niedziela, 30 stycznia 2011

Recenzja "Helikonu i okolic" w "Toposie"


W najnowszym numerze dwumiesięcznika literackiego "Topos" ukazał się szkic krytycznoliteracki Artura Fryza na temat książki Helikon i okolice. Notatki o poezji współczesnej. Tekst kutnowskiego poety i krytyka literackiego zamieszczam poniżej.



LUBIĘ SZEROKIE
MARGINESY KRYTYKA.

KILKA MYŚLI O KSIĄŻCE PRZEMYSŁAWA DAKOWICZA
HELIKON I OKOLICE. 
NOTATKI O POEZJI WSPÓŁCZESNEJ

Krytyk literacki to badacz subiektywny. Tak lapidarnie ośmielę się zdefiniować tę szczególną profesję, a raczej powołanie. Oba te określenia: „badacz” i „subiektywny” mają swoją wagę i muszą występować nierozłącznie, byśmy mieli do czynienia z krytykiem literackim godnym uwagi. Przy czym kolejność tych określeń powinna być, chronologiczne rzecz ujmując, odwrotna. Nasamprzód: subiektywny, a w drugiej kolejności: badacz. Najpierw bowiem powinno następować estetyczne przeżycie w kontakcie z dziełem, a potem badawcza praca umysłu, który próbuje źródło tego przeżycia, a więc (zawsze tylko w pewnym stopniu) istotę wartości dzieła rozpoznać. To jednak znowu uproszczenie. Wszak, zwłaszcza w przypadku dzieł niełatwych, często dopiero w trakcie badania doznajemy estetycznego olśnienia. Pewne dzieła są, jak niektóre rodzaje kobiet, piękne urodą nieoczywistą, odkrywaną powoli. Na ogół urzeczenie tym rodzajem piękna bywa głębsze, a jego skutki dla urzeczonego i obiektu afirmacji poważniejsze.
Rozpoczynam swoje rozważania od przypomnienia konstatacji dość oczywistych nie bez kozery. Wciąż bowiem mamy w obiegu literackim zbyt wiele tekstów krytycznoliterackich niemal całkowicie subiektywnych, prawie zupełnie abstrahujących od omawianego tekstu, rezygnujących z wysiłku badacza. Jak to celnie i lapidarnie określił kiedyś Krzysztof Kuczkowski: pełno jest dziś recenzji z książek nieprzeczytanych. Z drugiej strony nierzadcy są też krytycy, u których obiektywizująca perspektywa badawcza wydaje się niwelować estetyczny i emocjonalny wymiar literatury, a ich ciężkie elaboraty wydają się raczej protokołami z sekcji zwłok niż relacjami ze spotkania z pożywnym i ożywczym słowem dzieła.
Autor książki Helikon i okolice. Notatki o poezji współczesnej Przemysław Dakowicz w znakomitej większości tekstów w niej pomieszczonych szczęśliwie unika tych pułapek. Tym co mnie w tej książce przekonuje najbardziej jest niezwykle pieczołowita, rzetelna praca nad rozjaśnieniem możliwych, sugerowanych przez analizowane dzieło kontekstów. Najlepiej widać to, moim zdaniem, w otwierającym książkę eseju Różewicz i Bonhoeffer. Na marginesie wiersza nauka chodzenia”. Podobnie jak autor wstępu do tej książki prof. Wojciech Kudyba uważam ten szkic za najlepszy w zbiorze. To co robi tutaj krytyk niezwykle udatnie, to dodanie do tekstu szerokiego marginesu kulturowego. Wiersz Różewicza zostaje osadzony w przestrzeni i czasie, w sensie jak najbardziej dosłownym, ale i przenośnym. Krytyk rozpoczyna swoje rozważania niezwykle precyzyjnym i erudycyjnym, do tego literacko świetnie napisanym, opisem wrocławskiej topografii. Opis ten znakomicie wprowadza w kontekst, bez którego recepcja wiersza Różewicza, a jak się podczas lektury książki okazuje i całej późnej fazy twórczości tego poety, byłaby zubożona. Po plastycznym narysowaniu przestrzeni, w której osadza interpretowany wiersz Różewicza, krytyk szkicuje nam biografię jednego z dwóch tytułowych bohaterów tekstu: Dietricha Bonhoeffera. Jest to biografia kładąca nacisk na duchowy, intelektualny i teologiczny wymiar życia i dzieła bohatera. Ten „luterański święty”, niemiecki pastor, teolog, stracony przez nazistów współuczestnik spisku na życie Hitlera, to autor m.in. koncepcji „chrześcijaństwa bezreligijnego”. I tu właśnie, według krytyka, spotyka się z nim omawiany wiersz Różewicza, ale i w ogóle późna faza twórczości tego wybitnego poety. Kilka zdań, które tutaj skreślam, jest jedynie sygnałem zawartości tego ważnego szkicu. Ważnego z trzech co najmniej powodów. Po pierwsze odkrywczo oświetla ostatnią fazę twórczości autora Wyjścia. Po drugie stanowi wprowadzenie w problematykę intelektualną, wydaje się kluczową, dla rozumienia naszej współczesnej kultury i miejsca w niej chrześcijaństwa. Po trzecie wreszcie sygnalizuje jeden z głównych nurtów poszukiwań Dakowicza jako badacza i krytyka. Idzie tu o zagadnienie sposobu obecności Boga w świecie ponowoczesnym i w ponowoczesnej literaturze. Jeśli miałbym szukać jakiegoś głównego pytania, które przewija się przez większość zawartych w jego książce tekstów, to brzmi ono: jak w dziele przejawia się kwestia obecności/nieobecności Boga, jaka jest relacja tekstu literackiego przekazu religijnego, do transcendencji i sacrum?
Pierwsza obszerniejsza część książki obejmuje dłuższe, eseistyczne teksty poświęcone twórczości wybitnych nestorów literatury współczesnej: Tadeusza Różewicza, Czesława Miłosza i Julii Hartwig. Druga składa się z tekstów na ogół krótszych, których bohaterami są oprócz utworów starych mistrzów: Różewicza czy Miłosza książki poetyckie Wojciecha Kassa i Krzysztofa Kuczkowskiego. Autor jawi się nam w tych ostatnich już nie tylko jako interpretator dzieł bardzo szeroko opisanych, twórców o trudnej do zakwestionowania randze w dziejach poezji współczesnej, ale też jako towarzysz książek znaczących poetów średniego pokolenia, których recepcja i pozycja wciąż jeszcze się kształtują.
Już w samym wyborze tych a nie innych twórców zawiera się gest aksjologiczny, próba, którą podejmuje niemal każdy poważny krytyk – przybliżania czytelnikowi twórczości autorów współczesnych, których utwory najbliższe są jego gustowi. I tu, moim zdaniem, Dakowicz odnosi zwycięstwo, gdyż w przypadku Kassa i Kuczkowskiego jego ucho, oko i nos krytyka go nie zawodzą. Dowodzą tego kolejne znakomite książki poetyckie tych autorów, które ukazały się już po wydaniu Helikonu i okolic. Wybór dokonany przez autora jest cenny tym bardziej, że dotyczy poetów, których łączy co prawda, jak sam zauważa: „bliźniaczo podobna postawa wobec świata i człowieka, zorientowanie twórczości na etykę i aksjologię” (Kominiarczyka podróż w stronę światła. O tomie „Pieśni miłości, pieśni doświadczenia” Wojciecha Kassa i Krzysztofa Kuczkowskiego, s. 195), ale różnią odmienne poetyki. Muza Kuczkowskiego jest: ironiczna, dyskursywna, zdystansowana, intelektualna, muza Kassa o wiele bardziej zanurzona w żywiole lirycznym, muzycznym, emocjonalnym. Okazuje się więc Dakowicz krytykiem otwartym na różne dykcje, choć niezmiennie interesuje go bardziej „znaczone” niż „znaczące”, bardziej sfera idei dzieła niż jego językowego kształtu. Stąd być może pewna predylekcja do poezji dyskursywnej, sprozaizowanej. Z taką mamy bowiem do czynienia na ogół u Różewicza i dosyć często u późnego zwłaszcza Miłosza. Trochę z tej dykcji odnaleźć można u Kuczkowskiego, ale już wyraźna fascynacja krytyka twórczością Kassa zdaje się świadczyć, że poezja lirycznego żywiołu, formy na poły muzycznej też znajduje w nim wdzięcznego słuchacza.
Autor Helikonu i okolic nie ogranicza się jedynie do relacji z mądrej a często odkrywczej lektury. Wyczytać można z tekstów zawartych w jego książce pewien projekt poezji krytykowi najbliższy. Najbardziej bezpośrednio przedstawia go Dakowicz w zajmującym tekście Animula w krainie zwierciadeł. O tomie „Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości” Krzysztofa Kuczkowskiego. Pisząc np.: „Sopocki twórca domaga się, by poezja pozostała rozmową o rzeczach pierwszych, najistotniejszych, by nie grzęzła w jałowych sporach formalnych, by nie przestawała być – posłużę się tu określeniem Miłosza – «zbieraniem danych o rzeczach ostatecznych w kondycji ludzkiej» (Cz. Miłosz, Piesek przydrożny, Kraków 1997)” – nie tylko odsłania obecny, jego zdaniem, w poezji Kuczkowskiego postulat, ale i zarys własnego projektu. To istotna cecha tej książki. Choć opatrzona deminutywnym, sugerującym pewną przypadkowość w doborze tekstów podtytułem: Notatki o poezji współczesnej, poprzez dobór tekstów a także sposobu pisania o niej jawi się jako konsekwentna propozycja młodego krytyka wobec współczesności literackiej. Propozycja o tyle istotna, że właściwie wyraźnie przeciwstawna nurtowi dzisiaj najbardziej może modnemu i nagłaśnianemu, objawiającemu się w przesadnie, moim zdaniem, eksponowanym krytycyzmie wobec języka jako narzędzia poznania czy instrumentu twórczości.
Młody badacz, w odróżnieniu od wielu swoich rówieśników na krytycznoliterackiej niwie, nie wikła się w rozważaniach epistemologicznych. Nie czyni nas świadkami rozwlekłych dywagacji na temat związków pomiędzy badaczem a przedmiotem i metodą badania. Nie zachowuje się jak mechanik samochodowy, którego główną czynnością jest pokazanie klientowi narzędzi, których używa. Osobiście wolę mechanika, który więcej czasu poświęca badaniu samochodu niż klucza francuskiego. Dakowicz jako krytyk spełnia tu moje oczekiwania. Oczywiście nie znaczy to, że nie sposób dostrzec w jego tekstach świadomości narzędzi, których używa, czy też systemu wartości, który preferuje.
Na tle rzetelnych, czasem rewelatorskich, jak w przypadku szkicu o Różewiczu i Bonhoeferze czy tekstu o książce Wiry i sny Kassa jak zgrzyt brzmi Jarosława Marka Rymkiewicza Zachód słońca w Milanówku. Jest to bodaj jedyny tekst, w którym krytyk wyraźnie dystansuje się od obiektu swojego namysłu, w którym dosyć złośliwie traktuje przedmiot swojego pisania. To oczywiście święte prawo krytyka – prawo do własnego gustu, do wyrażenia nie tylko aprobaty, ale i estetycznego sprzeciwu. Problem w tym, że dość powszechnie przyjmowaną miarą rzetelności, bliską jak się wydaje także autorowi Helikonu jest, aby zwłaszcza wtedy, kiedy chcemy dać wyraz jakimś swoim negatywnym ocenom robić to szczególnie rzetelnie. Zbadać dokładnie z czego nasz sprzeciw wynika. Tymczasem jedyny, jak podkreślam, w całym zbiorze tego typu tekst jest zarazem jednym ze szkiców najmniej obszernych. Subiektywnemu odczuciu nie towarzyszyła w tym przypadku wystarczająca uwaga badacza. Decyzję umieszczenia jej w takim kształcie w zbiorze, w kontekście jego całości, uważam za błędną. Znaleźć w niej bowiem można krytyczne potknięcia, których w innych tekstach autor z sukcesem się wystrzega. Razi mnie np. gołosłowność twierdzeń. Przyjrzyjmy się np. zdaniu: „W wielu utworach Rymkiewicza pojawiają się nazwiska innych kompozytorów, nazwy gatunków muzycznych, aluzje do konkretnych kompozycji (niestety, zazwyczaj są to jedynie popisy erudyty, które nie otwierają przed czytającym nowych możliwości interpretacyjnych).” Pozostaje nam przyjąć na wiarę, że tak jest. Więcej uwagi krytyk tej kwestii nie poświęca. Nie dostrzega możliwości interpretacyjnych takich chociażby jak Ryszard Przybylski, który w posłowiu do drugiego wydania Zachodu słońca w Milanówku pisze m.in. tak: „U Rymkiewicza świat jest bowiem jak Vivaldi, co oznacza, że ma strukturę harmonijną, par excellence muzyczną, chociaż Boga w nim nie ma. Bóg jest gdzie indziej i gdzie indziej się chowa.” (Ryszard Przybylski, Posłowie, w: J. M. Rymkiewicz Zachód słońca w Milanówku). Można interpretować obecność muzycznych odwołań u Rymkiewicza tak jak Przybylski, można jeszcze inaczej. Możliwości jest naprawdę sporo. W każdym razie na pewno nie jest rozsądne zbyć ją jednym apriorycznym zdaniem. Nieporozumień jest w tej recenzji jeszcze kilka, ale ponieważ mam prawo przypuszczać, że dzisiaj autor nie zdecydowałby się na umieszczenie jej w zbiorze, nie będę poświęcał im więcej uwagi.
Na pocieszenie mam nie nową, ale wartą chyba przypomnienia, konstatację, że w dziejach literatury pomyłki zdarzały się najwybitniejszym mistrzom krytyki i co więcej ich krytyczne błędy przynosiły nierzadko ciekawsze kulturowo konsekwencje niż trafne rozpoznania. Mnie jako czytelnika notatka Dakowicza skłoniła w każdym razie do przeczytania jeszcze raz tomu Samotnika z Milanówka i potwierdzenia przekonania, że inspiracja – odstającym od wszystkiego tego, co w polskiej poetyckiej teraźniejszości obwiązujące – Rymkiewiczem – może być dla nowej poezji bardziej płodna niż podążanie za coraz mniej odkrywczymi utworami niektórych przedstawicieli niebezpiecznie skostniałej w doktrynę tzw. poetyki brulionu.
„Wysokie serio” Dakowicza w stosunku do literatury, które sygnalizuje we wstępie Wojciech Kudyba jest wartością zwłaszcza na tle pogoni za błahostkami, dość powszechnej dzisiaj tendencji do niwelowania roli literatury do wymiaru jedynie językowej gry. Kryje się w tej postawie autora jednak także pewne niebezpieczeństwo braku niezbędnego dystansu, który daje postawienie w wątpliwość niekwestionowanych wydawałoby się wartości. To przecież jedno z podstawowych narzędzi badawczych. Sprawdza ono jakości przedmiotu badania w odniesieniu nie tylko do naturalnego i zdawałoby się oczywistego systemu odniesień, ale także w innym oświetleniu. Choć odczuwam w tym względzie po lekturze Helikonu i okolic pewien niedosyt, to jednak dostrzegam także sygnały, że i tego niebezpieczeństwa krytyk ostatecznie szczęśliwie unika. Wszak proponując nam perspektywę wysokich obowiązków poezji najbłyskotliwiej robi to, moim zdaniem wówczas, gdy styka się z twórczością Krzysztofa Kuczkowskiego. Krytyk, który skupia się głównie na intelektualnym, etycznym, aksjologicznym i metafizycznym horyzoncie tekstu, świetnie się sprawdza w odczytaniu twórczości poety, którego utwory nie tracąc tego horyzontu z pola widzenia, reprezentują jakości przynależne raczej do świata formy i gry konwencjami – kategorie: dystansu, ironii, autoironii, liryki maski i roli.
Sporo o prywatnej aksjologii krytyka, projekcie poezji oraz świadomości pozycji, jaką chce zająć mówi tekst poświęcony książce Wojciecha Kassa Wiry i sny. Dakowicz pisze tam między innymi: „Kass buduje w swoich utworach obraz całości, obejmuje istnienie, zagarnia rzeczywistość. I oto dokonuje się cud, w którym uobecnia się i tworzy poezja: świat okazuje się jednością pozornie sprzecznych elementów – jakby nigdy nie uległ rozbiciu, a dążenie do scalenia było zbędne, jakby przekonanie o konieczności poszukiwania nowych języków, mających wyrazić doświadczenie człowieka na początku trzeciego tysiąclecia, było jedynie fantomem, któremu ulegają dziesiątki i setki współczesnych poetów-konceptystów, wszelkiej maści dekonstrukcjonistów i pogrobowców postmodernizmu. Autor Wirów i snów mówi krótko: ja jestem, świat jest. Poezja to prosta konsekwencja tych dwóch stwierdzeń. Bo język zamieszkuje w rzeczywistości, znajduje się w centrum, nie na zewnątrz.” (Lunatyk światła. O tomie „Wiry i sny” Wojciecha Kassa). Zdaje się, że to samo mógłby Dakowicz powiedzieć o sobie jako krytyku.
„Krytyka obowiązuje szczerość estetycznego przeżycia, szczerość smaku. Inna sprawa, że potem dojść mogą sprawy z przeżyciem estetycznym mniej związane, powiedzmy – z jednej strony: zainteresowanie ciekawą, choć niezupełnie na język poetycki «przetłumaczoną» problematyką, z drugiej strony: właśnie – różne systemy pozapoetyckich ocen. Ale to wszystko nie może zafałszować przekonania o właściwej poetyckiej wartości dzieła, przekonania, które wypływać musi z autentycznego przeżycia i którego nie może zmienić żaden zewnątrz-poetycki system wartości ani żadna sztywna teoria estetyczna. Zbyt szare są wszystkie teorie, zbyt zielone i złote są drzewa poezji.” – napisał kiedyś Jerzy Kwiatkowski (Wrażliwość zamknięta i wrażliwość otwarta czyli przepraszam, że lubię poezję, w: Notatki o poezji i krytyce, Kraków 1975). Ten cytat z jednego z najciekawszych polskich krytyków literackich XX wieku dedykuję Przemysławowi Dakowiczowi, czekając na kolejną jego książkę krytycznoliteracką. Liczę po trochu na to, że obejmie w niej swoim zainteresowaniem szersze grono poetów i da pełniejszą panoramę poetyckiej teraźniejszości.
Dobry wiersz jest zaproszeniem do podróży. Podobnie jest z tekstem krytycznoliterackim. Tekst ten będąc relacją z estetycznej peregrynacji powinien być zarazem do niej zaproszeniem, powinien więcej otwierać przed czytającym niż zamykać. Zachęcać do przeczytania dzieła, poszerzać perspektywy lektury, nie pretendując zarazem do rozwikłania tajemnicy. Jest ona wszak w dziele wysokiej artystycznej próby za każdym razem do odkrycia przez czytelnika. Autorowi Helikonu i okolic na ogół się to udaje. W tytule wspomnianego już pierwszego eseju książki zawarte jest określenie „na marginesie wiersza”. Marginesy, które na ogół proponuje autor Helikonu i okolic są niezwykle szerokie i warte przeczytania – otwierają a nie zamykają wyobraźnię, pozwalając lepiej poznać dzieło. Przekonują mnie szerokie marginesy Dakowicza.

Artur Fryz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz