W gościnie u Josefa Kroutvora. Rozmawiamy o Škvoreckim. Fot. Konrad Wasilewski |
Náchod, kościół św. Wawrzyńca - miejsce chrztu Škvoreckiego |
Lipí k. Náchodu; gospoda, w której JŠ grywał na saksofonie |
„Do Provodova szliśmy z kapelą na piechotę. Wlekliśmy wóz z instrumentami, a za nami ciągnęła grupa chłopaków i dziewczyn z Kostelca, którzy pomagali nam go nam pchać. Wspinaliśmy się na wzgórze, które wznosiło się powoli, a pod nami, w dolinie, Kostelec lśnił w deszczu. Wisiały nad nim czarne i szare chmury, a nad lasem unosiła się para.
Do Provodova były to prawie cztery kilometry, więc w zasadzie leżał już w górach. Wielka wieś, w samym środku kościół z czerwoną cebulastą wieżą, tuż za kościołem ogromna gospoda „U Žaludu”. Tonda Novák, syn gospodzkiego, zaprzedany swinger, załatwił nam to u ojca. W gospodzie mieli za barem salę, w której, zanim Niemcy zakazali tańca, organizowano herbatki taneczne i wystawiano amatorskie przedstawienia. Jacyż oni byli głupi, ci Niemcy. Od czasu do czasu przychodzili sprawdzić, czy przypadkiem ktoś nie tańczy, ale tylko w sobotę wieczór i w niedzielę po południu. Dlatego w sobotę graliśmy jedynie do szóstej, a potem biegliśmy na dół do miasta, aby o ósmej móc zacząć w „Baranku”. Zimą zjeżdżaliśmy na sankach. Dla pewności z przodu, w barze przy oknie, siadał jeszcze żandarm pan Nosek, który dałby nam znać, gdyby szła jakaś kontrola.”
[fragment Fajnego sezonu Josefa Škvoreckiego, przeł. P. D.]
W rozmowie z prof. Michaelem Špiritem. Taras budynku Wydz. Filozof., Uniw. Karola w Pradze
W praskim Muzeum Literatury / Památníku narodního písemnictví |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz