sobota, 22 listopada 2014

Wanda Zwinogrodzka o "Obcowaniu"



Tajemniczy ogród

Dojrzałe kultury bardzo wcześnie uświadamiają swoim wychowankom, że pod powierzchnią rzeczywistości kryje się wiele fascynujących sekretów, które – jeśli uda się je odkryć – mogą gruntownie zmienić nasze wyobrażenie o otaczającym świecie, pomóc odnaleźć w nim drogę.

To przesłanie obecne jest w niezliczonych podaniach i baśniach, także w klasyce literackiej dla dzieci. U nas formułował je nieraz Kornel Makuszyński, ale najpełniej może wyraża je napisana przed ponad stu laty powieść Frances Hodgson Burnett. Tajemniczy ogród, odcięty wysokim murem i zamkniętą furtką, skrywa bolesne wspomnienia, które kładą się cieniem na losie bohaterów. Dopiero gdy odnajdą oni klucz, odważą się przekroczyć bramę, poznają i zaakceptują uwięzioną tam przeszłość, sami wrócą do życia, odzyskają radość, zdrowie i siły.

Jeśli odwracamy wzrok od tajemniczych ogrodów, w polu widzenia mamy świat mniej niepokojący, niewymagający aż tyle trudu, bezpieczniejszy, ale zarazem pozbawiony czaru i nadziei, nudny i pospolity. Można ogarnąć go jednym rzutem oka, spojrzenie prześlizguje się po jego powierzchni, rejestruje wyłącznie banał znanej codzienności. To od nas zależy, czy dostrzegłszy zatrzaśnięte bramy, miniemy je obojętnym wzrokiem, czy zechcemy zajrzeć poza nie. A tym samym – czy rozglądając się wokół, zobaczymy tylko monotonny landszaft, czy urzekający obraz.


„Bezrozumny okrzyk zdezorientowanego”

Z okazji Święta Niepodległości tygodnik „Wprost” przeprowadził z pięciorgiem młodych artystów rozmowy o Polsce i patriotyzmie. Wypowiadają się aktorzy: Anna Dereszowska (33 lata) i Mateusz Kościukiewicz (28), piosenkarka Ewa Farna (21), reżyser Krzysztof Skonieczny (31) oraz pisarka Patrycja Pustkowiak (33). To, co najbardziej uderza podczas lektury, to bezradność wobec tematu. Rozmówcy uchylają się od odpowiedzi, robią uniki albo plotą banały. Ich obserwacje wydają się miałkie i tuzinkowe, jakby niezdolni byli we własnej ojczyźnie poczynić żadnych oryginalnych – niechby i krytycznych – spostrzeżeń. Aprobatę zyskują niektóre przejawy obyczajowości („Lokalne jest fajne”), krajobraz („No i morze lubię. I góry.”), ewentualnie kuchnia („Nie mogę wytrzymać bez polskich zup!”). Spory rodaków budzą obawę, niechęć, potrzebę dystansu. „Ciężko się zaangażować w życie społeczne albo polityczne – mówi Kościukiewicz – ponieważ wiąże się to z tym, że koniecznie trzeba się opowiedzieć albo za tą, albo za tamtą stroną”. Spojrzenie przepytywanych w tygodniku artystów zatrzymuje się na powierzchni rzeczywistości, a ta okazuje się nieciekawa, nie budzi zatem większych emocji. To wędrowcy, dla których wrota do tajemniczych polskich ogrodów pozostają szczelnie zamknięte, właściwie niewidoczne.

W tym samym pokoleniu są jednak i inni. Wydawnictwo "Sic!" opublikowało właśnie książkę starszego zaledwie o kilka lat Przemysława Dakowicza (37), zatytułowaną Obcowanie. Manifesty i eseje. Tu Polska wygląda już odmiennie, choć jej codzienność autorowi także nie wydaje się pociągająca, bo przypomina śmietnisko, „ufundowaną na aporii mieszankę dwóch wizji świata i dwóch systemów wartości”. Pisze Dakowicz: „Pamięci sprzed komunizmu pozwolono się odradzać, ale tylko wśród chaszczy PRL u. W ten sposób powstała plątanina pojęć, w której przeciętny człowiek – nieczytający książek historycznych, całą swoją wiedzę czerpiący z kolorowych tygodników i wiadomości telewizyjnych – gubi się bezpowrotnie, a wywołany do odpowiedzi, poproszony o jednoznaczną deklarację ideową, wpada w popłoch i krzyczy »oni wszyscy są warci siebie, oni wszyscy kłamią«. Śmietnisko w jego głowie, śmietnisko przez kogoś zaprojektowane i urządzone, uzasadnia i uprawomocnia ten bezrozumny okrzyk zdezorientowanego”.

No właśnie. Ostatni numer „Wprost” przynosi doskonałą egzemplifikację tego stanu rzeczy.


„Nić przypomnienia”

Jednakowoż Dakowicz patrzy znacznie uważniej niż rozmówcy tygodnika, w płytkiej, zaśmieconej codzienności widzi zaryglowane furtki, które prowadzą w świat całkiem inny, nieznany, fascynujący. Polski tajemniczy ogród, tak samo jak ten z angielskiej powieści, kryje rozpaczliwe wspomnienia. Tak naprawdę to nie ogród, ale cmentarz, powiedzmy Powązki, o których autor Obcowania pisał kiedyś w wierszu Hortus conclusus: „…krokiem szedłem żwawym / tam, gdzie kolumny, stelle, architrawy / pod czapą śniegu rosną z nagiej ziemi, / tam biegłem, śpiesząc zwodzonymi / mosty, kobiercami kwiatów zgniłych, / niewidzialnych, których korzenie, snem / zmorzone, pod ziemią rosły, tam, w ziemi, się grzały…” W hortus conlusus, czyli ogrodzie zamkniętym, spoczywa nasza nieopowiedziana, nieprzeżyta, zepchnięta w podświadomość, krwawa przeszłość XX w. Póki nie sforsujemy odgradzających nas od niej bram, nie zdołamy ani pojąć rzeczywistości, w której żyjemy, ani też odnaleźć w niej własnej drogi, perswaduje Dakowicz. Polska teraźniejszość wydaje się nijaka i odpychająca właśnie dlatego, że odcięła się od własnej traumy, boi się z nią skonfrontować, wkroczyć między zdziczałe zarośla, odzyskać przestrzeń, którą porastają.

To intelektualne tchórzostwo wynika z lekceważenia wskazań pozostawionych przez najwybitniejsze polskie umysły, których przemyślenia autor przywołuje dla poparcia swojej diagnozy. Przypomina poglądy Słowackiego, Mochnackiego, Brzozowskiego, Norwida, Wyspiańskiego, analizuje dorobek Rymkiewicza – snuje „nić przypomnienia i związku”, jak nazywał ją Mochnacki, która łączy dzień wczorajszy z dzisiejszym i pozwala stworzyć osnowę jutra, bo autor jest świadom, że nie da się po prostu powielić dawnych recept, trzeba w mozole kształtować „język łączący tradycję i nowoczesność”, zdolny zapewnić kulturową kontynuację, ale zarazem „w dawne, spetryfikowane struktury semantyczne tchnąć nową treść, nowe życie”, podjąć wyzwania epoki ponowoczesnej. To zadanie dla literatury, sprecyzowane w dwóch programowych tekstach: O literaturze polskiej w wieku dwudziestym pierwszym i Legenda nowoczesnej Polski.



„Nowoczesność schizofreniczna”

Zadanie niełatwe, bo współczesna, postchrześcijańska świadomość uległa gruntownej dezintegracji, twierdzi Dakowicz. Przedstawia ją jako „nowoczesność schizofreniczną” i charakteryzuje przez analogię z „chorobą królewską” w ślad za intuicją Karla Jaspersa: „Mielibyśmy pokusę stwierdzić, że skoro ludzie żyjący przed XVIII wiekiem wykazywali naturalną dyspozycję do histerii, to być może schizofrenia w jakiś sposób bardziej odpowiada dyspozycji naszej epoki”. W Obcowaniu znajdziemy błyskotliwe eseje, w których autor rozważa to przypuszczenie, przyglądając się twórczości van Gogha, Swedenborga, Miłosza. „Cywilizacja współczesna toleruje chrześcijaństwo jedynie dlatego, że zeń wyrosła”, pisze. „Jest ona jak nowa, schizofreniczna tożsamość, powstała na gruzach dawnej osobowości.” Jak brzmi odpowiedź na takie wyzwanie? „Poezja świadomości, zdawanie świadectwa ze stanu rozbicia, w jakim się znajdujemy. Jednostkowa prawda o epoce, o narcystycznej cywilizacji konsumentów. […] Potrzeba wynalezienia nowego języka, który byłby zdolny ukazać rozszczepienie serca, umysłu, woli”.

Książka Dakowicza wydaje się piekielnie ambitnym projektem pchnięcia polskiego myślenia na zupełnie nowe tory. Tak, by najpierw wydobyć je z kolein, w których utknęło pod ciężarem historycznego balastu, a następnie skierować w stronę namysłu nad pogruchotaną, europejską tożsamością. Innymi słowy – skłonić do podjęcia kluczowych zagadnień epoki, jak bywało niegdyś, w okresie romantyzmu, a potem na przełomie XIX i XX stulecia, tj. w czasach największego wzlotu polskiego ducha i artyzmu. To tego tchnienia wielkości Dakowicz szuka za murami naszych tajemniczych, cmentarnych ogrodów, przekonany, że ich odzyskanie i włączenie w obieg żywej pamięci uzdrowi polską kulturę, przysporzy jej siły i impetu. Zgodnie z Nadzieją tytułującą znany wiersz Miłosza: „Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,/Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną/W ogrodzie świata byśmy zobaczyli”.


                                                                                    Wanda Zwinogrodzka

[źródło: "GPC" z 15.11.2014]




WANDA ZWINOGRODZKA - Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Do 1990 r. pracowała w macierzystej uczelni, współpracowała jednocześnie z Instytutem Sztuki i Instytutem Badań Literackich PAN.
W 1984 roku zadebiutowała jako publicystka na łamach podziemnej „Arki” (pod pseudonimem „Zofia Krzyżanowska”). W 1990 była współzałożycielką i redaktorką „Tygodnika Literackiego”, w latach 1991-1992 pracowała w redakcji miesięcznika „Dialog”. W 1991 roku stypendystka National Forum Foundation w USA. W latach 1991 – 1993 członek Rady Promocyjnej Fundacji Kultury.
Od 1989 do 1994 była stałą recenzentką teatralną „Gazety Wyborczej”. Jest autorką kilkuset tekstów z rozmaitych dziedzin historii i krytyki kultury (teatr, literatura, film, życie kulturalne i obyczajowe, mity świadomości zbiorowej i fenomeny świadomości potocznej) drukowanych w ciągu kilkudziesięciu lat na łamach różnych czasopism m.in. „Arki”, „Dialogu”, „Pulsu” (Londyn), „Mówią Wieki”, „Pamiętnika Teatralnego”, „Tygodnika Literackiego”, „Gazety Wyborczej”, „Zeszytów Literackich”, „Tygodnia Polskiego” (Londyn), „Teatru”, „Literatury na Świecie”, „Gazety Polskiej Codziennie”, „Uważam Rze”, „Na Poważnie”.
Od 1994 do 2012 r. pracowała w TVP. W latach 2006-2012 była kierownikiem artystycznym Teatru Telewizji, a w latach 2006-2008 także zastępcą dyrektora Agencji Filmowej TVP S.A. ds. artystyczno-literackich. Uruchomiła wówczas nowy cykl emisyjny Teatru Telewizji – „Scenę Faktu”, gdzie pokazywano spektakle dokumentalne będące rekonstrukcją wydarzeń z najnowszej historii Polski, w tym tytuły tak głośne jak Inka 1946, Śmierć rotmistrza Pileckiego, Afera mięsna, Prymas w Komańczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz