środa, 22 września 2021

Korekta twarzy. Rozmowa anonsująca "Wiersze odzyskane" Tadeusza Różewicza

 


Artur Burszta:
Rozmawiamy tego samego dnia, kiedy udało się nam zamknąć prace nad Wierszami odzyskanymi Tadeusza Różewicza, a książka trafiła do drukarni. Radość jest wielka, bo udało się zrealizować pomysł, z którym chodziłem od kilku lat, czyli zebranie niepublikowanych w książkach wierszy pana Tadeusza. Głównie za Twoją sprawą, Przemku. Dziękuję Ci za te kilka miesięcy pracy. I cieszę się na kolejne, bo to nie koniec, o czym jeszcze będzie tutaj mowa.

Zarekomendował Ciebie do tego zadania Janek Stolarczyk. Jemu więc też należą się podziękowania. Miał przeczucie, że to właśnie Tobie uda się, dzięki wykorzystaniu coraz pełniejszych bibliografii i kartotek, dotrzeć do publikowanych w czasopismach od 1938 roku wierszy. Jednak ani on, ani ja nie spodziewaliśmy się, że będzie tego aż tyle. A Ty?

 

Przemysław Dakowicz: Tak, wszystko zaczęło się od Jana… To jest paradoksalna sprawa – spodziewałem się i nie spodziewałem. Miałem jako taką orientację w juweniliach Różewicza, wiedziałem jednak, że od Niepokoju publikował nowe książki niemal co roku – nie było powodu myśleć, że rezultat poszukiwań będzie zadowalający. Można się było spodziewać kilku tekstów. Zresztą zajrzałem do naszej korespondencji… Pierwszy list napisałeś do mnie w styczniu 2021 roku – informowałeś, że w porozumieniu z rodziną poety przygotowujecie nową książkę, i pytałeś, czy nie natrafiłem w prasie na jakiś nieznany wiersz. Wyraziłeś się właśnie tak: „jakiś wiersz” – oczekiwałeś co najwyżej pojedynczych znalezisk. Ja żadnych takich wierszy nie miałem. Odpisałem, że „powinniście szukać przede wszystkim w prasie z lat 40. i 50.”.

 

Na co ja się zdziwiłem i odpisałem: „Myślisz, że aż tak daleko?”. I zapytałem, czy podjąłbyś się poszukiwań. Wspomniałem, że szykujemy drugą edycję Ostatniej wolności i że chcielibyśmy ją uzupełnić „jakimiś dodatkami”.

 

Byłem wtedy po uszy zakopany w moich czeskich pasjach, w Hrabalu przede wszystkim, przygotowywałem materiały do kolejnego „czeskiego” numeru „Toposu”. Prowadziłem jednocześnie dwie długie rozmowy mailowe z ludźmi z Pragi i Nymburka, z Tomášem Mazalem i Janem Řehounkiem, co tydzień miałem nową porcję roboty – czytałem źródła, obmyślałem pytania, tłumaczyłem je na czeski i czekałem na odzew korespondencyjnych rozmówców. Odpowiedziałem Ci, że „nie stać mnie na stratę 2–3 tygodni” (gdybym wiedział, że ostatecznie potrwa to kilka miesięcy, zapewne nigdy bym tej roboty nie wziął).

 

Mogło się wydawać, że wystarczy przeszukać internetowy katalog Biblioteki Narodowej (śmiech).

 

Przejrzałem katalogi BN. Niewiele tam było – jedynie ostatnie lata. Perspektywa bycia redaktorem „uzupełniającym” już istniejącej książki, która ma być wzbogacona o kilka wierszy, zupełnie mi się nie podobała. Napisałem, że jeśli w przyszłości będziesz miał „coś bardziej wymiernego, chętnie wrócę do rozmowy”. Wróciliśmy do niej już po trzech dniach…

 

…i umówiliśmy się na książkę z tym, co znajdziesz w prasie – od drugiej połowy lat 40. do śmierci Tadeusza Różewicza. Bo w ciągu tych trzech dni dotarło do mnie, że może być tego więcej.

 

Do pracy przystąpiłem w marcu, ale na początku wciąż przerywałem, bo trzeba było zakończyć czeskie tematy, o których wspominałem – rozmowa z Tomášem Mazalem rozrosła się do stu czterdziestu stron, domknąłem ją i ostatecznie zredagowałem w maju (daj Bóg, ukaże się jako książka Hrabal. Ostatnie lata w przyszłym roku). No więc zanurkowałem w papierzyska, wypatrując osieroconych tekstów Tadeusza Różewicza. Już 7 maja wiedziałem i natychmiast cię powiadomiłem, że „rzecz będzie większa – zapewne kilkadziesiąt tekstów”.

 

Trudno było mi w to uwierzyć. Po wydaniu Ostatniej wolności tropiliśmy niepublikowane wiersze. Sprawdzane były teczki pozostawione na biurku przez pana Tadeusza. Janek Stolarczyk wertował swoje archiwum. Pisałem do różnych osób, które mogły coś posiadać. Przez te kilka lat, kiedy Biuro Literackie publikowało książki Różewicza, wydaliśmy sporo rzeczy będących wcześniej w rozproszeniu. Prozę Wycieczka do muzeum, szkice Margines ale, zbiór rozmów Wbrew sobie. Wydawało się, że to już koniec.

 

Rzecz, z której ani ty, ani ja nie zdawaliśmy sobie sprawy w wystarczającym stopniu – jak wiele kryje pożółkły, pokryty plamami, czasem rozsypujący się papier gazet sprzed kilkudziesięciu lat. Tu myśl, która towarzyszy mi od wielu tygodni (miałem o tym pisać w posłowiu, ale zabrakło czasu, by tekst ten wyglądał zupełnie tak, jak powinien): że sam Różewicz byłby zadowolony z charakteru tej pracy. Uwielbiał gazety, szczególnie gazety stare, zaczytywał się nimi, wyzyskiwał je jako materiał literacki. Długotrwałemu przeglądaniu przeze mnie prasy towarzyszyło więc wyobrażenie poety, który skądś, z góry czy z boku, uśmiecha się i kiwa głową, raz z aprobatą, kiedy indziej krytycznie, z niedowierzaniem – bo przecież nie wszystko, co ów pożółkły i poszarzały papier ujawnił, jest godne uwagi w równym stopniu. […]

 

 ----------------------------

Pełen tekst rozmowy na stronach Biura Literackiego, wydawcy Wierszy odzyskanych Tadeusza Różewicza ==> CZYTAJ

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz