W najnowszym numerze dwumiesięcznika "Arcana" ukazało się kilka moich tekstów z przygotowywanego do druku tomu Teoria wiersza polskiego. Niżej publikuję trzy z nich.
Zachęcam do zapoznania się ze spisem treści "Arcanów"oraz ze słowem wstępnym prof. Andrzeja Nowaka, redaktora naczelnego krakowskiego pisma.
Jeszcze nowsze Ateny
Błoto.
Nie pojedziemy do Aten. Zapomnij
o
Grecji. Przygotuj się na błoto, długą
marszrutę
przez kopne śniegi, ścieżką w cieniu
gazowych
latarni. Nie będzie Aten, nie dla nas
Istm
Koryncki, będą grudy rozmiękłej ziemi,
przemykanie
wśród posągów o kamiennych oczach.
Kiedy
spojrzeć na nie pod pewnym kątem, ożywają,
mierzą
do siebie krowimi plackami. Patrz w ziemię,
niech
nogi poruszają się miarowo. Caryca Katarzyna
wzięła
cię na cel, pacnięcie błota o latarnię i możesz
iść
dalej, nic nam nie grozi. Na placu nas nie rozpoznają,
jesteśmy
dwoje Nigrów z Czarnego Lądu, dwoje
błotnych
gladiatorów, jesteśmy Popaprańcy Boży
w drodze do Domu, którego Nie Ma.
Wersyfikacja polska
Taka
ładna metafora: pociąg czasu.
Zaaresztowali
czas (wrota, żeliwne zasuwy)
i
pędzą na złamanie karku.
Pociąg
tyka, zegarowy niewybuch:
A
jak to? A tak to.
Zegarki
Lwowa, zegarki Nowogródka,
zegarki
Wilna, zegarki Tarnopola
tykają,
tykają, tykają.
Pociąg
mknie przez suchy step,
dokąd
pędzisz, Kozacze?
Na
stypę, na bankiet, na kondukt, na raut.
Zegary
z kukułką, zegary z pozytywką,
zegary
wygrywające mazurki dąbrowskich,
sygnaturki,
dzwonnice, wieże, bramy, stiuki.
Na
stypę, na kondukt. Anielski orszak
przyjmuje
ich duszę. Święci zstępują
z
ikon, przypinają sobie zegarki, po trzy
na
lewym przedramieniu, po cztery
na
prawym.
Zegarki
Lwowa jadą do lwowskich dzieci
śpiących
w ziemi. Zegarki Krzemieńca
witane
są przez krzemienieckie wdowy
w
katakumbach Azerbejdżanu. Pani Salomea
macha
zgniłą ręką. List pisze do syna.
Pierwszy
Bruno, z przestrzeloną głową,
przygarnia
bezdomne kukułki Drohobycza.
Drugi
Bruno, w Tadżykistanie, robi miejsce
dla
kukułek wygłaszających samokrytykę.
A
jak to? A tak to.
Zegarki
zdarte z rąk.
Zegary
uwolnione od ścian.
Tykają
Nieprzekładalni
Cofnięto
im paszporty,
w
ostatniej chwili,
tuż
przed odlotem.
Spoczywają
w
sali odpraw,
pojedynczo,
po
dwóch, po trzech,
całymi
rodzinami.
Oniemiali.
Włosy
w nieładzie,
ręce
rozrzucone
w
geście protestu.
Próbuję
dźwignąć
ich,
donieść
na
drugi brzeg,
z
powrotem
do
ludzi.
Wymykają
się,
przesypują
przez
palce.
Jakby
wszystko
było
mało.
Jakby
musiało
wypełnić
się
i
to:
zapodzianie
w przekładzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz