niedziela, 8 maja 2011

Szkic o van Goghu w "Toposie"


W najnowszym numerze dwumiesięcznika literackiego "Topos" ukazała się pierwsza część mojego szkicu o Vincencie van Goghu. Poniżej prezentuję fragment tekstu. Zachęcam do lektury czasopisma.


Kawałek ucha van Gogha (płatek i dolna część małżowiny) spoczywa w słoju ze spirytusem. Słój stoi w gabinecie doktora Reya, lekarza z Arles (w tym miasteczku na południu Francji Vincent mieszkał przez kilkanaście miesięcy — tu przeżył pierwszy atak obłędu, tu po raz pierwszy znalazł się pod obserwacją psychiatryczną, tu po raz pierwszy nałożono mu kaftan bezpieczeństwa).

Zanim ów niepozorny fragment ciała trafił na szpitalny parapet, przechodził przez wiele rąk. Jeśli wierzyć przekazom, na początku obejrzała go panna Rachel z miejscowego burdelu; przypłaciła to omdleniem i czasowym rozstrojem nerwowym. Madame Virginie, przełożona dziewcząt z domu publicznego numer jeden przy Bout-d’Arles, nie chciała dotykać krwawego strzępka. Żandarmowi podała go na kopercie, w którą został zapakowany przez tego szaleńca. Z obrzydzeniem zaciskając usta i oczy, co i rusz podtykała sobie pod nos uperfumowaną koronkową chusteczkę. Posterunkowy oddał corpus delicti do rąk własnych komisarza, który nie takie rzeczy widział, chwycił więc fragment ucha i bezceremonialnie oglądał go pod światło. Kiedy znaleziono właściciela, spał, a gdy się zbudził, nie mógł odpowiadać za własne czyny, dlatego pan komisarz przekazał płatek i dolną część małżowiny panu doktorowi Rey. Na szycie było jednak za późno — ze strzępka uszło życie, okaleczone ciało nie przyjęłoby go z powrotem. Feliks Rey, asystent w szpitalu w Arles, przechowywał odpadek w słoju pełnym spirytusu. Naturalny kolor ludzkiego ciała był jeszcze dość dobrze widoczny, kiedy słój trzymał w ręku przybyły z Paryża Theo van Gogh.

Rey, dwudziestotrzylatek z niezbyt wielkim doświadczeniem lekarskim, obiecał opiekować się Vincentem, zapewnił jego brata, że pacjent wkrótce dojdzie do siebie. I rzeczywiście, poświęcał malarzowi sporo czasu, pozwalał mu w swoim gabinecie (w słoju na parapecie pływało Vincentowe ucho) pisać listy do Thea, serdecznie z nim rozmawiał, ale jego obrazów, które miał okazję oglądać, ani nie cenił, ani nie rozumiał.

Vincent wyszedł ze szpitala na początku stycznia 1889. Gdy dziesięć miesięcy później Feliks Rey opuścił Arles, by w Paryżu złożyć ostatnie egzaminy doktorskie, osoba dbająca o porządek w gabinecie odkręciła słój i wylała całą jego zawartość do klozetu.

Płatek i dolna część małżowiny zniknęły z powierzchni ziemi.

Świat jest pełen niepotrzebnych przedmiotów.


2 komentarze:

  1. Gratuluję panu sukcesów. Piszę prozę od 10 lat (a mam 21), biorę udział w konkursach literackich, i nic...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję się zachęcona do lektury czasopisma i innych Pańskich publikacji. Anna

    OdpowiedzUsuń