poniedziałek, 28 września 2015

Piaśnica - pod mikroskopem pamięci



Las piaśnicki, ciała ofiar (źródło: Wikipedia)


Bohaterami ballady Erlkönig Johanna Wolfganga Goethego są ojciec i syn, przemierzający konno ciemną przestrzeń lasu. Cytuję przekład Antoniego Libery: „Zapada już noc i wicher dmie. / Kto o tej porze na koniu mknie? / Z dzieckiem w ramionach, w mroku bez dna; / To ojciec z synkiem do domu gna”. Dziecko słyszy dobiegający spomiędzy drzew głos nadprzyrodzonej, fantastycznej istoty – Króla Olszyn. Czuciu i wierze syna ojciec przeciwstawia racjonalne argumenty, świadectwo zmysłów: „– Dlaczego, synku, odwracasz wzrok? / – Nie widzisz, tato? Popatrz tam, w bok. / Król olch mnie wabi, korona mu lśni. / – To tylko mgła. Coś ci się śni. […] // – Ach, tato, tato! Słyszysz ten śpiew? / To znów król olch, to znów jego zew. / – Spokojnie, synku, to wiatru świst. / To szelest liści lub ptaków gwizd. […] // – Patrz, tato, tato! Nie widzisz? Tam! / To córki króla. Znak dają nam. / – Nie, synku, nie! To żaden znak. / To próchno się sypie i świeci tak”. Nocna wędrówka kończy się tragicznie. Wyimaginowana lub rzeczywista groźba władcy lasu zostaje spełniona – kiedy za ścianą drzew ukazują się światła domostwa, dziecko jest już martwe.

Fragment zamiast całości
Dlaczego opowieść o ludobójstwie dokonanym przez Niemców w okolicach wsi Wielka Piaśnica i Mała Piaśnica zaczynam od przypomnienia wiersza Goethego? Czynię tak z kilku powodów. Teraz powiedzmy jedynie o pierwszym z nich, być może najważniejszym.

Czy nie jest tak, że historia, szczególnie gdy oglądamy ją z dużego dystansu czasowego, jawi się nam jako materia niewiele mająca wspólnego z realnością? Czy najbardziej krwawe wydarzenia i najokrutniejsze zbrodnie nie przybierają w naszej wyobraźni kształtów widmowych, nie zamieniają się w trudną do objęcia i zrozumienia mieszaninę mitu i baśni? Żywi ludzie tracą swoją konkretność, ich twarze pozbywają się wyrazistości, głosy brzmią niewyraźnie i głucho. Z całej skomplikowanej tkanki życia pozostaje gruba czarna kreska, jakby niewprawny rysownik kilkoma ruchami węgla usiłował oddać, niemożliwą do powtórzenia, wielość szczegółów jakiejś rodzajowej sceny lub wielobarwnego pejzażu. Z odległości siedemdziesięciu kilku lat trudno odróżnić ofiary od sprawców – ludzkie postaci roztapiają się we mgle, nikną w ciemności. Na jęk umierających, na śmiech morderców nakładają się gwizd ptaków, szelest liści, świst wiatru wśród gałęzi.

Co pozostaje? Trzymać się konkretów – epizodów utrwalonych przez ludzką pamięć lub zatrzymanych w bezdusznym obiektywie fotograficznego aparatu.

Prawda o zbrodni w Piaśnicy składa się ze szczątków obrazów, ze strzępów słów, ze scen przerwanych, zanim zaczęły się na dobre rozpocząć. Jakby wszystko, co wydarzyło się tam jesienią 1939 roku, zapowiadało naszą współczesność – z jej brakiem hierarchii, fragmentarycznością, aksjologicznym i estetycznym chaosem.

Sprawcy wiele uwagi poświęcili zatarciu śladów własnej działalności, skazując nas, którzy chcemy wiedzieć, na domysły, hipotezy, „wersje robocze”. Wszystko, co można dziś uczynić, to oglądać każdy szczątek, każdy fragment, każdy detal – pod mikroskopem pamięci. Właśnie temu ma służyć niniejszy tekst.

Najpierw jednak kilka podstawowych informacji.
Zagłada elit
Ludobójstwo dokonane w lasach piaśnickich było jednym z etapów skomplikowanego procesu społeczno-politycznego kulminującego z chwilą dojścia do władzy w Niemczech NSDAP i Adolfa Hitlera. Nowe władze wybrane przez Niemców otwarcie mówiły o potrzebie zrewidowania postanowień traktatu wersalskiego i kwestionowały kształt granic międzypaństwowych przyjętych po I wojnie światowej. Dążyły do patriotyczno-ideologicznej aktywizacji tych obywateli Polski, którzy przyznawali się do niemieckich korzeni i utrzymywali łączność z krajem swoich przodków. Chodziło o to, by – w perspektywie szykowanej przez Hitlera ofensywy – wyzyskać ów ludzki potencjał do realizacji podstawowego celu: przyłączenia do Rzeszy ziem „utraconych” po 1918 roku na rzecz państwa polskiego. W drugiej połowie lat trzydziestych terenem szczególnej aktywności propagandowej hitlerowców stało się Pomorze Gdańskie – o zakresie i skali tych działań świadczy masowe zaangażowanie obywateli polskich niemieckiego pochodzenia w akcję eksterminacyjną podjętą po wkroczeniu wojsk agresora na teren II Rzeczypospolitej.

W trakcie miesięcy poprzedzających wybuch wojny opracowano w Berlinie tzw. Sonderfahndungsbuch Polen, księgę zawierającą wykaz nazwisk tych Polaków, których charakteryzowano jako reprezentantów narodowej elity i krzewicieli polskości. Ich fizyczna eliminacja została uznana za jeden z warunków prędkiego objęcia władzy nad terenami zajętymi przez Wehrmacht. Ta jedyna w swoim rodzaju lista proskrypcyjna nigdy by nie powstała, gdyby nie pomoc tysięcy informatorów rekrutujących się spośród przedstawicieli mniejszości niemieckiej w Polsce. To oni – we wrześniu 1939 zasilający szeregi Selbstschutzu, organizacji paralimilitarnej ściśle współpracującej z niemiecką policją i SS – dostarczyli centralnym urzędom hitlerowskim obszernych informacji dotyczących społeczno-politycznej działalności swoich polskich sąsiadów, a także danych osobowych i adresowych oraz wszystkich szczegółów umożliwiających sprawne ujęcie „wrogów Rzeszy”. Jesienią i zimą roku 1939 wielu z dotychczasowych tajnych współpracowników hitlerowskich służb brało czynny udział w aresztowaniach, a nawet w egzekucjach dokonywanych na więźniach. Wyjątkowym zapałem w owym, realizowanym z najwyższą sprawnością i żelazną konsekwencją, morderczym procederze wykazała się niemieckojęzyczna ludność Pomorza.

Zagłada polskich „warstw kierowniczych” objęła około pięćdziesięciu tysięcy osób (nowsze źródła podają liczbę o dziesięć tysięcy wyższą) zamieszkujących przedwojenne województwo pomorskie. Były one masowo rozstrzeliwane w wielu miejscach. Największą liczbę ofiar pochłonęły egzekucje w okolicach obu Piaśnic, Mniszka i Szpęgawska. Szacunkowe dane mówią o dwunastu tysiącach (a nawet: czternastu tysiącach) zamordowanych w Piaśnicy, dziesięciu tysiącach w Mniszku i siedmiu tysiącach w Lesie Szpęgawskim.

Ciąg dalszy w książce Afazja polska 2 (Warszawa: wyd. "Sic!", 2016).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz