czwartek, 1 grudnia 2022

Literatura czeska w Polsce - rozmowa z Julią Różewicz

 

[źródło: miesięcznik "Twórczość"]  


Przemysław Dakowicz: Zaczęło się od Petra Šabacha i jego – w Czechach niezwykle popularnej, chyba trzeba by powiedzieć „kultowej” – książki Gówno się pali.

Julia Różewicz: Tak, tak zwane mocne wejście. Stąd nazwa wydawnictwa – Afera. Pamiętam, że musieliśmy ocenzurować citylighty promujące książkę. Była z tym – nomen omen – kupa śmiechu.

PD: Od razu też w wydawnictwie Afera ustalił się szczególny sposób pracy – w bezpośredniej relacji z autorem/autorką. To trochę łatwiejsze – z uwagi na geograficzną bliskość – niż wtedy, gdy wydaje się pisarzy z drugiego końca Europy lub z innego kontynentu...

JR: Prowadzenie jednoosobowego wydawnictwa jest dość karkołomnym zadaniem. Trzeba zajmować się wszystkim: od pracy fizycznej, jak rozładunek palet z książkami, dźwiganie paczek czy ich wysyłka do dystrybucji, poprzez fakturowanie, pozyskiwanie grantów, promocję, obsługę targów, aż po redakcję czy wreszcie przekład literacki, którym przecież też często się zajmuję. Gdyby nie fakt, że z częścią autorek i autorów jestem po tylu latach prowadzenia wydawnictwa dość blisko, lub wręcz się przyjaźnię, zwyczajnie nie chciałoby mi się tego wszystkiego robić. Właśnie kontakt bezpośredni z wyjątkowymi ludźmi, których czytam i cenię, nasze wspólne podróże, rozmowy (a nie ma chyba intymniejszej relacji, niż relacja autor[ka] – tłumacz[ka]) są najpiękniejszą nagrodą za ten cały trud. Na pewno mam też sporo szczęścia, bo prawie zawsze trafiam na autorki i autorów niezwykle życzliwych i bezproblemowych. A wiadomo, że z artystami różnie bywa...

PD: Gówno się pali okazało się sukcesem i u nas.

JR: To książka fenomen, w tej chwili na rynku jest już trzecie wydanie, a każde z poprzednich wydań miało po kilka dodruków. Jednak muszę przyznać, że nie jest to moja ulubiona książka Petra Šabacha, wolę Babcie albo Pijane banany. Bezdyskusyjną siłą Gówna... jest tytuł, który przyciąga ludzi jak muchy.

PD: Kiedy przygotowywała Pani edycję Šabacha, wyobrażała sobie Pani, dokąd może to Panią zaprowadzić?

JR: Nie, działałam na żywioł. Kolega z Pragi dał mi numer do Petra Šabacha, zadzwoniłam, zapytałam, czy jeśli założę w Polsce wydawnictwo, żeby wydać jego książkę, to on się zgodzi. A on zareagował okrzykiem pełnym entuzjazmu. Nie wiem, czy akurat tamtego dnia już sobie chlapnął... Ale nie mogłam w to uwierzyć, bo brałam pod uwagę, że autor tego formatu, który w każdej większej czeskiej księgarni posiada swoją osobną półkę, będzie bardziej wybredny, nieufny, że będzie miał ogromne wymagania. Ale Šabach był najserdeczniejszą osobą pod słońcem [...]

 

Cały tekst - zob. "Twórczość" 2022, nr 11, s. 141-148.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz