Przed
tygodniem otwarta została w Muzeum Narodowym w Krakowie jedna z
największych ekspozycji ostatnich lat – wystawa zatytułowana
#Dziedzictwo. Autorami eseistycznych wypowiedzi zamieszczonych
w katalogu wystawy są m.in. prof. Maria Korytowska, prof. Krzysztof
Koehler, prof. Krzysztof Dybciak, prof. Andrzej Nowak, prof. Paweł
Śpiewak, prof. Joanna Wnuk-Nazarowa, prof. Andrzej Waśko i dr
Przemysław Dakowicz.
Poniżej
tekst prezentowany w tomie zredagowanym przez dr. hab. Andrzeja
Szczerskiego, wicedyrektora Muzeum Narodowego w Krakowie.
Meblościanka
Kowalskich a sprawa polska.
Notatki do nienapisanego eseju
Notatki do nienapisanego eseju
„Spółczesna
historia każdego wieku świadczy, jako się
naród w obecnym jestestwie swoim rozumiał, jak uważał i pojmował
to jestestwo? Wszystkie zaś dzieje od najdawniejszych czasów do
dnia dzisiejszego są, a raczej powinny być, zebraniem w treść
jedną
szykownie, umiejętnie, porządnie rozwinioną tych cząstkowych
świadectw, tych ułamkowych, przemijających uznawań.
Stąd jak z wątku potrzeba wyciągnąć nić historycznej powieści,
zawierającej sumę
wszystkich minionych momentów życia. Zachodzi więc pytanie: czy
mamy w literaturze polskiej takie dzieło ojczystej poświęcone
pamięci? Taką powieść od najdawniejszych czasów do dni naszych?
Powieść jednej treści, tchnącą jednym duchem […]? Albo, co na
jedno wychodzi: czy pojęliśmy wszystkie minione narodowego
jestestwa chwile? I czy się teraz w tym minionym jestestwie
uznajemy? Jakaż jest pamięć nasza?”
Maurycy
Mochnacki, O
literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym
Polska
historia ostatnich trzech stuleci to opowieść o zerwanej ciągłości,
o upartym poszukiwaniu zasady organizującej, o trudzie odzyskiwania
samych siebie. Pytanie o istotę doświadczenia, przez które
przeszliśmy jako zbiorowość, wiąże się z namysłem nad zespołem
znaczeń i wartości, które większość z nas podziela, które
chcielibyśmy uczynić podstawą teraźniejszości. Owe znaczenia i
wartości odnajdujemy w tym, co minione – w wydarzeniach,
postawach, gestach utrwalonych przez ponadjednostkową, wspólną
pamięć.
Mechanizm
działania pamięci regulują dwie przeciwstawne aktywności/postawy:
ocalanie (zatrzymywanie i przechowywanie w pamieci zbiorowej) oraz
gubienie (pozostawianie za sobą, tracenie z pola widzenia). Niektóre
spośród składników przeszłości zostają wyniesione ponad czas,
by trafić do wspólnotowego imaginarium, inne giną w strefie
bezkształtu i ciszy, roztapiają się w półmroku. To, co
zapamiętane, staje się znakiem – zyskuje wyrazistą i trwałą
strukturę, dzięki czemu może się odróżniać i wyróżniać. To,
co pominięte, traci znaczenie.
Jeśli
procesy zapamiętywania i zapominania przebiegają w warunkach
normalnych, należy je uznać za niezbędny etap konstruowania
tożsamości – przecież żadna jednostka i żadna zbiorowość nie
są zdolne zapamiętać wszystkiego. Hierarchia zdarzeń, gestów i
postaci, które – zyskując rangę znaku – przechodzą do
imaginarium wspólnoty, powstaje na drodze selekcji i eliminacji.
Tam, gdzie wszystko byłoby równie ważne, nic nie miałoby
znaczenia.
W
polskiej historii ostatnich trzech wieków, przede wszystkim zaś w
ciągu kilku dziesięcioleci rządów komunistycznych, nie wszystko
przebiegało jednak w zgodzie z naturalnym biegiem spraw – część
znaków przeszłości celowo zatarto, by na ich miejsce wstawić
treści zgodne z ideologią, która (za sprawą przemocy
symbolicznej) zyskała pozycję dominującą.
*
O
nieporządku w warstwie symboli pomyślałem, kiedy wśród „obiektów
wiodących” wystawy Muzeum Narodowego w Krakowie zatytułowanej
#dziedzictwo ujrzałem tzw. meblościankę Kowalskich. Z
błędnym przeświadczeniem, że eksponat ów należy traktować jako
wstydliwy emblemat komunistycznej przeszłości, zapewne nieprędko
bym się rozstał, gdyby nie lektura książki Jacka Kowalskiego. Syn
Bogusławy i Czesława, poznańskich architektów wnętrz i
projektantów mebli, przedstawił w niej dzieje swojej rodziny.
Opowieść ta zmusza czytelnika do zmiany perspektywy – odtąd
będzie on oglądał minione wypadki (również dzieje literatury,
nauki, sztuk plastycznych) przez pryzmat indywidualnych ludzkich
doświadczeń, a obiegowe wyobrażenia i sądy chętnie zastąpi
krytycznym namysłem nad zadziwiającym losem jednostek wprzęgniętych
w koło historii.
*
Czy
istnieje linia łącząca eksponaty tak od siebie różne, jak
egzemplarz moskiewskiego wydania Sonetów Adama
Mickiewicza (z odręczną dedykacją autora dla księcia Adama
Czartoryskiego) i zestaw segmentów przeznaczonych do ciasnego
pokoju w blokach z wielkiej płyty? Czy da się wskazać zasadę
organizującą nasze zbiorowe historyczne doświadczenie? Przeszłość
jest ciągłością czy zbiorem elementów z całkiem odmiennych
porządków, zestawem artefaktów wchodzących ze sobą w
symboliczno-semantyczny spór? Czy godzi się stawiać dzieło
największego poety Polaków obok wytworów XX-wiecznej sztuki
użytkowej?
*
Ze
wspomnień Bogusławy Michałowskiej-Kowalskiej (cyt. za: J.
Kowalski, Meble Kowalskich. Ludzie i rzeczy,
Poznań 2014):
„Ogłoszono
[…] konkurs na meble, takie »pierwszej
potrzeby«, do małych mieszkań. Tanie meble dla ludzi, którzy mają
malutkie mieszkanka, konkretnie dla tkaczy łódzkich. Sprawą
wywoławczą była cena umeblowania – nie można było przekroczyć
pewnej sumy, teraz już nie pamiętam jakiej. Dowiedzieliśmy się o
tym konkursie... a może skierowano zaproszenia do projektantów.
Czesław postanowił, że weźmiemy udział i przyniósł warunki.
Określony był termin oddania prac. Nie mieliśmy żadnej koncepcji.
Czesław siedział i dłubał, i myślał, i myślał, aż wreszcie
mówi: »słuchaj, mam pomysł, zobaczysz, będzie piknie« - to było
takie Czesia powiedzenie. No i zaczął tłumaczyć, co wymyślił:
system kasetonowy. […] Jak […] wpadł na tę konstrukcję, to już
potem poleciało, ustawiał tylko układy plastyczne – jak to dalej
rozwiązać. […] Meble składały się z paru elementów, jak
klocki dla dzieci, które można skręcać w dowolny sposób. Dało
się z tego złożyć meble do sypialni, pokoju dziennego, pokoju dla
dzieci, do kuchni i do przedpokoju. […] Każde pomieszczenie miało
trochę inne opracowanie; dla dzieci w kolorze, dla dorosłych
bardziej poważnie. Brakowało okuć, więc Czesław wymyślił różne
zabawne rzeczy […]” (s. 176).
„Niektórzy
dyskretnie pukali się w czoło, dawali do zrozumienia, że to nie są
meble. Owszem, »zabudowy«
jakieś, ale nie meble. No, bo to prawda: to nie są meble. To są
klapki, które można skręcać i robić z nich, co się chce, a nie
tradycyjne meble, te, które w tej chwili znowu są modne – i które
zresztą są naprawdę piękne. Jak miło siedzi się na krzesłach
przy dużym stole ustawionym na środku pokoju – to scala rodzinę.
Tego wtedy nie dało się zaproponować. Była tylko możliwość
przestrzennego wykorzystania bardzo małych powierzchni” (s. 180).
*
W
październiku i listopadzie 1832 roku Adam Mickiewicz wygłosił w
paryskiej siedzibie Towarzystwa Litewskiego i Ziem Ruskich serię
krótkich odczytów związanych z ówczesną sytuacją polskiej
emigracji politycznej oraz odezw zachęcających do gromadzenia i
upowszechniania relacji z wydarzeń, które w trakcie niedawnego
powstania rozegrały się w granicach dawnej Rzeczypospolitej Obojga
Narodów. Teksty rzeczonych wystąpień opatrzone są w zbiorowych
wydaniach dzieł Mickiewicza następującymi tytułami: O duchu
narodowym, Wezwanie do ziomków od Towarzystwa Litewskiego i
Ziem Ruskich w przedmiocie spisywania pamiętników z czasów
ostatniej rewolucji, Do Towarzystwa Literackiego Polskiego w
Paryżu. Z pozoru są to jedynie antykwaryczne dokumenty epoki,
świadectwa polskiej myśli emigracyjnej pierwszej połowy XIX wieku.
Jeśli jednak wczytać się w nie uważniej, objawiają swoje drugie
dno, uświadamiając czytelnikowi, że wiele z uwarunkowań tamtego
czasu pozostaje aktualnych do dziś. Słowem, Mickiewicz wciąż ma
nam coś istotnego do powiedzenia — i to nie tylko poprzez swoje
największe dzieła, kształtujące zbiorową wyobraźnię od niemal
dwóch wieków, ale także poprzez teksty ulotne, wystąpienia
okazjonalne, refleksje czynione naprędce w gorącej atmosferze
popowstańczych lat.
W
odezwie Do
Towarzystwa Literackiego Polskiego w Paryżu
sformułowany został postulat stworzenia „biografii powszechnej
polskiej”, publikacji — zapewne wielotomowej — zawierającej
możliwie kompletny zbiór biogramów „wszystkich Polaków, którzy
przez cały ciąg wojny o niepodległość, tj. od konfederacji
barskiej aż do końca ostatniej rewolucji, za sprawę narodową
męczeństwo ponieśli”. Wszyscy, którzy doświadczyli lub
doświadczają jakiegokolwiek cierpienia, zasługują na pamięć i
szacunek, ale ze szczególną dbałością traktować trzeba
świadectwa odnoszące się do losów „takich ludzi, którzy w
działaniu swoim okazali indywidualną chęć i siłę, czy to w
wojsku dowodząc, czyli tworząc powstanie, czy też osobiście
odważając się na niebezpieczne wyprawy, czy też służąc sprawie
narodowej słowem, piórem i radą”. Mickiewicz
postulował,
by autorów projektowanej „biografii Polaków” cechowała
dokumentacyjna sumienność i dbałość o prawdę. Dzieło miało
zostać napisane „stylem ile możności popularnym”, tak by mogło
dotrzeć do jak największej liczby odbiorców i wywołać należyty
rezonans: „Uwieczniając pamiątkę męczenników ojczyzny,
ukrzepimy wiarę w jej nieśmiertelność; piękny przykład ożywi
ducha poświęcenia się i utwierdzi wytrwałość, na koniec za
pomocą podobnego dzieła rozszerzy się i upowszechni znajomość
historii polskiej, ściśle połączonej z historią politycznych
prześladowań”.
W
Wezwaniu do
ziomków..., które
było zachętą do spisywania wspomnień powstańczych, stwierdzał
Mickiewicz, że pierwszorzędne znaczenie dla utrwalenia
rzeczywistego obrazu narodowego zrywu mają ścisłość i rzetelność
relacji — „pamięć dzieł, które [powstańcy] albo sami
wykonali, albo które przed oczyma ich dokonano”. Uczestnik
insurekcji powinien „z prawdą i szczerością” opowiedzieć
„wszystko, co zdziałał i czego był świadkiem”. Przy tym za
mniej istotne uznawał poeta
informacje związane
z wojenną taktyką i strategią, większą wagę przywiązywał zaś
do szczegółów z pogranicza społeczno-obyczajowo-geograficznego:
„O ile np. życie nasze domowe usposabiało młodzież do wojny;
jakie w tym życiu zwyczaje zachowywać nadal i rozszerzać należy;
jaka klasa ludzi okazała się najzdolniejszą do broni, i do jakiego
rodzaju broni? O ile położenie naszych dworów i wiosek było
sposobne do utworzenia powstań, jakie z tego położenia wypływały
trudności i jak im na przyszłość zaradzić? O ile rząd rosyjski
i jakimi drogami najmocniej powstanie paraliżował, i jakimi
sposobami powstańcy, podstępem lub bronią, środki rządu
niweczyli?”. Historię zbiorowości doradzał Mickiewicz opowiadać
z perspektywy jednostki, „jak swoją własną, przechodząc
zdarzenia w porządku, w jakim się jedne z drugich wywijały,
mieszając szczegóły i anegdoty”.
Pierwotny
tytuł odczytu wzmiankowanego w „Pielgrzymie Polskim” 20
listopada 1832 roku brzmiał następująco: O
duchu narodu polskiego, gdzie tego ducha i jaką drogą szukać
należy.
Po
pierwsze więc, „duch narodu polskiego”. Czy istnieje coś
takiego — jakiś byt, cecha narodowej wspólnoty, jej entelechia?
Jeśli tak, to gdzie się ukrywa? Co decyduje o żywotności „ducha
narodu”? Mickiewicz twierdzi, że ukrywa się on i żyje w
przeszłości wspólnoty, w zwyczajach przekazywanych przez przodków:
„Owóż łatwo dowieść, że główną i jedyną nauką narodową
były dla nas mniemania i uczucia dawnej Polski, żyjące dotąd w
pamięci rodziców, krewnych i przyjaciół, objawiane w ich
rozmowach, zebrane w różnych maksymach moralnych i politycznych,
kierujące sądami pospólstwa o ludziach i wypadkach, rozdzielające
jednym pochwałę, drugim naganę. Ta wewnętrzna domowa tradycja
składa się z resztki mniemań i uczuć, które ożywiały naszych
przodków, ta tradycja po upadku, rozerwaniu i przytłumieniu opinii
publicznej schroniła się w domach szlachty i pospólstwa. Jak w
chorym i osłabionym ciele krew i siła żywota zgromadza się około
serca — tam jej szukać, tam ją ożywiać, stamtąd ją na całe
ciało znowu rozprowadzać należy. Z tych tradycji musi wywinąć
się i niepodległość kraju, i przyszła forma jego rządu”.
Poprzez
porównanie narodu do pojedynczego człowieka dochodzi poeta do
odpowiedzi na pytanie, co zapewnia wspólnocie długie trwanie i
jakie działania mogą doprowadzić do jej unicestwienia: „Jak w
człowieku indywidualnym wszystkich jego działań, czy politycznych,
czy literackich, jest zasadą pewne czucie, które lud wyraża
ogólnym znakiem, nazywając jednego poczciwym, drugiego chciwym,
trzeciego dumnym etc., i z tego nazwiska, jeśli jest słusznie
nadane, można najlepiej wszystkie działania człowieka tłumaczyć
— tak i potrzeb, i dążeń narodowych jest zasadą pewna myśl,
pewne powszechne uczucie. Póki trwa ta myśl, to uczucie póki
wszystkich ożywia, póty narody żyją i rosną; z jej osłabieniem
chorują, z jej zniszczeniem umierają”.
*
Czy
dałoby się dziś, w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego
stulecia, wskazać takie „powszechne uczucie”, które „wszystkich
ożywia”? Czy można by – po degradującym i niszczącym
doświadczeniu komunizmu, który podzielił wspólnotę, zniszczył
przedwojenne elity i wprowadził na ich miejsce „elity” własne –
wyznaczyć fundament, na którym oparłoby się współczesne
myślenie o Polsce? Słowem – czy wciąż istnieje ciągłość
między przeszłością a teraźniejszością? I jeszcze: czy da się
pomyśleć polskość nowoczesną, zdolną do dialogu ze światem,
polskość, która nie zrywałaby łączności z tym, co minione?
Wolno
mniemać, iż fundamentem nowoczesnej świadomości stać się
powinna „wewnętrzna domowa tradycja”, o której autor Pana
Tadeusza mówi, że „po
upadku, rozerwaniu i przytłumieniu opinii publicznej schroniła się
w domach szlachty i pospólstwa”.
*
Pamięć
i wyobraźnia wspierają się na fragmentach, na ułomkach
wyrzuconych przez falę spraw minionych na brzeg spraw
teraźniejszych. Zbieramy te resztki, by podjąć próbę
zrekonstruowania utraconej całości.
Wśród
artefaktów przeszłego czasu zebranych przez rodzinę Kowalskich
znaleźć można drewniany różaniec z napisem: „ANNI 1683 DOMINI
/ WOJCIECH / KOWALSKI”. Rodzinne podanie mówi o udziale
rycerskiego przodka w odsieczy Wiednia. Jacek Kowalski nazywa go
„przodkiem imaginacyjnym”, poza pojedynczą pamiątką nie
zachował się bowiem żaden inny ślad jego domniemanego istnienia.
Czesław
Kowalski, późniejszy projektant słynnych mebli, przyszedł na
świat w Stołpcach nad Niemnem w roku 1931.
„Stołpce
– pisze Jacek Kowalski – miały istotne znaczenie strategiczne
jako ostatnia przed wschodnią granicą [II Rzeczypospolitej] wielka
stacja kolejowa. Żeby wkroczyć w głąb kraju albo wyruszyć ku
Bolszewii, trzeba było przejść przez miasteczko i przejechać
przez most. Znajdowła się tu strażnica KOP-u, czyli Korpusu
Ochrony Pogranicza. Dom Kowalskich sąsiadował przez płot z
wojskową składnicą” (J. Kowalski, Meble Kowalskich.
Ludzie i rzeczy, Poznań 2014).
*
Strażnicy
tradycji narodowej, kustosze zbiorowej pamięci – Korpus Ochrony
Pogranicza. Granice przestrzenne, granice czasowe. Rubieże i brzegi,
progi i cezury, zsyłki i ekspatriacje.
Tożsamość
jako świadomość własnych granic (również: ograniczeń), jako
otwarte pytanie o łączność „ja” wczorajszego z „ja”
dzisiejszym.
Zmiana
tożsamości, tworzenie nowego podmiotu zbiorowego – jak w opisie
Jakuba Bermana, jednego z trzech najważniejszych przedstawicieli
sowieckiej władzy w Polsce pierwszych lat powojennych, utrwalonym w
dziewiątej dekadzie ubiegłego wieku przez Teresę Torańską:
„[C]hodziło
[…] o
zmianę koncepcji kraju, o zbudowanie całkiem nowej Polski w
kształcie i strukturze, zupełnie niepodobnej do tej, jaka była
kiedykolwiek w historii. […] Polska przecież istniała tysiąc
lat, przez ten tysiąc lat nagromadziło się w niej szereg pojęć,
kompleksów, poglądów, przeświadczeń i wiar. I nagle przychodzą
nowi ludzie, wszystko jedno skąd – stąd czy z Moskwy i
przewracają kraj do góry nogami, by ukształtować go na zupełnie
inną modłę. Przesuwają Polskę na zachodzie, cofają na
wschodzie, zamiast jagiellońskiej tworzą piastowską, zmieniają
poprzednie kryteria ocen, kwestionują i krytykują dotychczasowe
poglądy. Nie […] chodziło o racje, a o nurt rewolucyjny, który z
reguły łamie stare nawyki, stare racje, kształty, struktury i
mity, bardzo niekiedy głęboko tkwiące w mentalności – budując
nowe. […] [P]rzecież to wymagało ogromnego, jak mówią Rosjanie,
łamania, to była walka. Walka, która trwa jeszcze do dziś, a
ludzie wciąż nie rozumieją jej sensu” (T. Torańska, Oni,
Londyn 1985, s. 283–284).
*
Ojcem
Czesławy Kowalskiej był Stanisław Michałowski, przed wojną
wiceprezydent Grudziądza i poseł na sejm, w trakcie wojny członek
Komendy Głównej Armii Krajowej oraz działacz podziemnego
Zjednoczenia Demokratycznego. 28 marca 1945 roku przybył do
Pruszkowa na rozmowy z władzami sowieckimi i wraz z przywódcami
innych partii politycznych działających w konspiracji został
aresztowany i przetransportowany samolotem do Moskwy. Był sądzony w
tzw. „procesie szesnastu” razem z gen. Leopoldem Okulickim,
Kazimierzem Pużakiem, Adamem Bieniem, Antonim Pajdakiem i innymi
polskimi politykami. Został uniewinniony. W Polsce ludowej
inwigilowany, aresztowany w roku 1948 pod zarzutem sabotażu, spędził
kilka lat w więzieniu. Trzy dekady później współtworzył
rolniczą „Solidarność”.
W
quasi-poemacie Szesnastu
z tomu Teoria wiersza polskiego napisałem:
„Jest gdzieś, za mglistą linią rozumienia, / Miasto
przedziwne, miejsce czaszki, stary / Matecznik krzyku, jęku, snu,
cierpienia. / I oni idą tam, w głąb puszczy, w jary. / Nikt ich
nie woła, nikną w strefie cienia, / Wsysają ich mokradła, mdłe
obszary. / Kiedyś odemknie się ta przestrzeń niema. / Bo
jest gdzieś kraj. Jest lub go nie ma”.
Jeśli
istnieje ciągłość między Polską przeszłą a Polską
teraźniejszą, to tylko dzięki ludziom takim jak Stanisław
Michałowski, którzy w granicach własnego „życia domowego”
„zachowywali i rozszerzali” obyczaje i wartości dawnej
Rzeczypospolitej.
*
Pamięć
i tożsamość wspólnoty można wyobrażać sobie na wiele sposobów.
Maurycy Mochnacki posłużył się tu niezwykle plastyczną metaforą
– pisał o „nici przypomnienia i związku”, „nici wiążącej
nie tylko poszczególne pojęcia, ale całe szeregi rozumowań i
wszystkie imaginacji obrazy. Nić przypomnienia i związku, żarzący
się świecznik w głowie naszej! Wiele rzeczy zapominamy w
nieprzebranym mnóstwie myśli, w rwistym toku wyobrażeń; ale skoro
owa nić wnętrznego przypomnienia, nić wnętrznego związku
rozerwie się na dwoje, tak że tego, co było, przypomnieć sobie
nie możemy, skoro ów wewnętrzny świecznik rozumu nie ściemnieje,
ale całkiem zgaśnie, natenczas sam rozum dostaje zawrotu i jest na
kształt okrętu bez żeglarza wśród burzy. Działanie jego
wątleje, nareszcie niemoc z ochromieniem przywodzą go ku obłąkaniu.
Człowiek taki jest jako obłąkany, mówi od rzeczy, wszystko bierze
i czyni opacznie; cudzego potrzebuje dozoru, żeby sam na swoją
szkodę nie zarabiał. Wszystko na nim wytarguje, kto chce i co chce
sprawi, a liczne kłopoty władną jego niestatkiem. Tak bywa i z
narodem. W umyśle jego jest także pamięć, którą stracić może.
Może zgubić nić przypomnienia i przyjść ku obłąkaniu. W umyśle
narodu może także ściemnieć i zgasnąć wewnętrzny świecznik.
Cóż się wówczas dzieje? Oto cienie przeszłości tułają się
bez czci i pożałowania. Nikt nawet nie wie, gdzie są groby
wielkich ludzi, a wiara, cnota i nadzieja odlatują w inne czasy.
Piękność, sztuka i poezja nie mają żadnego powabu. Umiejętność
służy tylko wygodzie i potrzebom, a nie istnej prawdzie. Literatura
stroi się kradzionymi wdziękami i cudzą wzbogaca, a raczej ubożeje
iścizną. Jednym słowem: w takim umyśle jest obłąkanie. Biada
ludziom, którzy ku tej przychodzą niepamięci! Straciwszy sprzed
oczu obraz przeszłych czasów, zarówno i tego nie postrzegają, co
się koło nich dzieje. Samych siebie nie znają; są tylko
przedmiotem rozumienia i znawstwa dla drugich” (O
literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym,
w: M. Mochnacki, Rozprawy literackie,
Wrocław 2000, s. 223–224).
Żaden
ze współczesnych twórców nie scharakteryzowałby przenikliwiej
osobliwego stanu utraty tożsamości historycznej i kulturowej, jaki
stał się udziałem Polaków w wieku XX. W rozważania Mochnackiego
wpisana została przestroga: czuwajcie nad własnym dziedzictwem,
pielęgnujcie je i twórczo rozwijajcie, w przeciwnym wypadku
popadniecie bowiem w stan niby-życia, utracicie zdolność
rozpoznawania, kim jesteście i po co jesteście. „Nić
przypomnienia i związku” komuniści przecięli z pełną
premedytacją, chcąc stworzyć człowieka nowego, wolnego od
wielowiekowych przywiązań i powinności. Przecięli ją
wystarczająco skutecznie, byśmy — jako wspólnota losu, języka i
kultury — zdążyli się pogubić. Rzeczownik „obłęd”, którym
posługuje się XIX-wieczny krytyk, pochodzi wszak z tej samej
rodziny wyrazów co czasownik „błądzić” i przymiotnik
„błędny”.
*
Meble
Kowalskich składały się z szeregu segmentów, kasetonów, które
dało się „skręcać w dowolny sposób”, dobierać i komponować
w całość zgodnie z indywidualnymi potrzebami nabywców.
Tożsamość
zbiorową można by sobie wyobrazić jako konstrukcję o charakterze
segmentowym czy kasetonowym. Jest ona swoistym work in
progress – powstaje poprzez
stałe włączanie kolejnych elementów do zbioru otwartego.
Przez
przeszło czterdzieści lat komunizmu realizowana była strategia
redefiniowania polskiej tradycji. Owo planowe działanie przyrównajmy
do czynności powtórnego projektowania wnętrza, w ramach którego
pewne segmenty wspólnotowej pamięci zastępowane są innymi.
Procesu
przemiany nie udało się wszakże doprowadzić do końca – zbyt
wielu Polaków pozostało wiernych „wewnętrznej domowej tradycji”.
*
Stworzenie
„powszechnej biografii polskiej”, zrekonstruowanie i opowiedzenie
historii Polski, zrozumienie, jakie nici łączą tragiczny wiek XX
z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, to wciąż
nie w pełni zrealizowany postulat. Wystawa Muzeum Narodowego w
Krakowie, wychylona jednocześnie ku początkom naszej kultury i ku
jej nieodgadnionym horyzontom – pozwala uzmysłowić sobie, jak
wielka praca jeszcze przed nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz