„Skoro
tu stoisz, spróbuj ich zobaczyć. Czołgających się wzdłuż kamienic w stronę
numeru 10, gdzie mieści się prowadzony przez Radę Starszych szpital ogólny.
Jest 27 września 1942, wietrzny wieczór. Stoisz tu, gdzie stał ukraiński wartownik.
Mijają cię roześmiane uczennice pobliskiej szkoły, a on trzykrotnie strzela do cieni
kulących się w mroku. Październikowe liście lecą z drzew i osiadają na tych
samych kocich łbach. A potem Irena przechodzi przez szczelinę między gettem a stroną »aryjską«. Żydowski policjant Lunek,
znajomy Leona Librowicza, »[z]
gładkiej wspólnej polsko-żydowskiej ściany odrywa jedną deskę, a potem drugą i
ukazuje się niewielka czarna dziura«.
Po (tam)tej stronie jest mieszkanie polskiego granatowego policjanta. Dziurę we
wspólnej ścianie zasłania się pozłacanym obrazem najsłynniejszej z
częstochowskich Żydówek o oliwkowej skórze. Czarnej Madonny.
A
Willenbergowie? Mieszkali przy Fabrycznej aż do roku 1936 – Perec, Maniefa oraz
troje ich dzieci: Samuel, Tamara i Ita. Potem przenieśli się do Opatowa. Do
Częstochowy wrócili w 1942 roku – bez ojca, dla którego lepiej było schronić się
w Warszawie. Brakowało kołder, najważniejszych sprzętów, Maniefa pojechała więc
z Samuelem po rzeczy zostawione w Opatowie. Kiedy wrócili, nie zastali już w
domu Tamary i Ity – »zadenuncjowane
przez Polaków po aryjskiej stronie […] [z]ostały aresztowane i zaprowadzone na
posterunek policji pod samą Jasną Świętą Górą«. Pewnego dnia w Treblince,
podczas sortowania odzieży zgładzonych, Samuel rozpoznał ubrania własnych
sióstr.[...]”
Pełen tekst tutaj:
Dawne getto w Częstochowie - zobacz GALERIĘ ZDJĘĆ.