w:] Place
zabaw ostatecznych, Sopot 2011, s. 14.
[13] C. Sikorski, Z elegii piątej – o linoskoczkach, [w:] Wyimki z Elegii …, s. 43
[14] T.S. Eliot, Wydrążeni ludzie [w:] Szepty
nieśmiertelności…, s. 121.
[15] D. Alighieri, Piekło, Pieśń III, w. 32-42, [w:] Boska komedia, przeł. Edward Porębowicz, Wrocław 1986, s. 17.
[16] T.S. Eliot, Wydrążeni ludzie [w:] Szepty
nieśmiertelności…, s. 121.
[17] P. Dakowicz, Idź. Poemat echolaliczny, [w:] Place
zabaw ostatecznych, s. 14.
[18] Tamże.
[19] C. Sikorski, Z elegii siódmej – o świecie wewnątrz, [w:] Wyimki z Elegii…, s. 55.
[20] P. Dakowicz, Wyrzygnąć. Traktat o całości, [w:] Place zabaw ostatecznych, s. 34.
[21] Tamże.
[22] Tamże.
[23] F. Nietzsche, Zmierzch bożyszcz, [w:] Dzieła
Nietzschego t.V, przeł. Stanisław Wyrzykowski, Warszawa–Kraków 1912, s. 77.
[24] P. Dakowicz, Bardzo dobra jest śmierć, [w:] Place
zabaw ostatecznych, s. 49.
[25] Tamże.
[26] Tamże.
[27] C. Sikorski, Z elegii siódmej – o świecie wewnątrz, [w:] Wyimki z Elegii…, s. 55
[28] Tamże.
[29] T.S. Eliot, Ziemia jałowa [w:] Szepty
nieśmiertelności, s. 114.
[30] P. Dakowicz, Wyrzygnąć. Traktat o całości, [w:] Place … op.cit., s. 34.
[31] P. Dakowicz, Écriture, [w:] Place zabaw
ostatecznych, s. 7.
[32] Tamże.
[33] P. Dakowicz, Patrzymy przez okno, [w:] Place
zabaw ostatecznych, s. 28.
[34] C. Sikorski, Z elegii dziewiątej – o słowach i rzeczach, [w:] Wyimki z Elegii…, s. 67
[35] Tamże.
[36] T. S. Eliot, Wydrążeni ludzie [w:] Szepty
nieśmiertelności, s. 123.
[37] C. Sikorski, Z elegii szóstej – o spełnieniu,
[w:] Wyimki z Elegii…, s. 49
[38] T. S. Eliot, Poezja i dramat [w:] Szkice
literackie, przeł. Helena Pręczkowska, Warszawa 1963, s. 283.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz