Dorastanie do Apokalipsy. Notatki na marginesie "Planety Piołun" Oksany Zabużko (5)
Epilog
W kulturze nie ma przypadków, są tylko znaki.
Każdy, kto sięgnie po Planetę Piołun i będzie
poznawał tę książkę linearnie, poczynając od wstępu Do polskiego czytelnika,
rychło natrafi na opowieść autorki o jej związkach z naszą kulturą. Zaraz w
pierwszym akapicie tej osobistej i emocjonalnej narracji przeczyta, co
następuje:
W
sierpniu 1980 roku nasza rodzina po raz ostatni dostała pocztą swoją polską prenumeratę
– kolejny numer miesięcznika „Twórczość”. W tamtym okresie obywatele ZSRR mogli
prenumerować zagraniczne czasopisma tylko z tak zwanych krajów obozu
socjalistycznego […] – i moi rodzice aktywnie korzystali z tej możliwości, by choć
odrobinę uchylić „okno na Europę”, wówczas już dla Ukraińców zabite na głucho.
W PRL cenzura pozwalała elitom kulturalnym na nieporównanie więcej niż w Rosji
(o Ukrainie po represjach lat 1972 – 1973 nie ma nawet co mówić!), więc właśnie
po polsku, jako nastolatka, po raz pierwszy przeczytałam na łamach „Twórczości”
i „Literatury na Świecie” Becketta i Singera, Simone Weil i Nabokova, nie
wspominając już o Miłoszu, Herbercie, Mrożku, Szymborskiej – wszystkich, o
których w ZSRR należało milczeć. Ze zdrowym młodzieńczym apetytem pochłaniałam
felietony i kroniki, pełne obcych nazwisk i aluzji (do dziś pamiętam pseudonim
autora – Dedal!): zza tego wszystkiego, jak zza rozświetlonych okien pośród
głuchej nocy, lśniło, niepokoiło, wabiło, mieniło się, niedostępne w
śmiertelnie sparaliżowanym pod rządami pierwszego sekretarza Szczerbyckiego Kijowie, „prawdziwe życie” […].
(PP 9)