poniedziałek, 13 września 2021

Bohumil Hrabal i Nymburk

 


[fragment rozmowy z Janem Řehounkiem - źródło: "Topos" 2021, nr 3 - do kupienia w salonach EMPiK]

 

Przemysław Dakowicz: Skoro już o tym mówimy... Lata wojny to dla Hrabala czas zdobywania kluczowych życiowych doświadczeń. Od października 1935 studiował na Uniwersytecie Karola w Pradze. Zrządzeniem losu w październiku 1939 roku nie uczestniczył ani w milczącej manifestacji towarzyszącej pogrzebowi Jana Opletala, ani – jak większość studentów – nie został deportowany do Sachsenhausen. Wydarzenia 17 listopada 1939 wspominał w następujący sposób: „Nazajutrz wybrałem się na wydział, wyszedłem po dziesiątej przed południem, a kiedy spojrzałem na schody tego mojego wydziału, czegóż to ja nie zobaczyłem?... Niemieccy żołnierze pędzili po schodach studentów, bili ich po plecach kolbami karabinów, z auli i z korytarzy wybiegali inni przerażeni studenci, i żołnierze zapędzali do podstawionych samochodów wojskowych tych studentów, wciąż nowych i nowych, a potem podniesiono burty, żołnierze wskoczyli... a ja stałem przerażony, gdybym przyszedł o pół godziny wcześniej, spotkałby mnie taki sam los jak tych moich kolegów, samochody ruszyły i słyszałem, jak ci moi uniwersyteccy druhowie śpiewają hymn narodowy: Gdzie jest mój kraj...”[1]. Tak więc na przełomie jesieni i zimy 1939 Bohumil Hrabal zjechał z Pragi do rodzinnego Nymburka. Mógłby pan opowiedzieć, jak wyglądało życie nymburczan w czasach Protektoratu? Kiedy zaczęła się w Nymburku okupacja? Co się tu działo?

 

Jan Řehounek: W środę 15 marca [1939] wkroczyły do Nymburka oddziały niemieckie. Punkt dowodzenia Niemcy urządzili w gospodzie Pod Mostem. Przed każdym ważnym obiektem postawili uzbrojone warty, przebywający w mieście czechosłowaccy żołnierze zostali zdemobilizowani. Pierwszą rzeczą, którą Niemcy zrobili, było przejęcie strategicznie istotnego dworca i warsztatów kolejowych. Oczywiście, okupacja nie obeszła się bez aresztowań i represji, ale Nymburk, z wyjątkiem kolei, nie miał żadnego znaczenia. Tak więc nymburczanie żyli, by tak rzec... w napiętym spokoju.

 

– Już na początku Niemcy zamordowali Karela Beneša, zastępcę starosty.

 

Komunista Karel Beneš został aresztowany zaraz po wejściu Niemców, a 21 marca zamordowano go na gestapo w Kolínie. We wrześniu pozamykano działaczy Sokoła, ale po tygodniu ich wypuszczono. Fala aresztowań wezbrała po zamachu na Heydricha, wtedy wyrok śmierci wykonano na staroście Rudolfie Jandáku i na kilka innych osobach. Łączna liczba zabitych w czasie wojny, czy to w egzekucjach, czy w wyniku działań konspiracyjnych, to kilkudziesięciu miejscowych.

 

– W Nymburku stacjonowały jakieś niemieckie jednostki?

 

Ulokowano tu niewielki oddział żołnierzy i policyjny pluton z karabinem maszynowym. Niemieckie dowództwo wojskowe okręgu Nymburk mieściło się w Poděbradach, Oberlandrat [tzn. siedziba okupacyjnej władzy administracyjnej] w Kolínie.

 

– Bohumil Hrabal wspomina wydarzenie z czasu, gdy pracował w kancelarii notarialnej Josefa Možuty, czyli między grudniem 1939 a sierpniem 1940. Z kolegą Jirkou Jeřábkiem pili piwo w hotelu Grand, później, nocą, szli przez pusty rynek, dla drwiny głośno kalecząc język niemiecki – zostali zatrzymani przez jakichś Niemców. Niewiele brakowało, by sprawa miała finał na gestapo lub w obozie koncentracyjnym. Opisał tę scenę w Listopadowym huraganie[2].

 

Sytuacja ta nigdzie nie jest udokumentowana, moglibyśmy się spierać. To oczywiste, że w mieście byli Niemcy. Do każdej fabryki, na kolej, do magistratu delegowano specjalnych niemieckich urzędników, którzy na wszystko mieli oko.

 

– W Listopadowym huraganie Hrabal pisze, że „patriotów z […] nymburskiego okręgu” Niemcy przewozili do Kolína i że w Kolínie ludzie „znikali”. Co działo się tam podczas wojny? W Kolínie funkcjonował jakiś obóz przejściowy?

 

Jak już mówiłem, w Kolínie miał siedzibę Oberlandrat, czyli urząd władzy administracyjnej. A przy nim dowództwo gestapo. Wszystkich aresztowanych przesłuchiwano właśnie tam, wielu straciło życie.

 

– Przed wojną żyło w Nymburku kilkudziesięcioro Żydów...

 

Tak, osiemdziesięcioro nymburskich Żydów zakończyło swoje życie w obozach koncentracyjnych. Wrócili jedynie Zdeňka Picková, Karel Glückner i siostry Rehr.

 

– Myślę, że jednym z najdoskonalszych opowiadań Hrabala jest Armagedon z tomu Taka piękna żałoba. Chętnie bym się dowiedział, czy niektóre spośród scen tam przedstawionych odpowiadają rzeczywistym wydarzeniom... Czy istniała którakolwiek z postaci opisanych przez Hrabala, na przykład pan Vašíček, rzeźnik, albo pan Rehr, sklepikarz?

 

Nie tylko oni, lecz wszystkie postaci z Takiej pięknej żałoby są autentyczne, podobnie jak ich losy.

 

– Czy istnieją jakieś relacje z epoki? Spotkał pan świadków tamtych wydarzeń? Może coś opowiadał sam Hrabal?

 

Wielu spośród tych, którzy w książkach się pojawiają, zdążyłem poznać osobiście. Na przykład fryzjera Bóďę Červinkę, w rzeczywistości Červenkę, który w Stowarzyszeniu Teatralnym „Hálek” pracował jako charakteryzator (vide Postrzyżyny), właściciela sklepu papierniczego Fuchsa z jego automobilem marki Lancia, świadka dawnych czasów pana Kořínka (vide Taka piękna żałoba), którego „kolegą” stałem się, gdy zacząłem pisać o historii Nymburka, siostry Rehr, które jako jedyne z całej rodziny przeżyły obóz koncentracyjny – aż do lat 70. prowadziły ten rodzinny smrodliwy skup skór (vide Armagedon z tomu Taka piękna żałoba). Pan František Vašíček rzeczywiście zginął w obozie i miał tablicę pamiątkową na słupku wrót do jatek (Armagedon). Pamiętam na domu w alei Boleslavskiej szyld z wielkimi literami: Runkas (pompka firmy Runkas w Postrzyżynach). Postacią rzeczywistą był także czapnik Šisler, który wykonał dla Pepina czapkę marynarską (dochowała się, razem z reklamą pana Šislera). Wnuk drogisty Hladíka, który sprzedawał Morol i Tancolín, prowadzi rodzinną drogerię do dziś (vide Zbezczeszczony rozdzielacz z tomu Taka piękna żałoba). 

 [...]

 

– Od 10 marca 1942 jest Hrabal zatrudniony jako „robotnik pomocniczy wydziału konserwacji torów”. Na czym polegały obowiązki takiego „robotnika pomocniczego”?

 

Zatrudnił się na kolei, gdy zawisła nam nim groźba robót przymusowych w Rzeszy. Te początki znamy jedynie z jego tekstów Fádní stanice [Nudna stacja] i Chvála povolání [Pochwała pracy zawodowej] oraz z tu i ówdzie rzucanych uwag. Pracował w kancelarii, gdzie zakładał archiwum, wykonywał różne zadania na stacji – na przykład malował płot, podbijał szyny, przyprowadzał drezynę toromistrzowi. W piątek 13 marca 1943 został skierowany na stację w Kostomlatach, gdzie sprawdzał stan torów, dbał o porządek na peronach, czyścił i oliwił zwrotnice, opiekował się przechowalnią bagaży i rowerów, robił zakupy dla pani kasjerki. Ukończył najpierw kurs dla telegrafistów, następnie dla dyżurnych ruchu i 8 grudnia 1944 roku objął stanowisko dyżurnego ruchu na stacji Kostomlaty koło Nymburka.

 

– Kilkadziesiąt lat później pan również pracował na kolei. Spotykał pan świadków wydarzeń z czasów okupacji? Rozmawialiście o wojnie, o „pociągach pod specjalnym nadzorem”?

 

Ja pracowałem w warsztatach kolejowych, nie w przewozach. Ale o pracy Hrabala rozmawiałem ze świadkami. Na przykład pan Vojtěch Kladívko, dyżurny ruchu, opowiadał o nim jako o koledze zawsze chętnym do strojenia sobie żartów i robienia kawałów. Pani Helena Červená z Kostomlat wspominała, że w twarzowym mundurze i przeciwdeszczowej pelerynie, w czapce typu francuskiego, z denkiem, sprawiał jak najlepszej wrażenie, gdy sprzedawał jej bilety – dojeżdżała do Pragi, a on odprawiał pociągi. Przeszukałem archiwa, mogę więc zaręczyć, że pomysł Pociągów pod specjalnym nadzorem miał źródło w prawdziwych wydarzeniach – członkowie ruchu oporu z Lysej nad Łabą wysadzili w powietrze pod Stratovem pociąg z amunicją. Niemcy prowadzili śledztwo w tej sprawie, pełniący wtedy służbę dyżurny ruchu Hrabal miał pistolet przystawiony do głowy, lecz ostatecznie stwierdzono, że przyczyną wybuchu była iskra z lokomotywy.

 

– Kto to stwierdził?

 

W oryginale niemieckiego protokołu napisano co do słowa: „Ursache: Funkenflug von eigener Zuglok vermutat” (Przyczyna: Przypuszcza się, że od unoszącej się w powietrzu iskry z własnej lokomotywy).

 

– Hrabal opisał te wydarzenia nieco inaczej: „Widziałem już tylko Niemców uciekających przed Armią Czerwoną, pociągi-lazarety, które stały na mojej stacji, wiedziałem, że parę kilometrów za moją stacją partyzanci wysadzili w powietrze pociąg z amunicją, byłem przesłuchiwany, ale czym jest tragedia wojny, przekonałem się na własnej skórze dopiero wtedy, gdy przez moją stację przejeżdżały ostatnie pociągi z esesmanami, partyzanci rozmontowali szyny przed blokiem i żołnierze, gdy już naprawili tor, wjechali na stację i wzięli mnie na lokomotywę, czułem na plecach lufy ich parabelek, stałem przed dowódcą, pociąg ze mną w środku odjeżdżał i ze zgrozą zdałem sobie sprawę, że wystarczy jedno skinienie a wypalą z parabelek, i zrzucą mnie z lokomotywy i już mnie nie będzie”. Znamy dokładnie przebieg wydarzeń czy też dysponujemy jedynie wspomnieniem Bohumila Hrabala? Są jakieś oficjalne dokumenty, może relacje byłych partyzantów? Może były to dwie odrębne sytuacje? Znane są panu jakieś szczegóły?

 

Nie ma wątpliwości, że w tekście, który pan cytuje, Hrabal pomieszał różne wydarzenia, wcześniejsze z późniejszymi. Niestety, nie dysponujemy żadnymi bliższymi informacjami i gdyby nie Hrabalowskie „pábení”, zapewne i ta historia z czasów wojny zapadłaby się w niebyt.



[1] B. Hrabal, Listopadowy huragan, w: tenże, Listy do Kwiecieńki, przeł. A. Czcibor-Piotrowski, Warszawa 2002, s. 138.

[2] Tytułowe opowiadanie z wydanego w roku 1990 słynnego pierwszego tomu tzw. listów do Kwiecieńki.

[3] B. Hrabal, Rozhovor sám se sebou, w: tenże, Spisy, t. 6: Ze zápisníku zapisovatele. Publicistika, Praha 2018, s. 205.

[4] Zob. B. Hrabal, Skarby świata całego, w: tenże, Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych, przeł. A. Czcibor-Piotrowski, Warszawa 1990, s. 444–445.

[5] K. Marysko, Několik slov k úvaze, „Haňťa press“, č. 18, 1995, s. 79.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz