poniedziałek, 14 czerwca 2010

Rozmowy o Miłoszu


Casus Czesława Miłosza pokazuje, jak przemożny wpływ na życie literackie może wywierać czynna obecność wybitnego poety. Kiedy autor Trzech zim żył, mieliśmy świadomość, że wyrasta ponad nas wszystkich, że jest jak wiekowy dąb, w którego cieniu chronią się pomniejsze drzewa, drzewka i krzaczki. Koncentrował na sobie uwagę, proponował tematy do dyskusji. Nawet kiedy wzbudzał kontrowersje i irytował swoją matuzalemową godnością, jego dzieło zmuszało do refleksji nad kształtem współczesności, stawiało przed oczy tradycję, przynaglało do określenia się wobec przeszłości. Gdy go zabrakło, zdawało się, że w polskiej literaturze powstała wyrwa nie do zasypania. Tymczasem, niemal niezauważalnie, rozpoczął się, zrozumiały i naturalny, proces zapoznawania Miłoszowego dziedzictwa. Trzeba było przyjąć do wiadomości, że w panteonie wielkich postaci dwudziestowiecznej poezji kolejny pomnik zastygł w bezruchu, że nie zejdzie już do nas z cokołu jak Komandor, kamienny gość z dramatu Tirso de Moliny.

W czwartym numerze "Dekady Literackiej" z roku 2009 wydrukowana została rozmowa redakcyjna Jednym kopnięciem strącony w limbo? O recepcji twórczości Czesława Miłosza w latach 2004-2009. Przeczytałem ją jakiś czas temu z zainteresowaniem, zastanawiając się, czy słuszne jest przebijające z wypowiedzi dyskutantów przeświadczenie o faktycznej nieobecności Miłosza zarówno w dyskursie historycznoliterackim ostatnich lat, jak i w poetyckich propozycjach młodych twórców. Wszystko wskazuje na to, iż rzeczywiście mamy do czynienia ze stanem swoistej recepcyjnej "hibernacji" Miłosza. Jego poetycki idiom przestał być produktywny, dla wyrażenia własnych pokoleniowych problemów młodzi poeci wybierają inne języki.

A jednak wielu z nas (nawet ci, którzy - jak piszący te słowa - zajmują się literaturą od niedawna) może powtórzyć za Jerzym Illgiem: "jesteśmy niezwykle uprzywilejowanym pokoleniem - jak ci, co kiedyś wspominali kolacje u Mickiewicza, myśmy mieli okazję obcować nie z papierem, nie z książką, lecz z żywym człowiekiem". Mimo że nigdy nie zetknąłem się z Miłoszem twarzą w twarz, podpisuję się pod zdaniem wypowiedzianym przez redaktora "Znaku". W biografii czytelniczej moich rówieśników, tzw. roczników siedemdziesiątych, autor Na brzegu rzeki był nie literackim tetrykiem, powtarzającym wciąż te same anegdoty dziadkiem, na którego z lekceważeniem macha się ręką, ale poetyckim Bogiem Ojcem albo - jeśli kto woli - litewskim Perkunem, bogiem niebios i ognia. W nim się przeglądaliśmy, jego dłoni poszukiwaliśmy, kiedy przyszło nam na myśl postawić w poezji pierwsze własne kroki.

Żegnaliśmy go z żalem. Bolały nas towarzyszące pogrzebowi awantury. Jeszcze dotkliwsza była świadomość, że - jak się domyślaliśmy - wbrew woli odchodzącego, jego nazwisko zawłaszczyła jedna opcja ideowa. Miłoszowi założono nieforemną i krzywą maskę ideologiczną, wyrządzając krzywdę jego dziełu.

Słowa Poety żyją w pamięci wielu z nas i nadal wydają owoce.

Ci, którzy nie posiadali dokładniejszej wiedzy o ostatnich latach Miłosza, mogą dziś sięgnąć po książeczkę Agnieszki Kosińskiej, jego osobistej sekretarki, kustosza Miłoszowskiego mieszkania i archiwum w Krakowie. Lektura tego tomiku zajęła mi jeden wieczór i dostarczyła satysfakcji obcowania z człowiekiem bliskim i dobrze znanym, a dzięki relacjom Kosińskiej niemal dotykalnym w jego fizyczności. Rozmowy o Miłoszu, wydane przez "Świat Książki", polecam Państwa życzliwej uwadze.

Poniżej kilka cytatów.


"Był to człowiek nastawiony na twórczość i na minimalne straty energii, ale znowu człowiek, który jest zainteresowany naprawdę wszystkim: od filmów przyrodniczych po politykę. To, że on nie zabierał głosu w tabloidach, w telewizji, to nie znaczy, że wszystkiego nie śledził, po prostu nie czuł potrzeby albo odmawiał.. Czasem godził się na wywiad, no to potem darł włosy z głowy, mówiąc: >>Po co ja się dałem namówić?! Głupi byłem!<<."


[O przygotowywaniu wykładu:] "Więc najpierw dyktowanie, redagowanie. Redagowanie w tej fazie polegało na tym, że ja czytałam fragmenty, on myślał, poprawiał. Potem znów czytaliśmy, nanosiliśmy poprawki, potem odkładał. Po kilku dniach do tekstu się wracało. Kazał go czytać, drobne poprawki znowu, a następnie przygotowanie do czytania. [...] Kilka dni siedział na krześle i trzymając w ręce ten tekst, uczył się go czytać. A jak mu się przerwała płynność, to jeszcze raz. I trwało to kilka dni [...]!"

"No więc on siedział i trzymał kartki, niezbyt długo, gdyż mdlały mu ręce."

"[...] zawsze miał w swoim biurku schowany marcepan w czekoladzie, w każdym miejscu. I Carol śledziła te marcepany i trochę wykradała, bo nie wolno mu było jeść tyle słodyczy."

"Arogancki młody chłopiec - zawsze, ponieważ chłopcem pozostał do końca. Tak żywej chłopięcości w wydaniu starca nie widziałam [...]."

[O ostatnich tygodniach:] "To była faktycznie ars bene moriendi - sztuka dobrego umierania. Bardzo spokojny, bardzo pewny siebie, bardzo godny proces kończenia ziemskich interesów, odłączania głowy od reszty, woli od głowy, nie chaotycznie, nerwowo i neurotycznie, absolutnie nie. Trwało to od początku 2004 roku. Wszyscy w domu wiedzieliśmy, że umiera, że chce umrzeć i że to ma tak wyglądać. Powiedział mi, że kończy już dyktowanie. Że w ogóle kończy wszelkie zatrudnienia literackie, korespondencje, sprawy z wydawcami, że zostawia to mnie. Jemu żeby dać już spokój."

"Godzinami, na jego życzenie, ale też naturalnie, trzymałam go za rękę, siedząc przy jego łóżku. Rzadko prosił: >>A Niech no Pani wybierze coś do czytania<<. [...] Na szczęście w >>Twórczości<< ukazały się dzienniki Iwaszkiewicza [...]; Różewicza nowe wiersze. [...] Często było tak, że czytałam, a on zasypiał, przestawałam czytać, żeby go nie zbudzić tym czytaniem - wtedy właśnie się budził. No to ja znowu. Co było wtedy ważne, co z tego, co czytałam, słyszał? Czy chodziło o melodię mojego czytania, czy o znaczenie?"

Pytanie do Czytelników: czy sądzicie Państwo, że dziedzictwo autora To jest dzisiaj żywe, a Miłoszowski idiom poetycki produktywny? 

ZOBACZ TAKŻE:
Rozmów o Miłoszu ciąg dalszy

10 komentarzy:

  1. Miłosza czytuję niezwykle rzadko, zdecydowanie bardziej przemawia do mnie poezja Herberta czy Różewicza. Jeśli już do Miłosza wracam, to najczęściej do Ziemi Urlo, to lektura całkowicie zawłaszczająca umysł.

    Poza najbardziej znanymi wierszami, którym nie sposób odmówić wielkości, za małe arcydzieło uważam krótki wiersz Jeżeli. Nie przypominam sobie, aby jakikolwiek wiersz współczesny poruszył mnie tak mocno. Kilka słów, które trafiają w samo sedno:

    Jeżeli

    Jeżeli Boga nie ma,
    to nie wszystko człowiekowi wolno.
    Jest stróżem brata swego
    i nie wolno mu brata swego zasmucać,
    opowiadając, że Boga nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektóre wiersze Miłosza najpierw wprawiały mnie w zachwyt, później wywoływały pewien rodzaj niepokoju. Początkowo chce się od niego uciec, czymś go stłumić, ale to właśnie ten niepokój zmusza, by się w życiu zatrzymać, przestać przechodzić nad wszystkim do porządku dziennego. Tak było z "Który skrzywdziłeś", "Tak mało", "Zapomnij".
    Czasami poezja Miłosza jest jak wstęp do rachunku sumienia. Niewygodna, ale pomaga nam wydawać owoce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochani, dziękuję za pierwsze wypowiedzi. Zależy mi na tym, by udało się w tym miejscu przeprowadzić mini-dyskusję o obecności/nieobecności Miłosza. Roberto, jestem bardzo ciekaw, dlaczego Herbert i Różewicz, i może jeszcze bardziej: dlaczego n i e Miłosz.
    Serdeczności - PD

    OdpowiedzUsuń
  4. Aha, jeszcze jedno: Pani Olu, bardzo mi miło, że zechciała Pani tutaj zajrzeć i wyrazić swoją opinię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłosza czytuję często, zawsze uważałem go - obok Leśmiana i Iwaszkiewicza - za najważniejszego polskiego pisarza XX wieku. Niedźwiedź z Szetejni imponuje mi i rozległością poszukiwań (ideowych, filozoficznych, artystycznych, nawet prozodyjno-metrycznych), i oryginalnością objawiającą się w niezależności myśli i tworzenia. Tak na marginesie jedynie dodam, że zamieszanie wokół jego pogrzebu, jak też - jak Przemysław słusznie zauważa - "zawłaszczanie Miłosza przez jedną opcję ideową" było haniebnym pokalaniem skarbu narodowego i językowego. Nie ma co się rozwodzić nad małością krzykaczy, których nie brakuje po obu stronach. Pamiętam, jak w rozmowie z prof. Aleksandrem Fiutem Miłosz z obrzydzeniem wspominał przedwojenne "wyczyny" kolegów-narodowców z ławy szkolnej i uniwersyteckiej. Równie śmieszne jest ustawianie Miłosza w szeregu salonowych autorytetów, do których Adam Michnik zwykł mówić per ty. Wszystko to pozostaje poza ogromnym Dziełem pisarza, szalenie różnorodnym, powstałym w różnych frazach: powieściowej, poetyckiej, eseistycznej, stawiającym Wielkie Pytania, broniącym się przed naiwno-szkolną rąbanką. Trudno byłoby wymienić ulubione wiersze i eseje Miłosza. Tyle tego... Na pewno ta kapitalna dyskusja o Litwie, Europie Środkowej, Polsce, korzeniach kultury, narodowości w "Zaczynając od moich ulic", "Rodzinnej Europie", "Poszukiwaniu ojczyzny". Na pewno zjawiskowy "Hymn o perle" i świetna "Nieobjęta ziemia". Ale to tylko początek rejestru.

    Robert Rutkowski wkleił ulubiony wiersz z Miłoszowej twórczości. Mnie zatem też wolno:

    Wyznanie

    Panie Boże, lubiłem dżem truskawkowy
    I ciemną słodycz kobiecego ciała.
    Jak też wódkę mrożoną, śledzie w oliwie,
    Zapachy: cynamonu i goździków.
    Jakiż więc ze mnie prorok? Skądby duch
    Miał nawiedzać takiego? Tylu innych
    Słusznie było wybranych, wiarygodnych.
    A mnie kto by uwierzył? Bo widzieli,
    Jak rzucam się na jadło, opróżniam szklanice
    I łakomie patrzę na szyję kelnerki.
    Z defektem i świadomy tego. Pragnący wielkości,
    Umiejący ją rozpoznać gdziekolwiek jest,
    A jednak niezupełnie jasnego widzenia,
    Wiedziałem, co zostaje dla mniejszych, jak ja:
    Festyn krótkich nadziei, zgromadzenie pysznych,
    Turniej garbusów, literatura.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z upływem czasu odkrywam w moim postrzeganiu Miłosza pewną sprzeczność. Otóż Czesław Miłosz z jednej strony jawi mi się dzisiaj jako poeta nieromantyczny (niezakłócony mistycyzmem, u którego poczucie ładu jest świadomym dążeniem), a jednocześnie Miłosz to dla mnie mędrzec noszący w sobie cechy wieszcza. To jeden z ostatnich poetów, który mimo pewnego anachronicznego modelu poety, wywodzącego się właśnie z romantyczności (tak myślę), przywraca słowu poetyckiemu (a co za tym idzie, głoszącemu to słowo) należną mu rangę, przez to jak mówi, i co mówi do czytelnika.


    piotr

    OdpowiedzUsuń
  7. Panie Piotrze,
    ciekawa jest inna rzecz. Pisze Pan o "niezakłóceniu mistycyzmem" poezji Miłosza. Jednak dopatrywałbym się pewnych elementów, które zdają się świadczyć o postawie wręcz przeciwnej, np. Miłoszowska fascynacja postacią Swedenborga. Chociaż niewątpliwie był to mistyk wyjątkowy - wywodzący się ze ściśle racjonalistycznego rdzenia oświeceniowego, znakomicie wykształcony, władający wieloma językami, specjalizujący się np. w metalurgii, geologii, teorii finansów państwa.
    Przy okazji Swedenborga pojawia się inne wielkie pytanie odnośnie Miłosza: czy ważne i twórcze dla współczesnej refleksji religijnej mogą być jego poszukiwania na granicy między ortodoksją i heterodoksją. Słowem, czy nasze myślenie o sprawach religii i wiary może być zbieżne z myśleniem Miłoszowskim?

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się jednak, że Miłosz postrzega dzieło Swedenborga nieco szerzej - traktuje je jak tajemnicę, której odczytanie pozwoliłoby "zrozumieć prawa działania ludzkiej wyobraźni w ogóle". W "Piesku przydrożnym" mówi o wyobraźni usiłującej zbliżyć się do sacrum za pomocą języka poezji. Poeta swoją "poetycką metafizykę" wyraźnie zawiesza pomiędzy wiarą i niewiarą. Wiara w jego ujęciu, nie jest biernym przyjęciem dogmatu, ale twórczym modelowaniem wyobrażenia o sacrum. Stąd Miłosz pozostawia sobie jednak wybór - każdy może być zdolny zarówno do mistyki, jak i do zwątpienia.

    piotr

    OdpowiedzUsuń
  9. Swoją opinię na temat aktualności Miłosza przesłał mi Artur Nowaczewski, adiunkt w Zakładzie Antropologii Literatury i Krytyki Artystycznej Uniwersytetu Gdańskiego i poeta (ostatnio wydał tomik "Elegia dla Iana Curtisa"):

    ______________________________________

    Miłosz zawsze będzie dla mnie twórcą bardzo istotnym.
    W 2000 roku pojechałem na targi książki do Warszawy tylko po to, żeby go
    zobaczyć i otrzymać podpis na tomiku 'to'.
    Tak się zdarzyło, że nie mogłem być wcześniej na spotkaniu na uczelni, kiedy
    był w Gdańsku.
    'Świat poema naiwne' miał wielki wpływ na kształt mojej piewszej książki.
    Świadoma naiwność, przyjmowanie dziecięcego punktu widzenia...
    W 2004 roku pojechałem do Wilna i chodziłem z 'Wracając do moich ulic' jak z
    przewodnikiem.
    Ważny jest też dla mnie Miłosz jako tłumacz, do 'Mowy wiązanej' wracam
    stale.
    Dzisiaj wpływ Miłosza wydaje się słabszy, jak sądzę, z dwóch powodów.
    Był to poeta kojarzony z XX wiekiem, czasami wojen, totalitaryzmów, jego
    dzieło zakończyło się swoistą summą stulecia.
    Miłosza młodzi nie czytają, bo nie rozumieją. Krainą wyobraźni Milosza jest
    Litwa i przedwojenne Wilno a to jest dla młodych
    egzotyczne i dalekie.Dwa - jego medialna nieobecność (za życia był bardzo
    aktywny) sprawia, że do jego książek się nie wraca.
    Gdy żył i wydawał - na każdy tomik się czekało. Właśnie tomik 'To' wydany
    przez 90-letniego starca pozostaje jednym z najwybitniejszych
    jego osiągnięć poetyckich. To nie był pomnik, ale poeta nadal jakoś siebie
    przekraczający. Co przez to rozumiem?
    Wystarczy dziś sięgnąć po Szymborską. Od prawie 20 lat nie wydała nic
    istotnego - skostnienie warsztatu, brak zaskoczeń.
    Miłosz się nie zatrzymał na żadnym etapie swojej twórczości, szedł do
    przodu.

    Artur Nowaczewski

    OdpowiedzUsuń
  10. O właśnie! Pan Artur powiedział o niezwykle długiej drodze. Przecież autor "Obłoków" był czynny (w sensie stałego ubogacania twórczości, nie zaś autotelicznego wydawania popłuczyn) przez ok. 70 lat! Tylko Iwaszkiewicz może się z nim równać liczbą pracowitych lat i chlubą pisarskich wyżyn aż do śmierci. Jeszcze mała uwaga do Przemysława - cytaty ze wspomnień pani Kosińskiej sprawiły, że książka już zamówiona. Co za piękna i prosta polszczyzna, jaki subtelny poziom uczuć! Kiedy Miłosz jeszcze żył, poszedłem na ul. Bogusławskiego 6 w Krakowie, patrzyłem w okna i myślałem o jego życiu, wierszach, esejach. Jakoś byłem szczęśliwy, że mogę z nim porozmawiać "przez ściany". Bodaj dwa lata po śmierci znów tam poszedłem, ale straszliwie głucho było na tej małej uliczce. Głucho i pusto.

    OdpowiedzUsuń